sobota, 3 października 2015

Rozdział XVII



- Yyyych! Jak ja go nienawidzę! – rozbrzmiał wściekły głos Rozy w całym pokoju. Tak, dokładnie tak. Mijał kolejny zwyczajny dzień w akademii magii, tak jak to się działo codziennie Tsusen podroczył się nieco Rozą po czym zniknął w korytarzu. Zirytowana dziewczyna postanowiła więc wrócić do pokoju. Huk zatrzaskiwanych drzwi rozbrzmiał na całym piętrze. Dała choć trochę ulżyć złości, co pewnie nie koniecznie spodobało się drzwiom pokoju bo jeszcze chwilę drżały w zawiasach rozklekotane przez siłę z jaką je zamknęła. To jednak nie koniec demolki, Roza bowiem postanowiła wziąć kąpiel i ochłonąć  nieco. Weszła do łazienki , zatrzaskując z niesamowitym trzaskiem drzwi aż wyłamała zamek. Nie zauważyła tego jednak, wzięła głęboki oddech i rozebrała się powtarzając ciągle:
 – zboczeniec, zboczeniec, parszywy, wredny, wstrętny zboczeniec! – przez zaciśnięte zęby.
Napuściła wody i dodała kojący olejek  pielęgnacyjny, by ukoić nerwy, a gdy widać było już piane a wanna była pełna, wyłączyła wodę i powoli weszła do wanny. Odetchnęła głęboko, opierając głowę o brzeg wanny.  Spojrzała w sufit, uspokajając się odrobinę.
- Tego mi było trzeba..- westchnęła ukojona i wstrzymując oddech zanurzyła się cała w wodzie. Czasami robiła tak, sprawdzając ile potrafi wytrzymać pod wodą, trochę dla zabawy i relaksu a trochę dlatego, że kiedyś ktoś próbował ją utopić, więc chciała nauczyć się długo nie oddychać, by lepiej sobie poradzić jeśli znów byłoby to konieczne.

***

W tym samym czasie…
Wrócił do pokoju po niecałych dwóch minutach. Rozejrzał się krótko po pokoju.
- Ciekawe gdzie poszła, może tym razem nieco przegiąłem? – zaczął się zastanawiać nie widząc nigdzie Rozu. – Nie, na pewno nie – dodał po chwili zastanowienia a na jego twarzy pojawił się iście szarlatański uśmieszek.  Zauważył, że drzwi od łazienki są otwarte, znaczy – wolne. Wszedł do łazienki spostrzegł, że wanna jest pełna wody, jeszcze ciepła, szkoda by więc było ją zmarnować, nie widząc Rozy  nigdzie w pobliżu, postanowił więc skorzystać z okazji i wykąpać się w ciszy i spokoju. Rozebrał się jednym zwinnym ruchem i powoli wszedł do wanny, nie zdążył całkiem się zanurzyć kiedy to spod tafli wody wynurzyła się Roza, biorąc głęboki oddech. Otworzyła oczy. Jakież było jej zdziwienie gdy zobaczyła przed sobą Tsusena w pełnej klasie, wchodzącego jej do wanny.
- CO TY TUTAJ ROBISZ!? – zawołali oboje w panice.  Roza w szale zamieszania chwiała się zakryć, przesunęła mydło pod jego stopy, ten z kolei chcąc jak najszybciej się ewakuować, nadepnął prosto na nie. Poślizgnął się, odruchowo wysuwając ręce przed siebie. Roza zamknęła oczy przestraszona.  I gdy sytuacja nieco ucichła, oboje otworzyli  oczy. Ich twarze były tak blisko, że oboje spojrzeli na siebie szeroko otwartymi oczami. Pąs rumieńca pojawił się na policzkach Rozalii. Ale nagle mina jej zrzedła, spojrzała w dół czerwieniąc się jak pomidorek. Znieruchomiała sparaliżowana. Otóż  Tsusen upadł jedną ręką podpierając się brzegu wanny, natomiast  drugą dłonią ściskając pierś Rozy. Znów uniosła wzrok w jego strone. Ich twarze dzieliły milimetry, a ich usta lekko się stykały. Patrzył z bliska w oczy Rozy a ta po chwili odwróciła wzrok zawstydzona. Była tak skrępowana, że nie była w stanie wydusić słowa. W końcu jednak cicho zaczęła powtarzać jakieś słowo. Wreszcie je zrozumiał:
-..Ręka.. – wydukała całą czerwona na twarzy, widocznie nie wiedząc co robić, patrząc w zupełnie inną stronę, coraz bardziej i bardziej zażenowana-..twoja ręka jest na mojej.. – zarumieniła się jeszcze bardziej, nie wiedząc co innego powiedzieć, nadal zdezorientowana.
- No cóż, zdarza się-powiedział z lekkim rozbawieniem, by ukryć zażenowanie. Puścił jej pierś i usiadł na drugim końcu wanny. Rozalia natychmiast się zasłoniła rękami, bardziej zanurzając się w wannie. Tak, że teraz widział tylko jej zawstydzony wzrok i czubek głowy.
„..Zaraz, chwileczkę..”
Nagle uświadomiła sobie, że to nie ona powinna się teraz wstydzić. Wynurzyła się bardziej, siadając i wskazała na niego palcem.
- Co ty tu do cholery robisz w wannie..!? – krzyknęła – zboczeniec! – dodała – parszywy zboczeniec! – dodała, wskazując na niego jedną ręką a drugą zasłaniając piersi, zażenowana.
- WYNOCHA!
- Ech..?- zapytał- moja wina, że drzwi były otwarte i w wannie była woda? -zapytał spokojnie
-myślałem, że sobie gdzieś poszłaś i zapomniałaś spuścić wodę-powiedział wzruszając ramionami -w takim razie wychodzę-powiedział powoli się podnosząc z wody.
-  Zamknęłam drzwi! … No dobra zatrzasnęłam je, ale.. ale! – zaprotestowała, nagle przypomniał jej co przed chwilą zobaczyła  i wstała jak oparzona, zasłaniając się rękami  – s-siedź! I zamknij oczy, ja wyjdę! –  nie dokończyła dokończyć całej wypowiedzi i zahaczyła o jego nogę, tracąc równowagę poleciała w jego stronę. Upadając na niego, poczuła coś pod dłonią.
Przełknęła głośno ślinę w przerażeniu.
- Błagam, powiedź mi, że to nie jest to o czym myślę, że to jest – powiedziała błagalnie, patrząc mu w oczy z załamaniem i zażenowaniem.
- Cóż, z twojego zagmatwanego zdania nic nie zrozumiałem-powiedział szczerze-ale jeżeli dobrze mi się wydaje, to odpowiedź na to brzmi TAK –powiedział, podkreślając ostatni wyraz swojej wypowiedzi, a ona poczerwieniała w jednej chwili i krzyknęła, odskakując  jak oparzona.
- No dobra to ja będę wychodził-powiedział wychodząc z wanny owijając się przed wyjściem z wody ręcznikiem, opuścił łazienkę zamykając drzwi . Zapadła niezręczna cisza w łazience.  Będąc już w pokoju wytarł się i ubrał. Odruchowo usiadł na jej łóżku. W ciszy. Powoli.

2 minuty później…

„ Trzeba przyznać, że jest niezła "-pomyślał, patrząc na swoją lewą dłoń, którą po chwili zacisnął, potrząsnął głową by pozbyć się tej wizji- "chyba ze mną jest coraz gorzej. Bo zaczynam myśleć by się z nią przespać"- pomyślał i westchnął w załamaniu.
 "Chyba muszę znaleźć jakąś osobę do zabawy." -dodał w myślach, obnażając swoje zęby w wrednym uśmieszku. Przechylił się do tyłu, kładąc się lekko. Przetarł twarz, leżąc na łóżku i udając że śpi z rękami tuż pod głową.

***

Wciąż była w szoku, wszystko działo się tak szybko.
Krzyknęła po chwili w panice, dłońmi obejmując twarz. Usiłując wymazać z pamięci całą tą niezręczną sytuacje. Oparła tył głowy o brzeg wanny, wpatrując się tępo w sufit. Minęło trochę czasu zanim całkiem się otrząsnęła.
„Czy TO naprawdę jest takie wielkie?” nieświadomie zaczęła się zastanawiać, spojrzała na swoją dłoń lekko ją zaciskając parę razy, zastanawiając się czy tylko jej się zdawało, czy może przez całą tą sytuacje wyolbrzymiła niektóre doznania. Wzięła głęboki oddech i lekko uderzyła dłońmi policzki, żeby przestać myśleć o dziwnych rzeczach.
- Czas stąd wyjść, nie mogę się tu wiecznie ukrywać – mruknęła zawiedzionym głosem. Wyszła powoli z wody, wytarła się. Spojrzała na drzwi.
- …A może jednak tu zamieszkam.. – powiedziała w rozpaczy, na myśl spojrzenia mu teraz w oczy. Znów westchnęła ,  sięgnęła po koszule nocną.  Zamarła.  Nie było jej tam. Zapomniała wziąć. Stała tak chwilę w grobowej ciszy.
– …Będę musiała po nią iść… – dodała ze łzami w oczach.
 Owinęła się ręcznikiem. Wzięła głęboki oddech i wyjrzała za drzwi łazienki. Zauważyła Tsusena lezącego na jej łóżku oraz jej koszule nocną niedaleko niego.
„To chyba jakiś podły żart „
Przeszło jej przez myśl z załamaniem, wiedziała jednak że nie ma wyboru, zacisnęła mocniej dłoń na ręczniku i cicho podeszła do łóżka. Wstrzymując oddech wyciągnęła rękę.
„Jeszcze tylko trochę… mam!”
Pomyślała triumfalnie, gdy pochwyciła koszule nocną. Powoli się cofnęła, zaciskając mocniej dłoń na ręczniku, który sięgał jej zaledwie kilka centymetrów za pośladkami. Odwróciła się by skierować się do łazienki i…
Zahaczyła o jego nogę. Przez co wywróciła się tak że wylądowała na Tsusenie. Otworzyła powoli oczy, nie wiedząc czy tego chce, czując że wylądowała na nim. Zarumieniła się parząc na niego zawstydzona.
„..No to mogiła..”
Pomyślała po czym inna myśl zaprzątnęła jej głowę.
„On to zrobił specjalnie, na bank udaje. Podłożył mi nogę!”
Z wielką łatwością zwaliła na niego winę, w gruncie rzeczy dlatego, że była tak zażenowana że to było jedyne wyjście żeby jeszcze bardziej się nie pogrążać.
- Zboczeniec! - dostał od Rozy lekko w łeb. Dziewczyna ostrożnie wstała, zawstydzona.
- Nie ukradłem ciastka -powiedział siadając na łóżku i machając przed sobą rękami przez co zdarł z niej ręcznik, rozejrzał się zaspanym wzrokiem i tuląc się do ręcznika znowu "zasnął" na łóżku Rozy. Poczuła lekki podmuch świeżego powietrza na swoim gołym ciele. Zbladła. Załamana stojąc w bezruchu przed nim w całkowitej depresji.
" To kara, mała"- powiedział sobie w myślach, przez "sen".  Uśmiechał się głupkowato tuląc do ręcznika Rozy.
„Zamorduje go, przysięgam.”
Obiecała sobie ze wzrokiem pełnym determinacji.
Spłonęła rumieńcem, kucając przed łóżkiem zakłopotana, żeby nikt jej nie zobaczył. Spojrzała na niego z dołu.
  Głupek! – zawołała, wiedząc że i tak udaje, ubrała się w koszulę nocną i podniosła z ziemi.
 – Zboczony głupek! Nie udawaj! Wiem, że nie śpisz! – krzyczała na niego, nadal cała czerwona.
 – Włazisz mi nagi do wanny jak nigdy nic i mnie obmacujesz a teraz zgrywasz niewiniątko! W dodatku na moim łóżku! Grrr! Życie ci nie miłe!? – ostatnie zdanie wycedziła w śmiertelnej groźbie, mierząc w „śpiącego  Tsusena palcem.  Kocie uszka pojawiły się na jego głowie. Zamrugała pare razy w osłupieniu.
- Ten czar nadal się na nim trzyma? – spytała samej siebie w zaskoczeniu, już długi czas nie widziała jego efektu, sądziła więc że wyparował. Co zresztą powinno się stać po tak długim okresie czasu. Patrząc na urocze uszka dostrzegła swoją okazje do zemsty. Wredny uśmieszek zagościł na jej twarzy. Skoczyła na niego i zaczęła mocno ciągnąc jego kocie uszy i mierzwić je w dłoniach, siedząc na nim okrakiem, a on zaczął machać dłońmi przez sen jak kotek.
- Nie wyrywaj mi uszu...nic nie zrobiłem, tato-wybełkotał przez sen dziecięcym, przerażonym głosem -nic nie zrobiłem-powtórzył i przez sen z oczu zaczęły mu płynąć krwawe łzy.
- Co..!? Krew..!? – popatrzyła na niego jednocześnie zszokowana tym co powiedział i przerażona tym co mu się działo -.. on krwawi.. – zaczęła się rozglądać, w nadziei że coś wymyśli, sięgnęła po chusteczkę i zaczęła obcierać mu delikatnie łzy z oczy.
-..em.. w porządku  Tsusen… wszystko jest w porządku, uspokój się.. – zaczęła mu szeptać z nerwowym uśmieszkiem, po czym ten nerwowy usmieszek natychmiast zszedł jej z twarzy.
„Zaraz, robie dokładnie to co on chce.. ECH! Zamorduje go kiedyś, słowo daje!”
Otrząsnęła się i zaczęła nim potrząsać. Uśmiechnęła się chytrze pod nosem.
- No dalej..! Obudź się..! – wołała - .. czyżbyś chciał abym cię dała do zabawy Rachel..?  Wiesz, że jestem do tego zdolna, ona się chętnie z tobą zabawi – przybiła pieść o dłoń, zupełnie jakby przyszedł jej do głowy ciekawy pomysł – o! Już wiem..! Oddam cię do zabawy Rachel na caluuuuutki dzień i noc, na pewno się ucieszy – oznajmiła z szerokim, promiennym uśmieszkiem – co ty na to…?
Zaśmiał się przez sen i przytulił Rozę, znieruchomiała zaskoczona.
-Yui- wymamrotał-czemu...robisz...mi wianki? -wybełkotał przez sen, wtulając się bardziej w Rozę we śnie.
- Yui? – powtórzyła zdezorientowana. Przypomniała sobie jak mówił co spotkało jego siostrę. Mina jej zrzedła. Zrobiło jej się go żal.
Uspokoiła się.  Pogłaskała go po czuprynie i uszkach.
- Śpij dobrze, idioto – szepnęła.
 Westchnęła i położyła głowę na jego piersi.
„ Chyba nie mam wyboru, ech”
- Bo głupio  w nich wyglądasz –  odpowiedziała na jego pytanie skierowane do Yui , z wrednym uśmieszkiem i zamknęła oczy. Poczuła się nagle bardzo senna leżąc tak i powoli odpłynęła. Jej oddech stał się spokojny i regularny, zasnęła jak małe dziecko.
Tsusen uśmiecha się lekko, oczywiście cały czas nie spał, bawiły ją jej reakcje, a ta była najzabawniejsza. Nie spodziewał się, że po prostu sobie uśnie. Zaśmiał się lekko.  Kilka minut później wyswobodził Rozę, przekręcając się na drugi bok, ostrożnie kładąc ją do łóżka. Przyjrzał się jej by sprawdzić czy to jej nie obudziło. Przymrużyła  bardziej oczy we śnie jednak chwile później dalej spała spokojnie, jak aniołek, kuląc się odrobinę. Nagle niespodziewanie się przekręciła, wyciągając ręce do przodu. Odruchem chwyciła go i wtuliła jego głowę  w swoje piersi, myśląc że jest poduszką. Koszula podwinęła jej się od tego przekręcania, a że nie  była okryta widać było całe jej uda i błyszczącą od kąpieli skórę.
- …Tsusen… zabije cię.. – wymamrotała wesoło we śnie – .. te uszka są takie urocze..  – dodała, wtulając go nieco bardziej w swoje piersi -… Tsusen… - wymamrotała z uśmiechem.
-" Jest bardziej niebezpieczna we śnie" -stwierdził w myślach rozbawiony, wyswobodził się z uścisku Rozy, znowu położył ją na łóżku obok siebie i przykrył ostrożnie kołdrą żeby nie przerwać jej słodkiego snu. Ostrożnie wstał z łóżka i położył się na swoim posłaniu, zasypiając z uśmieszkiem na ustach.

To był ciekawy dzień…

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział XVI

               - A, więc tak to wyglądało…nieco inaczej to pamiętałem albo inaczej to sobie wyobraziłem…w sumie jebać jak to było naprawdę-pomyślał, gdy przypomniał sobie jak wszystko się potoczyło, gdy się tu znalazł. Uniósł odruchowo głowę do góry słysząc jak otwierając się drzwi, przez które przeszła osoba całkowicie zamaskowana. On sam klęczał na lodowatej posadce przykuty łańcuchami do niej. Posadzki zimnej jak lód. Światła padające ze ścian, były skierowane w stronę Tsusena tworząc wokół niego krąg światła a pod ścianami, pionowo, ciągnęły się czerwone lampy, dające nikłe czerwone światło – to światło, sprawiało, że gdy stało się między tymi lampami, osoba zdawała się niewidoczna, jakby znikała pochłonięta przez mrok.
-Byłeś bardzo interesującym obiektem-dało się słyszeć zniekształcony głos, który trudno było rozpoznać. Mógł usłyszeć cichy, zadowolony chichot. - Mam już wszystko, czego mi potrzeba, panie wampirze – mówiąc to skłonił się nisko w kpiącym geście. – Nie jesteś mi już potrzebny, przykro mi – oznajmił udając współczucie – moje nowe zabaweczki są już gotowe, dziękuje ci za użyczenie mi swojej krwi.
Jego wzrok obiegł jeszcze raz osłabione, bezwładne ciało Tsusena, kończąc na przeraźliwym spojrzeniu. Wzrok Tsusena zdawał się przeszywać duszę na wylot, krwiożercze, czerwone spojrzenie, przeniknięte grozą i groźbą. Znowu zabrzmiał zadowolony chichot.
- Teraz możesz być zagrożeniem..Żegnaj więc! – zawołał donośnie, odrobinę artystycznie, odwrócił się na pięcie. - Zabić go-rozkazał, bezdusznym, niskim głosem, odchodząc. Jego postać rozmyła się między lampami. Było słychać odgłos zamykanych, ogromnych i ciężkich drzwi. Tsu opuścił powoli głowę zamykając jednocześnie oczy, wolno dłońmi chwycił za łańcuchy. Napastnicy niespiesznie, wolnym krokiem, spod ścian podeszli do niego stając na krańcach kręgu światła.Co bardzo dziwne posiadali broń automatyczną, jaka była w momencie, gdyTsu został przyzwany do tego świata.Nagle zgasło światło i dało się słyszeć strzały. Na środku jednak nie było nikogo. Przez chwilę nic się nie działo, cisza ponownie ogarnęła pomieszczenie. Przerywały ją tylko powolne ruchy mechanicznych głów, w lewo… w prawo.Znikąd pojawiły się błyszczące dwie klingi oświetlając tak lekko miejsce, w którym się pojawiły. Żelazny strażnik ni stąd ni zowąd, rozciął się, jego części powoli rozsunęły się i z głośnym dźwiękiem upadły na ziemię, jego głowa przeturlała się po posadzce. Oczy Tsu rozbłysły żadne krwi, chytry uśmieszek odznaczył się w ciemności. Rzucili się na niego natarczywie, a irytujący dźwięk alarmu zaczął wyć w całym budynku.
- To ja dziękuje, za te kilka kropli krwi, które miałeś a ubraniu– oznajmił sam do siebie, jakby tajemniczy osobnik nadal stał przed nim. Spojrzał na swoją rękę, krople czerwonej pary wtopiły się w nią. – Mało skuteczna i pożywna metoda, ale z braku laku.. – powiedział w zamyśleniu, ignorując przeciwników wokół siebie, którzy patrzyli to na niego to na kawałki metalu na ziemi. Uniósł krwiożercze spojrzenie przed siebie. - Zapraszam – oznajmił, a kącik jego ust uniósł się lekko w kpinie. Napastnicy wcelowali w niego broń nim jednak zdołali wystrzelić, leżeli „martwi” na ziemi. Choć ciężko było przypisać czemuś takiemu cechę tak ludzką jak "śmierć". Został jeden, spojrzał na niego, a ten się cofnął by po chwili jak na rozkaz, znów unieść broń w jego stronę. Tsusen powoli wyszarpał broń z ciała przeciwnika. Było słychać dźwięk kumulującego się strzału. Strzelił w jego stronę, ale Tsusen odbił pocisk jeszcze żywego napastnika, powoli do niego podchodząc. Pocisk przeszedł na wylot ściany, burząc jedną z nich. Uniosła się chmura dymu. Tsusen był coraz bliżej. Znów strzelił. Kolejny pocisk odbił się od klingi, i kolejny. Nabój za nabojem, upadały na ziemie, niektóre trafiały w ściany, w podłogę. Ogromna chmura dymu uniosła się w gorę. Napastnik rozejrzał się w obie strony nic nie widząc i nagle. Świst przecinanego powietrza skrócił ciszę. Tsusen wbił w przeciwnika obie klingi i rozcinając go na kawałki. Chmura dymu powoli opadła na ziemię. Pusty wzrok Tsu spoczął na ciałach „puszek”, zauważył, że wycieka z nich krew…
- Jednak nie byli puści –chciał coś jeszcze powiedzieć, nie zdążył. Uskoczył w bok. Minimetr koło niego przeleciała …ściana.
- Co do chole..- jego wzrok spoczął na sypiącej się dziurze w ścianie. Osobą, która w niej stała, była.. Roza.


***


           Uniosła nogę, powoli przekraczając gruzowisko, ściskała w dłoni różdżkę, która jakby się dymiła. W drugiej dłoni trzymała miecz. Sadza lekko osadziła się na jej policzku. Tuż za nią malował się krajobraz gruzowiska i porozrzucanych strażników po kątach. Widząc go lekko parsknęła śmiechem.
- Spóźniłam się – powiedziała z lekkim uśmiechem, widząc porozrzucane fragmenty gruzów, ciał wokół niego, na ścianach widać było smugi krwi, a na jego nadgarstkach wciąż wisiały fragmenty łańcuchów. Podeszła do niego wolnym, zrezygnowanym krokiem. Stanęła tuż przed nim. Spuściła głowę, a jej wzrok zasłoniły jej włosy. Jej dłonie mocno, jakby ze wściekłości na samą siebie, zacisnęły się na mieczu i różdżce. - Spóźniłam się… – powtórzyła, jakby dobijała samą siebie. Uniosła powoli wzrok i spojrzała mu w oczy – nie zdołałam uratować najważniejszej dla mnie osoby, naprawdę jestem beznadziejna – powiedziała cicho, podczas gdy Tsusen przysłuchiwał się temu, co mówi ze spokojem. W kącikach jej oczu, widać było zbierające się łzy. Znowu opuściła wzrok, wpatrując się w ziemię, nie chcąc patrzeć mu w twarz.
„Zawiodłam go”
Widząc, to Tsusen poczochrał sobie włosy warcząc w duchu. Spojrzał gdzieś w bok, by następnie położyć dłoń z tyłu głowy Rozy i przysunąć ją tak do siebie, aby opierała głowę na jego torsie. Roza otworzyła szeroko oczy zaskoczona.
-I co z tego, że nie zdążyłaś? -zapytał spokojnie- ważne, że próbowałaś i jesteś tu-dodał głaszcząc ją tak lekko po włosach. Policzki Rozalii uroczo się zarumieniły, nie wiedziała, co mu na to odpowiedzieć.
„Starzeję się? Czy może zbyt dużo mi krwi upuścił?”-przeleciało mu przez myśl, bo od bardzo dawna niczego takiego nie zrobił. Roza powoli przymknęła powieki, mógł czuć jak delikatnie i nieśmiało wtuliła głowę w jego pierś.


***

           Stali tak dłuższą chwile.
- Powinniśmy wracać, tutaj nie jest bezpiecznie – powiedziała chowając miecz do pochwy i różdżkę, odsunęła się rozglądając się – coś jest nie tak, było ich więcej, czemu jest tak spokojnie? – spytała i spojrzała mu w oczy, a chwilę potem, gdy to powiedziała, budynek zaczął się trząść. - Chcą zatrzeć ślady, szybko Tsusen – powiedziała biorąc go za rękę i chcąc uciekać tą drogą, którą przyszła, była najkrótsza, ponieważ sama ją zrobiła, w linii prostej. - Możesz iść? – spytała, wzrokiem przejeżdżając po nim, wyglądał na bardzo słabego.
-Mogę, dlatego ty uciekaj, bo ja mam jeszcze coś tu do zrobienia-powiedział.
- Odmawiam, idziesz ze mną – zaprotestowała nie chcąc go zostawić, spojrzała mu w oczy, spostrzegła, co chce zrobić – nie rób tego, Tsusen, słyszysz!? – oznajmiła a on uniósł lekko rękę i przeniósł ją przed ich kryjówkę. - Ja go kiedyś uduszę, przysięgam – wycedziła zaciskając dłoń w pięść, spojrzał na budynek, który kilka minut później się zwalił. Serce stanęło jej w piersi, patrząc na zgliszcza budynku. Cicho wyszeptała jego imię, nagle poczuła czyjąś obecność, odwróciła się a parę metrów za nią stał Tsu z założonym płaszczem zasłaniającym całe jego ciało tak jak i twarz. Nic mu się nie stało.
-Wracamy?-zapytał jak gdyby nigdy nic, a ona bez ostrzeżenia rzuciła się mu w objęcia. Nim zdążył zareagować, przytuliła go tak mocno jak tylko umiała.
- Nienawidzę cię! – powiedziała ze łzami w oczach – czemu to zrobiłeś!? – zawołała, usiłując trzymać się w ryzach, była roztrzęsiona – myślałam, że przerobiło cie na miazgę – powiedziała a zapach jej krwi uderzył go w nozdrza. Spojrzała na jego ubrania. - Nie mów, że to co miałeś załatwić to zmiana ubrania… Naprawdę!? Ja tu omal zawału nie dostałam a ty chciałeś się przebrać!? – zawołała odsuwając się i dłońmi unosząc lekko skraje jego płaszcza ostentacyjnie. Przywaliła głową w jego klatę. Chwilę tak stała, usiłując się uspokoić. - Wracajmy…- w końcu odpowiedziała, widocznie zmęczona tym wszystkim, naprawdę się o niego martwiła. Nie była już w stanie nawet tego ukryć. – Wracajmy… Tsu – powiedziała znowu, trochę głośniej.
-Nie było to związane z przebraniem się-powiedział spokojnie-musiałem uratować parę stworzeń-dodał z lekkim uśmieszkiem, którego nie widziała-no to w drogę-dodał.
Roza złapała go za rękę cała czerwona.
- To po to żebyś znowu mnie gdzieś nie przeniósł – oznajmiła odwracając wzrok widocznie skrępowana. Wyciągnęła różdżkę zza płaszcza, uniosła ją przed siebie. Cicho wyszeptała jakieś niezrozumiałe słowa, rzucając na ziemię coś na rodzaj małego pudełeczka, które w chwili zetknięcia się z podłoga, rozprysnęło się na miliardy maleńkich kawałeczków, znikając i po chwili przed nimi pojawiło się koło, a w środku tego koła zmaterializował się jej pokój.
- Tędy, to zaklęcie mojej mamy, dała mi je na "specjalne okazje" - powiedziała z niewinnym uśmieszkiem. Sama nim weszła do środka, zagwizdała na palcach żeby jej koń wrócił sam do szkoły i przeszła przez ciasną pętle, powoli stawiając kroki w swoim pokoju.Tsusen przeszedł tuż za Rozą.



***


          Znów byli w "domu".
-A teraz łaskawie wypij to-powiedział podając jej buteleczkę z jakimś płynem, Roza wzięła ją oglądając ją z każdej strony, otworzyła ją i powąchała, ale ją odrzuciło -i łaskawie zrób to szybko-dodał czekając aż wypije. Zdziwił ją jego pośpiech, postanowiła mu zaufać, wypiła duszkiem płyn, krzywiąc się lekko.
- Co to jest? Paskudztwo – oznajmiła oddając mu buteleczkę lekko zniesmaczona.
-Najprościej mówiąc-zaczął powalając ją na łóżko-dzięki temu paskudztwu nie zginiesz, gdy będę pił twoją krew-gdy skończył mówić wgryzł się w jej szyję i zaczął pić bardzo szybko jej krew, przyciskał jej ręce do łóżka by nie mogła nic nimi zrobić. Wierzgała w pierwszej chwili, ale to było jak walka ze skałą. Czuła się jak na karuzeli, drżący głosem wyszeptywała jego imię.
„Mam wrażenie, że zapomniałem już jak ona smakuje”-pomyślał nieświadomie, dalej łapczywie pijąc jej krew. Czuła jak z każdym łykiem zachłanniej spijał jej krew, delikatna stróżka krwi spłynęła po jej szyi. Uspokoiła się, choć „uspokoiła się” było odrobinę za mocnym słowem, po prostu przestała wierzgać i krzyczeć, jej twarz zdecydowanie nie ukazywała spokoju. Przygryzła wargę, bardzo powoli przyzwyczaiła się do niezwykłego doznania, ale nadal drżała pod jego wpływem. Jej serce biło tak szybko, puls przyjemnie tańczył w jej żyłach, oddech też był szybki, to wszystko jeszcze bardziej ciągnęło wampira do swojej ofiary. Powoli przestała się opierać, jej ręce leżały bezwładnie na kołdrze. Oddech się stabilizował, odchyliła delikatnie głowę w tył, odsłaniając bardziej szyje. Była spokojna. Pił tak długo jej krew. Po kilku minutach zaczął pić bardzo wolno jej krew jakby się nią delektował. Gdy wypił ilość krwi równą dwóm ludziom oderwał się od jej szyi i zaleczył jej rankę. Podniósł się i spojrzał na Rozę. Jej wzrok zdawał się odległy, była bardzo blada, usta lekko posiniały, leżała bezwładnie nie będąc w stanie się ruszyć, powoli zamykała oczy i otwierała budząc się z otępienia, bardzo powoli przesunęła głowę do prosta, patrząc mu w oczy. Odwrócił wzrok.
-Sorki-powiedział wstając i siadając pod ścianą. Gdy wstawał delikatnie uniosła palec ręki, nawet tak drobny ruch sprawiał jej ogromną trudność, zahaczyła palcem o jego ubranie jakby nie chciała żeby wstawał.
- Tsu…sen – wyszeptała resztkami, sił. Powoli przymknęła powieki - sko..rowstałeś..dolna szuf..szuflada..po lewej..czer..ona fiolka , daj mi..ją – mówiła niezwykle cicho, ale spokojnie, głowę przesunęła w lewą stronę, kładąc się na drugim policzku, wskazując wzrokiem szafkę przy łóżku. Kiwnął tylko głową na znak, że rozumie i podał jej to, o co prosiła. Uniósł Rozę lekko jedną ręką i dał jej do wypicia ten środek. Wypiła eliksir i westchnęła cicho. - wzmacnia..produkcje.. krwinek i ..reg..eneracje, jak twój..ale trochę.. In..aczej, przygo..towałam się na tak..aką okoliczność – powiedziała spokojnie, spojrzała na niego i się uśmiechnęła czule – nie..od.wracaj ode mnie..wzroku – szepnęła, uniosła bladą dłoń, było jej tak ciężko to zrobić, że drżała jej cała ręka, dotknęła delikatnie jego policzka -..nie ugryzę cię – zażartowała z lekkim uśmiechem.
Tsusen zaśmiał się.
- Ugryźć może nie, ale wysadzić to na pewno-powiedział ze śmiechem-a teraz idź grzecznie spać abyś się zregenerowała szybko-powiedział przykrywając ją kołdrą.
- Nie będziesz.. mi mówić.. co mam robić – oznajmiła usiłując wyglądać stanowczo – zostań, wypiłeś moją krew, więc za karę musisz, choć raz wysłuchać mojego rozkazu jak należy – oznajmiła cicho, ale już łatwiej jej się mówiło. Trzymała go kurczowo za rękaw.Westchnął w załamaniu
– Mogę tu obok posiedzieć, ale nie dotykaj mnie, bo mam zamiar otoczyć się barierą-zaczął-bo raczej nie chciałabyś tego oglądać, co się będzie ze mną działo-dodał zerkając w sufit.
- Co się będzie z tobą działo? Czy moja krew ci nie pomogła? – spytała, czując, że oczy same jej się zamykają, siła woli powstrzymywała się od zaśnięcia.
–Twoja krew mi pomogła, ale za dużo straciłem swojej, więc będzie to dość drastyczny widok-powiedział-coś w stylu pewnej choroby, jaka jest w moim świecie-dodał-a teraz zaśnij albo cię uśpię-dodał z niewinnym uśmieszkiem.
- Zabrali ci aż tyle krwi? – spytała – to mnie niepokoi, do czego im twoja krew, czuje że to przyniesie na nas jakieś kłopoty – powiedziała cicho - ..muszę..ochronić..- urwała w pół zdania, jej powieki przymknęły się pod ciężarem snu, wciąż blada, usnęła bardzo głębokim snem.
„Ja się domyślam, do czego im mogła być moja krew”-pomyślał.
Gdy Roza zasnęła ułożył ją dokładniej na łóżku i przykrył kołdrą, po czym sam usiadł na swoim łóżku i osłonił się barierą. Kątem oka przypatrywał się jej badawczo, z jakiejś przyczyny powolny ruch jej klatki piersiowej, świadczący o powolnym oddechu, napawał go spokojem.

-------------------------------------------------------------------
Mam nadzieje, że po tym rozdziale nikt nie czuje niedosytu i jak na razie wszystko jest jasne. Następny rozdział może was zaskoczyć, a towarzyszyć mu będzie cichy plusk wody i.... TSUSEN!?

sobota, 23 maja 2015

Rozdział XV



Cisza. Od tej ciszy można było oszaleć. Niekiedy słychać było przebieg malutkich łapek po kamiennej posadzce. Nawet wiatr starał się tu milczeć. Lekki powiew zdradzał nieszczelność grubych murów, otaczających go z każdej strony jak kamienna zbroja. A może to nie mury były nieszczelne? Może tylko mu się wydaje, że czuje powiew na twarzy? Może to tylko jego oddech.
- Ach..cholerne srebro – dało się słyszeć przekleństwo wydobywające się z ciemności. Nie wiedział już ile czasu spędził w tej celi.
- Idealne… koło… ktoś wypalił za dużo trawska lub bawi się w okrągły stół czy co? Ej ty! Będziesz tak stał jak kołek! To zaczyna się robić nudne…moglibyście, chociaż pogadać, bo się zanudzę na tym wygwizdowie.
Tsusen wyzywał ‘ich’, co jakiś czas. Teraz była kolej trzeciego od lewej. Tak z nudów. Siedział w samym środku okrągłej sali. Kolanami podpierał się zimnej jak lód posadzki. Łańcuchy trzymały jego ręce.
- Normalnie jakby połknęli kij od szczotki bądź im go w dupe wsadzili”-pomyślał i westchnął bezgłośnie, zmęczony już tą sytuacją.Wzdłuż ścian okrągłej sali, niczym podpierające ją filary, stali ustawieni w równych odległościach strażnicy. Nie wyczuwał w nich tętna, ani niczego, co wskazywałoby, że są ludźmi, lub czymś podobnym do człowieka. Od tak, puste puszki, bądź zniewolone dusze któż to wie. Miał jednak pewność, że się ruszają. Gdy pierwszy raz usiłował uciec, aż za nadto pokazali mu, że potrafią się ruszać. Puste puszki, pozbawione jakichkolwiek emocji. Na próżno usiłował ich wkurzyć.
- Zero zabawy. Nie macie nic innego do roboty jak posuwanie jakichś panienek lub oglądanie pornoli?–zapytał i prychnął a następnie splunął krwią pod nogi jednego z nich. Ktoś doskonale wiedział, kim a raczej, czym jest. Idealnie wyważona ilość srebra w łańcuchach, które go trzymały dowodziła tego. Było go na tyle dużo by nie było łatwo stąd uciec i na tyle mało żeby go nie zabić. Co ciekawe, w jego wypadku srebro tylko mogło pozbawić go pewnych umiejętności, które mogły spowodować jego śmierć w nieodpowiednim momencie. Kiedyś nawet sam się o tym przekonał, chociaż jakimś cudem nadal żył , co jego samego zastanawiało.
- Cholera.. to wszystko jest popieprzone.
„Chociaż intrygujące na swój pierdolony sposób” –nadmienił w myślach, uśmiechając się wrednie pod nosem.
Czuł, że ktoś upuszcza jego krew, kiedy jest nieprzytomny. Nie wiedział, po co im jego krew, chociaż miał pewne przypuszczenia, co do tego. Możliwe, że chcieli po prostu go osłabić. Ciężko było cokolwiek wymyślić na granicy świadomości.  Miał ciężki oddech. Nie żeby musiał oddychać, mimo iż robił to prawie non stop.  W stanie, w jakim aktualnie się znajdował nawet wampirowi wracały niektóre ludzkie odruchy.
- „Ta durna pani się pewnie martwi..heh..Ale prędzej całkiem już o mnie zapomniała, bo kto by chciał pamiętać o potworze”- pomyślał nieświadomie, a twarz Rozy przemknęła nieproszona przez jego umysł. Znowu cisza.

***
- Ach..ha..- ciężki oddech przeplatał się z świstem odgarnianych gałęzi i liści. Nie miała już siły. Biegła bez przerwy już jakiś czas. Była zmuszona zejść z konia, bo ta droga nie nadawała się do konnej przeprawy. O ile w ogóle można było nazwać głuchy las drogą. Potknęła się. Obolała po zaryciu o ziemię podniosła się i usiadła na kolanach.
- Tsusen..- szepnęła, jakby licząc na to, że jej odpowie. Był blisko, czuła to.
- Zaraz.. kompas..Gdzie jest kompas!?- spanikowana zaczęła przewalać liście i fragmenty ściółki leśnej. Czuła, że panikuje. Gdzieś go upuściła jak upadła.
- To jedyna nadzieja żeby go znaleźć.. gdzie on jest.. gdzie.. gdzie.. gdzie! ?– krzyknęła głosem jakby zaraz miała się rozpłakać przez swoją beznadzieje. Odetchnęła lekko i z obojętnością spojrzała w lewo. Kompas leżał sobie dumnie wśród liści.
- Bardzo zabawne – stwierdziła, ponieważ był na wyciągniecie jej ręki. Otarła go z ziemi. Mały okrągły kompas. Pokazywał miejsce gdzie znajdował się Chowaniec posiadacza. Drugi raz już go używa. Drugi raz zostali rozdzieleni. Westchnęła. Wstała, otrzepując się z ziemi. Spojrzała z determinacją przed siebie. Odgarnęła kolejną gałąź stojącą jej na drodze. Ruszyła naprzód.
- Chyba jestem beznadziejną Panią.. To wszystko moja wina.


***
- Gdzie ja jestem..- zadał sobie to pytanie już któryś raz, aby chociaż usłyszeć w własny głos w tej bezgłośnej ciszy, jaka tam panowała. Jedynie od czasu do czasu był w stanie wyczuć jakieś wibracje z innych pomieszczeń, lecz trudno mu było się skupić przez braki w krwi. Tsusen wpatrywał się obojętnym wzrokiem w podłogę.
- Jakim cudem się tu znalazłem. A może powinienem powiedzieć , kto za tym stoi? – Zastanawiał się, co się stało. W końcu fragmenty przeszłości zaczęły do niego wracać. Tamtego dnia..

***
Roza weszła do pokoju przeglądając pocztę. To był zwykły dzień, niczym się niewyróżniający.
- Miałeś zrobić pranie – rzuciła oskarżycielsko, patrząc na stertę brudnych ubrań, czekających żeby ktoś się w końcu nimi zajął. Leżała tu już od kilku dni.
-A co ja jestem?  Twoja zakichana gosposia?- zapytał, patrząc na nią obojętnym wzrokiem- gdybym był zwierzakiem sama byś to robiła, o pani- dodał, kończąc to zdanie słowami pełnymi ironii.
Zignorowała jego ciętą uwagę. Przez długi okres czasu, podczas którego mieszkali razem, zdołała się przyzwyczaić.
- Oh.. Ojciec cię pozdrawia – oznajmiła chwilę później, czytając list z domu -„trzymaj od niej łapy z daleka”- zacytowała – znaczy tradycyjnie – przewróciła oczami, odkładając list na biurko. Zauważyła pieczęć królewską.
- Nowa misja..? Zaraz…- zdziwiona spojrzała, dla kogo zaadresowana jest wiadomość – To.. do ciebie.- Stwierdziła zaskoczona wyciągając list w jego stronę.
-Możesz mi przeczytać, czego to chcą? –zapytał.
Pstryknął palcami, a jej ubrania były już świeże, ułożone ładnie, gotowe do włożenia do szafy.
- Właśnie, dlatego, TY robisz te wszystkie rzeczy, Puszku – oznajmiła z pełnym ironii, wdzięcznym uśmieszkiem, wskazując listem stertę czystych już ubrań.
- To teraz daj mi swoje ciałko do zabawy w nagrodę -dodał z wrednym uśmieszkiem. Wkurzanie jej było jego ulubioną rozrywką ostatnimi czasy, więc często tak mówił, gdy miał zamiar napić się jej krwi. Uwielbiał patrzeć na jej wybuchy złości. Bawiło go, iż uważa to za zboczone, w końcu nie mówił jak ma zamiar „bawić się jej ciałem”, więc ewidentnie jego pani miała niegrzeczne myśli, (co tylko bardziej sprawiało, iż uśmiechał się szerzej i wredniej pod nosem, zadowolony ze swojego psikusa.)
Dostał zwiniętym listem po głowie. Czerwone policzki Rozy idealnie odznaczały się na jej jasnej cerze.
- Zboczeniec – oznajmiła krótko i ponownie rozwinęła list, żeby go przeczytać.
-A co ja niby takiego zboczonego powiedziałem? -zapytał udając niewiniątko.  Roza zignorowała tą uwagę i zaczęła czytać na głos kolejno wszystkie barwne ozdobniki,stylowe dla pisma od królowej, po czym przeszła do konkretów.
- Królowa wzywa cię do siebie. Mówi, że to poufna misja, bardziej przysługa, nie chce żebym o tym wiedziała, dlatego nie napisała w liście szczegółów. Kiedy przyjedziesz na miejsce wszystko ci wyjaśni.
Skróciła długą wypowiedź władczyni, chwilę się zastanawiała nad treścią listu. Coś jej nie pasowało. Nie wiedziała jednak, co, zagłuszyła więc własne podejrzenia, uważając je za nieznaczące.
- To nietypowe, że królowa nie chce żebym o czymś wiedziała, zawsze myślałam, że mi ufa. Mówiła mi  o wszystkim, a teraz nie chce mojej pomocy.
Skomentowała lekko zawiedziona. Westchnęła.
- Tak czy inaczej. Napisała, że będzie czekać na ciebie w letniej rezydencji nad Jeziorem Izbrin. To blisko granicy. – Powiedziała spokojnym, znudzonym głosem podchodząc do półki. Wyciągnęła zwiniętą w rulonik, niewielką, mapę podręczną.  Rozwinęła ją przed nim.
- Tutaj – powiedziała wskazując mu miejsce na mapie.
- To trochę daleko, potrzebujesz czegoś? Ubrania, miecza, kopa w tyłek? – spytała, ostatnie dodając z wybitnie mściwym uśmieszkiem na twarzy - ..prowiant? Oh..- dokończyła swoją wypowiedź i od razu zamilkła. Zaczesała lekko włosy za ucho, usiłując ukryć zakłopotanie. Zapach jej czystej, pysznej krwi roztoczył się w powietrzu.
- Wybacz.. ciągle zapominam – przeprosiła lekko, w końcu nie jadł jak człowiek, bynajmniej nie musiał.  Czasem zapominała o tym, kim jest, dla niej – był to po prostu Tsusen. Ten sam wkurzający Chowaniec, którego widzi, na co dzień.
-Prowiant mogę sobie po drodze załatwić-powiedział spokojnie jakby to było coś normalnego.
-„Trochę dziwne, że nie kazała jej też przyjść. Zazwyczaj jak byliśmy razem to mówiła wtedy, że chce mojej pomocy,hmm” -pomyślał, ale się tym nie przejął, jak zawsze. Podszedł do swojej części pokoju i z kufra, jaki robił mu za szafę, wyciągnął czarno-czerwony płaszcz.  Założył go.
Uśmiechnął się wrednie pod nosem , podchodząc wolno do Rozalii.
-Kto się będzie tobą dziecinko zajmował, kiedy wyjadę?-zapytał,udając zatroskaną matkę na co Roza zareagowała zirytowaniem. -Nie potrafisz nawet ładnie złożyć swoich ubrań. Jak wrócę pewnie ten pokój będzie ruiną – dodał, udając, że płacze.
- Nie martw się, dam sobie doskonale radę – oznajmiła, chcąc go odepchnąć od siebie w odwecie jednak on zatrzymał bardzo łatwo jej ręce w powietrzu, po czym po prostu wgryzł się w jej szyję.Ledwo powstrzymała westchnienie, zagryzając wargę, zaskoczona. Ciągle nie mogła przyzwyczaić się do tego rozkosznego uczucia, jakie obiegało jej ciało, kiedy jego kły wgryzały się w jej delikatną skórę. Jej uniesione ręce opadły bezwładnie po jego ramionach. Czuła, że traci równowagę jak przy najwspanialszym pocałunku, kiedy nie wiesz, co się dzieje i chcesz po prostu oddać się chwili. Upił parę łyków jej krwi, delektując się każdym z nich. Standardowo zaleczył ranki po swoich kłach przejeżdżając po nich językiem. Roza cała w rumieńcach wróciła na ziemię. Zorientowała się, że w szale tego doznania, kurczowo chwyciła się jego ramion, przytulając się do niego. Jej policzki na nowo poczerwieniały. Natychmiast się odsunęła, odwracając wzrok w przeciwną stronę usiłując ukryć zawstydzenie. Odchrząknęła dyplomatycznie.
- Ile razy mam ci powtarzać, wole żeby bolało niż czuć to, co mi robisz. Nie mam nic przeciwko tego, żebyś żywił się moją krwią, ale te ekstra dodatki zachowaj dla siebie – oznajmiła stanowczo, krzyżując ręce na piersi.
-No to widzimy się niedługo-powiedział zabierając list i przed zniknięciem dźgnął ją lekko palcem w talię.  Nie zdążyła mu oddać, chodź zamachnęła się bardzo energicznie. Zniknął, pojawiając się tuż przed szkołą i spokojnie kieruje się w wyznaczonym kierunku.
- Co za idiota..! – zawołaładając tym upust złości.


***

- To chyba to miejsce – stwierdził, patrząc na mapę od Rozy wymiennie z budynkiem, przed którym stał. Piękna rezydencja, zdobiona kwitami, wybudowana z kamienia, ale zmodernizowana. To był jedyny budynek w odległości kilkudziesięciu kilometrów, więc nie było mowy o pomyłce. Jednak nie widział tu nawet służby. Przypuszczając, że wszyscy są zapewne w środku ruszył wzdłuż kwiecistych ogrodów do bram królewskiej samotni.
-„Trzeba przyznać, że ładnie tu”- pomyślał wolnym spojrzeniem obejmując cały królewski, skrupulatnie wypielęgnowany ogród – „Ale jak dla mnie zbyt kolorowo”- stwierdził, a jego usta mimowolnie uformowały się w wredny uśmiech. Przejechał delikatnie, leniwym ruchem dłoni po kwiatach, które w momencie, gdy to zrobił zwiędły i utworzyły pentagram. Uśmiechnął się lekko pod nosem widząc to.
-„Tak lepiej” – stwierdził, kończąc zabawę, wolnym krokiem kierując się w stronę drzwi frontowych. Gdy wszedł, zastał jednak głuchą pustkę. Nie było śladu człowieka. Coś tu nie pasowało. Ogród był zadbany, powinien, więc ktoś tu przebywać. Meble w salach pokryte były białym prześcieradłem, jakby nikt nie przygotował rezydencji na przyjazd władczyni. Gdyby Henrietta miała tu przyjechać, lub już by tu przebywała zapewne Ogrodnik albo Pokojówka, która w trakcie nieobecności dbała o rezydencje, zdjęłaby je i wysprzątała zakurzone, przez długi czas braku obecności człowieka, póki. Przejechał palcem po półce na książki w salonie zdejmując wart swe kurzu od razu ścierając ją z palców. Powoli kierując się w tylko jemu wiadomą stronę. Budynek wyglądał na niezamieszkiwany od dawna, jednak wyczuwał delikatny zapach Królowej ulatniający się z powietrza w pokojach, przez które przechodził.
-„Królowa niedawno tu była”
-przeszło mu przez myśl – „jest tu koś jeszcze,tylko, kto…chociaż leprze pytanie brzmiałoby - co­” - dodał w myślach i ruszył do głównego holu, w którym wyczuwał obecność Henrietty. Im bliżej podchodził, tym bardziej zdawało mu się, że ktoś go obserwuje.  Otworzył ogromne drzwi, wchodząc do wielkiego holu, który jednocześnie pełnił funkcje niewielkiej Sali bankietowej. Uśmiechnął się kącikiem ust. Zbyt oczywista pułapka. Henrietta siedziała na krześle. Nie ruszała się. Nie była związana, ale z jakiejś przyczyny zdawało się, że nie może ruszyć się z krzesła. Podszedł bliżej.
- Wasza Wysokość – skłonił się do połowy, kątem, oka obejmując całe pomieszczenie. Nie zareagowała, jej oczy były puste. Uniosła powoli głowę, unosząc na niego wzrok. Życie w sekundzie wróciło do jej oczy, jakby ktoś zdjął czar z jej oczu. Ożywiła się.
- Tsusen nie podchodź to pułapka! – zawołała wyciągając w jego stronę rozpaczliwie rękę, chcąc temu zapobiec i wtedy znikąd zaczęły wzdłuż Sali pojawiać się uzbrojeni przeciwnicy. Woń srebra uderzyła w jego nozdrza. Zaatakowali go w idealnej koordynacji, a Henriette przed podbiegnięciem do niego zatrzymała włócznia jednego z nich.
- Ten dramatyzm…klik…klik… Niech się Wasza Wysokość nie kłopocze…klik…klik, nie śmiałbym tknąć tak uroczej damy..klik…klik. Zależy mi na czymś zupełnie innym…klik…klik.. – rozległ się beznamiętny pusty głos bez żadnych emocji jakby nienależący do człowieka…tylko lalki. Tsusena otoczyła spora grupa tajemniczych stworzeń stworzonych z metalu oraz z bronią wykonaną z czystego srebra. Jednak nie to było źródłem największego „smrodu” srebra, od którego Tsusena aż paliło w oczy.
-To nie będzie zbyt przyjemny widok-powiedział zasłaniając jedną dłonią oczy królowej a po chwili dało się słyszeć dźwięk pękającego i trzeszczącego metalu. Gdy zabrał dłoń z oczu królowej stworzenia były powykręcane w różne dziwne zawijasy, które nawet trudno byłoby opisać, jaki kształt przedstawiają.
-Czyli to pewnie też nie królowa napisała list abym tu przyszedł-stwierdził i szybko odwrócił głowę w lewo patrząc na głowę jednego ze stworzeń, które zaczęło ruszać twarzą, jakby zaczęło samo z siebie naprostowywać powykręcane kończyny.
-„Tak jak myślałem…klik…klik…plotki o twojej mocy…klik…klik…i umiejętnościach nie pokazują prawdy…klik…klik- głos może i wydobywał się z tego stworzenia, lecz na pewno nie ono mówiło tylko ktoś inny.
 Otworzył szerzej oczy widząc pod nogami świecący dziwnie krąg, pchnął królową w bok i nagle nastąpił spory rozbłysk, który zniszczył budynek. Królowa znalazła się przed budynkiem w pentagramie ze zwiędłych kwiatów, które od razu wróciły do normy, gdy królowa się tam znalazła.
-Zajebię tego skurwiela-warknął Tsusen, unieruchomiony przez grubą warstwę srebra otaczającą jego ciało niczym zbroja. Niestety nie danemu było spełnić tej groźby, dziwne stwory stworzyły trumnę, zamykając go w niej.  Rozbłysło światło pochłaniając trumnę wraz z metalowym orszakiem.  Królowa podbiegła w jego stronę, ale było już za późno.
- Tsusen.. zniknął – szepnęła do siebie. Nie było po nich śladu. Tylko gruzy świadczyły o niedawnej walce. Usłyszała tupot konia za sobą, odwróciła się pośpiesznie gotowa do samoobronny, ale gdy tylko ujrzała osobę na koniu, uspokoiła się.
- Wasza Wysokość! – zawołała, blond włosa kobieta, zsiadająca z konia.
- Jak mnie znalazłaś!?
- Dostałam wiadomość, anonim, że znajdę tutaj Królową – powiedziała pomazując list, który samoistnie spłonął w jej rękach. Królowa przypomniała sobie słowa, metalowej zabawki „Nic Królowej nie zrobię, przyszedłem tutaj po coś innego”.
- A więc od samego początku chodziło o Tsusena – szepnęła sama do siebie.
- Słucham? – spytała zdezorientowana kapitan straży przybocznej, królowej Henrietty.
- Teraz to nie ważne, zaraz wszystko ci wyjaśnię, trzeba powiadomić Rozalie Valliere, jej Chowaniec został porwany. Bóg wie, co chcą z nim zrobić. – Oznajmiła stanowczo, wsiadając na konia bez pomocy.
- Tak jest! – zawołała blond włosa kobieta salutując i zabrała Królową w bezpieczne miejsce.

***
 
Tak oto Rozalia dowiedziała się o całym zajściu. Tajemniczy „lalkarz”, posiadający władze nad dziwnymi stworzeniami, znający sekrety jej Chowańca. Fałszywy list.
- Jakaż byłam głupia, gdybym tylko wtedy posłuchała sama siebie i sprawdziła to zlecenie – uderzyła pięścią w drzewo, czując jak narasta w niej wściekłość i gorycz. - Jeśli tylko mu coś zrobili..przysięgam..- syknęła. Nie uniosła różdżki a jej oczy spowił blask. Pulsowała w niej magia, wściekłość budziła ją od wewnątrz.
- Tsusen, uratuje cie. – Obiecała. Dłonią sięgnęła do różdżki, która aż zaiskrzyła wściekle od jej dotyku. - Enos san at deus domine, chaos ges um non Ga dha – mruczała pod nosem coraz mniej zrozumiała słowa kierując się w stronę frontowego wejścia.-„Nie mam zamiaru uciekać ani kulić się po kontach, choćbym miała zginąć, uwolnię go stąd. Nie potrzebuje się kontrolować. Niech moja moc rozniesie to w pył.”Strażnicy od razu ją zauważyli, chcieli podnieść alarm. Rzucili się na nią jeden po drugim. - Nas es da es – wysyczała wskazując w nich różdżką, spod jej nóg niczym fala tsunami przepłynęła po ziemi szeroka fala magicznej mocy, pulsująco, coraz bardziej zacieśniały się wokół niej kręgi.  Czuła jak jej ciało drży. Jej wzrok przepełniał gniew i determinacja. Strażnicy cofnęli się o krok. - Darujmy sobie te bezużyteczne zaklęcia – stwierdziła pod nosem. Otoczyło ją dwudziestu strażników. Kącik jej ust uniósł się kpiąco w uśmieszku. Zaledwie stojąc jak stała, trzymając różdżkę niczym od niechcenia, zwęziła swoje oczy a wszystko wokół niej wybuchło niczym bańki mydlane, unosząc w górę chmarę pyłu. - I to coś niby pokonało Tsu, chyba się chłopak starzeje – zakpiła sobie z niego tak dla zabawy i weszła przez rozniesioną w gruzy bramę, wchodząc pewnie jak do siebie. - Jest blisko – szepnęła i pobiegła przed siebie krętymi korytarzami.
Matura, matura i po maturze. Proszę o wybaczenie szlachetni czytelnicy za moja nie pracowitość.  Rozdział XV już z wami! Nie martwcie się, tym razem nie będzie tak długiej przerwy. Tylko was tak drażnię. Następny rozdział już w produkcji. Macie pozdrowienia od Wilka. Mam nadzieje, że nasza skomplikowana wizja artystyczna tego rozdziału nie namieszała wam za bardzo w głowię. Miało to zdynamizować akcje, nie wiem czy się udało. Pozdrawiam Roza, niewolnica wasza i Wilka.



-------------------------------------------------