- Ej ty, skamieniała cholero, nie chcesz może kogoś, kto ci odciął nogę?-zapytał z drwiną w głosie. Co dziwne golem najwidoczniej go zrozumiał. Spojrzał na niego i rzucił Rozę w powietrze. Bardzo wysoko. Na chwilę straciła oddech. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
- Kya! Tsusen, zabije cię! Ja nie umiem latać!- krzyknęła, widząc ziemię zbliżającą się do niej coraz szybciej. Zamknęła oczy, przerażona.
„Czyżby to był kres mojego krótkiego życia!? Zginę jako mokra plama na placu szkoły…”
W tym samym czasie monstrum rzuciło się na wampira. Chłopak jednak nawet nie drgnął, a wtedy zacisnęły się na nim z niesamowitą siłą dłonie potwora. Po kilku sekundach otwarły się, a golem spojrzał w miejsce, gdzie oczekiwał ujrzeć swoją zgniecioną ofiarę. Nie było jej tam. Jedyne co po nim zostało to dziura w ogromnych łapskach. Po krótkiej chwili potwór rozpadł się na kawałki, pozostawiając po sobie tylko kilka głazów i spora ilość ziemi. Tsusen odbijał się od skał, przeskakując zwinnie z jednej na drugą, skoczył wyżej, łapiąc Rozę. Upadli na ziemię. Jak można się domyślić, rozdygotana i przerażona dziewczyna wylądowała na nim. Nie wierząc, że żyje i ma najprawdopodobniej wszystkie kości tam gdzie być powinny,w dodatku w stanie w jakim przywykła, że są.
- A myślałem, że potrafisz latać-mruknął ,czekając aż dziewczyna z niego wstanie. Ta jedynie spojrzała na niego ze łzami w oczach. Nie można było po jej wyrazie twarzy wywnioskować czy jest wkurzona, przerażona czy zawstydzona. Wskazała na niego palcem, usiłując mu grozić rozdygotaną dłonią i siedząc na nim w najlepsze.
- Z-za-za-za-zabije-je-je c-ci-cię! – wydukała piskliwym głosem, a w fiołkowych oczach widać było przerażenie- T-to-to chy-yba-ba jas-sne, że n-ni-nie umiem latać!- dodała, nie ruszając się z niego- N-ni-nie mogłeś m-mn-mnie ur-ra-ratować w inny spo-os-osób!?-spytała.
W końcu przestała się trząść.Jednak nadal nie była do końca świadoma, co się dzieje . Mimo iż bardzo się starała, nie potrafiła zmienić wyrazu twarzy, z przerażonego na groźny.
-Mogłem też odciąć mu dłoń, ale zapewne to by spowodowało, że spadłabyś w zaciśniętej ręce na ziemię, co by było gorsze-powiedział spokojnie, dalej leżąc na ziemi. -Masz zamiar nadal tak na mnie siedzieć czy zrobisz coś w końcu ze swoim ubraniem? –zapytał, unosząc brew do góry. Spojrzała na niego nie wiedząc o czym mówi, podążyła za jego wzrokiem i znieruchomiała. Siedziała na nim, z rozwianą spódniczką i poszarpanymi zakolanówkami. Wszystkie guziki, za wyjątkiem jednego prawie u samej góry, rozpiął gwałtowny wiatr. Biały stanik unosił się lekko, pod wpływem szybkiego oddechu dziewczyny, na kształtnych piersiach. Słodka, różowa kokardka, w której to wzrok miał utkwiony Tsusen, widniała dumnie na środku jej stanika. Poczerwieniała. Odsunęła się od niego na znaczącą odległość, naciągając spódniczkę na kolana i chwytając dłonią za materiał koszuli, by zakryć stanik.
- A może mi się tak podoba!? Nie patrz na mnie! To nie moja wina!- utkwiła wzrok w swoich kolanach, zawstydzona. Po raz pierwszy zachowywała się w taki sposób- powinna go uderzyć.
Zaśmiał się lekko. Wstał. Zdjął koszulę i podał jej.
- Sprawdzę, czy nikomu nic się nie stało-powiedział ,wychodząc z dziury jaką zrobił, gdy uderzył o ziemię. Rozalia patrzyła jak odchodzi. Poprawiła rozwiane włosy z westchnieniem.
- Po co mi twoja koszula, głupku?- powiedziała do siebie i zaśmiała się pod nosem. Zapięła guziki od swojej koszuli i poprawiła spódniczkę. Wstała i spojrzała na swoje zakolanówki.
- Wyglądam jakby mnie pobili…- skomentowała, widząc postrzępiony materiał i zaśmiała się lekko.
***
Ukłoniła się przed Królową i w kilka minut wyjaśniła jej sytuacje oraz swoje przypuszczenia. Była poważana na królewskim dworze między innymi za swoje dotychczasowe zasługi dla królestwa. Fakt, iż była córką najlepszej przyjaciółki Królowej, nie grał tutaj kluczowej roli. Wypracowała sobie sama szacunek u szlachty. Czego oczywiście nie wiedział nikt ze szkoły.Nie mogli się dowiedzieć. Bardzo dobrze to ukrywała. Misje jakie wypełniała dla Królestwa były znane tylko i wyłącznie Dyrektorowi oraz niektórym nauczycielom.Dzięki temu mogła spokojnie opuszczać lekcje, gdy dostawała rozkazy od Henrietty oraz pomniejszych popleczników Królowej. Ukłoniła się jeszcze raz,odwracając się. Zakryła oczy kapturem, trzymając w ręce koszulę swojego Chowańca.
***
- Wszystko w porządku?- spytała, widząc Tsusena.- Wszyscy zdążyli uciec?-dopytywała.
-Kilka osób jest trochę posiniaczonych przez kawałki ziemi, reszcie nic nie jest-stwierdził spokojnie, wzruszając lekko ramionami. Chciał jeszcze coś dodać, ale się powstrzymał.
-A u ciebie i u Królowej wszystko w porządku?- zapytał. Kiwnęła głową w odpowiedzi.
- Pewnie słońce cię wykończyło, jak się czujesz?- spytała obojętnie, starając się nie myśleć o tym, co Tsusen niedawno zobaczył. Zaprzeczała w głowie istnieniu wcześniejszej sytuacji, starając się odepchnąć ją jak najdalej w głąb swojej pamięci.- Nie mam siły, by cię zatargać do pokoju, więc nie waż się mdleć- dodała.
- Aż tak mnie słońce nie wykończyło-powiedział spokojnie, wzruszając ramionami. -W takim razie, ja znikam do cienia-powiedział, kierując się w stronę zamku. Kiwnęła głową, odchodząc w drugą stronę.
***
Odnalazła go w cieniu drzewa, ukrytego między murami szkoły. Spuściła mu przed twarzą manierkę z wodą. Najwidoczniej nie była jej.
- Masz, jest zimna- oznajmiła z obojętnym wyrazem twarzy.
- Dziękuję-powiedział, biorąc manierkę. Upił łyk, po czym oblał niewielką ilością wody głowę. Zaśmiała się cicho, widząc to.
- Lepiej?- spytała, opierając dłonie po bokach. Obejrzała się za siebie.
"Szukałam wszędzie… zostało tylko jedno miejsce."
Spojrzała na górę piachu i skał, pozostałości po golemie. Skrzyżowała ręce na piersi.
-Czegoś szukasz? -zapytał Tsusen, patrząc na Rozę. Odwróciła się w jego stronę. Kiwnęła głową.
- Mojej różdżki- oznajmiła- upadła mi, gdy golem postanowił, że mnie zgniecie i zaczął realizować swoje marzenie- mruknęła.- Nie mogłam jej nigdzie znaleźć, a niedługo zajdzie słońce. Zostało jedno miejsce- westchnęła- pod tym co zostało z golema. Niekoniecznie tam jest, mogłam ją przegapić- dodała w zastanowieniu. - Znajdź ją, sługo- rozkazała-najwidoczniej już się lepiej czujesz, więc przydaj się na coś. Odwróciła się do niego plecami. Od razu kazałaby mu jej szukać, ale wolała poczekać, aż słońce zacznie zachodzić. Chciała też znaleźć jakieś zajęcie, by zapomnieć o uroczym uczuciu bycia zgniataną.
- Masz na myśli ten patyk?- zapytał, pokazując różdżkę-znalazłem to, kiedy sprawdzałem, czy nikomu nic nie jest, chciałem ci ją oddać ale poszłaś.- Wzruszył ramionami .
- Ty.. ją.. miałeś ..przez cały ten czas..!?- wycedziła, zaciskając dłonie w pięści. Brew jej drgała, gdy odebrała od niego różdżkę. Rozwiała włosy dłonią, zamykając oczy. Otworzyła je. Mruczała pod nosem jakąś formułkę. Wcelowała w niego i … BUM! W miejscu w którym siedziała powstała jasny wzór pentagramu, wywołując dość spory wybuch.Popatrzyła na jego „cień” pozostawiony na ścianie po wybuchu. Dmuchnęła na koniec różdżki z satysfakcją. - Uważaj na siebie-puściła mu oczko, odwracając się do niego plecami i udała się do pokoju.
- Lepiej ty uważaj, bo kiedyś ci się to na tobie zemści-powiedział, wstając z ziemi. Spokojnym krokiem ruszył do wyjścia za mury zamku.
- To samo tyczy się ciebie- powiedziała, patrząc na niego.
***
Nim minęło kilka dni, znów czekała ich kolejna wspólna misja.Tym razem po rozkazy musieli udać się do samej Królowej Henrietty. Długa podróż powozem jednak nie była uciążliwa, a krajobrazy przewijające się w oknie nadawały tym krainom uroków. Weszli na teren zamku i od razu udali się do sali audiencyjnej. Roza uklękła przed Królową. - Cieszę się, widząc cię, Wasza Wysokość, w dobrym zdrowiu. Tak jak prosiłaś , Pani, przyszliśmy osobiście odebrać rozkazy- oznajmiła z szacunkiem i spojrzała na Henriettę. Tsusen ukłonił się nisko, po czym spokojnie stanął wyprostowany i z zamkniętymi oczami. - Oto wasz rozkaz- powiedziała, podając Rozie pergamin. Dziewczyna przeczytała go i na chwilę zastygła w bezruchu. – Oczywiście, zajmę się tym, Wasza Wysokość- oznajmiła, uklękła i nic nie mówiąc, wyszła z pałacu. Skierowała się od razu do powozu. Tsusen ruszył spokojnym krokiem za Rozą w lekkim zamyśleniu,ciekaw, co było na tym pergaminie napisane . Usiadła w powozie, na swoim zwykłym miejscu.
- Tym razem musisz wsiąść, sługo-rozkazała- muszę wyjaśnić ci, na czym polegać ma misja.
- Skoro muszę-powiedział, wchodząc do powozu na siedzeniu naprzeciwko niej. Mógł zauważyć, że mówi mniej pewnie niż zwykle, trzymając w dłoniach pergamin z misją. Powóz ruszył. Roza spojrzała na rozkaz od Królowej spoczywający jej na kolanach. Ściskała go kurczowo, by powstrzymać drżenie dłoni.
- Ktoś o pseudonimie "Rycerz Sprawiedliwości" porywa szlachciców, a my mamy go odnaleźć i zaprowadzić przed oblicze Królowej, zanim porwie następne ofiary - powiedziała, starając się brzmieć pewnie, choć bała się, że wrócą wspomnienia - Będę potencjalną ofiarą- dodała.
- Aha - powiedział spokojnie - sugeruję, że lepiej by było zamienić się rolami– mruknął obojętnie - jak mnie "zabije" nic mi się nie stanie –spojrzał za okno wzrokiem dziwniejszym niż zwykle.
- On nie zabija szlachciców, przynajmniej nie wszystkich – powiedziała Roza,patrząc przez okno. Po chwili coś skojarzyła i popatrzyła na niego jak na wariata - Że niby ja mam być twoją służącą..!? – wycedziła – Nie, dziękuje, już wolę zostać porwana - oznajmiła z dumą. Zerknęła na niego kątem oka i zauważyła, że jego wzrok jest inny niż zwykle.
- Czyli mam rozumieć, że cała chwała za jego złapanie ma przypaść mi, a ty jak przysłowiowa idiotka będziesz robić za wabik ? – zapytał Tsusen, patrząc na nią obojętnym wzrokiem - Jeżeli tak bardzo chcesz, to proszę, daj się mu złapać, mi to nie zrobi różnicy –wzruszył ramionami.
-"Zadufane panny nigdy nie zrozumieją, co jest najlepsze. Nienawidzę szlachty "- mruknął po japońsku, zerkając za okno – Prawda, stara wariatko? - dodał w taki sposób że Roza mogła go zrozumieć.
- „Stara wariatko..!?” Czy ty się aby przypadkiem nie zapominasz, co .. SŁUGO? - powtórzyła,patrząc na niego morderczym wzrokiem. Nie zważając na to, że nadal jest w powozie, wstała z ogromną ochotą, aby mu przyłożyć, jednak tylko zacisnęła dłonie w pięści i się powstrzymała. Spuściła głowę, wpatrując się w podłogę powozu. - Przebiorę się, gdy się zatrzymamy, w tych ubraniach za bardzo rzucam się w oczy. Zorientuje się, że jestem szlachcianką – powiedziała z westchnieniem –Módl się o to, aby nie znał Rozalii Valliere – oznajmiła widocznie zirytowana -Panie – wycedziła, mierząc go wzrokiem. Wzięła głęboki oddech. - Zrobię wszystko, co rozkażesz – spojrzała na niego, wchodząc w swoją rolę.Skłoniła głowę, patrząc na niego z takim szacunkiem, że aż to przerażało. Machnął tylko dłonią.
- Zobaczymy, czy spodoba ci się rola służącej - powiedział z wrednym uśmiechem. Zamknął oczy i dzięki drobnej iluzji zmienił swoje ubranie na bardzo wytworne i eleganckie.
„ Kiedy on zdążył się przebrać..?” Pomyślała zaskoczona, przecierając dłońmi oczy i nie dowierzając im zupełnie.
- Oczywiście, Panie, służenie tobie to zaszczyt – oznajmiła z tak ciepłym uśmiechem, że wydawała się zupełnie inną osobą. W myślach jednak zamordowała go najbrutalniejszą śmiercią, jaką tylko zdołała wymyślić. - Twoje słowo jest dla mnie rozkazem, czy mogłabym coś dla ciebie zrobić, Mój Panie? – spytała uroczym głosem, wręcz promieniejąc. Co mogło wydawać się mu straszne, zmieniła się nie do poznania. Było to swego rodzaju wyzwaniem dla niego. Groźbą. Była zdeterminowana. Uraził jej dumę, a nie powinien tego robić. Postanowiła zagrać swoją rolę najlepiej jak tylko potrafiła. Spojrzał na nią obojętnym wzrokiem i uśmiechnął się obleśnie.
- Zastanowię się, czy w ogóle na coś się nadasz - powiedział, odwracając wzrok- że też ojciec dał mi taką nic nie wartą służącą – dodał, kręcąc w załamaniu głową.
„Nic nie wartą..!?” Powtórzyła w myślach zirytowana. Tym bardziej, że pozwalał sobie na coś takiego jeszcze przed rozpoczęciem misji.
- Proszę o wybaczenie, Panie, na pewno cię nie zawiodę – skłoniła lekko głowę,wpatrując się w niego. Rozglądnęła się zdezorientowana, gdy powóz nieoczekiwanie się zatrzymał. Wstała, aby spojrzeć przez okno – jesteśmy już na miejscu..? Przecież jeszcze nie minęliśmy Gerinwel… Ryshard..? co się sta… - zawołała i zaraz po tym zamilkła, bo powóz ruszył bez ostrzeżenia. Zachwiała się niebezpiecznie,gdy wpadł w dziurę i wyjechał z niej gwałtownie. Wywróciła się na Tsusena,lądując głową na jego udach z dłońmi zaciśniętymi kurczowo na materiale jego spodni. - .. co to było.. – uniosła powoli głowę, by spojrzeć, co się stało i znieruchomiała w jednej chwili, patrząc mu w oczy cała czerwona.
- Pewnie wpadł w sporą dziurę- stwierdził spokojnie, wzruszając lekko ramionami. Wstała zawstydzona, chcąc się odsunąć od niego, lecz kiedy to zrobiła Tsusen bez ostrzeżenia złapał jej dłoń. Zdezorientowana patrzyła, jak rozcina sobie kciuk o swój kieł i mamroczę coś pod nosem, jadąc zakrwawionym kciukiem po jej nadgarstku trzy razy. Kciukiem i palcem wskazującym złapał jej nadgarstek zaciskając mocno dłoń.
- Hm? Co to..? Co ty robi… – spytała cicho. - Przyda się - mruknął krótko, zabierając dłoń. Na jej nadgarstku przewieszona była teraz delikatna, czerwona bransoletka. - Dzięki temu będę wiedział, gdzie cię znaleźć, jak ktoś cię porwie. Zdjąć ją mogę tylko ja albo ty -mruknął obojętnie. Chciał coś jeszcze dodać, ale się powstrzymał. Wysłuchała go spokojnie, patrząc na bransoletkę. Usiadła spokojnie na swoim miejscu. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednak po chwili zamknęła je i spojrzała na swoje kolana.
- Dobrze, rozumiem – odpowiedziała bardziej spokojna niż zwykle, choć w duchu była przerażona. Spojrzała przez okno i położyła stopy na siedzeniu. Ułożyła głowę na oparciu i otoczyła ramionami kolana, wyglądając przez okno. Powtórzyła w myślach to, co powiedział:
„ jak ktoś cię porwie”.
Spokojnie patrzy za okno, jakby mało go interesowało, co się tutaj dzieje. Uśmiechał się kącikiem ust. Cóż, nie powiedział Rozie o wszystkich możliwościach tej bransoletki, co dla niego jest w pewnym sensie korzystne. Słychać już było rżenie koni. Powóz powoli zatrzymał się tuż przed wsią, do której zmierzali. Roza usłyszała, jak woźnica zeskakuje na ziemię i wyjrzała przez okienko.
- Zaraz będziemy na miejscu, a tera wyjdź, muszę się przebrać „Panie” –mruknęła, wstając z miejsca i zsuwając kaptur na ramiona. Rozpięła powoli go,nie przejmując się, że Tsusen nadal stoi za nią. Położyła kapturek na siedzeniu, składając go równo i zaczęła rozpinać koszulę.
- Jako twój "Pan" mogę tu być - powiedział spokojnie tuż przy jej uchu, tak dla zabawy, po czym wolno wyszedł z powozu, zamykając drzwi za sobą.
- Nie przeginaj - wycedziła pod nosem i zarumieniła się zawstydzona, odwracając w jego stronę, aby mu wygarnąć, ale jego już nie było. Prychnęła oburzona. Po kilku minutach wyszła z powozu w czarnej sukience z guzikami na dekolcie, jaką nosiły niektóre służące i w wysokich, ciemnobrązowych, wiązanych butach. Włosy miała upięte w wysoki kucyk,a pojedyncze kosmyki okalały jej twarz. Była gotowa. O ile porywacz nie znał jej i nie miał jej na swojej liście, nie powinien się zorientować, że jest szlachcianką. Weszła już w swoją rolę, kłaniając się z szacunkiem.
- Wybacz, Panie, że kazałam ci tyle na siebie czekać – powiedziała widocznie zmartwiona.
- Oby to było ostatni raz - wycedził groźnie - bo następnym razem każę ci chodzić za mną nago -warknął, patrząc na nią lodowatym wzrokiem, a jej dreszcz przeszedł po plecach.
- T..tak, Panie – wydukała drżącym głosem, wychodząc przed niego. – Nie zawiodę więcej twoich oczekiwań, proszę pójść za mną. Zaprowadzę cię do tutejszego hotelu, jak kazałeś – dodała, kłaniając się przed nim posłusznie i podając mu pergamin z misją, w środku którego była kartka z cyframi „246” - numer pokoju, który przydzieliła im Królowa. W tym miejscu najczęściej dochodziło do porwań arystokracji. Na ułamek sekundy spojrzała mu w oczy porozumiewawczo, aby zrozumiał, o co jej chodzi, po czym znów skłoniła się i skierowała do pobliskiego budynku tuż po drugiej stronie ulicy. Napis na jego szyldzie brzmiał: „Złota Szabla”. Najdroższy hotel w tych okolicach. Przeznaczony głównie dla osób z wyższych sfer i ich rodzin.
-Ta, ta, mniej gadaj, więcej rób – powiedział Tsusen, machając dłonią, na której było kilka szlachetnych pierścieni. W sumie były to iluzje, jakie wytworzył, rozcinając sobie lekko palce. Sztylet, który mu pozostał po pojawieniu się w tym świecie, też dzięki iluzji zamienił w laskę, której szczyt zdobiła głowa smoka. Spokojnym, dystyngowanym i wywyższającym się krokiem ruszył za swoją "służącą".
"Nie mogę przecież pozwolić, by ktoś porwał mój posiłek " -pomyślał, uśmiechając się w duchu. Oczywiście żartował sobie z tym posiłkiem,ale cóż, nikt nie musi o tym wiedzieć. Gdy dotarli do hotelu, Roza otworzyła mu drzwi do wielkiego holu zdobnego w jedwabie i cenne obrazy, z drogimi zasłonami i kanapami. W recepcji dostali klucz. Dała go swojemu „Panu” i ukłoniła się pokornie. Można było już tylko czekać na atak. Udali się wąskimi, równie pięknie i drogo ozdobionymi,korytarzami na piętro. Wszystko było w porządku. Przynajmniej na razie.
****
Szła spokojnie korytarzem tuż przed swoim „Panem”. Dłonie minimalnie jej się trzęsły - starała się opanować, jednak nie potrafiła. Co chwilę przez głowę przelatywały jej wspomnienia z przeszłości. Bolesne wspomnienia. Sznury.Widziała sznury na swoich nadgarstkach, ciemność stawała jej przed oczami. Nieprzenikniona ciemność, a w niej ten sam sadystyczny, groźny uśmieszek.Zacisnęła mocno dłonie, by się opanować. Nie pomogło. Zatrzymała się, patrząc szeroko otwartymi oczami na swoje dłonie. Drżały w przerażeniu. Nagle otrząsnęła się i zorientowała, że stanęła w miejscu, blokując przejście.Starając się wyjść jakoś z tej sytuacji, odwróciła się i skłoniła nisko.
- Proszę o wybaczenie, Panie – powiedziała. Nie okazywała strachu, tylko skruchę. Odwróciła się i znów ruszyła w stronę wyznaczonego im pokoju. Ukrywała,jak bardzo jest przerażona.
-Jeszcze raz się zatrzymasz bez mojego pozwolenia, a dostaniesz - warknął na nią i gdy się odwróciła, popchnął ją, by szła dalej. Omal się nie wywróciła, kiedy to zrobił.
- Idź, bo następnym razem zrobię z tobą to, co z innymi służącymi w mojej posiadłości - powiedział oschłym i znudzonym głosem, a Rozalia zadrżała z przerażenia.
- Tak, Panie – przytaknęła. Szła dalej, powstrzymując dłonie od drżenia. Zaprowadziła Tsusena pod drzwi pokoju i wskazała na nie dłonią. Nie było tego widać, ale minimalnie się trzęsła. – To tutaj, Panie, proszę wejść –dodała, otwierając mu drzwi i czekając aż wejdzie. Mimo dobrego wczucia się w role, w jej oczach widać było przerażenie -prawdziwe przerażenie, nie udawane. Za wyjątkiem tego, niczego nie zdradzała twarz ani zachowanie. Skłoniła głowę z szacunkiem, oczekując na niego. Uderzył laską tuż przed jej twarzą, po czym uniósł jej podbródek do góry,uśmiechając się obleśnie.
- Uwielbiam widzieć strach w waszych oczach - powiedział, przybliżając się do niej - Wtedy jesteście takie zabawne - dodał, a jej dreszcz przeszedł po plecach. Idealnie nadawał się do takiej roli – na myśl o tym aż serce jej przyspieszyło. Zamknęła za nim drzwi, wchodząc do środka. - Nalej mi wina - rozkazał, celowo podając jej kieliszek tak, by go upuściła. - Ty niezdaro! - krzyknął i uderzył ją dłonią w twarz. Upadła, pojmując, co planował. Z widocznym przerażeniem dotknęła dłonią policzka. Przeciętnemu obserwatorowi wydawałoby się, że uderzył ją bardzo mocno, a tak naprawdę zrobił to lekko i, korzystając z iluzji, sprawił, że na jej policzku pojawił się mocny czerwony ślad jego dłoni. - Wiesz, co cię czeka – warknął, uśmiechając się do niej w nie dwuznaczny sposób. Ta natychmiast przeczołgała się tuż pod ścianę, podpierając się dłońmi podłogi. - Nie, błagam Panie! Wybacz mi ten ostatni raz! To się już więcej nie powtórzy,przysięgam! – prosiła niemal na kolanach, jakby się czegoś panicznie bała.Oparła się o ścianę, nie mając już drogi ucieczki. - Ostatni raz już ci wybaczyłem - powiedział, powoli do niej podchodząc i uderzając laską o otwartą dłoń - Może chociaż w łóżku będziesz mniej niezdarna– rzekł i z wrednym, sadystycznym uśmiechem złapał ją za ubranie i uniósł do góry – Sprawię, że będziesz mnie błagać, bym z tobą skończył -wycedził jej tuż przy uchu – A ja, zamiast cię wykończyć, zabawię się twym nic nie wartym ciałem - dodał, po czym ją pocałował, a przynajmniej tak to wyglądało - naprawdę trzymał twarz blisko niej. - A teraz, mała ofermo, czas na przyjemną dla mnie zabawę - powiedział,obnażając swoje zęby. Dalej trzymając ją za ubranie, pociągnął i rzucił ją na łóżko, a wyglądało to jakby Roza była jakąś szmacianą lalką. Spojrzała na niego ze łzami w oczach, zaciskając trzęsącą się dłoń na swoim ubraniu. - Pokaż mi swoje ciało a może, powtarzam może, ci wybaczę – powiedział - Chociaż, patrząc na nie, nie jesteś tego warta - stwierdził z pogardą,biorąc butelkę wina i upijając z niej bardzo duży łyk. Ostatkiem siły woli Roza powstrzymała się przed zerwaniem się inie przywaleniu mu, by mu przypomnieć, czy się aby na pewno nie zapomina.
"Coś ci się nie podoba w moim ciele..!? Ty wstrętny, zarozumiały, zboczeńcu!?Odezwał się Pan i Władca . Ha! Już myślałam, że się o mnie martwiłeś, ale najwidoczniej się myliłam. Grrr! Po prostu chciałeś się zabawić moim kosztem!Poczekaj no! Niechaj tylko misja się skończy, to mnie popamiętasz! Nie podoba ci się moje ciało!? Proszę bardzo, ja nie mam się czego wstydzić przed takim idiotą! Bezużyteczny sługa! Będziesz jeszcze żałować, że to tylko misja! Grr!"
Brew jej lekko zadrgała, ale zamiast wygarnąć mu wszystko prosto w twarz,uspokoiła się i w pełni zadowolona z siebie zaczęła odpinać guziki na dekolcie,powoli pokazując stanik. W jej oczach Tsusen nadal mógł zobaczyć przerażenie, a jej wyraz twarzy mówił wprost, że bardzo się go boi. Mogła się zmusić do płaczu bardzo łatwo - fałszywa łza spłynęła jej po policzku, jakby chciała powiedzieć „nie”.
- T...tak Panie – wyjąkała cichutko, bojąc się na niego spojrzeć i wtedy usłyszała wolne klaskanie. Spojrzała zdezorientowana na środek pokoju, gdzie znikąd pojawił się obcy jej mężczyzna w masce.
- Brawo! Wspaniałe przedstawienie panienko Valliere! – zawołał melodyjnie,obnażając zęby i pokazując sztylet w dłoni z wygrawerowaną różą na rękojeści -To, to pewnie Panienki Chowaniec. Och, niestety nie tak łatwo mnie oszukać.Znam bardzo dobrze barwy głosu, zachowania i wygląd wszystkich szlachciców z tych okolic. Cóż, nie była Panienka na mojej liście, ale – nagle uśmiech zszedł mu z twarzy i spojrzała na nią groźnie – Nie mogę pozwolić, by Pies Królowej przeszkodził mi w realizacji mojego planu, więc proszę Panienkę o wybaczenie –skłonił się przed nią i zniknął, pojawiając się przy niej. Uderzył ją w kark.Zemdlała. Chwycił ją i przerzucił przez ramię. - A to, żeby się Pan nie nudził bez swojej Panienki – dodał, wskazując na jego stopy. Nie wiadomo kiedy wokół niego powbijał igły, które łączyły się we wzór pentagramu. Srebrne igły. Zabłysły, uniemożliwiając mu wyjście poza wyznaczony rewir, czyli jakieś dwa kroki od miejsca gdzie stał, wewnątrz pentagramu.Zaklęcie dość słabe, ale wystarczające, by zatrzymać na jakiś czas wampira. - Bye Bye! Miłej zabawy! – oznajmił, skłonił się nisko i zniknął razem z nieprzytomną Rozą. Tsusen uśmiechnął się pod nosem.
- Jak ja dawno nie widziałem takiego zaklęcia - powiedział do siebie – Ile to już lat minęło? Chyba z dwieście. Rozgryzł sobie kciuk prawej dłoni i zaczął krwią pisać dziwne symbole w okręgu,w którym się znajdował. Zajęło mu to z pięć minut, gdyż musiał sobie przypomnieć ich odpowiednią kolejność. Po wykonaniu tej czynności wstał i przeszedł teren oznaczony igłami, raniąc przy tym swoje ciało kiedy zaatakowały go igły, usiłując powstrzymać go przed ucieczką. Z miejsc, gdzie wbiły się w niego, przecięły skórę. Gdy wbiły się głębiej, powstały rany. Zaczęły się z nich wydobywać kłęby dymu, co wyglądało jakby skóra płonęła. Na ustach chłopaka zagościł sadystyczny, morderczy wręcz uśmiech. Jego wzrok był lodowaty i tak mroczny, że niejedną osobę by przeraził. Zamknął oczy, szukając swego posiłku. Po paru minutach zniknął, pojawiając się na tyłach hotelu – w starej rezydencji w lesie.
- "Czas na zabawę" - wyszeptał do siebie po japońsku. W jego dłoniach pojawiły się dwa sztylety. Ten w prawej ręce był idealnie zgrany z jego wampirzą aurą, a drugi, trzymany w ręce lewej, znalazł go w pokoju hotelowym, z którego zniknął.
W tej chwili nie wyglądał jak człowiek, prędzej jak demon lub maniak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz