piątek, 7 listopada 2014

Rozdział XIV



               Nagle usłyszała cichy szmer.
- Kto to!? Wychodź natychmiast! - zawołała, wyciągając różdżkę. Nikt się nie pojawił. Przynajmniej tak jej się zdawało. Odwróciła się i tuż za nią stał z uniesionym w górę ostrzem wysoki ,umięśniony mężczyzna. Blondyn. Jego wzrok zdawał się morderczy.  Tylko tyle zdołała zauważyć - miał zasłoniętą twarz. Zadał cios, Rozalia ledwo umknęła odskakując metr dalej. Poczuła ból na ramieniu, jej wzrok odruchowo powędrował na jego źródło. Skóra była nacięta a ze skaleczenia zaczęła sączyć się krew. Syknęła zrywając się na równe nogi i patrząc na napastnika.
- Gdzie jest Tsusen!? - warknęła  w stronę napastnika, który gdy to powiedziała, znów ruszył na nią z nożem. Nie mogła robić nic poza ciągłymi unikami. Był za blisko, nie miała czasu na inkantacje. Zdyszana odskoczyła dalej. Zaczęło kręcić się jej  głowie od upływającej powoli krwi. Szeptała coś szybko w panice. Pierwsze lepsze zaklęcie jakie przyszło jej do głowy. Otoczyła ją jasna poświata.
-"Nie dam ci czasu na inkantacje mała" - oznajmił niski, męski głos spod chusty. Skoczył w jej stronę zamachnął się po czym ciął lekko jej drugą rękę. Uskoczyła w bok. Upuściła różdżkę, a on złapał jej dłonie i przycisnął ją do drzewa. Obraz zaczął jej się rozmazywać. Jej myśli skupiły się ostatkiem przytomności na sztylecie, który miała schowany pod ubraniem. Spróbowała wyrwać ręce z jego uścisku. Nie udało się więc spróbowała go kopnąć ale on zwinnie ominął jej nogę i przydepnął do ziemi.
-"Nie ciebie szukam" - stwierdził przyglądając się jej badawczo widząc ,że ledwo łapie oddech.
-"jednak stanowisz zagrożenie, bardzo mi przykro ale będę musiał cię zabić" – oznajmił. Uniósł broń w górę. Roza zamknęła oczy z przerażeniem i nagle.. Nic. Tsusen pojawił się tuż za mężczyzną. Przebił jego klatkę piersiową swoją dłonią.  Ciągle miała zamknięte oczy. Poczuła  na twarzy kropelki krwi. Nie mogąc już dłużej wytrzymać tej przerażającej ciszy uniosła powieki. Zobaczyła Tsusena. Ostrze wbiło się w jego dłoń gdy przebił na wylot pierś przeciwnika usiłując je zatrzymać.  Serce waliło jej jak gdyby miało wyrwać się jej z piersi. Próbowała się uspokoić. To wszystko działo się za szybko.
- Nawet jak miałeś towarzyszy, to już nie żyją-szepnął mu tuż przy uchu-  nie wiesz jak bardzo cieszyłem się słysząc ich krzyki podczas łamania ich kości i wyrywania kończyn-oznajmił. Uniósł go tak w powietrze i cisnął nim w drzewo. Gałąź przeszła mu przez dziurę w piersi. Opuścił spokojnie zakrwawioną rękę. Spojrzał bystrym wzrokiem na Rozę patrzącą na niego przyćmionym spojrzeniem.  Siedziała na ziemi. Jej wzrok podążył za truchłem. Ukucnął przy niej.
- Twoja ręką. Trzeba to opatrzyć, daj mi chwile a…
Czystą dłonią puknął Roze w czoło. Zasnęła. Zarzucił ją na ramię i pojawił się z nią w namiocie. Księżniczka nadal tu była. Runy, które wypisał doskonale zdały egzamin. Była bezpieczna. Położył Rozę obok niej. Ranną dłonią przetarł delikatnie jej wargi.  Jego krew wchłonęła się i po chwili po jej ranach nie było śladu.  Wyszedł z namiotu siadając na przeciw niego i wyciągając w końcu sztylet z dłoni. Rzucając go gdzieś w trawę z miną pełną typowej dla niego obojętności.


***


              Kilka minut później Roza rozbudziła się z krzykiem. Zatkała sobie usta dłonią widząc, że znowu leży obok Lali, a ostatnia rzecz jakiej teraz chciała to obudzić księżniczkę. Odetchnęła spokojnie widząc, że księżniczka ma o wiele twardszy sen niż przypuszczała i tylko przekręciła się na drugi bok.
Nie do końca pamiętała co się działo gdy Tsusen ją uratował. Pamiętała tylko słowa jakby ktoś lub coś wymazał z jej wspomnień obraz. Co prawda nie pamiętała co widziała gdy Tsusen ją uratował, jednak to co mówił jak zwykle było przerażające.
-..Idealny zabójca, co.. - westchnęła z załamaniem.
"Nawet jak miałeś towarzyszy to już nie żyją. Nawet nie wiesz jak cieszyłem się słysząc ich krzyki podczas łamania ich kości i wyrywania kończyn"
Mimowolnie przypomniała sobie to zdanie i ze wszystkich sił starała sobie tego nie wyobrażać.
"Urocze.."
Stwierdziła z ironią w myślach i wyczołgała się z namiotu. Spojrzała na Tsusena i ranę w jego dłoni. Usiadła. Jej wzrok przykuło ostrze, które jeszcze kilka minut temu było wcelowane w nią. Przetarła twarz by się bardziej rozbudzić.
- Znowu mnie uśpiłeś bestio jedna - mruknęła pod nosem po czym zobaczyła krew na swoich rękach. Rozmazała ją na swojej twarzy - ..to.. - zamilkła na chwilę - ..twoja krew, prawda? - dodała po chwili i starła ją chusteczką z twarzy. 
- Częściowo moja- przyznał-w końcu jak ci się przebije sztyletem dłoń to krew na pewno skapnie –powiedział
-„Skapnie”? Nazwałabym to  raczej miniaturowym wodospadem Niagara na mojej twarzy w przepięknym odcieniu krwawej czerwieni – wtrąciła mu się w słowo głosem pełnym ironii.
-Ale większość jest tego niedoszłego zabójcy, w końcu nie często komuś z klatki wystaje dłoń- ciągnął dalej  obojętnym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć głosem i od tak zaczął zlizywać krew z dłoni.
Rozalia zignorowała ten widok, coraz bardziej przyzwyczajając się do jego specyficznych zachowań. Pstryknął palcami zdrowej ręki by zmienić nieco runy i tylko on, Roza i ich woźnica mogli być wstanie rozbudzić naszą śpiąca królewnę.
- Żyłabym bez tej informacji - zapewniła go i lekko pobladła na wizje jego ręki wystającej jak gdyby nigdy nic z brzucha jej niedołęgo zabójcy. Podeszła do niego i wytarła mu dłoń chustką z krwi.
Nagle ją oświeciło - wybacz, taki odruch, ciągle zapominam, że jesteś wampirem.. - dodała, gdy uświadomiła sobie, że zlizując to miał pożywienie - chcesz trochę mojej, szybciej się wyleczysz - dodała z niewinnym uśmieszkiem, podciągając rękawek i pokazując fragment swojego nadgarstka i machając nim chcąc go wkurzyć. 
- Nie, dzięki-powiedział z uśmiechem- nic mi nie jest a zlizuję krew z przyzwyczajenia.
Prychnęła na nieudaną prowokację.
 -Bo KTOŚ sprawił, że czasem zamieniam się w kota, prawda? -zapytał patrząc na Roze z dość zdenerwowanym wzrokiem. Chcąc się z nią trochę podrażnić dla rozluźnienia atmosfery. Odwróciła głowę w drugą stronę udając niewiniątko.
- Przecież wiesz, że to nie było specjalnie.. - mruknęła pod nosem i wstała - chyba już czas ruszać. Jeszcze tylko kilka kilometrów i księżniczka będzie na miejscu. Pójdę ją obudzić - oznajmiła i wstała, idąc do namiotu.
 - Tak, trzeba się będzie zbierać- skwitował jej słowa pragnąć by ta misja wreszcie dobiegła końca.


***
 
                Jakiś czas  później byli już w drodze. Przejechali przez kilka miast i byli na miejscu. Pożegnali się z Lalą i wrócili do powozu.
- Nareszcie.. - powiedziała z lekkim załamaniem -..ciągle i ciągle.. ona potrafi ciągle gadać... skrytykowała cały mój strój, chociaż to mundurek, a potem wciąż nawijała o tobie i jaki to nie jesteś wspaniały i seksowny, aż mi się na wymioty zbierało..- oznajmiła z załamaniem.
- Zapewne gdybyśmy się zamienili miejscami to pewnie by się do mnie kleiła albo co gorsza obmacywała-stwierdził kręcąc głową w lekkim załamaniu - rany nie wiem co jej odbija-dodał w lekkim zamyśleniu.
- Dziwny sposób na dorastanie? - zaproponowała z wyczuwalnym załamaniem w głosie - Chociaż nie. Jest już taka od dziecka – przypomniała sobie - Choć  wcześniej nie była aż taka zboczona - dodała po chwili -..to na pewno twoja wina, to przez te twoją zboczoną aurę - dodała, patrząc na niego z widoczną pogardą przypominając sobie „niektóre sytuacje”.
- Ja nie mam zbocz...-przerwał w połowie zdania-dobra coś w tym może być- zgodził się -ale ja jej specjalnie nie roztaczam-dodał spuszczając uszy po sobie  ponieważ znowu przypominał ludzką imitacje kota.
-Może to wina tego, że jestem wampirem? -zastanowił się na głos-to dla tego mam takie dziwne szczęście-mruknął i przeszedł go dreszcz od stóp po sam czubek kocich uszu.
Zaśmiała się.
- Może - przyznała z uśmiechem, czując jak wcześniejsze zdarzenia uciekają powoli w niepamięć. Powóz niebezpiecznie podskoczył. Krzyknęła przewracając się w przód. Stanęli w miejscu, a ona wylądowała między jego nogami na ziemi.  Podniosła głowę i zaniemówiła. Spłonęła rumieńcem gdy ich oczy się spotkały, chciała wstać, ale jej rękaw zaczepił się o zapięcie jego spodni a gdy spojrzała w tamtym miejscu i zorientowała się gdzie patrzy, zaczęła ciągnąć rozpaczliwie rękaw i uciekła wzrokiem.
 - To nie jest śmieszne! Może byś tak pomógł co?! Czemu to zawsze mi się zdarzają takie sytuacje!? - zawołała, cała czerwona na twarzy i zażenowana.
-To może się wpierw się  uspokoisz, co?- zaproponował.  Chwycił jej rękę i szybko uwolnił jej rękaw-proszę bardzo-dodał.
 Natychmiast się odsunęła jak oparzona. Okazało się później, że pękło koło, woźnica musiał je wymienić.  Biedny Ryshard. Naprawdę nie mógł wiedzieć czemu z taką nienawiścią patrzy się na niego i na uszkodzone koło.
 - To niemożliwe, żeby takie rzeczy… Ech, nie ma co tu tak siedzieć. Chodź pójdziemy piechotą, już niedaleko - powiedziała i pociągnęła swojego chowańca za kaptur w stronę lasu. Poszedł posłusznie za nią przez las. Całe szczęście nie stał tyłem bo by się na nią przewrócił- dopiero obudziłby się w niej demon. Puściła jego kaptur. Widok lasu trochę ją otrzeźwił.
- Prawie zapomniałam jak tu ładnie - powiedziała rozglądając się dookoła gdy weszli na polanę. Nagle zobaczyła czarnego wilka między drzewami. Nie była w stanie oderwać od niego wzroku. Wyglądał jakby patrzył na nią, a co jeszcze dziwniejsze miał niebieskie oczy. Niebywale ludzkie. Zapatrzyła się na nie, zapominając o rzeczywistości.  Nie zauważyła, że ktoś w nią celuje.  Nagle rozległ się huk wystrzału. Wszystko działo się bardzo szybko. Odwróciła się. Zobaczyła Tsusena, który coś do niej wołał. Została odepchnięta na bok przez niego. Przeszyły go  kule, a ona upadła na ziemię. Zignorował to jak zwykle i pojawił się przed napastnikiem łapiąc go za gardło.  Uniósł go do góry, poczuł się dziwnie słabo.
- Jak śmiesz polować w moim lesie –wycedził przez zęby owładnięty wściekłością. Choć sam nie wiedział czemu aż tak bardzo.
Może dlatego, że celował w Rozę?
-Jako przekaz dla innych kłusowników wyrwę ci obie ręce –warknął w pierwszej chwili –chociaż nie, lepiej zrobię coś innego-dodał obnażając swoje białe zębiska. Szybkim ruchem pazurów rozszarpał mu brzuch po czym odrzucił go przed siebie z rany wypadły jego wnętrzności co oczywiście spowodowało, że umarł na miejscu. Odwrócił się w stronę swojej Pani.
- Żyjesz młoda? -  zrobił kilka kroków i upadł. Rozalia była w szoku, nie wiedząc co ma zrobić.
„Co się właściwie teraz stało?”
 Serce waliło jej jak oszalałe. Myśliwi uciekli.
 - ..T..tsusen..? ..h..hej! Wstawaj! nie wygłupiaj się, dobrze? - spytała siedząc na ziemi i patrząc na niego. Nie reagował. Zerwała się z ziemi i podbiegła do niego.
- Znowu chcesz mnie wkurzyć? To jakiś dowcip, tak? Jka tak to nie udany! Msz natychmiast przestać się wygłupiać i.. – wołała szturchając go. Nadal nie  reagował.
 - Tsusen? - szepnęła ciszej. Wzrokiem obiegła jego rany. Nie wyglądały na groźne, wiele razy gorzej obrywał i nic się nie stało. Nagle coś zauważyła. Zbladła. Otworzyła szeroko oczy  - Czy to nie jest przypadkiem..srebro?
 "Srebro jest śmiertelne dla wampirów"
Przypomniała sobie jego słowa. Przestraszyła się nie nażarty.
- Nie umieraj idioto! Myślisz, że tak łatwo się wymigasz od roboty!? – zawołała cała we łzach. Starła je szybko dłońmi. Musiała się opanować.
„On może zginąć”
- Ryshard! – zawołała stanowczo, odzyskując rozum - mam nadzieje, ze koło już naprawione.. Trzymaj się Tsusen. Zaraz ci pomogę - powiedziała, patrząc na jego nieprzytomna twarz.


***

             Nie wiedziała co myśleć. Była zagubiona. Nigdy jeszcze to on nie był zagrożony.
 "Kto do jasnej cholery używa srebrnych nabojów na polowaniu!?"
Szukała winnego chcąc zagłuszyć wewnętrzny głos, który w kółko powtarzał jej, że to wszystko jej wina. Gdyby tylko tak się nie zagapiła. Gdyby nie zobaczyła tego wilka. Gdyby była czujna. Nie doszłoby o tego. Wiedziała to. To ona kazała im iść na piechotę, a mogli zaczekać. To ona straciła czujność.
 "To moja wina!"
Dostał bo chciał ją ochronić. Znowu cała ta scena przemknęła przez jej umysł jakby w zwolnionym tempie. Usilnie wyszukują w niej chwili w której popełniła błąd.
 "Byłam taka głupia! Straciłam czujność. To przeze mnie on może umrzeć.”
Przywaliła dłonią w ścianę. Chwile później gorzko tego pożałowała i wymachiwała nią prawie ze łzami w oczach. Pielęgniarka  zapewniła ją, że usunęli srebro z jego organizmu, jednak widok jego nieprzytomnej twarzy  w gabinecie ciągle  ją prześladował.
„Nie ma co tak stać jak kołek. Pójdę do niego”
W końcu zdecydowała - kolejny już raz-  udać się do gabinetu pielęgniarki. Kazali dać mu trochę spokoju, jednak ona nie mogła przestać się martwić.


***


 -To moja szansa - zachichotała chytrze Rachel, stojąc przy drzwiach do gabinetu pielęgniarki. Rozchyliła lekko drzwi i spojrzała na JEGO łóżko.
- Nadal śpi - stwierdziła z satysfakcją i weszła do środka najciszej jak umiała by nie przywołać pielęgniarki. Podeszła cicho do niego i bardzo powoli odchyliła kołdrę.
- Sprawdzam tylko czy jest cały - usprawiedliwiła się i powoli rozpięła mu spodnie.
- No kurde! TAKI sprzęt się marnuje! - zawołała wkurzona i nagle otworzyły się drzwi do gabinetu pielęgniarki. Roza która nimi weszła zamarła na chwile w bezruchu po czym wskazała na Rachel, cała rumiana na twarzy i wkurzona.
 - CO TY TU ROBISZ!? - zawołały jednocześnie. Obie zawarczały  wściekle jak dzikie zwierzęta gotowe do ataku.
 - To MÓJ Chowaniec!/ To  MOJA SPRAWA!
Znowu zawołały jednocześnie.
 - Grr! - zawarczały obie.
- Jesteś nienormalna! zasuń to! A co zrobisz jak się tak obudzi!? - spytała sięgając do jego rozporka cała zarumieniona na twarzy w celu jego zasunięcia. Jak na złość zamek się zaciął.
- Em.. pogratuluje mu wspaniałego wyposażenia i zaproszę do siebie? - spytała z wrednym uśmieszkiem. - Jak będziesz się tak drżeć to na pewno się obudzi! – dodała jeszcze głośniej niż Roza.
 - Dwaj to! Nie umiesz!- dodała po chwili, popychając ją i szarpiąc się z zamkiem.
- Zepsułaś to! czemu wszystko czego się dotkniesz zmienia się w porażkę!?
 - Zamknij się i odsuń! Ja to zrobię! – odpyskowała Roza i zaczęły obie szarpać się z zamkiem, co chwile się popychając i naskakując na siebie.
- Czemu to nie chce się zasunąć!?
- Nie wiem! Na pewno to popsułaś!
- Po kiego grzyba to w ogóle rozsuwałaś!?
Podczas gdy one były zajęte kłótnią, o to która zasunie mu spodnie on zaczął się powoli wybudzać. Powoli zaczął podnosić dłoń do twarzy. Całe jego ciało było otępiałe, nic nie czuł.
 - Mogę wiedzieć co wy właściwie robicie?- mruknął patrząc  na nie, powoli otwierając oczy.
- To ona! - od razu wskazały na siebie jednocześnie wypowiadając te słowa-  i znowu zaczęły na siebie warczeć ze wściekłości. Roza spojrzała na Tsusena i gdy zorientowała się, ze nadal usiłuje zapiać mu spodnie w jednej chwili zabrała dłonie i spojrzała w innym kierunku czerwona jak pomidor. Rachel była bardziej pewna siebie, a ta sytuacja jeszcze bardziej ją bawiła zważywszy, że wmieszała w nią Rozę. Zemsta jest słodka, nawet jeśli przypadkowa.
- To wszystko jej wina! Bezczelnie tu weszła i zaczęła cię rozbierać! Chciałam to zasunąć.. ale.. się zepsuło - dodała zawstydzona.
 - Moja wina!? O niczym by się nie dowiedział jak byś TY tutaj nie przyszła i wszystkiego nie popsuła. - zaprotestowała oburzona Rachel.
 - Czy ty się w ogóle słyszysz!? - spytała Roza, patrząc na nią jak na wariatkę.
Szczęście dla dziewczyn przez jego  awersję na srebro nic nie czuł. Nie do końca też wiedział co się dzieje. Zdawało mu się, że to tylko sen.
 - Nie ważne –mruknął zdezorientowany -tylko dajcie mi się pozbyć resztek srebra i nie bądźcie blisko mnie. Bo to niebezpieczne –wymamrotał pół przytomny znowu kładąc głowę na poduszce-ostatnio jak dostałem srebrem to twój ojciec miał połamane żebra-powiedział wskazując palcem na Rozę po czym jakby nigdy nic zasnął.
- Słucham? - spojrzała na niego zaskoczona - ..zasnął - stwierdziła po chwili z widoczną ulgą. Udało jej się wreszcie zapiąć zamek -..a ty wynocha! nie zbliżaj się do niego! - zawołała dosłownie wypychając Rachel z gabinetu. Westchnęła i podeszła do Tsusena. Przykryła go kołdrą i pogłaskała go po głowie.
- Śpij spokojnie, Tsusen - szepnęła cicho zatroskana i wyszła z gabinetu pielęgniarki.  Zamknęła za sobą drzwi mając nadzieję, że Rachel nie będzie się już do niego dobierać. Chciała namówić pielęgniarkę żeby przenieść go do ich pokoju, jednak powiedziała jej wprost że nie ma mowy bo to może mu zaszkodzić. Zrezygnowana wróciła do swojego pokoju.  

***
 

               Wybrudził się dopiero nad ranem. Spokojnie otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Gdyby ktoś spojrzał w jego ślepia spostrzegł by coś dziwnego a mianowicie to iż jego białka mają czarny kolor. Podniósł się spokojnie z łóżka i powoli podszedł do okna, które otworzył na oścież. Czół przyjemny chłodny  wiatr. Wyciągnął z kieszeni zioła i kawałek kartki po czym skręcił sobie z tego coś na rodzaj papierosa. Schował woreczek z ziołami by następnie zapalić.  Zaciągnął się  i wypuścił z ust niebieskawy dymek.  Może i wyglądało jakby palił ale inaczej tego leku  nie dało się przyjąć. Oparł się spokojnie o parapet. Miał na sobie tylko spodnie. Nagle zakręciło mu się w nosie.  Kichnął, a na jego głowie wyskoczyły mu kocie uszy. Znowu kichnął i tym razem pojawił mu się koci ogon. Potarł lekko nos by powstrzymać kichanie. Nawet się nie zorientował, że wygląda teraz nieco "inaczej”. Widać, mimo że to zaklęcie miało zniknąć, ewidentnie przez to ze jest wampirem, raczej nigdy nie zniknie do końca.
 Roza postanowiła znowu go odwiedzić, zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do środka.
 - Ym.. Tsusen? - spojrzała na niego i zmarła - co ty palisz? - spytała patrząc na niego jak na rozpuszczonego nastolatka. Podeszła do niego jak burza i odebrała mu skręta - nie ładnie tak, tata wyjaśnił mi czym są narkotyki, ale czy ty w ogóle odczuwasz jakiś odlot? – spytała pamiętając, że jest wampirem, a wampiry zazwyczaj były odporne na wszelkie trucizny.
-Nie jestem tak głupi aby używać narkotyków-odparł spokojnie.
-To jest coś na rodzaj leku który pozwoli mi w łatwiejszy sposób pozbyć się srebra nie musząc podrzynać sobie żył- objaśnił pokrótce, odebrał jej swojego "skręta" i zaciągnął się jeden raz i zgniótł go. Wypuścił spokojnie dym a ona zakaszlała –idziemy?- zapytał spokojnie-ech nie chce mi się mówić niczego wrednego na temat odczuwania odlotu-stwierdził z dziwnym uśmieszkiem.
 - Znowu pomyślałeś o czymś zboczonym, prawda? - spytała z załamaniem wymalowanym na twarzy - idziemy - dodała krótko i skierowała się do wyjścia z pokoju - ale jesteś pewien, że możesz już chodzić? - spytała unosząc jedną brew i patrząc na niego wyczekująco.
 -Jak ktoś o czymś zboczonym pomyślał to ty- odpyskował jej  i lekko wzruszył ramionami.
-Gdybym nie mógł nie stał bym tutaj-dodał z wrednym uśmiechem.
- Wole mieć pewność - powiedziała obojętnie - nie będę cię potem targać z powrotem, jesteś cholernie ciężki - dodała z irytacją w głosie, wyszła z pomieszczenia.
 -Oj tam od razu ciężki-powiedział spokojnie idąc za nią-nie moja wina, że mam takie ciuchy-dodał.
 - Tak, tak, zwalaj na ciuchy - powiedziała z wrednym uśmieszkiem idąc korytarzem.
Postanowił tym razem nic nie odpowiadać, nie chcąc się z nią sprzeczać. Uśmiechnął się lekko pod nosem, widząc, że nic jej nie jest.
Dostrzegł  Rachel rozmawiającą z jakaś inną dziewczyną. Rozalia też ich zauważyła. Rachel była widocznie czymś podekscytowana i gadała jak najęta chichocząc pod nosem.
- Co cię tak podekscytowało? -zapytał spokojnie stojąc za Rozą.  Na szczęście Roza nie słyszała tego co mówiła w przeciwieństwie do niego.  Rachel zachichotała i specjalnie badawczo przejechała wzrokiem od góry do dołu jego ciało.
 - Moja mała wycieczka do gabinetu pielęgniarki - powiedziała zalotnie - była bardzo... hm.. owocna - dodała - niestety nie zdążyłam się nacieszyć, a to Zero mi przeszkodziło, phi - prychnęła oburzona a w Rozie coś zawrzało.
- Powiedziała napalona małpa która dobierała się do mojego chowańca gdy spał - wycedziła wściekle jej oczy spowił mrok, Rachel odwdzięczyła się jej podobnym spojrzeniem a powietrze zdawało sie pomiędzy nimi iskrzyć.
 - Co mówiłaś brzydulo!? - wycedziła.
- To co usłyszałaś puszczalska dziwko - wycedziła przez zęby a brew jej drgała.- Nie waż się dotykać mojego chowańca! – zagroziła jak lwica chroniąca młode.
- Bo co!? - zawtórowała  Rachel.
 - Bo jego jak to nazywasz "sprzęt" należy do mnie jak i cała reszta i tylko ja mogę go dotykać! – wyrwało jej się  i już po sekundzie ciszy pożałowała tego co powiedziała i to bardzo. Tsusen ledwo powstrzymał rozbawienie, dłonią dyskretnie zasłonił sobie usta ukrywając ciche parsknięcie śmiechem, które stłumił. Rachel natomiast sobie nie żałowała, śmiejąc się do upadłego. Biedna Roza natomiast spaliła cegłę ukrywając zażenowane spojrzenie.
 - Twój, powiadasz? – spytała z wrednym do szpiku kości uśmieszkiem.  Nie wiedząc jak jej na to odpowiedzieć, otworzyła tylko usta ale nie wydusiła nawet słowa. Spuściła wzrok. Znowu go uniosła. Spojrzała na ścianę. Podziwiała przez chwile piękno nudnego szkolnego sufitu po czym w końcu stwierdziła, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji jest natychmiastowa ewakuacja.
- Idziemy Tsusen - powiedziała niby to obojętnie, a Tsusen poszedł posłusznie za nią, starając się ukryć uśmieszek.
„Więc jestem twój, tak?”
Skwitował jej kłótnie z rozbawieniem, nie mówiąc tego na głos.

----------------------------------------------------------------
Dum, dum dum. Nowy rozdział wstawiony. Zawdzięczacie to uprzejmości jednego z dwóch autorów naszego bloga Wilka, który suszył mi głowę bardzo długi czas, żebym ruszyła swoje leniwe... ręce. Niestety nie tylko ja, ale i nasza tajemnicza korektorka w tym roku piszemy maturę, tak więc - niestety, poprawiać naszego bloga będę teraz ja. Uzbrójcie się w cierpliwość dla mojej znajomości struktur leksykalno-gramatyczno-ortograficznych i na moje lenistwo. Postaram się częściej poprawiać rozdziały i wstawiać,ale niestety jestem tak leniwa, że nawet biedny Wilk nie jest w stanie czasem zagonić mnie do roboty.
Pozdrawiam, Roza.