sobota, 12 listopada 2016

Rozdział XXIII



 Jakiś czas już minął od wydarzeń w posiadłości Vallierow. Rozalia i Tsusen wrócili do swoich codziennych obowiązków i rzecz jasna do szkoły. Cóż, nie teraz. Teraz byli na misji i aktualnie mieli problemy. Dość spore. Zostali schwytani. Właściwie sami nie wiedzieli jak do tego doszło. Wszystko działo się tak szybko. Siedzieli razem w lochu jakiegoś zamczyska przykuci do ściany i związani jak obwarzanki. Nie mając nawet wolnych rąk nie mieli co myśleć o kombinowaniu z łańcuchami przy swoich kończynach.
- To wszystko twoja wina! Musiałeś do niego tak zygać!? – rzuciła oskarżycielsko Rozalia. To właściwie była wina ich obojga, wiele się działo.
- Jak masz teraz zamiar nas stad wyciągnąć!? Iiik! – ciągnęła dalej po czym pisnęła, a po plecach przeszedł jej dreszcz. Kawałek szkła z sufitu lochu spadł między jej nogi, tuż przy jej spódniczce, nacinając lekko jej koniec. Było bardzo blisko, parę minimetrów i wbiłoby się jej np. w głowę.
- Myślałam, że umrę… - wybełkotała jeszcze w nerwach. Ręce miała związane z tyłu. Nagle wpadła na pomysł – Czekaj, to jest ostre, gdybyś to wyciągnął mógłbyś tym spróbować podważyć zamek w swoich kajdanach. Spróbuj tu sięgnąć.
Tsusen podczołgał się najbliżej niej jak mógł. Jego ręce były ze sobą skute i przykute do ściany, łańcuch którym był przykuty miał ograniczony zasięg a oni byli po dwóch końcach lochu. Spróbował sięgnąć rękami szkiełka ale łańcuch się skończył minimetry przed szkiełkiem. Nie dosięgał.
- Czekaj spróbuje zębami
- Co!? Jak to zębami!? Ale wtedy będziesz miał głowę w…
- Chcesz tu siedzieć wieczność?
- Iiik… Dobrze, ale masz to zrobić szybko – oznajmiła cała czerwona. Tsusen położył się na ziemi wkładając głowę miedzy jej nogi i zębami złapał za szkiełko. Rozalia speszona patrzyła w górę,  czerwona na twarzy, starając się o tym nie myśleć.
- To takie upokarzające – powiedziała, czując jego głowę miedzy nogami.
- Ja tam się dobrze bawię – oznajmił Tsusen z wrednym uśmieszkiem.
- Żałuje, że nie mam jak ci teraz przywalić – odkrzyknęła sfrustrowana. Wściekła. Tsusen wyciągnął szkiełko i wrócił na swoje miejsce. Po czym jak gdyby nigdy nic… Rozerwał sobie łańcuchy.
- Co!? Mogłeś to zrobić cały czas!? Nie mówiłeś, że jest tam srebro!?
-  Kłamałem, chciałem zobaczyć co wymyślisz – oznajmił z wrednym uśmieszkiem.
- TY! Niech no cie tyko dorwę! – wycedziła szarpiąc się w łańcuchach.
- Hm? Nie chce nic mówić ale to ty jesteś przykuta, a ja wolny  – oznajmił z chytrym uśmieszkiem, przybliżając się do niej jakby miał bardzo niecne zamiary. Rozalia się zarumieniła. – Co by ci tu takiego zrobić – zaczął, drażniąc się z nią. Rozalie przeszedł dreszcz, widząc ten zawadiacki uśmieszek. Zawsze gdy go miał na sobie, robił coś "niestosownego".
- Hmm, może powinienem sobie ciebie podotykać  póki mam na to możliwość -powiedział na głoś w zastanowieniu. Położył ręce na udach Rozy by nie mogła nimi ruszać. Wyczuł jak puls jej przyspieszył. Przysunął się bardzo blisko, jakby miał zamiar coś niecnego zrobić i...od tak lekko dziabnął ją w dolną wargę by poszło parę kropelek krwi. Rozalia na to spanikowała mimo, że nie tego się spodziewała, podskoczyła jakby usiadła na igle. Pisnęła. Tsusen zaczął spijać kropelki jej krwi, ssąc wargę dziewczyny. Spił tak z kilka lub kilkanaście kropelek, by następnie zaleczyć dziewczynie ranki i ją uwolnić. Dziewczyna jeszcze rozemocjonowana siedziała cicho, bojąc się dać po sobie poznać doznań jakie jeszcze pulsowały w jej drobnym ciele. Patrzyła chwilę na jego kontur twarzy. Był tak blisko. Przypatrywała się jego ustom, jego rzęsom i kosmyku włosów spadającym na jego czoło. Coś mówił, ale jakoś nie mogła się skupić.
- To teraz pozostaje się stad wyrwać -powiedział w zamyśleniu, opierając dłoń tuż obok głowy Rozy. Dziewczyna podskoczyła niczym dziecko nakryte na podkradaniu słodyczy ze słoika. Jednak nie widząc reakcji z jego strony, siedziała cicho. Nie chciała by poznał o czym przed chwilą tak intensywnie myślała – w końcu byli na misji, a ona bujała w obłokach tylko dlatego, że był blisko niej.
„Otrząśnij się Rozalio”
Skarciła sama siebie w myślach. Wampir zamknął na chwile oczy a ona poczuła jak ściana robi się ciepła. Zdawało się, że wyczuwa z niej pulsacje, zupełnie jakby cały budynek był jednym wielkim sercem.  Tsusen użył czegoś na rodzaj sonaru by zbadać cały budynek. Nie wykryj jednak niczego żywego, ani podejrzanego. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Budynek zdawał mu się znajomy.
Rozalia spytała cicho co robi, nie będąc w stanie tego zrozumieć. Nigdy wcześniej przy niej nie użył tej sztuczki. Odsunęła się od ściany czując dziwne uczucie za plecami. Gdy stwierdziła,  że skończył złapała go za ucho i mocno za nie pociągnęła w górę.
„Nadszedł czas na karę
- I? Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? – spytała z wrednym uśmieszkiem. Była widocznie zirytowana jego zachowaniem. Pociągnęła go jeszcze mocniej.
- Tak – wtrącił, zupełnie ignorując jej zaczepki. -  W teorii nikogo żywego tutaj nie ma-dodał pokrótce.
- A teraz powiedź grzeczne: „Przepraszam, o Pani, że ośmieliłem się zachowywać niestosownie w stosunku do ciebie, pięknej, wspaniałej i delikatnej kobiety”- rozkazała, patrząc na niego groźnym wzrokiem. – Już ja ci dam popalić za to „podotykać”… - wycedziła wyprowadzona z równowagi.
- Nie musisz mi wybaczać o niedelikatna, upierdliwa i złośliwa kobieto, może być? – spytał, unosząc kącik ust w wrednym uśmiechu -z tego by wynikało, że chciałaś żebym cię dotykał.  Skoro nie spodobało ci się, że to był żart- stwierdził na głos, z wrednym uśmiechem, co skłoniło Rozalię do wykręcenia mu ucha. Wtedy trochę drgnęła mu powieka. Rozalia zauważyła ostatnio, że ma czułe uszy, chociaż usiłował za wszelką cenę to przed nią ukryć. -A teraz puszczaj mi ucho bo musimy się stąd wydostać, a nie chce mi się nic tu rozwalać aby nikogo nie zaalarmować- powiedział spokojnie naciskając w pewne miejsce na przedramieniu Rozy sprawiając, że jej ręka na chwilę zdrętwiała dzięki czemu spokojnie wyswobodził sobie ucho i podszedł do zamka od drzwi. Rozalia zamrugała kilka razy bardzo szybko. Chwilę się zawiesia, usiłując zrozumieć, jakim cudem znowu zrobił coś takiego. Tsusen wyciągnął z przedramion jakieś druciki, które wsunął do dziurki od klucza i po kilku sekundach je wysunął i schował tam gdzie wcześniej je miał. Lekko pchnął drzwi do przodu i dyskretnie za nie wyjrzał. Rozalia podniosła się z ziemi i otrzepała z kurzu.
- Czysto-powiedział i kiwnął głową by za nim ruszyła. Podeszła do niego ostrożnie.
-Nie dotykaj niczego bo mogą być tu pułapki...w sumie mogłem sprawdzić czy jakoweś są-stwierdził jakby nagle sobie przypomniał, że Roza jest zwyczajna.
- Wiesz, przypominam że jeśli mi odetnie pół głowy to mogę umrzeć. – Oznajmiła z wyrazem twarzy jakby ciągle miała jakąś traumę. – TAK, ciągle mam ten uroczy obrazek w głowie, błagam oszczędź mi na przyszłość takich widoków, albo powiedź kiedy mam nie jeść śniadania. – Oznajmiła stanowczo, dając nacisk na pierwsze słowo, chcąc mu o czymś przypomnieć. – Widok ukochanego rozpołowionego na pół nie należy do moich ulubionych – nadmieniła, słowo „ukochany” mrucząc przez zęby, jakby nie do końca chciała żeby usłyszał jak mówi to słowo. Nazywanie rzeczy po imieniu, nigdy nie były jej mocną stroną. Jej monolog jednak zatrzymało jego wyjście z celi. Ostrożnie poszła za nim. Chwilę jeszcze szli ostrożnie.
- Musimy znaleźć kryształ i stąd znikać – przypomniała. Zaczęli więc biec korytarzami. Tsusen szybko przeszukiwał pomieszczenia, a ona powoli biegła za nim, ni jak nie mogąc za nim nadążyć. On trzymał bliski dystans do niej, starając się nie biegać aż tak szybko, by go nie zgubiła. Coś jednak przykuło jej uwagę. Zwolniła kroku, powoli się zatrzymując. Jej wzrok padł na ogromny obraz przedstawiający jakąś rodzinę. Na oko wyglądali na szlachtę, jednak ich ubrania nieco różniły się od tych jakie były w jej świecie. Zwłaszcza jedna osoba, przykuła jej uwagę. Młody chłopak zdawał jej się dobitnie kogoś przypominać.
- Tsusen..?- powiedziała pod nosem, pierwsze imię jakie nasunęło jej się na usta. Usłyszała jednak wołanie Tsusena z oddali korytarza. Niecierpliwił się.
- Już biegnę! – zawołała. Ostatni raz zerknęła na obraz i pobiegła za nim, zapominając zaraz o całym zajściu, skupiając swoje myśli na zadaniu. Dobiegła do sali, przy której stał wampir. Czekając na nią, już znudzony tym ludzkim tempem. Rozalia przyjrzała się kamieniowi o szlifie gruszki. Miał intensywną niebieską barwę i bił od niego blask, który przywodził na myśl wielką siłę. Czuła  bijącą od niego potęgę. Jednak w ogóle nie był chroniony. Leżał na stole, niczym chusteczka zapomniała przy wyjściu. Czemu ktoś zadawał sobie trud aby wykraść coś tak cennego i zostawił to bez najmniejszego nadzoru, czy też zabezpieczenia? Nic dziwnego, że tak łatwo go namierzyli.
- To jest podejrzane – oznajmiła stanowczo – pachnie pułapką – dodała – nie wydaje ci się to zbyt łatwe? Co? Wejdziesz tam od tak i to zabierzesz? Nie rozumiem. Wykradają z królewskiego sejfu kryształ mający moc zrównania wioski z ziemią i zostawiają go od tak jak jakąś biżuterię? – mruknęła, nie mogąc tego zrozumieć.
-Wiesz, ja sam mogę od tak zniszczyć całą wioskę więc taka błyskotka służyłaby mi pewnie za coś dzięki czemu przyciągałbym idiotów by mieć posiłek albo od tak z nudów-stwierdził wzruszając lekko ramionami.
- Tak, ale nie każdy jest tobą, szczerzę wątpię żeby były w Tristein jakieś inne wampiry, do czasu aż ty się pojawiłeś były to tylko legendy, w dodatku ty sam przybyłeś z innego świata.
-No to ja zaraz wracam-przerwał jej wypowiedź i  dla zabawy klepnął ją w tyłek by następnie zniknąć jak dym. Rozalia się za nim zamachnęła chcąc go uderzyć, ale jak zwykle czmychnął.
- Niech no ja cię tylko dorwę…- wycedziła przez zęby, zaciskając dłonie w pięści. Wampir natomiast, udając, że jej nie słyszy,  w formie dymu podleciał do klejnotu. Tam się zmaterializował i chwycił spokojnie to po co tu przyszli, nie przejmując się ewentualnymi pułapkami bo i tak na niego nie zadziałają. Rozalia na to aż podskoczyła i zamknęła oczy na chwilę czekając na jakiś wybuch lub siekierę przepoławiającą go na pół, nic się jednak nie wydarzyło. Otworzyła więc oczy a wampir schował to i wyszedł do niej, jak gdyby nigdy nic. Podał jej klejnot.
- Dziękuje – powiedziała spokojnym i lekko zdziwionym głosem, wpatrując się w prezent. Nadal nie mogąc uwierzyć w to jak łatwo poszło.
- A może to podróba? – spytała samą siebie.  Dotknęła klejnotu i uniosła rękę w stronę wazonu z kwiatami na stoliczku niedaleko. Rozległ się ogromny wybuch i nie tylko po wazonie ale i stoliczku i ścianie nie było śladu.
- Hę? – wpatrywała się w idealnie okrągłą dziurę w ścianie, z której jeszcze sypały się gruzy, a która zajmowała miejsce od podłogi aż po sufit. – Okej, może to jednak nie jest podróba, zważywszy że chciałam zniszczyć jeden kwiatek a poszła cała ściana. Może lepiej uciekajmy, tym już z pewnością mogłam zwrócić uwagę. – Stwierdziła i zaśmiała się nerwowo i z widocznym zakłopotaniem.
-To teraz maleńka do wyjścia-powiedział, specjalnie mówiąc maleńka z wrednym uśmieszkiem, na co Rozalia zacisnęła znowu dłonie w piąstki, z uroczym dla niej zdenerwowaniem na twarzy. Och, jak on lubił ją drażnić. -Ale tym razem z moją prędkością, więc zamknij oczka by nie zrobiło ci się niedobrze-wyszeptał jej wprost do uszka i wziął ją na ręce. Dziewczyna zaczęła protestować, czując że jej policzki zrobiły się gorące z zakłopotania. Tsusen bynajmniej nie miał zamiaru jej posłuchać, ani tym bardziej postawić z powrotem na ziemi do czego usilnie próbowała go przekonać. Spanikowana zamknęła oczy i mocno chwyciła się jego ubrania.  Trzymając ją mocno w ramionach Tsusen wybiegł z nią z zamku, ignorując jej krzyki i panikę kiedy chcąc pobiec na skróty wyskoczył z drugiego piętra. Prawię się popłakała.
- Mówiłam nie skacz – powiedziała dygocąc i ciągnąc go za kołnierz w panice tak mocno, że go dusiła. Na szczęście nie musiał oddychać. Zakryła usta dłonią blada jak ściana – chyba zwymiotuje…
-Nie musiałaś otwierać oczu, gdyby nie to o niczym byś nie wiedziała-powiedział i pstryknął ją w czoło gdy już postawił ją na ziemi. Ostrożnie postawiła stopy na stabilnym gruncie i odetchnęła głęboko.
- Nie otwarłabym ich gdybyś nie powiedział, „chyba szybciej będzie skoczyć”, to było drugie piętro. Drugie! – znowu zakryła usta dłonią i wzięła kilka krótkich oddechów. Wyprostowała się, wciągając powietrze i powoli je wypuściła. Poczuła się lepiej.
- No to teraz pora wskoczyć na konie i odjechać by oddać ten kamyk-powiedział, łapią Rozalię w talii i podnosząc ją jakby nic nie ważyła i sadzając ją na koniu. Dziewczyna poczuła, że jej policzki znowu zrobili się czerwone. Zadziwiała ją jego siła i zdolności, ostatnio coraz częściej sobie uświadamiała jaki jest silny i zawstydzało ją kiedy jej demonstrował swoją siłę, oczywiście bezwiednie, zachowywał się tak jak zwykle. Wcześniej tego nie zauważała. Przełożyła nogę przez konia, siadając na nim okrakiem. Nie przeszkadzało jej, że miała spódniczkę. Jeśli chodziło o konie, uwielbiała galopować, więc siedzenie po babsku nie wchodziło w grę. Uśmiechnęła się i pogładziła konia po boku. Lozi była dla niej wszystkim. Dostała ją od ojca jeszcze jak była mała, prawię się nie rozstawały wtedy. Jeździła tylko na niej i kochała ją jak siostrę. Tsusen usiadł na swoim koniu i poklepał go po boku. Tego konia otrzymał od Rozy i musiał przyznać, że to był jeden z najmądrzejszych koni jakie ujeżdżał w swoim życiu. Nie licząc oczywiście Lozi, która biła o głowę wszystkie konie jakie dotychczas widział. Patrzył chwilę na Rozalię, coś się w niej zmieniało w chwili kiedy siedziała na koniu. Wydawała się wtedy spokojniejsza i bardziej elegancka. Miała ten piękny uśmiech pełen radości. Gdy stwierdził, że jest gotowa do drogi spiął swojego konia.
-Jedziemy-powiedział i pogonił rumaki ruszając w stronę zamku królowej. Podróż odbyła się bez przygód. Dotarli, oddali kryształ i odjechali. Byli w połowie drogi. Rozalia dla zabawy zaczęła jeździć wokół jego konia. Widocznie skora do zabawy. Podjechała najbliżej jak mogła.
- Ścigamy się? – spytała podekscytowana. Uwielbiała dziki galop. Wolność i szybkość jaką się wtedy czuło. Wiatr we włosach i ten dreszczyk ekscytacji rozchodzący się po całym jej ciele.
- Do lasku niedaleko szkoły, chcę ci pokazać pewne miejsce – dodała.
-Czemu nie -powiedział z wrednym uśmiechem - pierwsza osoba wygrywa i wybiera sobie nagrodę jaką jej da przegrany-powiedział i nim zdążyła zaprotestować ruszył galopem.
- Co? Tsusen! Nie powiedziałam, że się zgadzam… Ej! Zaczekaj! Tsusen! Grrr! – zawołała za nim dość nie składnie po czym zmotywowana, nie chcąc tracić czasu spięła lejce i popędziła swojego konia za nim. Oczywiście Tsusen powiedział to w złośliwości żeby Rozalia pomyślała, że ma niecne zamiary przez ten jego uśmieszek. Zrobił to bez jakiegoś celu, po prostu żeby znowu zobaczyć ten jej spanikowany wyraz twarzy. Tsusen jechał bardzo szybko, jednak dawał jej niepotrzebnie fory. Zapomniał, że umiejętności jeździeckie Rozalii biją na głowę przeciętnego człowieka. Obejrzał się, zastanawiając się czy się nie zgubiła i w tym samym momencie, jej koń przeskoczył tuż nad  nim. Podczas gdy on ostrożnie zjechał ze wzniesienia, Rozalia wybrała szybszą metodę. Lozi mocno odbiła się od pagórka i przeleciała nad nim lądując z gracją na ziemi i pędząc dalej. Zarżała radośnie, kipiąc entuzjazmem. Widać nie tylko Rozalia w tym duecie lubiła galopować. Jej koń był mocny, gotowy do niemożliwego. Widział jak Rozalia zostawia go w tyle. Dostrzegł uśmiech ekscytacji na jej twarzy. Była w swoim żywiole.
"Normalnie jak dziecko" - pomyślał, widząc jak jest z tego zadowolona. Jemu nie chciało się ścigać wiec pozwolił jej spokojnie wygrać w końcu to i tak nic wielkiego nie da. Może po prostu zapomniał jak to jest cieszyć się z byle głupoty przez te lata. Widok Rozy jednak wywołał na jego ustach uśmiech.  Pędząc galopem szybko zbliżyli się do szkoły. Rozalia zatrzymała konia tuż przed ścieżką wiodącą w głąb lasu. Miała szybki oddech, krew szybko biegła jej w żyłach a na jej twarzy promieniał uśmiech, podkreślony czerwonymi policzkami.
- Wygrałam – zawołała melodyjnym głosem z miną pełna dumy. Lozi zarżała – znaczy, wygrałyśmy – poprawiła się i poklepała konia po szyi. Przełożyła nogę przez grzbiet konia, najwidoczniej chcąc zejść.
-Moje gratulacje-powiedział spokojnie... Siedząc sobie na gałęzi drzewa a raczej sobie z niej zwisając do góry nogami stopami tylko dotykając kory. Rozalia się na to roześmiała.
„Normalnie jak dziecko”
- Ładnie to tak ufać bardziej zwierzęciu niż mi? -zapytał w żartach, chcąc zobaczyć jej reakcję. W sumie nie czuł się o to zazdrosny bo kiedyś jak był człowiekiem miał podobnie...po paru nie ciekawych nieprzyjemnościach. Rozalia zeszła z konia i podeszła spokojnie tuż pod miejsce nad którym wisiał.
- Mówisz tak jakbyś był zazdrosny – stwierdziła z wrednym uśmieszkiem – ufam ci, ale często zapominasz, że w porównaniu z tobą jestem nieco delikatniejsza – dodała i jako, że wisiał teraz tuż przed nią, musnęła lekko ustami delikatnie jego czoło. Spuściła lekko wzrok w dół zawstydzona,
czując że jej policzki znowu zrobiły się czerwone.
-Nie jestem zazdrosny-powiedział spokojnie, zeskakując na ziemię -kiedyś pewnie miałem podobnie-stwierdził, zerkając przed siebie-to po co mnie tu przyprowadziłaś? – zapytał a Rozalia złapała go za dłoń, prowadząc go między zarośla.
- Po to – oznajmiła wprowadzając go w miejsce tak piękne, że trudno  było opisać je słowami. Usypane kamienie tworzyły miniaturowy wodospad, którym spływały stróżki źródlanej wody. Delikatna nitka strumienia przecinała las w tym miejscu. Trawa była tu żywo zielona, a drzewa zdawały się okalać to miejsce niczym ramiona, zupełnie jakby chciały ochronić to miejsce przed niszczycielskim działaniem ludzi. Ziemia była tu żyzna do tego stopnia, że rosły tutaj polne kwiaty, tworząc gdzieniegdzie kępy kwiatów różnych barw i kształtów. Światła przedzierające się z trudem przez splecione ze sobą u góry gałęzie tańczyły tworząc różne wzory na trawie i pniach drzew. Delikatny wietrzyk przesuwał źdźbłami trawy, a bluszcz i krzewy dzikiej róży okalały pnie drzew najbliżej strumienia. Można było wyczuć tu spokój, zupełnie jakby czas zatrzymał się w tym miejscu. Słońce nie było tu tak uciążliwe jak poza lasem, a światełka przedzierające się przez gałązki drzew tworzące smugi na niebie zerkały na strumyczek. Woda iskrzyła się pięknym blaskiem.
- Pięknie, prawda? Odkryłam to miejsce przypadkiem, kiedy po pierwszych upokorzeniach w szkole szukałam miejsca aby się ukryć. Tutaj byłam w stanie zapomnieć. To takie „moje miejsce”.
Wyszeptała Rozalia, lekko rumiana na twarzy. Czuła się jakby odsłoniła przed nim fragment swojej duszy. Pokazała mu coś co było dla niej ważne i czego nikomu wcześniej nie pokazała.
- Trzeba przyznać, że ładne to miejsce-powiedział z lekkim uśmiechem-kiedyś w swoim świecie znajdowałem parę takich podobnych miejsc-powiedział i uśmiechnął się wrednie
-to będzie idealne miejsce na naszą randkę-ostatnie słowo wyszeptał tak, muskając jej ucho częściowo by się z nią podrażnić. Rozalia natychmiast oblała się rumieńcem.
- R-randkę!? – zawołała cała czerwona i potknęła się o korzeń drzewa, zamknęła oczy przygotowując się na upadek.  Jednak jak się przewracała Tsusen chwycił ją ręką w pasie tak, że wyglądało to jakby tańczyli. Jej ciało zamarło w bezruchu. Tętno podskoczyło, a na policzkach znowu pojawiły się wypieki. Czuła jego silny, pewny uścisk.
- Chyba, że wolisz coś innego zamiast randki-wyszeptał jej wprost do uszka po czym pocałował ją w szyje. Z jej ust wymknął się cichutki pisk. Skuliła szyje w miejscu gdzie ją pocałował odruchowo. Powoli znowu otworzyła oczy, zdezorientowana tym niewinnym cmoknięciem.
- Cz-czy takie rzeczy nie liczą się jako randka? – w końcu coś z siebie wydusiła. Stanęła stabilnie na ziemi. Nie musiał jej już podtrzymywać, ale mimo wszystko nie zabrał ręki. Spojrzała w innym kierunku, czując że znowu się rumieni. Jednak była bardzo szczęśliwa. Właściwie cały dzień czekała aż wykonają zadanie i będą mogli być znowu sami. Położyła nieśmiało dłonie na jego torsie i przybliżyła się do niego. Uniosła powoli oczy w jego kierunku i spojrzała mu w oczy. Tsusen czuł jak szybko bije jej serce. Uśmiechnął się wrednie patrząc się w oczy Rozy
-Czyżby mała Roza chciała pieszczot? -spytał specjalnie używając słowa "pieszczoty", wiedział jak łatwo ją zawstydzić. Dłonią którą ją obejmował przycisnął bardziej do siebie a drugą złapał delikatnie jej podbródek. Serce Rozalii znowu przyspieszyło.
- Mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywał – skarciła go szeptem, patrząc mu w oczy a on powoli przysunąć jej twarz do siebie i pocałował ją w usta. Roza przymknęła powieki, przylgnęła do niego. Ich wargi się wzajemnie do siebie przyciskały.  Mogła poczuć jak uśmiecha się wrednie w pocałunku, przycisnął ją bardziej do siebie i usiadł z nią tak pod drzewem nie przerywając pocałunku, który robił powoli coraz bardziej namiętnym by ją bardziej zawstydzić. Rozalia czuła się jednak coraz swobodniej. Ta namiętność sprawiała, że coraz mniej myślała o tym co się dzieje, a pozwoliła swojemu ciału działać. Wyczuła jednak, że ma w tym jakiś niecny cel i wbrew jego wcześniejszym zakazom nagle zaatakowała językiem jego kły. Delikatnie otarła o nie języczek. Uśmiechnęła się wrednie w pocałunku, wiedząc jak są czułe i delikatne. Tsusen stłumił dreszcz gdy językiem dotknęła jego kiełków.
"Więc to tak"
- pomyślał uśmiechając się wrednie w duchu, zaczął całować ją coraz goręcej i namiętniej i "za karę" dłońmi złapał ją za pośladki. Roza aż podskoczyła. Cóż dla niej to na pewno będzie swego rodzaju kara a dla niego dodatkowa przyjemność-  normalnie dwa w jednym. Rozalia złapała go za dłonie, ściągając je z siebie, czerwieniąc się.
- Tsusen! – krzyknęła surowym tonem gdy oderwała się od jego ust – nie wolno, zły wampir – dodała dla żartu jak do psa – zaczynam podejrzewać, że lubisz jak cie bije…- dodała pod nosem.
-Nie, po prostu chciałem sobie pomacać moją kobietę - powiedział z uśmieszkiem i ukąsił a następnie liznął jej szyjkę - cóż nie moja wina, że masz cudowne ciałko-wyszeptał jej wprost do uszka by ją podrażnić w ten sposób.
- Nie potrzebujesz może napić się krwi? Chyba słońce ci zaszkodziło...- oznajmiła kładąc dłoń na jego czole.
- Słonce mi nie zaszkodziło - powiedział z uśmiechem - ale chętnie skosztuje twej krwi - oznajmił i powoli zatopił kły w jej szyi i tak powoli spija jej krew tuląc ja do siebie by bardziej ją tak dla zabawy drażnić. Rozalia lekko zacisnęła dłoń na jego ubraniu, usiłując powstrzymać uczucie jakie w niej to wywoływało. Kiedy już myślała, że się przyzwyczaja, Tsusen celowo widząc że się uodporniła dla własnej rozrywki potęgował to uczucie. Nie zliczył już ile razy dostał przez to po głowie, kiedy Rozalia spostrzegła, że robi to specjalnie. Wyrwało jej się westchnienie, zawstydzona wtuliła twarz w jego ramię, chcąc się tak ukryć przed nim. Kiedy wysunął kły z jej szyi i ustami zaleczył ślad po ugryzieniu Rozalia podniosła z powrotem głowę. Widząc, że chce oblizać usta, palcem wskazującym przejechała po jego wargach zgarniając resztki krwi i wsunęła mu palec do ust aby go oblizał. Rozalia nie widziała nic dwuznacznego w tej czynności, a że Tsusenowi się to podobało wolał jej nie uświadamiać, dzięki czemu robiła tak od czasu do czasu. Nie mogąc się doczekać kiedy sama do tego dojdzie i spłonie niczym pochodnia ze wstydu.
- To miała być obelga, wiesz? – spytała rozbawiona – twój dzisiejszy podryw jest tak uroczo żałosny, że aż mnie to bawi – dodała z wrednym uśmieszkiem – mówisz jak taki typowy podrywacz z baru – dodała – chociaż – przerwała na chwilę zastanowienia – podoba mi się, możesz kontynuować. Wyobraź sobie, że jesteśmy w barze. Co mi powiesz, żeby zaciągnąć mnie do łóżka? – spytała szeptem blisko jego ust, patrząc mu w oczy z tym chytrym uśmieszkiem na ustach.
- Hmm, chciałbym wiedzieć co mam zrobić aby zaciągnąć cię w końcu do łóżka - zastanowił się na chwilę, a Rozalia speszona uciekła wzrokiem. Tsusen obiecał jej, że poczeka aż będzie na to gotowa, ale już powoli tracił cierpliwość -pewnie zapytałbym się ciebie czy boisz się burzy-powiedział z uśmieszkiem. Rozalia spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem.
- N- nie – odpowiedziała niepewnie, nie rozumiejąc czemu o to by akurat zapytał.
-To dobrze bo cię wygrzmocę, może być? -powiedział z wrednym uśmiechem. Rozalia bardzo się starała, zacisnęła mocno ze sobą wargi ale po chwili parsknęła głośnym śmiechem. Zasłoniła usta dłonią żeby się uspokoić.
- Albo zapytałbym się co musiałbym zrobić by zaciągnąć cię do łóżka –stwierdził.
- Tak po prostu? – spytała i pogładziła go pociesznie po policzku – zaczynam rozumieć, czemu przez tyle setek lat nie znalazłeś sobie dziewczyny – powiedziała ze współczującym wyrazem twarzy.
-Nie szukałem dziewczyny -powiedział spokojnie, wzruszając ramionami-a poza tym musiałbym i tak z nimi zerwać po kilku latach bo mój wygląd się nie zmienia-powiedział spokojnie-chociaż nauczyłem się go zmieniać z biegiem lat-dodał.
- To miał być żart – oznajmiła szczerze rozbawiona jego poważną i rzeczową odpowiedzią, podczas gdy ona chciała się z nim trochę podroczyć – a ja wiem kim jesteś, czy to znaczy że ze mną nie zerwiesz? – spytała patrząc mu w oczy. – Czy to znaczy, że jestem kimś więcej? – spytała szeptem, dłonią gładząc jego policzek.
-Tak to znaczy, że z tobą nie zerwę-powiedział z uśmieszkiem -a pokazać ci tą sztuczkę ze zmianą wieku-zapytał. Rozalia zasłoniła lekko usta dłonią chcąc ukryć jak ją to bawi.
„Jak dziecko, koniecznie chce pokazać mi swoją sztuczkę”
Pomyślała rozbawiona.
- To już nie będziesz próbował mnie poderwać? Szkoda, byłam ciekawa co jeszcze wymyślisz – spojrzała mu w oczy gdy to mówiła – chociaż… Chyba jednak ci uległam – szepnęła i pocałowała go w usta, przymykając powieki. Jej policzki jak zwykle się rumieniły gdy sama zaczynała go całować.
Tsusen uśmiechnął się w duchu. Zaczął całować ją coraz namiętniej, goręcej i zachłanniej, przytulił ją do siebie dłońmi błądząc po jej plecach by po pewnym czasie położyć ją na ziemi i zacząć dłońmi wkradać się pod jej ubranko chcąc ją rozebrać. Rozalia spanikowana chwyciła mocno jego rękę, odrywając się od jego ust. Zdyszana i cała czerwona na twarzy.
- T-Tsusen… m-może jednak pokażesz mi tą sztuczkę ze zmianą wieku? – spytała szybko. Jej głos uroczo drżał, definitywnie chciała na siłę zmienić temat licząc na to, że o tym zapomni.
"Tss, a myślałem że się tym razem uda"- pomyślał i uśmiechnął się wrednie do Rozy.
- Oczywiście moja maleńka-wyszeptał jej wprost do uszka, muskając je. Dziewczynę przeszedł dreszcz.  Następnie językiem przejechać po jej szyi by ją tak podrażnić, odsunął się od niej. Dla zabawy zamienił się w małego chłopca o jednym oku złotego a drugim błękitnego koloru. Dodatkowo dorobił sobie parę małych puchatych lisich ogonków i podobne uszka. Wyglądał tak bardzo uroczo i słodko. Rozalia próbowała udawać, że jej to nie rusza. Wyglądał jednak tak uroczo i niewinnie, że po chwili się zagalopowała i przytuliła go do siebie.
- Nie! To ten sam zboczony demon! – szybko sobie przypomniała i odsunęła go od siebie na odległość swoich ramion.
- Hm.. a nie powinieneś się bardziej postarzać niż odmładzać skoro miały nic nie podejrzewać? – spytała po chwili zastanowienia. Jej twarz nagle złagodniała. Wyglądała smutno, jakby sobie coś uświadomiła. Wstała z ziemi i w milczeniu podeszła do źródełka. Stała przy nim. Wiatr rozwiał jej piękne ciemnofioletowe włosy.
- Ja tak nie potrafię – powiedziała cicho – zrobię się stara i pomarszczona, aż w końcu umrę. – Szepnęła.  Tsusen wyczuł jak bardzo ją to martwi. Zmienił się z powrotem w siebie i podszedł do niej. Rozalia zwróciła się w jego stronę.
-Jeżeli tego chcesz to mogę cię w odpowiednim momencie przemienić więc nie będziesz musiała się tym martwić-powiedział spokojnie.
- Nie! – Rozalia zawołała w chwili gdy skończył mówić to zdanie – Nie chce żebyś mnie przemienił.  – Powiedziała szczerze. Uciekła spojrzeniem, wiedziała jak samolubnie to zabrzmiało. – Ja nie chce… Boje się – szepnęła – boje się, stać się kimś innym. A co jeśli po tym nie będę już taka sama? – spytała – co jeśli będę za słaba? Co jeśli zawładnie mną żądza krwi i zmienię się w potwora? – spytała – Kocham się Tsusen – powiedziała, łzy spłynęły mimowolnie po jej policzkach.  – Kocham cię – powtórzyła – chciałabym spędzić z tobą wieczność – powiedziała a w jej słowach nie było zawahania – Nie chcę patrzeć jak moja rodzina i wszyscy których znam starzeją się i umierają. Przeraża mnie sama myśl o piciu krwi. Boje się, że będę za słaba, że zawładnie mną żądza krwi . Że będziesz musiał mnie zabić własnymi rękami. Nie chcę żebyś przez to znowu przechodził. Błagam cię, nie przemieniaj mnie. Jeśli zginę, pozwól mi odejść. Obiecaj mi, że jeśli ktoś mnie zabije, nie przemienisz mnie – zażądała patrząc mu prosto w oczy. Widział w jej oczach prawdziwy strach. Zwykle kobiety błagały go, żeby je przemienił - zapewnił im życie wieczne i wieczną młodość.  Nie wszystkie zachowały zmysły po przemianie. Musiał je wtedy zabić. 
Tsusen wysłuchał słów Roz.
- Nie masz sie czego bać. To nie boli po prostu byś zasnęła na chwilkę a później się obudziła- oznajmił-i nic by się w tobie nie zmieniło...no dobra na początku tylko miałabyś czerwone oczy a później wróciłyby do normy –powiedział. Jednak Rozalia czuła, że nie mówi jej całej prawdy.
- Tylko obudziłabym się wampirem i chciałabym pić ludzką krew? – powiedziała oburzona tym jak to bagatelizuje, po tym jak tyle razy mówił jej jakie jego życie jest ciężkie. Tsusen mówił jej, że jest wiele sposobów by zmienić człowieka w wampira. Bolesny jak i bezbolesny, jedne można było przeprowadzić tylko na żywej osobie, inne tylko na świeżo zmarłej lub jakiś czas po jej śmierci. Zawsze jednak istniało ryzyko. Człowieczeństwo jest wyszarpywane, niektórzy są po prostu zbyt słabi psychicznie – popadają w szaleństwo, zmieniają się w wampiry niższej klasy, które mało już mają wspólnego z wampirem a bardziej z bestią żądną mordu. Niektórym osobom siła uderza do głowy, stają się kimś innym. Niektórzy nie mają z kolei żadnych komplikacji. Rozalia więc nie wyglądała na przekonaną.
-No dobra, chodź tu do mnie bym znowu mógł się pobawić twoim ciałkiem -powiedział w żartach wyciągając do niej dłoń z uśmieszkiem na twarzy. Rozalia chwyciła jego dłoń i przysunęła się do niego.
- Jeśli mnie tkniesz, odrobię ci rękę, wiesz o tym?- spytała ze śmiertelnie poważną miną. – Tsusen, bądź poważny choć przez chwilę! – zażądała uroczo się złoszcząc. Chwyciła dłońmi jego policzki żeby spojrzał jej w oczy i przysunęła jego twarz bliżej – Wiem, że miałeś kiedyś inna ukochaną, wiem że oszalała po przemianie i musiałeś ją zabić. Nie chcę żebyś musiał zabić i mnie. Pozwól mi odejść, rozumiesz? Jeśli mnie przemienisz nigdy ci nie wybaczę, nigdy! – zawołała mu prosto w twarz – chce pozostać człowiekiem…- szepnęła opuszczając wzrok – chcę żebyś taką mnie zapamiętał – dodała cicho. – Chcę być z tobą szczęśliwa tyle ile zdołam, a potem odejść. Przyrzeknij że mnie nie przemienisz! – zażądała.
-Niechętnie ale przyrzekam-powiedział spokojnie. Rozalia wmawiała sobie, że sobie to ubzdurała ale przez chwilę zdawało jej się, że widzi żal i ból w jego oczach. Spuściła głowę w dół i lekko oparła ją na jego piersi. Myślała o przyszłości. Wiedziała, że spodziewał się, że raczej będzie błagać go żeby ją przemienił, tak jak większość kobiet które poznał w swoim życiu. Rozalia jednak była inna, dużo o tym myślała. Nie podjęła decyzji pod wpływem uczuć. Bardzo chciała spędzić z nim wieczność, jednak bała się że po przemianie stanie się inną osobą, że Rozalia którą jest teraz tak naprawdę umrze i w jej miejscu pojawi się stwór, którego nigdy by sobą nie nazwała. Nie chciała by przez to przechodził, tak jak nie chciała zatracić samej siebie. Obraz siebie opętanej żądzą głodu, zabijającą niewinnych przerażał ją. Przerażało ją to, że musiałby wtedy ją zabić. Tsusen był inny, biła od niego siła, jednak to że sam jest w stanie się powstrzymać, nie znaczy że ona da radę.
– Nie ma innego sposobu abym żyła tyle co ty, a nie była wampirem? – spytała unosząc wzrok na niego, patrząc mu w oczy.
- Jest inny sposób, ale jest to o wiele brutalniejsza metoda niż przemiana jaką proponuję-powiedział
-Mógłbym też dawać tobie trochę swojej krwi-powiedział w zamyśleniu-ale to różnie bywa-stwierdził.
- Jaka to metoda? – spytała z niepokojem.
Tsusen przytulił ją do siebie i pogłaskał ją po glowię.
- Powiedzmy, że doprowadzilbym cie do takiego potwornego stanu że sama byś lgnęła do mojej krwi, stała byś się moją "żywicielką",a to gorsze niż niewolnik, straciłabyś zupełnie wolną wolę. Uwierz mi, nie chcesz tej metody-zapewnił i cmoknął ją w usta. Znowu przytulił ją do swojej piersi, dłonią mierzwiąc jej włosy. Rozalia zamknęła oczy a on spojrzał przed siebie.
- Nie chcę tego dla ciebie - wyszeptał i pocałował czubek jej głowy.

"Nie mogę pozwolić ci umrzeć, dopóki nie zmienisz zdania."
Pomyślał Tsusen, nie chcąc wypuścić jej ze swoich ramion.