sobota, 12 listopada 2016

Rozdział XXIII



 Jakiś czas już minął od wydarzeń w posiadłości Vallierow. Rozalia i Tsusen wrócili do swoich codziennych obowiązków i rzecz jasna do szkoły. Cóż, nie teraz. Teraz byli na misji i aktualnie mieli problemy. Dość spore. Zostali schwytani. Właściwie sami nie wiedzieli jak do tego doszło. Wszystko działo się tak szybko. Siedzieli razem w lochu jakiegoś zamczyska przykuci do ściany i związani jak obwarzanki. Nie mając nawet wolnych rąk nie mieli co myśleć o kombinowaniu z łańcuchami przy swoich kończynach.
- To wszystko twoja wina! Musiałeś do niego tak zygać!? – rzuciła oskarżycielsko Rozalia. To właściwie była wina ich obojga, wiele się działo.
- Jak masz teraz zamiar nas stad wyciągnąć!? Iiik! – ciągnęła dalej po czym pisnęła, a po plecach przeszedł jej dreszcz. Kawałek szkła z sufitu lochu spadł między jej nogi, tuż przy jej spódniczce, nacinając lekko jej koniec. Było bardzo blisko, parę minimetrów i wbiłoby się jej np. w głowę.
- Myślałam, że umrę… - wybełkotała jeszcze w nerwach. Ręce miała związane z tyłu. Nagle wpadła na pomysł – Czekaj, to jest ostre, gdybyś to wyciągnął mógłbyś tym spróbować podważyć zamek w swoich kajdanach. Spróbuj tu sięgnąć.
Tsusen podczołgał się najbliżej niej jak mógł. Jego ręce były ze sobą skute i przykute do ściany, łańcuch którym był przykuty miał ograniczony zasięg a oni byli po dwóch końcach lochu. Spróbował sięgnąć rękami szkiełka ale łańcuch się skończył minimetry przed szkiełkiem. Nie dosięgał.
- Czekaj spróbuje zębami
- Co!? Jak to zębami!? Ale wtedy będziesz miał głowę w…
- Chcesz tu siedzieć wieczność?
- Iiik… Dobrze, ale masz to zrobić szybko – oznajmiła cała czerwona. Tsusen położył się na ziemi wkładając głowę miedzy jej nogi i zębami złapał za szkiełko. Rozalia speszona patrzyła w górę,  czerwona na twarzy, starając się o tym nie myśleć.
- To takie upokarzające – powiedziała, czując jego głowę miedzy nogami.
- Ja tam się dobrze bawię – oznajmił Tsusen z wrednym uśmieszkiem.
- Żałuje, że nie mam jak ci teraz przywalić – odkrzyknęła sfrustrowana. Wściekła. Tsusen wyciągnął szkiełko i wrócił na swoje miejsce. Po czym jak gdyby nigdy nic… Rozerwał sobie łańcuchy.
- Co!? Mogłeś to zrobić cały czas!? Nie mówiłeś, że jest tam srebro!?
-  Kłamałem, chciałem zobaczyć co wymyślisz – oznajmił z wrednym uśmieszkiem.
- TY! Niech no cie tyko dorwę! – wycedziła szarpiąc się w łańcuchach.
- Hm? Nie chce nic mówić ale to ty jesteś przykuta, a ja wolny  – oznajmił z chytrym uśmieszkiem, przybliżając się do niej jakby miał bardzo niecne zamiary. Rozalia się zarumieniła. – Co by ci tu takiego zrobić – zaczął, drażniąc się z nią. Rozalie przeszedł dreszcz, widząc ten zawadiacki uśmieszek. Zawsze gdy go miał na sobie, robił coś "niestosownego".
- Hmm, może powinienem sobie ciebie podotykać  póki mam na to możliwość -powiedział na głoś w zastanowieniu. Położył ręce na udach Rozy by nie mogła nimi ruszać. Wyczuł jak puls jej przyspieszył. Przysunął się bardzo blisko, jakby miał zamiar coś niecnego zrobić i...od tak lekko dziabnął ją w dolną wargę by poszło parę kropelek krwi. Rozalia na to spanikowała mimo, że nie tego się spodziewała, podskoczyła jakby usiadła na igle. Pisnęła. Tsusen zaczął spijać kropelki jej krwi, ssąc wargę dziewczyny. Spił tak z kilka lub kilkanaście kropelek, by następnie zaleczyć dziewczynie ranki i ją uwolnić. Dziewczyna jeszcze rozemocjonowana siedziała cicho, bojąc się dać po sobie poznać doznań jakie jeszcze pulsowały w jej drobnym ciele. Patrzyła chwilę na jego kontur twarzy. Był tak blisko. Przypatrywała się jego ustom, jego rzęsom i kosmyku włosów spadającym na jego czoło. Coś mówił, ale jakoś nie mogła się skupić.
- To teraz pozostaje się stad wyrwać -powiedział w zamyśleniu, opierając dłoń tuż obok głowy Rozy. Dziewczyna podskoczyła niczym dziecko nakryte na podkradaniu słodyczy ze słoika. Jednak nie widząc reakcji z jego strony, siedziała cicho. Nie chciała by poznał o czym przed chwilą tak intensywnie myślała – w końcu byli na misji, a ona bujała w obłokach tylko dlatego, że był blisko niej.
„Otrząśnij się Rozalio”
Skarciła sama siebie w myślach. Wampir zamknął na chwile oczy a ona poczuła jak ściana robi się ciepła. Zdawało się, że wyczuwa z niej pulsacje, zupełnie jakby cały budynek był jednym wielkim sercem.  Tsusen użył czegoś na rodzaj sonaru by zbadać cały budynek. Nie wykryj jednak niczego żywego, ani podejrzanego. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Budynek zdawał mu się znajomy.
Rozalia spytała cicho co robi, nie będąc w stanie tego zrozumieć. Nigdy wcześniej przy niej nie użył tej sztuczki. Odsunęła się od ściany czując dziwne uczucie za plecami. Gdy stwierdziła,  że skończył złapała go za ucho i mocno za nie pociągnęła w górę.
„Nadszedł czas na karę
- I? Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? – spytała z wrednym uśmieszkiem. Była widocznie zirytowana jego zachowaniem. Pociągnęła go jeszcze mocniej.
- Tak – wtrącił, zupełnie ignorując jej zaczepki. -  W teorii nikogo żywego tutaj nie ma-dodał pokrótce.
- A teraz powiedź grzeczne: „Przepraszam, o Pani, że ośmieliłem się zachowywać niestosownie w stosunku do ciebie, pięknej, wspaniałej i delikatnej kobiety”- rozkazała, patrząc na niego groźnym wzrokiem. – Już ja ci dam popalić za to „podotykać”… - wycedziła wyprowadzona z równowagi.
- Nie musisz mi wybaczać o niedelikatna, upierdliwa i złośliwa kobieto, może być? – spytał, unosząc kącik ust w wrednym uśmiechu -z tego by wynikało, że chciałaś żebym cię dotykał.  Skoro nie spodobało ci się, że to był żart- stwierdził na głos, z wrednym uśmiechem, co skłoniło Rozalię do wykręcenia mu ucha. Wtedy trochę drgnęła mu powieka. Rozalia zauważyła ostatnio, że ma czułe uszy, chociaż usiłował za wszelką cenę to przed nią ukryć. -A teraz puszczaj mi ucho bo musimy się stąd wydostać, a nie chce mi się nic tu rozwalać aby nikogo nie zaalarmować- powiedział spokojnie naciskając w pewne miejsce na przedramieniu Rozy sprawiając, że jej ręka na chwilę zdrętwiała dzięki czemu spokojnie wyswobodził sobie ucho i podszedł do zamka od drzwi. Rozalia zamrugała kilka razy bardzo szybko. Chwilę się zawiesia, usiłując zrozumieć, jakim cudem znowu zrobił coś takiego. Tsusen wyciągnął z przedramion jakieś druciki, które wsunął do dziurki od klucza i po kilku sekundach je wysunął i schował tam gdzie wcześniej je miał. Lekko pchnął drzwi do przodu i dyskretnie za nie wyjrzał. Rozalia podniosła się z ziemi i otrzepała z kurzu.
- Czysto-powiedział i kiwnął głową by za nim ruszyła. Podeszła do niego ostrożnie.
-Nie dotykaj niczego bo mogą być tu pułapki...w sumie mogłem sprawdzić czy jakoweś są-stwierdził jakby nagle sobie przypomniał, że Roza jest zwyczajna.
- Wiesz, przypominam że jeśli mi odetnie pół głowy to mogę umrzeć. – Oznajmiła z wyrazem twarzy jakby ciągle miała jakąś traumę. – TAK, ciągle mam ten uroczy obrazek w głowie, błagam oszczędź mi na przyszłość takich widoków, albo powiedź kiedy mam nie jeść śniadania. – Oznajmiła stanowczo, dając nacisk na pierwsze słowo, chcąc mu o czymś przypomnieć. – Widok ukochanego rozpołowionego na pół nie należy do moich ulubionych – nadmieniła, słowo „ukochany” mrucząc przez zęby, jakby nie do końca chciała żeby usłyszał jak mówi to słowo. Nazywanie rzeczy po imieniu, nigdy nie były jej mocną stroną. Jej monolog jednak zatrzymało jego wyjście z celi. Ostrożnie poszła za nim. Chwilę jeszcze szli ostrożnie.
- Musimy znaleźć kryształ i stąd znikać – przypomniała. Zaczęli więc biec korytarzami. Tsusen szybko przeszukiwał pomieszczenia, a ona powoli biegła za nim, ni jak nie mogąc za nim nadążyć. On trzymał bliski dystans do niej, starając się nie biegać aż tak szybko, by go nie zgubiła. Coś jednak przykuło jej uwagę. Zwolniła kroku, powoli się zatrzymując. Jej wzrok padł na ogromny obraz przedstawiający jakąś rodzinę. Na oko wyglądali na szlachtę, jednak ich ubrania nieco różniły się od tych jakie były w jej świecie. Zwłaszcza jedna osoba, przykuła jej uwagę. Młody chłopak zdawał jej się dobitnie kogoś przypominać.
- Tsusen..?- powiedziała pod nosem, pierwsze imię jakie nasunęło jej się na usta. Usłyszała jednak wołanie Tsusena z oddali korytarza. Niecierpliwił się.
- Już biegnę! – zawołała. Ostatni raz zerknęła na obraz i pobiegła za nim, zapominając zaraz o całym zajściu, skupiając swoje myśli na zadaniu. Dobiegła do sali, przy której stał wampir. Czekając na nią, już znudzony tym ludzkim tempem. Rozalia przyjrzała się kamieniowi o szlifie gruszki. Miał intensywną niebieską barwę i bił od niego blask, który przywodził na myśl wielką siłę. Czuła  bijącą od niego potęgę. Jednak w ogóle nie był chroniony. Leżał na stole, niczym chusteczka zapomniała przy wyjściu. Czemu ktoś zadawał sobie trud aby wykraść coś tak cennego i zostawił to bez najmniejszego nadzoru, czy też zabezpieczenia? Nic dziwnego, że tak łatwo go namierzyli.
- To jest podejrzane – oznajmiła stanowczo – pachnie pułapką – dodała – nie wydaje ci się to zbyt łatwe? Co? Wejdziesz tam od tak i to zabierzesz? Nie rozumiem. Wykradają z królewskiego sejfu kryształ mający moc zrównania wioski z ziemią i zostawiają go od tak jak jakąś biżuterię? – mruknęła, nie mogąc tego zrozumieć.
-Wiesz, ja sam mogę od tak zniszczyć całą wioskę więc taka błyskotka służyłaby mi pewnie za coś dzięki czemu przyciągałbym idiotów by mieć posiłek albo od tak z nudów-stwierdził wzruszając lekko ramionami.
- Tak, ale nie każdy jest tobą, szczerzę wątpię żeby były w Tristein jakieś inne wampiry, do czasu aż ty się pojawiłeś były to tylko legendy, w dodatku ty sam przybyłeś z innego świata.
-No to ja zaraz wracam-przerwał jej wypowiedź i  dla zabawy klepnął ją w tyłek by następnie zniknąć jak dym. Rozalia się za nim zamachnęła chcąc go uderzyć, ale jak zwykle czmychnął.
- Niech no ja cię tylko dorwę…- wycedziła przez zęby, zaciskając dłonie w pięści. Wampir natomiast, udając, że jej nie słyszy,  w formie dymu podleciał do klejnotu. Tam się zmaterializował i chwycił spokojnie to po co tu przyszli, nie przejmując się ewentualnymi pułapkami bo i tak na niego nie zadziałają. Rozalia na to aż podskoczyła i zamknęła oczy na chwilę czekając na jakiś wybuch lub siekierę przepoławiającą go na pół, nic się jednak nie wydarzyło. Otworzyła więc oczy a wampir schował to i wyszedł do niej, jak gdyby nigdy nic. Podał jej klejnot.
- Dziękuje – powiedziała spokojnym i lekko zdziwionym głosem, wpatrując się w prezent. Nadal nie mogąc uwierzyć w to jak łatwo poszło.
- A może to podróba? – spytała samą siebie.  Dotknęła klejnotu i uniosła rękę w stronę wazonu z kwiatami na stoliczku niedaleko. Rozległ się ogromny wybuch i nie tylko po wazonie ale i stoliczku i ścianie nie było śladu.
- Hę? – wpatrywała się w idealnie okrągłą dziurę w ścianie, z której jeszcze sypały się gruzy, a która zajmowała miejsce od podłogi aż po sufit. – Okej, może to jednak nie jest podróba, zważywszy że chciałam zniszczyć jeden kwiatek a poszła cała ściana. Może lepiej uciekajmy, tym już z pewnością mogłam zwrócić uwagę. – Stwierdziła i zaśmiała się nerwowo i z widocznym zakłopotaniem.
-To teraz maleńka do wyjścia-powiedział, specjalnie mówiąc maleńka z wrednym uśmieszkiem, na co Rozalia zacisnęła znowu dłonie w piąstki, z uroczym dla niej zdenerwowaniem na twarzy. Och, jak on lubił ją drażnić. -Ale tym razem z moją prędkością, więc zamknij oczka by nie zrobiło ci się niedobrze-wyszeptał jej wprost do uszka i wziął ją na ręce. Dziewczyna zaczęła protestować, czując że jej policzki zrobiły się gorące z zakłopotania. Tsusen bynajmniej nie miał zamiaru jej posłuchać, ani tym bardziej postawić z powrotem na ziemi do czego usilnie próbowała go przekonać. Spanikowana zamknęła oczy i mocno chwyciła się jego ubrania.  Trzymając ją mocno w ramionach Tsusen wybiegł z nią z zamku, ignorując jej krzyki i panikę kiedy chcąc pobiec na skróty wyskoczył z drugiego piętra. Prawię się popłakała.
- Mówiłam nie skacz – powiedziała dygocąc i ciągnąc go za kołnierz w panice tak mocno, że go dusiła. Na szczęście nie musiał oddychać. Zakryła usta dłonią blada jak ściana – chyba zwymiotuje…
-Nie musiałaś otwierać oczu, gdyby nie to o niczym byś nie wiedziała-powiedział i pstryknął ją w czoło gdy już postawił ją na ziemi. Ostrożnie postawiła stopy na stabilnym gruncie i odetchnęła głęboko.
- Nie otwarłabym ich gdybyś nie powiedział, „chyba szybciej będzie skoczyć”, to było drugie piętro. Drugie! – znowu zakryła usta dłonią i wzięła kilka krótkich oddechów. Wyprostowała się, wciągając powietrze i powoli je wypuściła. Poczuła się lepiej.
- No to teraz pora wskoczyć na konie i odjechać by oddać ten kamyk-powiedział, łapią Rozalię w talii i podnosząc ją jakby nic nie ważyła i sadzając ją na koniu. Dziewczyna poczuła, że jej policzki znowu zrobili się czerwone. Zadziwiała ją jego siła i zdolności, ostatnio coraz częściej sobie uświadamiała jaki jest silny i zawstydzało ją kiedy jej demonstrował swoją siłę, oczywiście bezwiednie, zachowywał się tak jak zwykle. Wcześniej tego nie zauważała. Przełożyła nogę przez konia, siadając na nim okrakiem. Nie przeszkadzało jej, że miała spódniczkę. Jeśli chodziło o konie, uwielbiała galopować, więc siedzenie po babsku nie wchodziło w grę. Uśmiechnęła się i pogładziła konia po boku. Lozi była dla niej wszystkim. Dostała ją od ojca jeszcze jak była mała, prawię się nie rozstawały wtedy. Jeździła tylko na niej i kochała ją jak siostrę. Tsusen usiadł na swoim koniu i poklepał go po boku. Tego konia otrzymał od Rozy i musiał przyznać, że to był jeden z najmądrzejszych koni jakie ujeżdżał w swoim życiu. Nie licząc oczywiście Lozi, która biła o głowę wszystkie konie jakie dotychczas widział. Patrzył chwilę na Rozalię, coś się w niej zmieniało w chwili kiedy siedziała na koniu. Wydawała się wtedy spokojniejsza i bardziej elegancka. Miała ten piękny uśmiech pełen radości. Gdy stwierdził, że jest gotowa do drogi spiął swojego konia.
-Jedziemy-powiedział i pogonił rumaki ruszając w stronę zamku królowej. Podróż odbyła się bez przygód. Dotarli, oddali kryształ i odjechali. Byli w połowie drogi. Rozalia dla zabawy zaczęła jeździć wokół jego konia. Widocznie skora do zabawy. Podjechała najbliżej jak mogła.
- Ścigamy się? – spytała podekscytowana. Uwielbiała dziki galop. Wolność i szybkość jaką się wtedy czuło. Wiatr we włosach i ten dreszczyk ekscytacji rozchodzący się po całym jej ciele.
- Do lasku niedaleko szkoły, chcę ci pokazać pewne miejsce – dodała.
-Czemu nie -powiedział z wrednym uśmiechem - pierwsza osoba wygrywa i wybiera sobie nagrodę jaką jej da przegrany-powiedział i nim zdążyła zaprotestować ruszył galopem.
- Co? Tsusen! Nie powiedziałam, że się zgadzam… Ej! Zaczekaj! Tsusen! Grrr! – zawołała za nim dość nie składnie po czym zmotywowana, nie chcąc tracić czasu spięła lejce i popędziła swojego konia za nim. Oczywiście Tsusen powiedział to w złośliwości żeby Rozalia pomyślała, że ma niecne zamiary przez ten jego uśmieszek. Zrobił to bez jakiegoś celu, po prostu żeby znowu zobaczyć ten jej spanikowany wyraz twarzy. Tsusen jechał bardzo szybko, jednak dawał jej niepotrzebnie fory. Zapomniał, że umiejętności jeździeckie Rozalii biją na głowę przeciętnego człowieka. Obejrzał się, zastanawiając się czy się nie zgubiła i w tym samym momencie, jej koń przeskoczył tuż nad  nim. Podczas gdy on ostrożnie zjechał ze wzniesienia, Rozalia wybrała szybszą metodę. Lozi mocno odbiła się od pagórka i przeleciała nad nim lądując z gracją na ziemi i pędząc dalej. Zarżała radośnie, kipiąc entuzjazmem. Widać nie tylko Rozalia w tym duecie lubiła galopować. Jej koń był mocny, gotowy do niemożliwego. Widział jak Rozalia zostawia go w tyle. Dostrzegł uśmiech ekscytacji na jej twarzy. Była w swoim żywiole.
"Normalnie jak dziecko" - pomyślał, widząc jak jest z tego zadowolona. Jemu nie chciało się ścigać wiec pozwolił jej spokojnie wygrać w końcu to i tak nic wielkiego nie da. Może po prostu zapomniał jak to jest cieszyć się z byle głupoty przez te lata. Widok Rozy jednak wywołał na jego ustach uśmiech.  Pędząc galopem szybko zbliżyli się do szkoły. Rozalia zatrzymała konia tuż przed ścieżką wiodącą w głąb lasu. Miała szybki oddech, krew szybko biegła jej w żyłach a na jej twarzy promieniał uśmiech, podkreślony czerwonymi policzkami.
- Wygrałam – zawołała melodyjnym głosem z miną pełna dumy. Lozi zarżała – znaczy, wygrałyśmy – poprawiła się i poklepała konia po szyi. Przełożyła nogę przez grzbiet konia, najwidoczniej chcąc zejść.
-Moje gratulacje-powiedział spokojnie... Siedząc sobie na gałęzi drzewa a raczej sobie z niej zwisając do góry nogami stopami tylko dotykając kory. Rozalia się na to roześmiała.
„Normalnie jak dziecko”
- Ładnie to tak ufać bardziej zwierzęciu niż mi? -zapytał w żartach, chcąc zobaczyć jej reakcję. W sumie nie czuł się o to zazdrosny bo kiedyś jak był człowiekiem miał podobnie...po paru nie ciekawych nieprzyjemnościach. Rozalia zeszła z konia i podeszła spokojnie tuż pod miejsce nad którym wisiał.
- Mówisz tak jakbyś był zazdrosny – stwierdziła z wrednym uśmieszkiem – ufam ci, ale często zapominasz, że w porównaniu z tobą jestem nieco delikatniejsza – dodała i jako, że wisiał teraz tuż przed nią, musnęła lekko ustami delikatnie jego czoło. Spuściła lekko wzrok w dół zawstydzona,
czując że jej policzki znowu zrobiły się czerwone.
-Nie jestem zazdrosny-powiedział spokojnie, zeskakując na ziemię -kiedyś pewnie miałem podobnie-stwierdził, zerkając przed siebie-to po co mnie tu przyprowadziłaś? – zapytał a Rozalia złapała go za dłoń, prowadząc go między zarośla.
- Po to – oznajmiła wprowadzając go w miejsce tak piękne, że trudno  było opisać je słowami. Usypane kamienie tworzyły miniaturowy wodospad, którym spływały stróżki źródlanej wody. Delikatna nitka strumienia przecinała las w tym miejscu. Trawa była tu żywo zielona, a drzewa zdawały się okalać to miejsce niczym ramiona, zupełnie jakby chciały ochronić to miejsce przed niszczycielskim działaniem ludzi. Ziemia była tu żyzna do tego stopnia, że rosły tutaj polne kwiaty, tworząc gdzieniegdzie kępy kwiatów różnych barw i kształtów. Światła przedzierające się z trudem przez splecione ze sobą u góry gałęzie tańczyły tworząc różne wzory na trawie i pniach drzew. Delikatny wietrzyk przesuwał źdźbłami trawy, a bluszcz i krzewy dzikiej róży okalały pnie drzew najbliżej strumienia. Można było wyczuć tu spokój, zupełnie jakby czas zatrzymał się w tym miejscu. Słońce nie było tu tak uciążliwe jak poza lasem, a światełka przedzierające się przez gałązki drzew tworzące smugi na niebie zerkały na strumyczek. Woda iskrzyła się pięknym blaskiem.
- Pięknie, prawda? Odkryłam to miejsce przypadkiem, kiedy po pierwszych upokorzeniach w szkole szukałam miejsca aby się ukryć. Tutaj byłam w stanie zapomnieć. To takie „moje miejsce”.
Wyszeptała Rozalia, lekko rumiana na twarzy. Czuła się jakby odsłoniła przed nim fragment swojej duszy. Pokazała mu coś co było dla niej ważne i czego nikomu wcześniej nie pokazała.
- Trzeba przyznać, że ładne to miejsce-powiedział z lekkim uśmiechem-kiedyś w swoim świecie znajdowałem parę takich podobnych miejsc-powiedział i uśmiechnął się wrednie
-to będzie idealne miejsce na naszą randkę-ostatnie słowo wyszeptał tak, muskając jej ucho częściowo by się z nią podrażnić. Rozalia natychmiast oblała się rumieńcem.
- R-randkę!? – zawołała cała czerwona i potknęła się o korzeń drzewa, zamknęła oczy przygotowując się na upadek.  Jednak jak się przewracała Tsusen chwycił ją ręką w pasie tak, że wyglądało to jakby tańczyli. Jej ciało zamarło w bezruchu. Tętno podskoczyło, a na policzkach znowu pojawiły się wypieki. Czuła jego silny, pewny uścisk.
- Chyba, że wolisz coś innego zamiast randki-wyszeptał jej wprost do uszka po czym pocałował ją w szyje. Z jej ust wymknął się cichutki pisk. Skuliła szyje w miejscu gdzie ją pocałował odruchowo. Powoli znowu otworzyła oczy, zdezorientowana tym niewinnym cmoknięciem.
- Cz-czy takie rzeczy nie liczą się jako randka? – w końcu coś z siebie wydusiła. Stanęła stabilnie na ziemi. Nie musiał jej już podtrzymywać, ale mimo wszystko nie zabrał ręki. Spojrzała w innym kierunku, czując że znowu się rumieni. Jednak była bardzo szczęśliwa. Właściwie cały dzień czekała aż wykonają zadanie i będą mogli być znowu sami. Położyła nieśmiało dłonie na jego torsie i przybliżyła się do niego. Uniosła powoli oczy w jego kierunku i spojrzała mu w oczy. Tsusen czuł jak szybko bije jej serce. Uśmiechnął się wrednie patrząc się w oczy Rozy
-Czyżby mała Roza chciała pieszczot? -spytał specjalnie używając słowa "pieszczoty", wiedział jak łatwo ją zawstydzić. Dłonią którą ją obejmował przycisnął bardziej do siebie a drugą złapał delikatnie jej podbródek. Serce Rozalii znowu przyspieszyło.
- Mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywał – skarciła go szeptem, patrząc mu w oczy a on powoli przysunąć jej twarz do siebie i pocałował ją w usta. Roza przymknęła powieki, przylgnęła do niego. Ich wargi się wzajemnie do siebie przyciskały.  Mogła poczuć jak uśmiecha się wrednie w pocałunku, przycisnął ją bardziej do siebie i usiadł z nią tak pod drzewem nie przerywając pocałunku, który robił powoli coraz bardziej namiętnym by ją bardziej zawstydzić. Rozalia czuła się jednak coraz swobodniej. Ta namiętność sprawiała, że coraz mniej myślała o tym co się dzieje, a pozwoliła swojemu ciału działać. Wyczuła jednak, że ma w tym jakiś niecny cel i wbrew jego wcześniejszym zakazom nagle zaatakowała językiem jego kły. Delikatnie otarła o nie języczek. Uśmiechnęła się wrednie w pocałunku, wiedząc jak są czułe i delikatne. Tsusen stłumił dreszcz gdy językiem dotknęła jego kiełków.
"Więc to tak"
- pomyślał uśmiechając się wrednie w duchu, zaczął całować ją coraz goręcej i namiętniej i "za karę" dłońmi złapał ją za pośladki. Roza aż podskoczyła. Cóż dla niej to na pewno będzie swego rodzaju kara a dla niego dodatkowa przyjemność-  normalnie dwa w jednym. Rozalia złapała go za dłonie, ściągając je z siebie, czerwieniąc się.
- Tsusen! – krzyknęła surowym tonem gdy oderwała się od jego ust – nie wolno, zły wampir – dodała dla żartu jak do psa – zaczynam podejrzewać, że lubisz jak cie bije…- dodała pod nosem.
-Nie, po prostu chciałem sobie pomacać moją kobietę - powiedział z uśmieszkiem i ukąsił a następnie liznął jej szyjkę - cóż nie moja wina, że masz cudowne ciałko-wyszeptał jej wprost do uszka by ją podrażnić w ten sposób.
- Nie potrzebujesz może napić się krwi? Chyba słońce ci zaszkodziło...- oznajmiła kładąc dłoń na jego czole.
- Słonce mi nie zaszkodziło - powiedział z uśmiechem - ale chętnie skosztuje twej krwi - oznajmił i powoli zatopił kły w jej szyi i tak powoli spija jej krew tuląc ja do siebie by bardziej ją tak dla zabawy drażnić. Rozalia lekko zacisnęła dłoń na jego ubraniu, usiłując powstrzymać uczucie jakie w niej to wywoływało. Kiedy już myślała, że się przyzwyczaja, Tsusen celowo widząc że się uodporniła dla własnej rozrywki potęgował to uczucie. Nie zliczył już ile razy dostał przez to po głowie, kiedy Rozalia spostrzegła, że robi to specjalnie. Wyrwało jej się westchnienie, zawstydzona wtuliła twarz w jego ramię, chcąc się tak ukryć przed nim. Kiedy wysunął kły z jej szyi i ustami zaleczył ślad po ugryzieniu Rozalia podniosła z powrotem głowę. Widząc, że chce oblizać usta, palcem wskazującym przejechała po jego wargach zgarniając resztki krwi i wsunęła mu palec do ust aby go oblizał. Rozalia nie widziała nic dwuznacznego w tej czynności, a że Tsusenowi się to podobało wolał jej nie uświadamiać, dzięki czemu robiła tak od czasu do czasu. Nie mogąc się doczekać kiedy sama do tego dojdzie i spłonie niczym pochodnia ze wstydu.
- To miała być obelga, wiesz? – spytała rozbawiona – twój dzisiejszy podryw jest tak uroczo żałosny, że aż mnie to bawi – dodała z wrednym uśmieszkiem – mówisz jak taki typowy podrywacz z baru – dodała – chociaż – przerwała na chwilę zastanowienia – podoba mi się, możesz kontynuować. Wyobraź sobie, że jesteśmy w barze. Co mi powiesz, żeby zaciągnąć mnie do łóżka? – spytała szeptem blisko jego ust, patrząc mu w oczy z tym chytrym uśmieszkiem na ustach.
- Hmm, chciałbym wiedzieć co mam zrobić aby zaciągnąć cię w końcu do łóżka - zastanowił się na chwilę, a Rozalia speszona uciekła wzrokiem. Tsusen obiecał jej, że poczeka aż będzie na to gotowa, ale już powoli tracił cierpliwość -pewnie zapytałbym się ciebie czy boisz się burzy-powiedział z uśmieszkiem. Rozalia spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem.
- N- nie – odpowiedziała niepewnie, nie rozumiejąc czemu o to by akurat zapytał.
-To dobrze bo cię wygrzmocę, może być? -powiedział z wrednym uśmiechem. Rozalia bardzo się starała, zacisnęła mocno ze sobą wargi ale po chwili parsknęła głośnym śmiechem. Zasłoniła usta dłonią żeby się uspokoić.
- Albo zapytałbym się co musiałbym zrobić by zaciągnąć cię do łóżka –stwierdził.
- Tak po prostu? – spytała i pogładziła go pociesznie po policzku – zaczynam rozumieć, czemu przez tyle setek lat nie znalazłeś sobie dziewczyny – powiedziała ze współczującym wyrazem twarzy.
-Nie szukałem dziewczyny -powiedział spokojnie, wzruszając ramionami-a poza tym musiałbym i tak z nimi zerwać po kilku latach bo mój wygląd się nie zmienia-powiedział spokojnie-chociaż nauczyłem się go zmieniać z biegiem lat-dodał.
- To miał być żart – oznajmiła szczerze rozbawiona jego poważną i rzeczową odpowiedzią, podczas gdy ona chciała się z nim trochę podroczyć – a ja wiem kim jesteś, czy to znaczy że ze mną nie zerwiesz? – spytała patrząc mu w oczy. – Czy to znaczy, że jestem kimś więcej? – spytała szeptem, dłonią gładząc jego policzek.
-Tak to znaczy, że z tobą nie zerwę-powiedział z uśmieszkiem -a pokazać ci tą sztuczkę ze zmianą wieku-zapytał. Rozalia zasłoniła lekko usta dłonią chcąc ukryć jak ją to bawi.
„Jak dziecko, koniecznie chce pokazać mi swoją sztuczkę”
Pomyślała rozbawiona.
- To już nie będziesz próbował mnie poderwać? Szkoda, byłam ciekawa co jeszcze wymyślisz – spojrzała mu w oczy gdy to mówiła – chociaż… Chyba jednak ci uległam – szepnęła i pocałowała go w usta, przymykając powieki. Jej policzki jak zwykle się rumieniły gdy sama zaczynała go całować.
Tsusen uśmiechnął się w duchu. Zaczął całować ją coraz namiętniej, goręcej i zachłanniej, przytulił ją do siebie dłońmi błądząc po jej plecach by po pewnym czasie położyć ją na ziemi i zacząć dłońmi wkradać się pod jej ubranko chcąc ją rozebrać. Rozalia spanikowana chwyciła mocno jego rękę, odrywając się od jego ust. Zdyszana i cała czerwona na twarzy.
- T-Tsusen… m-może jednak pokażesz mi tą sztuczkę ze zmianą wieku? – spytała szybko. Jej głos uroczo drżał, definitywnie chciała na siłę zmienić temat licząc na to, że o tym zapomni.
"Tss, a myślałem że się tym razem uda"- pomyślał i uśmiechnął się wrednie do Rozy.
- Oczywiście moja maleńka-wyszeptał jej wprost do uszka, muskając je. Dziewczynę przeszedł dreszcz.  Następnie językiem przejechać po jej szyi by ją tak podrażnić, odsunął się od niej. Dla zabawy zamienił się w małego chłopca o jednym oku złotego a drugim błękitnego koloru. Dodatkowo dorobił sobie parę małych puchatych lisich ogonków i podobne uszka. Wyglądał tak bardzo uroczo i słodko. Rozalia próbowała udawać, że jej to nie rusza. Wyglądał jednak tak uroczo i niewinnie, że po chwili się zagalopowała i przytuliła go do siebie.
- Nie! To ten sam zboczony demon! – szybko sobie przypomniała i odsunęła go od siebie na odległość swoich ramion.
- Hm.. a nie powinieneś się bardziej postarzać niż odmładzać skoro miały nic nie podejrzewać? – spytała po chwili zastanowienia. Jej twarz nagle złagodniała. Wyglądała smutno, jakby sobie coś uświadomiła. Wstała z ziemi i w milczeniu podeszła do źródełka. Stała przy nim. Wiatr rozwiał jej piękne ciemnofioletowe włosy.
- Ja tak nie potrafię – powiedziała cicho – zrobię się stara i pomarszczona, aż w końcu umrę. – Szepnęła.  Tsusen wyczuł jak bardzo ją to martwi. Zmienił się z powrotem w siebie i podszedł do niej. Rozalia zwróciła się w jego stronę.
-Jeżeli tego chcesz to mogę cię w odpowiednim momencie przemienić więc nie będziesz musiała się tym martwić-powiedział spokojnie.
- Nie! – Rozalia zawołała w chwili gdy skończył mówić to zdanie – Nie chce żebyś mnie przemienił.  – Powiedziała szczerze. Uciekła spojrzeniem, wiedziała jak samolubnie to zabrzmiało. – Ja nie chce… Boje się – szepnęła – boje się, stać się kimś innym. A co jeśli po tym nie będę już taka sama? – spytała – co jeśli będę za słaba? Co jeśli zawładnie mną żądza krwi i zmienię się w potwora? – spytała – Kocham się Tsusen – powiedziała, łzy spłynęły mimowolnie po jej policzkach.  – Kocham cię – powtórzyła – chciałabym spędzić z tobą wieczność – powiedziała a w jej słowach nie było zawahania – Nie chcę patrzeć jak moja rodzina i wszyscy których znam starzeją się i umierają. Przeraża mnie sama myśl o piciu krwi. Boje się, że będę za słaba, że zawładnie mną żądza krwi . Że będziesz musiał mnie zabić własnymi rękami. Nie chcę żebyś przez to znowu przechodził. Błagam cię, nie przemieniaj mnie. Jeśli zginę, pozwól mi odejść. Obiecaj mi, że jeśli ktoś mnie zabije, nie przemienisz mnie – zażądała patrząc mu prosto w oczy. Widział w jej oczach prawdziwy strach. Zwykle kobiety błagały go, żeby je przemienił - zapewnił im życie wieczne i wieczną młodość.  Nie wszystkie zachowały zmysły po przemianie. Musiał je wtedy zabić. 
Tsusen wysłuchał słów Roz.
- Nie masz sie czego bać. To nie boli po prostu byś zasnęła na chwilkę a później się obudziła- oznajmił-i nic by się w tobie nie zmieniło...no dobra na początku tylko miałabyś czerwone oczy a później wróciłyby do normy –powiedział. Jednak Rozalia czuła, że nie mówi jej całej prawdy.
- Tylko obudziłabym się wampirem i chciałabym pić ludzką krew? – powiedziała oburzona tym jak to bagatelizuje, po tym jak tyle razy mówił jej jakie jego życie jest ciężkie. Tsusen mówił jej, że jest wiele sposobów by zmienić człowieka w wampira. Bolesny jak i bezbolesny, jedne można było przeprowadzić tylko na żywej osobie, inne tylko na świeżo zmarłej lub jakiś czas po jej śmierci. Zawsze jednak istniało ryzyko. Człowieczeństwo jest wyszarpywane, niektórzy są po prostu zbyt słabi psychicznie – popadają w szaleństwo, zmieniają się w wampiry niższej klasy, które mało już mają wspólnego z wampirem a bardziej z bestią żądną mordu. Niektórym osobom siła uderza do głowy, stają się kimś innym. Niektórzy nie mają z kolei żadnych komplikacji. Rozalia więc nie wyglądała na przekonaną.
-No dobra, chodź tu do mnie bym znowu mógł się pobawić twoim ciałkiem -powiedział w żartach wyciągając do niej dłoń z uśmieszkiem na twarzy. Rozalia chwyciła jego dłoń i przysunęła się do niego.
- Jeśli mnie tkniesz, odrobię ci rękę, wiesz o tym?- spytała ze śmiertelnie poważną miną. – Tsusen, bądź poważny choć przez chwilę! – zażądała uroczo się złoszcząc. Chwyciła dłońmi jego policzki żeby spojrzał jej w oczy i przysunęła jego twarz bliżej – Wiem, że miałeś kiedyś inna ukochaną, wiem że oszalała po przemianie i musiałeś ją zabić. Nie chcę żebyś musiał zabić i mnie. Pozwól mi odejść, rozumiesz? Jeśli mnie przemienisz nigdy ci nie wybaczę, nigdy! – zawołała mu prosto w twarz – chce pozostać człowiekiem…- szepnęła opuszczając wzrok – chcę żebyś taką mnie zapamiętał – dodała cicho. – Chcę być z tobą szczęśliwa tyle ile zdołam, a potem odejść. Przyrzeknij że mnie nie przemienisz! – zażądała.
-Niechętnie ale przyrzekam-powiedział spokojnie. Rozalia wmawiała sobie, że sobie to ubzdurała ale przez chwilę zdawało jej się, że widzi żal i ból w jego oczach. Spuściła głowę w dół i lekko oparła ją na jego piersi. Myślała o przyszłości. Wiedziała, że spodziewał się, że raczej będzie błagać go żeby ją przemienił, tak jak większość kobiet które poznał w swoim życiu. Rozalia jednak była inna, dużo o tym myślała. Nie podjęła decyzji pod wpływem uczuć. Bardzo chciała spędzić z nim wieczność, jednak bała się że po przemianie stanie się inną osobą, że Rozalia którą jest teraz tak naprawdę umrze i w jej miejscu pojawi się stwór, którego nigdy by sobą nie nazwała. Nie chciała by przez to przechodził, tak jak nie chciała zatracić samej siebie. Obraz siebie opętanej żądzą głodu, zabijającą niewinnych przerażał ją. Przerażało ją to, że musiałby wtedy ją zabić. Tsusen był inny, biła od niego siła, jednak to że sam jest w stanie się powstrzymać, nie znaczy że ona da radę.
– Nie ma innego sposobu abym żyła tyle co ty, a nie była wampirem? – spytała unosząc wzrok na niego, patrząc mu w oczy.
- Jest inny sposób, ale jest to o wiele brutalniejsza metoda niż przemiana jaką proponuję-powiedział
-Mógłbym też dawać tobie trochę swojej krwi-powiedział w zamyśleniu-ale to różnie bywa-stwierdził.
- Jaka to metoda? – spytała z niepokojem.
Tsusen przytulił ją do siebie i pogłaskał ją po glowię.
- Powiedzmy, że doprowadzilbym cie do takiego potwornego stanu że sama byś lgnęła do mojej krwi, stała byś się moją "żywicielką",a to gorsze niż niewolnik, straciłabyś zupełnie wolną wolę. Uwierz mi, nie chcesz tej metody-zapewnił i cmoknął ją w usta. Znowu przytulił ją do swojej piersi, dłonią mierzwiąc jej włosy. Rozalia zamknęła oczy a on spojrzał przed siebie.
- Nie chcę tego dla ciebie - wyszeptał i pocałował czubek jej głowy.

"Nie mogę pozwolić ci umrzeć, dopóki nie zmienisz zdania."
Pomyślał Tsusen, nie chcąc wypuścić jej ze swoich ramion.

piątek, 30 września 2016

Rozdział XXII



                   Podeszła do swojego okna. Słońce zaczęło zachodzić. Niebo zabarwiło się na pomarańczowo, a tarcza słoneczna, powoli chowała się za horyzontem.  Wróciła właśnie z kolacji ze swoją rodziną. Wieczór przeszedł jej dość spokojnie. Miło jej było znowu zobaczyć urocze kłótnie swoich rodziców przy stole.  Wiedziała, że tylko droczą się ze sobą. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby dostrzec jak bardzo są dla siebie nawzajem ważni. Byli dla siebie stworzeni. Nie widziała jednak Tsusena, od czasu incydentu w pokoju dla służby. Minęło już parę godzin.
„Trzeba nakarmić tego durnia, inaczej wiecznie będzie strzelał fochy”
Pomyślała i westchnęła zarazem na tą myśl. Wyciągnęła ze swojej szafki na mikstury mała buteleczkę. Była to mikstura wzmagające produkcję krwi. Żołnierze często używali jej na wojnie, kiedy ich stan był krytyczny.
- Powinno wystarczyć – powiedziała sama do siebie. Zastanawiała się jednak jak go tutaj przywołać. Jeśli chodziło o jedzenie, był jak każde marudne dziecko przy stole. – Dobra, mamy jakieś pięćdziesiąt procent szans, że to usłyszy, jakieś pięć, że mnie posłucha i wielkie zero, że nie zniknie zaraz po tym jak zobaczy co zaproponuje, ale spróbować nie zaszkodzi. Ponoć wampiry mają dobry słuch, a jeszcze lepszy węch. – gdy tak rozstrzygała wszystkie za i przeciw przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Miała do niego też parę spraw, nie tylko tą jedną. Wzięła nożyk do otwierania listów i stanęła na środku pokoju. – Musimy znaleźć jakiś mniej bolesny sposób komunikacji – mruknęła pod nosem i lekko nacięła sobie palec wskazujący.
- Wiem, że to poczułeś, nie mam zamiaru szukać cię po całym domu. Przyjdź tu na chwilę, muszę z tobą porozmawiać. Mam dla ciebie list między innymi. – Zawołała donośnym, ale spokojnym głosem, stojąc po środku pokoju i czekając na znak czy ją słyszy, czy też ją zignorował. Nakleiła plaster na ranę na palcu i odłożyła nóż.

*** 

                    -"Hmm, trochę się nimi najadłem ale to nadal za mało "-pomyślał, kierując się do piwnicy. Gdy tam wszedł przywołał swoją trumnę, w której się położył a wieko samo się zamknęło. Dodatkowo odruchowo otoczył trumnę barierą tak by nikt jej nie widział oraz nie mógł dotknąć, gdyż miał już przypadki, że jakimś cudem ktoś mimo tej bariery mógł dostrzec jego "spanie". W taki sposób postanowił sobie zasnąć. Był jeszcze dzień a on ich nie cierpiał bardziej niż srebra.
Nie wiedział ile już spał gdy nagle poczuł krew Rozy i usłyszał jej słowa.
-"Czego tym razem to babsko chce ode mnie "-pomyślał, otwierając oczy by następnie zniknąć w trumnie i częściowo wyłonić się z cienia na ścianie.
- Czego ode mnie chcesz?- warknął, patrząc na nią swoim krwistym, dzikim wzrokiem. Rozalia prawie, że podskoczyła, łapiąc się za serce. Wzięła głęboki oddech widząc, że to tylko on.
- Wiesz, w moim pokoju są drzwi – oznajmiła spokojnym, opanowanym głosem – powinieneś spróbować, wspaniały wynalazek – dodała z wyczuwalną ironią w głosie.
-A co mnie to obchodzi? -powiedział- mów czego chciałaś, bo jak nic to na marne tu przylazłem-powiedział powoli znikając w ścianie.
- Zaczekaj! – zawołała Rozalia. Ścisnęła mocno fiolkę w swojej dłoni i niewiele myśląc złapała go za ramię. Pociemniało jej przed oczami, poczuła dziwne, nieprzyjemne uczucie. Papiery jakie miała dla niego upadły na ziemię w chwili gdy wtopiła się z nim w ścianie. Jednak fiolkę ściskała tak mocno, że przedostała się razem z nią. Zdezorientowana otworzyła oczy, jednak nadal przed oczami miała tylko ciemność. Jej oczy w przeciwieństwie do oczu Vincenta, nie widziały w ciemności. Czuła jednak, że w miejscu w którym się znalazła jest duszno i bardzo ciasno.
- Gdzie jesteśmy? – spytała, a w jej głosie już było słychać niepokój, który świadczył o tym, że podejrzewa jeden mroczny scenariusz.
Tsusen ciężko westchnął na to pytanie. Nie spodziewał się, że przedostanie się razem z nim.
- Można powiedzieć, że jesteśmy w moim legowisku -oznajmił spokojnie –prościej w trumnie, jaką przywołałem u was w piwnicy -dodał otwierając wieko trumny, a Rozalie przeszedł zimny dreszcz. Wydała z siebie odgłos podobny do cichego pisku a jej oczy zamieniły się w spodki.
- D-dlaczego nie możesz spać w normalnych miejscach!? – spytała w panice. Nie wiedziała gdzie oczy podziać, nerwowo patrząc na każdą ścianę trumny. Chciała się podnieść i wtedy ich oczy się spotkały. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak jest blisko. Podpierała się z tyłu dłońmi, jej lewe kolano było ugięte, dotykało jego nogi, którą się podpierał dna trumny między jej udami. Jedną ręką trzymał wieko trumny, drugą podpierał się dna blisko jej ramienia. Był na tyle blisko, że czuła jak jej oddech odbija się od jego warg. Serce zaczęło jej walić jak oszalałe. Zapadła niezręczna cisza. Przesunęła lekko nogę, jednak dopóki on nie wstanie, ona nie ma drogi ucieczki. Spojrzała w dół zakłopotana. Przygryzła lekko dolną wargę, dwa razy się zawahała zanim wydusiła z siebie te słowa:
- To moja wina, przepraszam. Byłam głupia. Ostatnio nie byłeś sobą, a raczej byłeś starym sobą. Miałam wrażenie, że wkurza cię sama moja obecność i … Wtedy mnie tknęło, że pewnie męczy cię głód. Wiedziałam, że dobrowolnie nigdy się jej nie napijesz jeśli zaproponuje ci moją krew. Zwłaszcza, że tak cię irytowałam. Wybacz, t-tymi papierami chciałam cię zwabić do siebie, znaczy… I tak musiałam z tobą o nich porozmawiać, ale to tylko moja wymówka. Głównie chciałam wypić to co trzymam w dłoni. To mikstura używana na wojnie, wzmaga produkcje krwi, ma zapobiec wykrwawieniu się w krytycznym momencie… Nie ważne, puenta jest taka, że chciałam się skaleczyć i powiedzieć ci że umrę jeśli nie wypijesz tej krwi bo moje żyły pękną jeśli faktycznie się nie wykrwawiam, a wiem że nie mógłbyś na to patrzeć i mi pomógł, co znaczyłoby że wypiłbyś tą krew i wrócił do dawnego siebie. Znaczy do nowego siebie. Po prostu się uspokoisz. Przepraszam, wiem że pewnie cie nie rozumiem. Pewnie źle odczytałam znaki i sobie to wszystko ubzdurałam. Sama nie wiem czemu skoczyłam za tobą w tą ścianę. – wyglądała jakby wiele ją kosztowało powiedzenie prawdy. Zamknęła oczy mocno, czekając na ochrzan. Widział, że było jej głupio, nie chciała spojrzeć mu w oczy zawstydzona  tym co chciała zrobić, jednak ani trochę się go nie bała. Nie brała pod uwagę, że mógł ją zabić w szale. Całkowicie mu ufała. Wysłuchał spokojnie tego co mu powiedziała.
-Wkurwia mnie to jak bardzo mi ufasz-powiedział wstając i wyciągając ją z trumny -Jak to wypijesz po prostu poderżnę ci żyły-powiedział spokojnie-nie jestem głodny a twoja wiara we mnie cię zabije -stwierdził-jeżeli nie zrobi tego ktoś, sam to zrobię, a teraz jeśli łaska odejdź bo idę spać-oznajmił chcąc się położyć, ale złapała go za rękę nie chcąc na to pozwolić.
- Nie obchodzi mnie to, moje życie nigdy nie było bezpieczne. Czemu miałabym się odsuwać od ciebie, skoro równie dobrze mogę zginąć na następnej misji? – spytała – proszę, jeśli mi nie powiesz co się dzieje, nie będę w stanie ci pomóc  i nie kłam, że nie jesteś głodny. Widziałam, jak piłeś krew tamtych dziewczyn, ulżyło ci ale tyko na chwilę, to nie było wystarczające. – Oznajmiła. Jej głos jak i spojrzenie było stanowcze, nie chciała odpuścić. Tsusen warknął pod nosem.  Złapał Rozę za gardło, zaczęła się dusić i rozpaczliwie  drapać jego rękę.
- Co mam zrobić byś przestała tak łatwo oddawać mi swoją krew, durna kobieto!? -wycedził-nie rozumiesz, że to ci szkodzi!?- warknął.
- N-nie tak jak…dus.szenie – wychrypiała Rozalia sarkastycznie.
- Ja potrafiłem żyć wiele setek lat bez nawet odrobiny krwi -dodał-a teraz idź, o ile nie chcesz znaleźć się w ścianie -wycedził i wyrzucił ją z trumny. Upadła z łoskotem na podłogę, zapomniał jak krusi są ludzie. Dla niego lekka niczym lalka, jednak uderzenie nie było już tak niewinne. Uderzyła się głową o podłogę, czuła że kręci się jej w głowie. Wciągnęła haust powietrza do płuc odruchowo. Dotknęła swojej szyi. Zostały na niej wyraźne ślady. Zakrztusiła się. Tsusen nie zwracając na nią uwagi położył się w trumnie i zaczął zasłaniać jej wieko, myśląc tylko o tym, że chce iść spać. Jednak tym razem Rozalia nie była dla niego taka pobłażliwa. Skończyła się jej cierpliwość. Wstała na równe nogi, niczym pod wpływem adrenaliny dostając kopa energii. Podeszła do trumny. Uniosła różdżkę i z krwiożerczym wyrazem twarzy wcelowała w trumnę.
- Ugnis uni! – rozległ się jej głos po piwnicy i trumna eksplodowała na tysiące kawałków, pozostawiając Tsusena na ziemi. Jedna brew Rozy lekko drgała. To był wyraźny znak, że wyprowadził ją z równowagi. Ha, raczej wkurzył ją do granic możliwości. To już nie była złość, to był szał.
- Zostaw tą pierdoloną trumnę i porozmawiaj ze mną tonem innym niż gdybyś mówił do ameby – wycedziła przez zęby. Wyglądała jakby się miała zaraz zagotować ze złości. Postura Tsusena po tym jak wysadziła mu trumnę zmieniła na bardziej niebezpieczną. A może po prostu jej się wydawało, że przyjął taką pozycję? W końcu nie zmienił swojego położenia. Jednak czuła w powietrzu, że mogła odrobinkę przesadzić. Trzymała jednak nieprzerwanie fason, starając się nie wysadzić reszty pomieszczenia w powietrze. Zacisnęła dłoń w pięść powstrzymując na moment kolejne ataki agresji żeby się namyślić.
 – Ooh, tyle pomysłów właśnie rodzi mi się w głowię, co ci zrobię za tą jawną zniewagę, mój sługo – wycedziła, ostatnie dwa słowa prawie że wykrzykując. Dawno nie widział jej w takim stanie. Ostatnim razem jak wyprał jej ubrania tak, że wszystkie jej koszule były różowe i wywiesił jej bieliznę na najwyżej wieży szkoły. A zrobił to bardzo dawno temu, na samym początku ich znajomości, kiedy to robił wszystko żeby ją wkurzyć. Mroczna aura objęła całe pomieszczenie – ale wiesz co? Zróbmy to w staroświecki sposób – oznajmiła z uśmiechem, który o ciarki przyprawiłby najgroźniejszą bestię. Schowała różdżkę i podeszła do niego. Zaserwowała mu trzy tak siarczyste policzki, że żadna kobieta w ostatnim stuleciu go tak nie schlastała.  Tak, że jeszcze chwilę pomimo jego szybkiej regeneracji widniały dumnie na jego twarzy czerwone  ślady. Tsusen jednak nic sobie z tego nie robił i stał niczym głaz.  Jednak to nie był koniec, pociągnęła go za kołnierz ubrania w górę i spojrzała mu prosto w oczy. – Mam już dość ciągłego latania za tobą. Rachel jest bardziej dojrzała niż ty – warknęła i przystanęła na chwilę ze swoją wypowiedzią - …nie wieże, że właśnie to powiedziałam – stwierdziła z widocznym zdegustowaniem na twarzy – nie mówisz mi co jest grane, tylko chodzisz i fuczysz jak wkurzony kot. Nie jestem w stanie ci pomóc jeśli mi nie powiesz. Nie umiem czytać w myślach jak ty! – krzyknęła mu prosto w twarz – dotrze do ciebie wreszcie, że jesteś dla mnie ważny i gdzieś mam twoje groźby!? Wiem, że nigdy byś mnie nie skrzywdził. Gdybyś tego chciał zabiłbyś mnie i już dawno uwolnił się od kontraktu! – zawołała widocznie sfrustrowana – właśnie dlatego, że POTRAFISZ nad sobą panować, wiem że nic mi nie będzie jeśli napijesz się mojej krwi. Ale tu nie chodzi o to! Jeśli nie chcesz, Czaje! Ale nie rzucaj mną jak jakimś śmieciem po ziemi, bo to boli jak skurwysyn! I nie mówię tylko o fizycznych ranach ale i moralnych! – dodała. Szybko oddychała, całkowicie dała się ponieść emocją – c-całujesz mnie i każesz robić m-mi te dziwne rzeczy z winem…T-te…poły.. twoje.. Grr! – teraz zaczęła się jąkać nie wiedząc jak to z siebie wydusić i ubrać w słowa. Nosiło ją to już długi czas – i myślisz, że nie dosięgną cię za to konsekwencję!? Nawet ze mną nie porozmawiasz, mało tego nawet nie przeprosisz, PANIE JA NIE JESTEM PIJANY! – warknęła mu prosto w twarz, szarpiąc go mocniej. – Phi, w niebezpieczeństwie. Muszę cię rozczarować, ale POTRAFIĘ  o siebie sama zadbać. Może i jestem młoda ale przeżyłam więcej niż sobie możesz to wyobrazić. Wiesz kto wcześniej jeździł ze mną na misje? NIKT! KOMPLETNIE NIKT!  I jakoś, uwaga tu jest zaskoczenie – ŻYJĘ! – oznajmiła z wyczuwalną kpiną w głosie. – Wykrwawiałam się bądź ile razy, myślisz że czemu trzymam przy sobie fiolkę z eliksirem, którego wytworzenie przypłaciłam długą wędrówką w góry, bo nigdzie nie było pieprzonej Felisti Acticenty!? Jestem wytrwalsza niż sobie możesz to wyobrazić i jedyne czego prawdopodobnie nie przeżyje, to twojego zniknięcia z mojego życia! Martwię się o ciebie! Jesteś dla mnie ważny! Nie jestem w stanie znieść myśli, że ostatnio, mimo że się do siebie zbliżyliśmy,  nagle stwierdziłeś, że znów będziesz mnie odtrącać.
 Gdy w końcu przestała mówić Tsusen chwycił swój kark i nie przejmując się jej obecnością pokręcił nim o 180 stopni w lewą a następnie w prawą stronę...innymi słowy skręcił sobie dwa razy kark by następnie lekko poruszyć głową. Rozalie widząc to przeszły dreszcze. Aż zamilkła na moment.
-Mówisz? A wiesz jak to jest gdy nie możesz przez wiele setek lat wyjść na światło dzienne bo stanie się to-powiedział odsuwając dłoń na bok która po chwili zamieniła się w popiół jak przy spalonych zwłokach a następnie znikła-wiedzieć że po tym nie odzyskasz tej kończyny przez stulecia. Jednak czuć że ona tam nadal jest lecz niewidoczna? A wiesz jak to jest nie móc dotknąć niczego bo możesz wyssać z tego całe życie pozostawiając tylko zwiędłe kwiaty, wysuszone ciała i pył. A może wiesz jakie to uczucie gdy zostajesz poćwiartowana, spalona, pozbawiona wszystkiego co posiadasz ale jednak po jakimś czasie to odzyskujesz i nadal pamiętasz i czujesz ten ból bo nie możesz się pozbyć tych wspomnień-zapytał od tak-wykrwawienie się jest bardzo przyjemne tyle ci powiem. Nie cierpisz tylko czujesz się powoli coraz bardziej senna aż zasypiasz -stwierdził-a nie zabiłem cię tylko ze względu na to czyją jesteś córką. Nie chciałoby mi się słuchać jego ględzenia i irytującego brzęczenia- oznajmił-wy jesteście dla mnie POŻYWIENIEM, tak samo jak dla was BYDŁO. Chociaż czasem jesteście gorsi od połączenia komara z wuwuzelą – oznajmił uniesionym głosem -...a kiedyś dla zabawy stworzyłem coś takiego – wtrącił tak przy okazji tematu, po czym kontynuował  -Nie karzę Ci o WIELKA, UTALENTOWANA, irytująca, PANI latać za sobą. Po prostu nie chcę widzieć twojej facjaty więc chcę być jak najdalej od irytujących mnie owadów i tyle-stwierdził stanowczym tonem. Rozalia poczuła ukłucie w sercu. Tsusen jednak mówił to wszystko aby ją chronić. Chciał by go znienawidziła, może wtedy przestałaby się narażać na niebezpieczeństwo związane z jego osobą. Rozalia lekko wyrwana z rytmu, uciekła spojrzeniem. Czując się jak skarcone zwierzątko. Postanowiła jednak kontynuować.
-  A to co się stało w salonie? – jej głos był cichszy, widocznie ją krępowało wspomnienie tego co się stało. Jej głos jednak szybko znów się uniósł.- Zniknąłeś jak kamfora, nie dając mi możliwości nawet skopania ci za to tyłka! – wykrzyczała mu prosto w twarz - A kiedy potrzebowałam pomocy, pojawiłeś się w mgnieniu oka. – Powiedziała ciszej i spokojniej jakby właśnie coś sobie uświadomiła. Jednak po chwili znów uniosła głos – Nie znikaj z mojego życia tak nagle! Nie traktuj mnie jak śmieć, tylko po to żeby mnie chronić! Nie chcę tego! Chcę ciebie!  Kocham cię, idioto! – zawołała na całe gardło, prosto w jego twarz i w chwili kiedy uświadomiła sobie, co jej się wyrwało w popłochu go puściła, zakrywając usta dłonią, mimo że było już za późno. Oblała się rumieńcem, robiąc jeden krok w tył, nie wiedząc gdzie oczy podziać.
-W salonie nic się nie stało. Saito się rozebrał po pijaku do gaci, pobazgrał po sobie i poszedł w pizdu spać-stwierdził spokojnie jakby to było coś normalnego, udając że nie wie o czym mówi -Powiem ci tak w tajemnicy, to że wtedy ci pomogłem to był CZYSTY PRZYPADEK. Nie zamierzałem cię ratować. Po prostu się mi napatoczyłaś pod nogi jak bezpański kot-stwierdził udając obojętnego, kiedy nagle coś sobie uświadomił.
-Co przed chwilą powiedziałaś?- zapytał jakby się ocknął.
- Że jesteś idiotą? – wymamrotała, udając że nie wie o co mu chodzi.
-To wcześniej –nalegał.
- Ch-chce ciebie? – odszepnęła bardzo cichym głosem, ciągle wstydząc się przyznać.
-To po środeczku- dodał, unosząc lekko jej podbródek dłonią, żeby spojrzała mu w oczy.
- Ko-kocham cię – w końcu się przyznała. Jej policzki przybrały uroczy odcień czerwieni. Spojrzała w bok chcąc uniknąć jego spojrzenia. Natychmiast zaczęła się gorączkowo tłumaczyć, nie mogąc sklecić dwóch poprawnych zdań. Tsusen, widząc że się plącze w zeznaniach po prostu wpił się w jej usta. Rozalia otworzyła szeroko oczy w zdumieniu. Z początku nie wiedziała co się dzieje, a raczej nie wierzyła w to co się dzieje. On jednak kontynuował. W panice chciała się odsunąć. Jednak on był nieustępliwy. Po chwili jej ciało przestało walczyć.  Nie wiedziała kiedy zaczęła odwzajemniać pocałunek .Dotyk jego warg był przyjemny i czuły. W całym swoim życiu nie czuła nigdy czegoś tak pięknego. Jego uścisk niczym z kamienia, nie pozwalający jej uciec sprawił, że serce zaczęło szybko bić w jej piersi. Czuła, że traci władzę w nogach od tej słodyczy.
-Za dużo gadasz-stwierdził.
- A ty za mało – odpowiedziała  i znowu ją pocałował ale tym razem rozluźnił uścisk dając jej wybór. Przylgnęła do niego w odpowiedzi. Nie myślała już wcale o tym aby uciekać. Jej wargi ochoczo lgnęły do jego. Serce bardzo szybko biło. Czas mijał a żadne z nich nie chciało odsunąć się od drugiego. Zupełnie jakby czekali na to stanowczo zbyt długo. Kiedy w końcu przerwali pocałunek jeszcze chwilę delikatnie odwzajemniali muśnięcia. Rozalia ledwo nadążała brać oddech. Była zdyszana, czuła jak kołacze jej serce. Delikatnie przesunęła dłonie, które trzymała na jego dekolcie o parę centymetrów.  Szukając punktu zaczepienia dla błądzącego wzroku spojrzała na nie. Pierwszy raz nie wiedziała co ma powiedzieć. Czuła ogarniające ją szczęście, ale i lęk że może źle to wszystko rozumie.  
- No to skoro sobie wszystko wyjaśniliśmy to może pozwolisz mi iść spać?- zapytał pokazując swoje kiełki w wrednym uśmiechu a raczej ukazując tylko jeden kiełek. Zmarszczyła brwi.
- Musiałeś? – spytała i westchnęła z wyczuwalnym załamaniem i rezygnacją w głosie – po pierwsze: nie masz już trumny do spania a po drugie – zaczęła zirytowana po czym uroczo się zarumieniła, jej twarz przybrała łagodny, ale lekko strapiony grymas. Chwilę się zawahała, przygryzła lekko dolną wargę na moment po czym delikatnie dotknęła opuszkiem palca wskazującego jego warg – co mam przez to rozumieć? – spytała, widocznie bojąc się, że opacznie zrozumiała jego zamiary.
- A co byś chciała przez to rozumieć?- zapytał z wrednym uśmiechem i lekko dziabnął ją w ten palec, którym dotykała jego ust.
- Aj – szybko cofnęła ręką, lekko karcąc go spojrzeniem.
- Jak ty byś chciała to rozumieć? -zapytał-bo może myślimy w ten sam sposób-wyszeptał jej wprost do uszka a ona oblała się uroczym rumieńcem.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi… Czy ty mnie ko-ko… Czy ten pocałunek był wyznacznikiem jakichś uczuć do mnie, czy po prostu znowu się ze mną drażnisz? – spytała kompletnie zawstydzona pytaniem o to – niczego mi nie wyznałeś – dodała bardzo cichutko.
-Ko ko...co ty w kurę się zamieniasz? -zapytał patrząc na nią –hmm -mruknął-raczej coś oznaczał ten pocałunek-powiedział z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Wziął ją na ręce. Rozalia zdezorientowana zaczęła w panice patrzeć to na niego to na siebie.
- Hę!? Co ty robisz!? Po-postaw mnie! – wydukała całkowicie zawstydzona spoczywając w jego ramionach – „Coś”? Tak łatwo się nie wymigasz. Masz to powiedzieć! – zażądała stanowczo, cała czerwona na twarzy.  Wampir wiele sobie nie robiąc z jej żądań przeniósł się z nią do jej pokoju. Powoli podszedł do łóżka wywołując na twarzy Rozalii wyraz twarzy pełen paniki.  Położył ją na łóżku z pieczołowitą ostrożnością jakby była delikatną księżniczką. Następnie położyć się nad nią, jedną ręką podpierając się łóżka a drugą zaczął powoli odpinać jej bluzkę i nachylać się powoli do jej ust jakby chciał zrobić z nią coś niegrzecznego.
- T-T-Tsusen! To-to jeszcze za wcześnie… Nie jestem na to gotowa… - zaczęła dukać, w panice zamykając mocno oczy, nie wiedząc co począć.
-Na to nigdy nie jest za wcześnie – wyszeptał Tsusen tuż przy jej uszku by następnie przejechać koniuszkiem języka po jej szyi zaleczając tak ranę jaka jej zrobił kiedy złapał ją za szyje -a teraz idź się umyć bo po kąpieli w cieplej wodzie o wiele szybciej płynie krew i będzie smaczniejsza gdy będę cię konsumował na kolacyjkę - powiedział z wrednym uśmieszkiem na twarzy -a ty niby co myślałaś?  Że od razu chce się z tobą przespać? -zapytał i tyknął ja w czoło – nie schlebiaj sobie tak -dodał w złośliwości.
- T-Ty! – wyprowadziła cios chcąc w odwecie go uderzyć ale on złapał łatwo jej rękę , łapiąc ja za nadgarstek. Zaśmiał się rozbawiony. Roza nie mogła sobie przypomnieć czy kiedykolwiek zaśmiał się w taki wesoły sposób. Puścił jej rękę i położył się wygodnie na jej łóżku. Spojrzała na niego mając soczysty rumieniec na twarzy.
- Jeszcze tu jesteś kolacyjko? – spytał ziewając, chcąc ją znowu wyprowadzić z równowagi.
- Nagle nie przeszkadza ci picie mojej krwi!? – krzyknęła zdenerwowana, jednak on nic sobie nie zrobił z jej krzyku bo już spał na jej łóżku. Rozalia gdy to zauważyła westchnęła, przyjrzała się mu, wyglądał na zmęczonego. Uśmiechnęła się lekko i dłonią delikatnie pogładziła go po głowie.
- Śpij dobrze, Tsusen…

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział XXI



          -"Czyżbym trochę przesadził"- pomyślał, oblizując krew z wargi. Rozcięcie jak i policzek wróciły do swojego normalnego stanu. Wzruszył ramionami, mało się tym przejmując. Wypił jeszcze butelkę alkoholu, po czym jakby nigdy nic wyszedł z domu i udał się w swoją stronę, a dokładniej gdzieś w las. Gdzieś w głębi lasu wlazł na drzewo. Zawiesił się tak do góry nogami na jednej z gałęzi i poszedł spać. 
 
***

            Rozalia szła zdenerwowana korytarzem. Nie. Zdenerwowana to zdecydowanie za słabe słowo. Wkurzona do granic możliwości mknęła jak burza. Co chwile się czerwieniąc, zaciskając pięści mocno to znowu się czerwieniąc. Miotało nią zawstydzenie i pewnego rodzaju zafascynowanie oraz gniew i żądza mordu na pewnym wampirze. Po wczorajszym zajściu zamknęła się w pokoju i nie wyszła z niego aż do rana. Nie zeszła na śniadanie.  Jak na razie nie spotkała jeszcze dzisiaj Tsusena, ale na samą myśl dostawała dreszczy. Natomiast jej rodzina widząc jej dzisiejsze zachowanie wywnioskowała, że lepiej nie wchodzić jej dzisiaj w drogę. Louise zastanawiała się czy nie wezwać do niej psychiatry, zważywszy że cały czas odkąd wstała chodziła w kółko po posiadłości z wyrazem twarzy sugerującym, że zabije każdego kto wejdzie jej w drogę. Jednak Saito, który nic nie pamiętał z wczorajszego wieczoru i obawiał się, że maczał palce w podłym nastroju córki, wybił jej z głowy ten pomysł bojąc się późniejszych konsekwencji i kolejnej Vallierówny wytaczającej ścieżkę śmierci po domu. Nagle coś usłyszała. Rozalia zatrzymała się powoli i nasłuchiwała. Usłyszała chichot. Nie mogąc powstrzymać wrodzonej ciekawości cofnęła się kilka kroków w tył i podeszła do pokoju dla służby. Drzwi były lekko uchylone, już miała dyskretnie zajrzeć kiedy uświadomiła sobie, że jest Panią tego domu więc może sobie wchodzić do pokoju służby kiedy chce. Zaniechała szpiegowskich odruchów i z pełną premedytacją otworzyła drzwi i rozejrzała się po pokoju.
- Co tu się wyprawia!? – zawołała chwilę później, widząc podejrzane pudełko z proszkiem w ręce jednej ze służących, pokazującej je innej. Natychmiast schowała pudełko, co Rozalii wydało się podejrzane.
- T-to prezent dla pewnego chłopca, zresztą co Panienkę to obchodzi – oznajmiła zdecydowanie niegrzecznie, na co szturchnęła ją koleżanka -…Em..z całym szacunkiem Panienko – dodała szybko. Czwórka młodziutkich pokojówek siedziały blisko siebie niczym nastolatki za szkołą przyłapane na paleniu papierosów. Rozalii widocznie nie spodobała się ta reakcja. Dziewczyna zdecydowanie miała coś do ukrycia. Podeszła do niej i wyrwała jej pudełko. Przyjrzała się proszkowi i dostrzegła napis.
- Proszek miłosny!? Czy wyście na głowę upadły!? To zakazane. Kto wam w ogóle to sprzedał!? Zdajecie sobie w ogóle sprawę z tego co może się stać jak to się dostanie do czyjegoś organiz..- nie zdołała dokończyć bo dziewczyna wstała i wyrwała jej pudełko.
- Oczywiście! Eryk się we mnie zakocha i już wtedy nie będzie mógł oprzeć się moim wdziękom – zaćwierkała, będąc już  w krainie marzeń, nie chcąc słuchać swojej Pani. Rozalia roześmiała się głosem pełnym politowania. Ale cóż mogły wiedzieć dziewczyny z plebsu, które nigdy nie uczęszczały do szkoły magii. Rozalia znowu wyrwała jej pudełko.
- To, że się tobie nie oprze jest stuprocentowe, jednak miłości bym tego nie nazwała – oznajmiła surowym tonem –  ten proszek wywołuje u ofiary popęd seksualny niemożliwy do powstrzymania. Jest nazywany proszkiem miłosnym, ponieważ takie panienki jak ty wykorzystywały to żeby wrobić mężczyzn w dziecko. Nie zawsze jednak przemyślane plany kończyły się licznymi gwałtami więc proszku zakazano. Używają go bardzo zdesperowane prostytutki a przyłapanie z tym kończy się więzieniem. Konfiskuje to, już tego nie odzyskasz. Zaraz to zniszczę. – Oznajmiła wyciągając różdżkę. Dziewczyna prawie ze łzami w oczach usiłowała wyrwać jej pudełko.
- Nie wierze ci! Ta kobieta mówiła, że on się we mnie zakocha! Wydałam na to całe oszczędności, oddaj to! – wołała.
- Wytłumacz mi czemu niby miałabym cie okłamać? Chcesz skończyć w więzieniu? Opanuj się Elizabeth! – oznajmiła surowo ale ta nie ustępowała, złapała pudełko z drugiej strony i zaczęła ciągnąć.
- Czy wy szlachcice zawsze musicie postawić na swoim!? Zawsze byłaś rozpieszczona! – wyrwało jej się. Rozalie widocznie to dotknęło.
- Jeśli chodzi o pieniądze zwrócę ci je, nie chce żeby rodzice mieli przez was kłopoty – oznajmiła stanowczo, widząc jaka jest uparta w końcu się poddała. – To jakieś szaleństwo – oznajmiła puszczając pudełko i krzyżując ręce na piersi. Nie przewidziała jednak jednego. Dziewczyna poleciała w tył pudełko uniosło się w górę i wysypało zawartość na pokojówki. Rozalia zdążyła zakryć usta i nos rękawem. Jednak pokojówki nie wykazały się tą przezornością, której Roza nauczyła się na misjach. Zaczęły się krztusić, wciągając w nos i płuca proszek. Rozalia przeczekała aż chmura opadnie.
- Cholera… To się źle skończy – oznajmiła unosząc różdżkę chcąc je związać. Jednak pokojówka złapała ją za dłoń.
- Niech się panienka nie kłopocze. To nic takiego, proszek chyba nie zadziałał – oznajmiła.
- Możliwe, że sprzedała ci bubel – oznajmiła Rozalia biorąc pod uwagę taką sposobność, jednak dalej bacznie obserwując pokojówki. Ta jednak wyrwała jej różdżkę i przyciągnęła do siebie, unosząc jednocześnie wzrok na nią. Spod jej grzywki ujrzała jej oczy. Świeciły w nich maleńkie różowe ogniki.
- Byłam taka niegrzeczna, niech Panienka mnie ukarzę – oznajmiła widocznie odurzona, na co Rozalia była w stanie wydusić tylko jakiś bełkot zaskoczenia i zdezorientowania. Chwile później leżała na ziemi przyparta przez Lizzy do ziemi. Zbladła.
- O nie, błagam tylko nie to – oznajmiła, chcąc ją znokautować ale pozostałe dwie pokojówki złapały ją za nogi. W ich oczach świeciły również świetliki a ich miny definitywnie świadczyły o tym, że na głaskaniu raczej się nie skończy.
- Panienka jest taka piękna – wyćwierkała druga z nich i polizała dziewczynę po policzku. Rozę przeszedł dreszcz obrzydzenia od góry do dołu. Podskoczyła czując, że została ugryziona w udo stanowczo zbyt blisko jej dolnej partii bielizny. Wszystko działo się tak szybko, a że była „atakowana” z każdej strony nie wiedziała, którą usiłować nokautować najpierw.  Zebrała w sobie wszystkie swoje siły i usiłowała wstać. Jednak uwieszone na niej pokojówki były ciężkie i ściągnęły ją z powrotem na ziemie. Sięgnęła rozpaczliwie do drzwi.  Powtarzała sobie stale w myślach „ Co robić? Co robić!?” nie mogąc wpaść na logiczne wyjście z tej sytuacji. Nie chciała zrobić im krzywdy, nie planowała też swojego pierwszego razu z kobietą.  Czy też raczej – trzema. Miała ochotę się rozpłakać. Czuła jak jej duma rozsypuje się na drobne kawałeczki. Zarumieniła się, czując że została złapana za piersi. Przewrócono ją na plecy i złapano za ręce. Czuła pocałunki jednej z nich na swoim ramieniu i czyjąś dłoń w okolicach jej intymnego miejsca. Ta sama dłoń zaczęła ściągać dolną partię jej bielizny. Sparaliżowana tym co się działo zdobyła się w końcu na jedyne rozwiązania jakie przyszło jej do głowy i ze łzami w oczach zaczęła wołać o pomoc. Tak głośno jak chyba jeszcze nigdy nie krzyczała.
„Nie chcę. Tsusen, pomocy!”
Zaczęła płakać, jednocześnie ciągle walcząc ile miała tylko sił. Jej koszula została rozpięta. Poczuła kobiecą dłoń na swojej piersi, ściskającą ją pod  stanikiem.  Język jednej z nich sunął po jej nodze w górę a ona czuła że nie ma już bielizny w „tamtym miejscu”. Zaszlochała cicho.
- Tsusen! – zawołała rozpaczliwym głosem z załzawionymi oczyma.  Słyszała chichoty dziewcząt, które widocznie myślały teraz że okazuje im tak swoje zadowolenie.
- Panienka nigdy nie była szczera ze swoimi uczuciami – szepnięto jej do ucha.
- Rozkazuje wam mnie puścić, to rozkaz. To rozkaz!! – zaprotestowała na co one tylko zachichotały. Same się rozbierały gdy tylko miały okazje. Dwie z nich były już tylko w samej bieliźnie. Tylko Elizabeth nie, zbyt zafascynowana swoją Panią by pozwalać sobie na rozkojarzenia. Aktualnie całowała ją po gołym brzuchu schodząc niżej. Czuła, że dotykają ją w miejscach, w których zdecydowanie sobie tego nie życzyła – na szczęście lub też nieszczęście – celowo dookoła miejsc intymnych a nie ich dokładnie, bawiąc się widocznie odkładaniem „głównego dania” na później, drażniąc się z aktualnym obiektem ich pożądania . Nagle jednak pokojówki spojrzały na siebie i rzuciły się na siebie migdaląc się na podłodze obok, walcząc między sobą o dominacje. Lizzy natomiast spokojnie dawała sobie radę z biedną Rozalią, chociaż po utracie wsparcia musiała aktualnie skupić się na utrzymaniu jej przy podłodze, niechętnie rezygnując z pieszczot. 

***

            Tsusen wstał dość późno jak na niego. Zeskoczył z drzewa i po krótkiej rozgrzewce postanowił zapolować na swój posiłek. Cóż tym razem musiał się zadowolić krwią jakiegoś zwierzaka. Nie było tu dużo ludzi w okolicy, a wolał nie atakować służby Vallierów. Po skonsumowaniu jelenia postanowił udać się do pokoju, w którym zostawił swój szkicownik. Nie śpieszyło mu się zbytnio, mając nadzieje ze Roza gdzieś sobie pójdzie z domu. Gdy był blisko posiadłości usłyszał w głowie krzyk Rozy. Wytężył słuch chcąc ją zlokalizować, przeklinając w myślach swoje nieszczęście.
-"W co tym razem się ta durna baba wpakowała "-  pomyślał zirytowany, nie zbyt zadowolony z faktu, że musi spotkać się z osobą, której zamierzał dzisiaj unikać. Wzruszył ramionami w rezygnacji, jednak był dalej głodny wiec to była dobra okazja na posiłek. Pojawił się w tym pokoju gdzie "jego pani".
-SPAĆ –rozkazał donośnym głosem, a jego oczy zabłysły krwistą czerwienią. Dziewczyny popadały jak muchy, zapadając w głęboki sen. Rozalia wysupłała się z ich objęć i zasłoniła się dłońmi jak tylko mogła, kuląc się na podłodze. Wierzchem dłoni otarła łzy z kącików oczy, usiłując zachować spokój i elegancje. Mimo, że na to było już raczej za późno. Patrzyła jak Tsusen kładzie każdą z nich na ziemi, oczyszcza  ich ubrania z pyłku, który miał nawet dosyć ciekawy zapach by następnie dmuchnąć im w nosy by pozbyć się resztek proszku. Rozalia natomiast gdy miała pewność, że jej nie widzi odklejała od siebie dłonie, które tak kurczowo przy sobie trzymała i zakładała z powrotem swoje ubrania. Na końcu Tsusen napił się z każdej parę łyków pozbawiając je w ten sposób pamięci. Gdy Roza się przyglądała mogła dostrzec ze gryzie je jakoś inaczej w szyje. Próbowała poprawić potargane włosy i  otarła ostatni raz oczy dłonią, czując że nadal nie wygląda dobrze.  W pośpiechu pozapinała źle koszulę, myląc dziurki na guziki i nie dosunęła zamka spódniczki do samego końca. Cały czas siedziała prosto, usiłując wyglądać dostojnie w tej sytuacji, ale na pierwszy rzut oka było widać, że jest całkowicie rozbita po tym wszystkim.
-O, tu jest - stwierdził widząc swój szkicownik akurat w tym pokoju - widać zabrały go sprzątając -stwierdził sam do siebie i jakby nigdy podszedł do drzwi gotowy do wyjścia. Nie spojrzał nawet na Rozę, a  służące zostawił w stanie pełnego uniesienia jakby właśnie osiągnęły szczyt z ukochanym. Lekko oblizał wargi zlizując tak krew, w momencie kiedy dotknął ręką drzwi Rozalia zerwała się na równe nogi i podeszła do niego, łapiąc go za nadgarstek drugiej dłoni. Tsusen znieruchomiał, jednak nic nie powiedział. Rozalia  przez chwilę wyglądała jakby sama do końca nie wiedziała czemu to zrobiła. Utkwiła wzrok w podłodze. Czuł, że serce zaczęło jej bić szybciej. Denerwowała się jakby szukała odpowiedzi na własne zachowanie.
- Zachowaj to co widziałeś dla siebie – w końcu wydusiła, ciągle nie patrząc mu w oczy. Znał dumę Rozalii, wiedział że to wszystko mocno ją nadszarpnęło. Teraz jednak zdawało mu się, że nie tylko dlatego go zatrzymała. Ona jednak kontynuowała – to się nigdy nie wydarzyło, rozumiesz? Piśniesz komuś słówko o tym co się tutaj stało, a zapieczętuje cię gdzieś na kilka set lat. – Dodała już stanowczym głosem, jakby odzyskiwała wigor i pewność siebie. Celowo jednak unikała kontaktu wzrokowego.  Tsusen natomiast wysłuchał wszystkiego co miała mu do powiedzenia Roza po czym wyszarpnął nadgarstek z jej uchwytu i jakby nigdy nic wyszedł z pokoju i udał się w swoją stronę, a dokładniej kierował kroki do piwnicy. Dziewczyna chwilę patrzyła jak odchodzi.
- I pomyśleć, że to ja powinnam być na niego obrażona, a tym czasem latam za nim jak idiotka – westchnęła, kręcąc w załamaniu głową. – Dość tego, nie będę za nim szła, jak chce się zachowywać jak foszasta nastolatka, proszę bardzo! – zawołała sama do siebie i kopnęła w drzwi. Wzięła głęboki oddech żeby się uspokoić. – Wygląda na głodnego, to by wiele wyjaśniało – mruknęła do siebie, podnosząc z ziemi swoją różdżkę i kierując się w stronę swojego pokoju. Zamknęła drzwi za sobą i odłożyła różdżkę na swoje biurko, powoli podeszła do podłużnego lustra stojącego nieopodal. Spojrzała na swoje odbicie. – Rozalio, wyglądasz okropnie.- Westchnęła uroczyście i zaczęła skrupulatnie poprawiać swoje ubranie. Założyła świeżą koszulę, bo tamta była już pomięta, włożyła jej dół do niebieskiej spódnicy i zawiązała cienką, czarną wstążeczkę na szyi. Wyglądała bardzo elegancko. Podeszła spokojnie do toaletki, wyciągnęła szczotkę i delikatnie rozczesała rozwichrzone włosy. Jej wzrok padł na rysunek, który zostawiła przy lusterku toaletki. Odłożyła szczotkę i delikatnie opuszkami palców dotknęła zarysu twarzy postaci na rysunki, przedstawiającej jej towarzysza. Zaczęła się zastanawiać czemu jest dla niej taki ważny. Czy to dlatego, że zawsze była sama? Nie była w stanie wyobrazić sobie teraz swojego życia, jeśli jego już by tutaj nie było.  Pojedyncze łzy spłynęły jej po policzkach na samą myśl o tym. Szybko je wytarła.
- Oh, Rozalio, co ty wyprawiasz – powiedziała sama do siebie, biorąc się w garść. Spojrzała na portret swojej specyficznej rodziny na ścianie. Uśmiechnęła się, powtarzając sobie w duchu, że nie jest sama.