sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział XII



               Sen powoli rozmył się w świetle porannego słońca padającego na nią zza jedwabnych, przezroczystych zasłon. Odetchnęła głęboko czystym i orzeźwiającym powietrzem i otworzyła powoli wciąż senne oczy. Chwile trwało,  zanim zorientowała się,  w jakiej znajduje się sytuacji. Skupiła bardziej wzrok na twarzy przed sobą. Zaraz.  Jakiej twarzy!? Otworzyła oczy szerzej, niedowierzając. Po chwili zaskoczenia uświadomiła sobie co się dzieje. Leżała. Obejmowała ramionami nikogo innego, tylko właśnie Tsusena… Co gorsza, nogami oplatała jego nogi, dotykając swoim udem lekko jego pasa. Jakby nie wiadomo co właśnie robili. Jego głowę tuliła lekko do swej piersi, wplatając delikatnie dłonie w jego srebrne włosy. Natychmiast poczerwieniała, nie wiedząc jak „wyplątać się” z tej kompromitującej sytuacji.
„Błagam… byleby tylko się nie obudził, zrobię wszystko, tylko niech ten idiota się teraz nie budzi!”
Zawołała rozpaczliwie w myślach, starając się, wysunąć ramie spod jego ramienia, podczas gdy jej serce sprawiało wrażenie jakby zaraz miało wyskoczyć jej z piersi i wylecieć przez okno. Nie wiedziała czy to przerażenie, zażenowanie czy może coś czego nie potrafiła jeszcze do końca wytłumaczyć. Nie wierzyła po prostu w to co się dzieje, a raczej chciała w to nie wierzyć. Nim kichnął znowu zamienił się w kotka który wylądował między piersiami Rozy.  Lekko uniósł powieki. Wstrzymała na moment oddech, nieruchomiejąc.
„Zaśnij, zaśnij, zaśnij.”
W tej postaci wyglądał bardzo słodko, poruszył lekko łapkami dotykając tak jej piersi, zawinął się w kulkę i znów zasnął. Zarumieniła się zaskoczona i zażenowana.
-„Z..z.. zboczeniec, ale..ale on..”
Pomyślała ze złością, która ustąpiła rozczuleniu. Był tak rozkoszny i słodki w tej postaci, że nie potrafiła się opanować. Przytuliła go znowu do siebie, mierzwiąc czule jego puchate i miękkie futerko
„On jest taki słodki!”
Pisnęła  w myślach, po czym zastygła na chwile w bez ruchu, wracając do rzeczywistości.
-„To nie kotek! To tylko twój głupi sługa! Opanuj się!” – skarciła się w myślach i znów rozluźniła uścisk, odsuwając  od niego i siadając na łóżku.  Założyła kosmyk za ucho, patrząc na mała kocią kulkę przed sobą. Nagle przypomniała sobie, ze to dzisiaj musieli stawić się przed Królową. Miała dla nich kolejne ważne zadanie, oraz chciała podziękować osobiście Tsusenowi za bezcenną pomoc podczas wojny między sąsiadującymi królestwami. Cicho wstała aby go nie obudzić i powoli przygotowała się do wyjścia. Założyła na głowę kapturek, zasłaniając pod nim oczy i znowu podeszłą do łóżka. Westchnęła, teraz już musiała go obudzić, nawet jeśli tak słodko i niewinnie spał.
- S..s..sługo, wstawaj – wybełkotała niezdarnie, lekko zdezorientowana przez jego tymczasową postać.
Zamiauczał leżąc na plecach z łapkami wyciągniętymi do góry, wyglądał tak bardziej słodko niż wcześniej. Po niecałej minucie kichnął zamieniając się z powrotem w człowieka tyle, że miał koci ogon i uszy oraz siedział po turecku z rozbrajająco słodką minką. Wierzchem dłoni zaczął przecierać oczy jak kot machając na boki ogonem co dodawało mu dodatkowego uroku.
- Co jest?- zamruczał, przeciągając się jak kot.
- Nie „co jest”, tylko wstawaj, Królowa nas wzywa – oznajmiła chłodnym i dumnym tonem i  odwróciła się do niego plecami, chowając różdżkę, tam gdzie zwykle i idąc w stronę drzwi, udając że jest odporna na jego urok. 
- No dobrze ale mogę się chociaż nieco odświeżyć, co? -zapytał i nie czekając na jej odpowiedź wszedł do łazienki gdzie szybko się umył i po wytarciu ubrany w swoje ciuchy ruszył za Rozą. Zajęło mu to wszystko z dwie minuty. Jego ogonek i uszka ruszają się lekko i kusząco.
- Ciekawe po co nas wzywa?- mruknął do siebie w zamyśleniu.
- Chce z tobą porozmawiać – powiedziała spokojnie, idąc korytarzem. Nie wzruszona na jego ciche pomruki, szła pewna siebie z widocznym opanowaniem i zdecydowaniem na twarzy, oraz spokojem.  Wszystko zaczęło wracać do normy.- I ze mną, oraz powierzyć „bardzo ważną i wyjątkową misją” – zacytowała, trzymała w rękach jakieś zawiniątko. Które nie rzucało się za bardzo w oczy. Kilka minut później byli już na dziedzińcu, gdzie czekał na nich powóz . Roza poczekała aż otworzy jej drzwi, poganiając go surowym i gniewnym spojrzeniem, by następnie wejść do powozu i usiąść na tym miejscu co zwykle.
- Chodź tutaj, mam coś dla ciebie, właściwie dwie rzeczy – oznajmiła spokojnie, opierając się o oparcie siedzenia i czekając aż wejdzie.  Wzruszył tylko ramionami na jej stwierdzenie i wszedł do środka patrząc się na nią.
- Aż się boję tej wyjątkowej misji-powiedział spokojnie kręcąc lekko na boki głową.
- Nie ty jeden – odparła zrezygnowanym głosem – proszę – powiedziała, podając mu kopertę – to list od mojego ojca do ciebie – dodała spokojnie wręczając mu list.
Tsusen wziął go i otworzył, przyglądał się przez chwilę listowi. Saito najwidoczniej z przyzwyczajenia napisał go w języku Tristtein.
 -Nie potrafię pisać i czytać w waszym języku-mruknął podając jej list.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Dziwne... spodziewałam się, że napisze w tym waszym dziwnym języku - przyznała i wzięła od niego list - przeczytam - dodała i spojrzała na list.
-" Kopę lat Tsusen. Mam nadzieje, ze moja córka nie daje ci tak w kość jak mi moja droga Louise. Ha ha. Jaka matka taka córka, cóż. Piszę aby was zaprosić do naszego domu, pogadamy jak za starych dobrych czasów.  Ciekaw jestem czy coś się zmieniło odkąd zniknąłem. 
PS: WARA OD MOJEJ CÓRKI ZBOCZEŃCU! ZNAJĄC CIĘ PEWNIE JUŻ SIĘ DOBRAŁEŚ DO MOJEJ MAŁEJ, ŚŁICZNEJ CÓRECZKI ZBOCZONY WAMPIRZE!”

Gdy przeczytała dopisek zamarła, nie zważając na to, ze to nie jest jej list, zgniotła go w dłoni, powstrzymując frustrację.
- Co on sobie do kurwy nędzy wyobraża..!? Że niby ja i ten zboczony, napalony na wszystko co się rusza, narwany wampir masochista...!? - wycedziła i mroczna aura aż zapłonęła wokół niej złowrogo.
-Zgadzam się z tym, że jestem masochistą ale narwany nie jestem. Bardziej ty jesteś narwana i zboczona- powiedział spokojnie a jej brew podskoczyła z wściekłości.
- Ten debil mnie załamuje- mruknął-nie widzę powodu dla którego miał bym się do ciebie dobierać-pomyślał, a jej znowu zadrgała brew.
- Masz jakiś problem?  Sugerujesz,  że nie jestem atrakcyjna!? – wycedziła, a wokół niej znów zapanował mrok. Oddała mu zmasakrowany  list, powstrzymując się przed zmienieniem go w coś jeszcze gorszego niż był teraz
– Sam jesteś zboczeńcem! Ja nie rozbieram ludzi z byle powodu, nie drażnię dziewczyn na lekcjach, nie wprawiam cię w jakieś dziwaczne uczucie, od którego aż miękną kolana, nie mówię zboczonych rzeczy i nie grożę co chwilę, że cię zgwałcę, więc daruj sobie te oszczerstwa na mój temat! – wycedziła wściekle, wpijając paznokcie w siedzenie aby się opanować, aż w końcu wbiła sobie drzazgę pod paznokieć i syknęła z bólu.
„Przynajmniej złość mi przeszła” – stwierdziła w myślach, wzdychając i przyłożyła palec do ust, aby wyciągnąć drzazgę spod paznokcia, z którego ściekała świeża, czerwona, soczysta  krew.
- A czy ja powiedziałem, że nie jesteś atrakcyjna? –zapytał i wzruszył ramionami, ignorując resztę jej wypowiedzi.
- Tak to zabrzmiało – mruknęła pod nosem , a on od niechcenia złapał jej dłoń, przysuwając ją do siebie i wargami delikatnie musnął jej delikatną skórę, a po ranie nie było śladu. Jak gdyby nigdy nic oparł się znów o siedzenie, a Rozalia zamarła na co najmniej minutę zdezorientowana.
- M...mam coś jeszcze dla ciebie…– mruknęła pod nosem, biorąc zawiniątko z siedzenia. Rozwinęła kawałek materiału ukazując stary, mocno używany sztylet. Jednak biła od niego jakaś moc, potężna magia. Wziął zawiniątko i chwycił sztylet. Omiótł go wzrokiem bez większego zainteresowania i przyczepił do paska.
- Nie wiem czemu mi go dajesz, ale dzięki - powiedział spokojnie i zamknął oczy, a ona westchnęła lekko.
- To nie jest zwykły sztylet, przyjrzyj się mu, emanuje magią… Kupiłam go niedawno, to bliźniacza broń, jak tamta należąca do twojego przyjaciela, może ci się przydać - powiedziała spokojnie - wiem, że jesteś silny… ale... chyba mogę czasem kupić jakąś broń mojemu Chowańcowi, prawda? - dodała ciszej i spojrzała przez okno, ukrywając zakłopotanie.
- Wiem, że emanuje od niego magia, bo jako wampir wyczuwam coś takiego-powiedział spokojnie
-po prostu mnie zaskoczyłaś tym , że go dla mnie kupiłaś –oznajmił -na pewno się przyda-dodał spokojnie.  Nic już nie powiedziała, po wyrazie jego twarzy zrozumiała, że to koniec ich rozmowy.
Spojrzała przez okno, patrząc jak krajobraz przewijał się po drugiej stronie, byli już niedaleko zamku. Westchnęła cicho, gdy wjechali za bramę i powóz się zatrzymał.
Tsusen wstał i wyszedł z powozu, pomagając wygramolić się zeń Rozie. Oboje ruszyli zamkowym korytarzem do sali audiencyjnej Królowej Henrietty. Skłoniła się nisko przed Królową i spojrzała na nią wzrokiem pełnym szacunku i oddania.
- Wzywałaś, Pani - powiedziała spokojnie.
- Och, Rozalia, Tsusen, miło mi was widzieć. Wybaczcie, że tak nagle was wezwałam, nie podając przyczyny. Tsusenie, chciałabym przedstawić ci moją córkę, Lalę. Bardzo chciała cię poznać, gdy opowiedziałam jej o twoich zasługach - oznajmiła z tak szczerym i pięknym uśmiechem, że każdy na tak urzekający widok straciłby dla niej serce. Roza otworzyła usta, wyciągając dłoń w stronę Królowej, jakby chciała coś powiedzieć. Widocznie coś przemknęło jej przez myśl, ale się powstrzymała, pamiętając o dobrych manierach.
- Nic takiego - powiedziała cicho, patrząc w innym kierunku i jakby spodziewając się zagłady.
Gdy usłyszał, że córka królowej chce go poznać skierował kocie uszka w jej stronę, lekko uniosło mu się futerko na ogonie przypominając sobie ostatnie takie wezwanie w swoim świecie.
- Nic takiego nie zrobiłem-powiedział kłaniając się nisko by po chwili wolno się wyprostować.
- Ależ twoja pomoc była nieoceniona, bez ciebie... nawet wolę nie myśleć, co by się stało. Bardzo ci dziękuję, ja i Królestwo. - Oznajmiła, zamykając oczy. Wciąż miała w pamięci szkody wyrządzone przez wojnę.
-  No tak, to moja córka, Lala - powiedziała i do sali tronowej weszła z pozoru ułożona i grzeczna dziewczyna, zamknięto za nią drzwi. Uniosła głowę by spojrzeć z pięknym, olśniewającym uśmiechem na wybawiciela jej matki i nagle... jej zachowanie diametralnie się zmieniło, a Roza westchnęła.
- KYAA! ON jest cudowny, matko! I taki seksowny – zawarczała, szczypiąc go w jędrny pośladek.
- Zaczęło się... – mruknęła cicho Roza pod nosem, z lekkim westchnieniem, masując sobie czoło jakby miała migrenę.
- Ty jesteś Tsusen, prawda? KYA! Mamo! Nie mówiłaś, że ma takie cudaśne... gadżeciki - dodała z chytrym uśmieszkiem i nawet nie próbując się powstrzymać, zaczęła mierzwić mu uszka i ciągnąć go zadziornie za ogonek.
- Wcześniej ich nie miał, właśnie miałam o to spytać, ale... - powiedziała cicho Królowa, której przerwała Roza, wyraźnie zmęczona już tą sytuacją, mówiąc:
- Długa historia... - z lekkim załamaniem, patrząc kątem oka na Lalę dręczącą jej chowańca. Zaśmiała się wrednie pod nosem, patrząc na jego sytuację.
"Wszechświat znów jest po mojej stronie" - zakpiła w myślach, patrząc na niego z wyższością.
Stał spokojnie, starając się powstrzymać przed wysunięciem pazurków i zadrapaniem dziewczyny w dłoń. Gdy tylko uniosła ręce, by drażnić go na nowo, ten zniknął i zawisł na żyrandolu.
"Oj Roza, Roza nie zapominaj, że ten kotek ma pazury"- pomyślał, uśmiechając się pod nosem sadystycznie.
- Ja naprawdę nic takiego wielkiego nie zrobiłem-powiedział, zerkając na królową.
- Ja tylko tro...-mówiąc to było widać lekki dymek i zamienił się w małego słodkiego kotka-...chę pomogłem-dodał. Lali aż oczy się zaświeciły na jego widok.
"Zaczyna mi się to podobać" – pomyślała Roza, zasłaniając usta dłonią z cichym, wrednym chichotem.
- KOTEK! - zawołała zachwycona Lala, patrząc na niego z blaskiem w oczach, niczym myśliwy który właśnie upolował zwierzynę. - Z każdą chwilą robisz się coraz ciekawszy - zawarczała lekko.
                Wampir się załamał. Świadczyć o tym mogły oklapnięte uszka i zwisający bezruchu ogon.
-"Zemszczę się Roza, oj zemszczę"- pomyślał, a Roza spojrzała na niego obojętnie.
" Może jednak powinnam zacząć interweniować? Jeszcze go zatula na śmierć. Choć kara definitywnie się mu należała…"- myślała -" nie no, nie mogę patrzeć jak się biedak męczy, już ja dobrze wiem jak Lala potrafi być upierdliwa" – stwierdziła, przypominając sobie przymus zabawiania Lali w dzieciństwie.  Przeszedł ją dreszcz i pokręciła głową, by się opanować. Odchrząknęła.
- Tsusen, zejdź na dół, zapomniałam ... - szybko się namyśliła -... wziąć leku na migrenę z powozu, strasznie boli mnie głowa a wiesz, ze ufam tylko własnym recepturom. Idź natychmiast po niego, bo zaraz zwariu...- Oznajmiła  z westchnieniem, masując sobie skroń. To oczywiście było kłamstwem, ale chciała by miał szanse na ucieczkę, a tylko tak nie naraziłby się Królowej i Lali.
- Och nie! Biedaczek! Ktoś go zaczarował! - Jednak Królowa jej przerwała, chyba po raz pierwszy nie zwracając na nią uwagi. Kompletnie zbiła ją z pantałyku. Machnęła różdżką, ściągając go z sufitu. Kiedy chwyciła go w dłonie, uniosła lekko, spoglądając na niego z wielkim współczuciem.  
Zdziwił się bardzo. Opuścił lekko lewe uszko i przekrzywił główkę w prawo, patrząc na królową w zdziwieniu.
- O co chodzi? –zapytał ciekawsko, czemu go trzyma.
- Och, nawet nie wiesz, co się dzieje - powiedziała niezwykle wzruszona - wiem! Saito opowiadał kiedyś historie ze swojego świata! Jeśli cię pocałuję pewnie czar pryśnie! Tak! Na pewno o to chodzi! - oznajmiła zdeterminowana i powoli zaczęła przybliżać do niego usta.
- K.. królowo Henrietto! To nie tak!- zawołała Roza, rumieniąc się i wyciągając dłoń w stronę monarchini, aby ją zatrzymać. Nie zdążyła. Tsusen zamarł zaskoczony, jakby co najmniej uderzył w niego meteoryt. Gdy Henrietta nachyliła się, aby pocałować go po raz drugi, nagle powrócił do swojej ludzkiej postaci, ubarwionej jednak o kocie uszy i ogon. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, zatoczył się, lecz po chwili odzyskał wzrok. Zobaczył leżącą na sobie królową. "Chyba się poślizgnąłem"- pomyślał,  leżąc bez ruchu tak dla swojego bezpieczeństwa.
 - C...c....c..c.co ty najlepszego wyprawiasz!? Zejdź z Królowej! Natychmiast! – rozkazała zażenowana.
- To nie fair! To ja miałam być twoją kochanką! A ty już dobierasz się do mojej matki! - powiedziała urażona Lala, zakładając ręce na piersi.
Uniósł zdziwiony wzrok na Rozę, jakby licząc, że wyjaśni jej jak znalazł się w takiej sytuacji.  Natychmiast chwycił królową za ramiona, odsuwając ją na bezpieczną odległość i zwinnym ruchem wstał z ziemi. Wplótł dłoń w swoje włosy, usiłując pozbierać myśli. Rozie drgała lekko brew. Podała dłoń Królowej Henrietcie i pomogła jej wstać.
- Bardzo przepraszam za mojego sługę, to przeze mnie tak teraz wygląda... niedługo powinno mu przejść - powiedziała spokojnie,  przepraszająco się kłaniając - czy wezwała nas Królowa jeszcze z jakiegoś innego powodu?.- Dodała po chwili, usiłując puścić w niepamięć całe to zdarzenie.
- Tak, mam do ciebie prośbę, Rozalio - powiedziała spokojnym i odrobinę zmartwionym głosem Henrietta, patrząc na swoją poddaną . - Chodzi o Lalę, proszę, dostałam bardzo niepokojącą wiadomość od moich informatorów. Zdaje się, ze wiele grup przestępczych może ją obrać jako cel, a ma teraz wyruszyć do księcia Williama - gdy to powiedział, a Lala zrobiła skwaszoną  minę, najwidoczniej nie uśmiechała jej się wizyta u księcia Willa. Zwłaszcza, że matka już od dawna usiłowała ją z nim wyswatać. Prychnęła lekko obrażona, a Henrietta westchnęła.
- Proszę, liczę na was - ta wiadomość spadła na Rozę jak grom z jasnego nie nieba. Niańczenie Lali, w dodatku zakochanej szalenie w jej Chowańcu, przerażało ją bardziej niż nie jedna misja… Zamilkła na chwilę, po czym zaczęła:
- Tak, pomogę Waszej Wysokości, to dla mnie wielkie zaszczyt, mam nadzieję, że podołamy tak ważnemu zadaniu - odparła spokojnie.
- Słyszałeś kochanie!? Spędzimy razem tak duuuuużo czasu razem! - zaćwierkała radośnie Lala, już się do niego tuląc, natarczywie wciskając mu swoje piersi w plecy. 
Stłumił westchnienie załamania, czując na plecach Lalę. "Mam nadzieję że Roza mnie jakoś ocali"- pomyślał, idąc do karety. Miał nadzieję, że nie będzie go molestować za bardzo, chociaż wątpił, by dała mu spokój. Rozalię natomiast zalewała krew. - Lala! Tak dawno cię nie wiedziałam! Musisz mi koniecznie opowiedzieć co się wydarzyło! - zawołała,  biorąc, ją pod ramię i siadając z nią na siedzeniu - Tsusen, biegnij za powozem. Musimy sobie pogadać - oznajmiła, pokazując mu gestem dłoni, aby zamknął drzwiczki.
- Co!? Aleee... myślałam, że mnie nie lubisz - burknęła, chciała siedzieć obok Tsusena.
- Ależ skąd ten pomysł? Tak bardzo się za tobą stęskniłam! - odparła z uśmiechem. Nie wiedziała czemu, ale jakoś perspektywa słuchania jej paplaniny była lepsza od patrzenia jak dobiera się do jej Chowańca. "Oj słono mi za to zapłacisz... już ja ci dam nauczkę jak wrócimy do szkoły" - wycedziła w myślach. 
- Skoro muszę - powiedział, zamykając drzwi -będę czasem wybiegał do przodu, by sprawdzić czy nikogo nie ma.
Po około pół godzinie słychać było jak ktoś mocno uderzył  pięścią w dach powozu. Woźnica natychmiast się zatrzymał a drzwi  otworzyły się z hukiem. Zirytowana Roza wyszła z karety, zaciskając dłonie w pięści.
- Czas na postój - wycedziła przez zęby, nawet nie siląc się na uśmiech. Mając już serdecznie dość towarzystwa księżniczki. 
 -Co  jest?- zapytał tak, by tylko Roza to usłyszała.
- Nie pytaj - wycedziła cicho przez zęby, a brew jej mocniej zadrgała, poszła lekko w las by odetchnąć i choć trochę się uspokoić. "Jeszcze kilka minut obok niej i szlak mnie trafi..."
- Przyniosę drewno na opał i rozstawię namiot –powiedział, znikając w lesie. Kiwnęła głową i znów się odwróciła. Po kilku minutach Tsusen przyniósł drewna na całą noc. Szybko rozstawił dwa namioty i zaczął rozpalać ognisko. Gdy ognisko się paliło, znowu zniknął by wrócić z rybami i mięsem. Roza była już wtedy odrobinę uspokojona.
- Nasza księżniczka działa mi na nerwy już od dzieciństwa. Jak TAKA OSOBA może być córką tak wspaniałej, dobrej i czułej osoby jak Królowa Henrietta!? - oznajmiła z lekkim załamaniem w głosie. Szanowała Henriettę równie jak matkę, jako osobę - nie królową. 
- Cóż, dzieci zazwyczaj są nieco inne-oznajmił po zastanowieniu. -Mój ojciec zabawiał się z każdą kobietą, pił i jadł na umór-powiedział spokojnie - a jak widzisz, ja taki nie jestem. Spojrzała na niego wymownoe, ale nic nie powiedziała.
-  Pojdę po Lalę, by coś zjadła-  powiedział spokojnie Tsusen, choć niechętnie i zapukał w drzwi powozu-chodź, posiłek jest gotowy.
Westchnęła, ciągle ostatnio o tym wspominał. Miała wrażenie, ze jest też bardziej rozdrażniony niż zwykle. "Może jednak się mylę..." - przeszło jej przez myśl.
- Tsusen! – zawołała rozweselona Lala i rzuciła mu się na szyję. Zachichotała. Westchnął załamany i ruszył spokojnym krokiem do ogniska, przy którym usiadł, wziął rybę i zaczął ją jeść.
- Czekaj! Czekaj! Pokarmię cię! Powiedź... AAAA! - oznajmiła i gdy przykładała mu jedzenie do ust...Ścisnęła jego interes przez spodnie, tak, że na sam widok nawet Rozę przeszły ciarki.
„To będzie długa misja..”
Pomyśleli oboje.

niedziela, 13 października 2013

Rozdział XI


                Korytarze zdawały się większe. Zaraz. Chwilę. Wszystko jest większe. Sam nie wiedział gdzie biegnie, ale byleby jak najdalej od tych popaprańców z różdżkami.  Miał już szczerze dość tego całego kociego życia. Najpierw ośmieszono go, dorabiając mu kocie uszy, jak w jakimś tanim porno. Potem  wysadzano n-razy aż w końcu stał się… Moment, ale co się właściwie teraz stało? No tak. Czemu właściwie Tsusena nie dziwił taki rozwój wydarzeń? Już od samego początku tej całej farsy wiedział, że to dobrze się nie skończy. Bo gdy do dzieła wkraczała jego droga „pani” wszystko zdawało się stawać na głowie. Biegł tak, aż nie trafił do jakiegoś, chyba pustego pokoju. Zaszył się w ciemnym kącie, licząc na to, że nikt go tym razem nie znajdzie i będzie miał w końcu odrobinę spokoju.  Zwinął się w kłębek i zasłonił jedno oko ogonem. Od czasu do czasu podnosił ogon, by się rozejrzeć  czy aby Roza nie odnalazła jego, jak sądził, bezpiecznej kryjówki. Nagle poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. A niech to. Ktoś go zauważył.
- Och, kiciuś – brunetka z dość okazałym biustem schyliła się do miejsca, w którym był i nie zważając na to, czy to mu się spodoba, wzięła go na ręce i uniosła lekko, patrząc na niego. Uśmiechnęła się ciepło.
- Co tutaj robisz maluszku? Zgubiłeś się?  - spytała go i przytuliła, wtulając jego mała kocią główkę w swoje duże piersi. Houston, we have a problem.  Gdzie do jasnej ciasnej podziało się światło? I tlen..   – masz taka puszystą sierść – szeptała, głaszcząc go czule po kociej główce i zaczęła niechcący wciskać go jeszcze mocniej w swój obfity biusty.  No to koniec.
"A myślałem, że to jest pusty pokój. Nosz kurde, jako kot mam kiepskie zmysły, a może tak jest tylko na początku? "- pomyślał załamany swoją obecną sytuacją.
"Ściskaj mnie tak dalej, po co komu tlen? Jak to dobrze, że nie muszę oddychać…"- stwierdził w myślach, gdy zaczęła go wtulać w swoje piersi. Już wie, co czują małe zwierzaki, gdy takie kobiety je ściskają. Można zginąć.
- Ale z ciebie urocze stworzonko, jestem Sasha, a ty? – spytała, unosząc go, by zobaczyć jego oczy.
- No tak, po co pytam przecież i tak mi nie odpowiesz, głupia Sasha, hehe – dodała z głupkowatym uśmieszkiem.
-„SASHA!” – rozległo się wołanie na korytarzu.
-Ojej, muszę uciekać, ty lepiej też znikaj, aby cię nikt nie złapał. Przykro mi, ale nie mam przy sobie nic do jedzenia  – powiedziała, stawiając go na ziemi. – Już biegnę! – zawołała i pobiegła w stronę kuchni.

                W tym czasie szukała go już prawie całą szkoła, w końcu  plotka o „kocim uciekinierze Tsusenie” rozniosła się echem w kilka chwil. Szukali go po krzakach i w zaroślach, na drzewach, w klasach a nawet… w śmietniku. Tylko Roza wiedziała dokąd iść. Szła więc spokojnie, co jakiś czas zatrzymując się, by uskoczyć na bok i uniknąć śmierci przez stratowanie,  gdy kolejna osoba pędziła korytarzem w pogoni za Tsusenem.
„Doprawdy... że też nikomu nie wpadło do głowy gdzie go szukać?” – westchnęła w myślach, idąc dalej.

***

          -"Uratowany przez czyjeś wołanie"- pomyślał i wymknął się z pomieszczenia. Jak to leży w wampirze naturze – wdrapał się na sufit i do góry nogami znalazł wyjście z zamku. Schował się za nim, w niewielkim kącie między ścianami, gdzie nikt nie powinien go znaleźć. Nikt, poza rzecz jasna…
                Uśmiechnęła się z triumfem, widząc małego kotka o srebrzystej sierści, schowanego w kącie. Podeszła cicho i niezauważalnie, po czym szybko wzięła go na ręce.
- Tutaj jesteś – powiedziała z satysfakcją, przytulając go do siebie delikatnie i ostrożnie. Uważała jednak, by tym razem jej się nie wywinął. – Wiedziałam, że tu się schowasz, mała, wredna kupo kłaków – dodała z wrednym uśmieszkiem, spoglądając na niego z wyższością. – Powinieneś być bardziej oryginalny i wybrać inne miejsce na kryjówkę, niż to, gdzie zawsze umykasz.
- Wiesz właśnie, że wtulasz swojego sługę w swój biust, prawda? -powiedział spokojnie i dla zabawy zaczął machać ogonem drażniąc tak jej piersi a przynajmniej to,  gdzie nim dosięgał. Przeszedł ją dreszcz i z trudem powstrzymała odruch rozszarpania go na strzępy.
- C…co...- spłonęła rumieńcem, brew jej zaczęła niebezpiecznie drgać, złość się w niej gotowała. Starała się uspokoić.  Opanowując furię, zaczęła go bardziej wciskać w swój biust.
- Tylko… spokojnie…- wycedziła.  Ściskała go tak mocno, że normalne zwierzę już dawno by się udusiło.
                Uderzał lekko kocimi łapkami po jej piersiach usiłując wyrwać się z żelaznego uścisku swojej, jak już zdążył zauważyć, nie tak słabej pani. Dość dziwnie się czuł  w takiej sytuacji, machał coraz bardziej ogonem na boki, aż Roza zdusiła w sobie chęć brutalnego mordu na małym kocie. Może nie do końca, ale przynajmniej już potrafiła się opanować, by mu nie przywalić. Rzuciła go na ziemię.
- Teraz ja... Ostatni raz spróbuję, a jeśli nie zadziała, dyrektor powiedział, że z czasem samo powinno zniknąć  - oznajmiła, wymamrotała jakąś formułkę pod nosem i wcelowała w niego różdżką. Nastał wielki wybuch. Zaczęła się krztusić, jednak w końcu dym zaczął opadać i zobaczyła jak wyłania się z niego ludzka postać, i wampir znów wyglądał normalnie. No, prawie normalnie. Ucierpiało głownie jego ubranie. Stracił koszulkę, ale na szczęście spodnie jeszcze miał.  W kawałkach, ale zawsze jakieś. Uszy już mu nie sterczały na głowie a ogon zniknął. Odetchnęła z ulgą.
„Może jednak mnie nie zabije” – pomyślała z nadzieją.
Długo jednak nie musiała czekać na odpowiedź.  Tsusen złapał Rozę za ręce i przygwoździł ją do ściany.
-A to jest moje zadośćuczynienie-powiedział jej tuż przy uchu i bardzo powoli  zatopił kły w jej szyi. Tak by nie sprawić jej bólu. W końcu dla niej większą „torturą” było zadanie przyjemności niżeli cierpienia. Powolutku, by odczuła tą „torturę” w całym swoim ciele wypił kilka łyków jej soczystej, dziewiczej krwi. Wyszczerzył się w myślach z satysfakcją, czując, jak jej wrażliwe ciało ulega rozkoszy. Usłyszał ciche westchnienie, które dusiła w sobie już od dobrych kilku chwil. Czuł, że krew dopłynęła jej do twarzy. Rumieniła się. Przytrzymał ją mocniej, czując drżenie jej nóg i usilne próby wyrwania się z jego objęć.
- Ts...Tsusen… przestań… – z jej ust znów wyrwało się westchnienie. Czuła się poniżona jak jeszcze nigdy dotąd. Jak sługa ma czelność robić takie rzeczy swojej pani? Oderwał się od jej szyi, liznął jej szyję tak wolno jak tylko zdołał, by ją zdenerwować, zaleczając jednocześnie ślady swoich kłów. I nagle... Oboje usłyszeli ciche „puff”  i po chwili przed jej oczami znów pojawił się mały, srebrny kot . Zdezorientowana zastygła w bezruchu. Spadł wprost na jej biust. Zaczepił się o jej ubranie pazurkami.  Brew jej podskoczyła ostrzegawczo.
„No chyba sobie ze mną pogrywasz...”
- Co ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz!? Całkiem rozum straciłeś!? Niech no cię dorwę w swoje ręce to popamiętasz mnie na następne kilka stuleci! – wycedziła, odklejając go od swojej koszulki i patrząc na niego morderczym wzrokiem. Trzymała go przed sobą w bezpiecznej odległości przed twarzą, za kark, mając wielką ochotę skręcić mu go z kilka razy. Zobaczyła jego uszka i ogonek, natychmiast się rozczuliła…
„Czy on musi być teraz taki uroczy kiedy mam taką ogromną ochotę rozsmarować go po ścianie!? Ściana na pewno zyskałaby trochę uroku…”
  Niech to wszyscy diabli, gdybyś tylko nie był w tej uroczej formie to... – zaklęła cicho pod nosem zirytowana. Zrobił słodkie rozczulające kocie oczka w myślach szczerząc się z satysfakcją.
„Tu cię mam”.
- Skrzywdziłabyś takiego niewinnego kotka? –zapytał, zasłaniając lekko łapkami pyszczek i machał kusząco ogonkiem. Zarumieniła się bardziej, czując napływ żalu i współczucia. Jego ogonek, łapki i ten słodki pyszczek rozbrajały ją całkowicie. Czemu musiał zmienić się w tak urocze stworzenie? Nie mógł zamienić się w coś obrzydliwego i odrażającego?
- Niewinnym to ja bym cię nie nazwała – podsumowała go z załamanym uśmieszkiem. Westchnęła.
- No cóż, myślałam że się udało ale najwidoczniej to zaklęcie uparło się na ciebie – stwierdziła z lekkim załamaniem i rezygnacją. – Musisz poczekać aż samo zniknie. Dyrektor powiedział, że to nie powinno długo potrwać, wytrzymaj – oznajmiła krótko. Chwyciła go normalnie w rękach, pilnując by nie dotknął jej piersi. Słońce zaczęło zachodzić nad murami szkoły. Ten męczący dzień chyba w końcu dobiegł końca.
Tsusen patrzył się na nią spokojnie. Jakby ta sytuacja w ogóle go nie obchodziła.
- Jak widać nie mam wyboru-stwierdził, spuszczając lekko uszy ku sobie. -Ale mam sposób byś się na mnie nie denerwowała- dodał, pokazując swoje kocie ząbki.
Spojrzała na niego z rezygnacją na twarzy.
- Zagryziesz mnie? – spytała z uśmiechem, patrząc się na ostre, kocie ząbki.
-Nie- powiedział-zaliżę cię na śmierć-dodał z rozbawieniem, a ona nie była w stanie powstrzymać parsknięcia śmiechem. – Albo będę tak rozkoszny i słodki, że oszalejesz – dodał,  robiąc tak przesłodką kocią minkę, że każdemu zmięknie serce, dodatkowo zamiauczał słodziutko. Widać było po jej wyrazie twarzy, że to na nią działa i to bardzo, kompletnie się rozczuliła, zapominając, jakie wredne stworzonko kryje się w tym małym, uroczym kotku. Uśmiechnęła się pobłażliwie do niego z lekkim załamaniem.
- Chyba już zwariowałam – powiedziała spokojnie, głaszcząc go czule i idąc w stronę pokoju, słońce prawie całkiem zaszło za horyzontem, kolorując niebo na piękny fioletowo-pomarańczowy kolor, przepuszczają ostatnie promienie słońca przez szkolne mury.
- A może jednak tak zostaniesz? –  spytała oczywiście żartem, chcąc zrobić mu na złość.
- Cóż, to kusząca myśl-stwierdził spokojnie, machając sobie na boki ogonem. Przez myśl przeszło mi milion głupich pomysłów, które może ziścić, a dopóki jest w kociej formie – wszystko zostanie mu wybaczone.
- Tylko nie myśl, że skoro jesteś kotkiem, to wszystko ci wybaczę, taka forma jest nawet bardzo pomocna, jesteś mały więc spokojnie bez zbędnego marnowania energii mogę wrzucić cię do kominka, zamknąć w klatce lub w pudełku i zakopać, albo... – w tej chwili zaśmiała się wrednie i chytrze jak jeszcze nigdy, a oczy aż jej świeciły diabolicznie -... wysłać do Rachel na pieszczoty, na pewno się ucieszy. widząc cię takiego słodkiego i puchatego – powiedziała, tuląc  go wrednie do siebie i czochrając mu kocią główkę, aby miał świadomość czekających go tortur.
- Wiesz... A co się stanie jak zaklęcie nagle sprawi, że będę znowu normalnym sobą, co? -zapytał spokojnie ciekaw jej reakcji. - Więc wiesz, skoro mnie wtedy do niej wyślesz i nagle się zamienię to będę musiał niestety zrobić to, co będzie chciała-stwierdził spokojnie, spoglądając na nią z zainteresowaniem.
                Nagle Roza zniknęła, a w jej miejsce pojawił się krwiożerczy demon rządny zemsty. Jej ręce zacisnęły się na nim nieświadomie, podczas gdy w myślach zabijała Rachel na wszystkie możliwe sposoby. Najpierw w głowie przewinęła wszystkie możliwe scenariusze, a raczej umyślając sobie w tej swojej zazdrosnej główce, co by to z nią zrobił, po oznajmieniu jej, że już jej nie potrzebuje, bo został zdominowany przez jej największego wroga. Nagle znów wróciła na Ziemię, przywracając wszechświat i kosmos do prawowitego stanu. Tsusen jest jej i nikogo innego.
- Nikt nie powiedział, że musisz spełniać jej zachcianki, znam cię i wiem, że potrafiłbyś uciec – oznajmiła, wchodząc na szkolny korytarz i kierując się do pokoju -…no ale dobrze, znaj moją litość, nie wyśle cię do niej tylko do sierocińca w mieście, na pewno spodobasz się tym dzieciom! Tak cię wytulają, że do końca swojego nędznego życia nie zapomnisz tych pieszczot – zachichotała wrednie na samą myśl – na pewno spodobasz się Floris, ona uwielbia takie słodkie zwierzątka jak ty...e... –nagle zamilkła i zaczęła go czochrać po głowie jeszcze bardziej.  Nie trzeba  było się domyślać, że usiłuje coś przed nim ukryć – O rety ale późno! Patrz słońce zaszło! Co ty na to, abyś dzisiaj spał w moim łóżku? W takiej formie możesz! No przecież nie mogę pozwolić takiemu uroczemu stworzonku spać na ziemi, nie wypada, HA, HA, HA! – powiedziała to o wiele głośniej, niż jego uszy były w stanie znieść. Licząc na to, że zbije go tym z tropu, czując ponadto, że na pewno się nie zgodzi na taką propozycję i go tym zaskoczy. Starając się chronić przez to pewne informacje o sobie, które akurat przed nim szczególnie wolałaby zachować w tajemnicy.
- Dobrze ale będę spał ci na piersiach albo brzuchu-powiedział spokojnie podnosząc lekko łeb do góry-w końcu koty tak sypiają-dodał z wrednym uśmieszkiem.
Kompletnie ją zatkało, aż stanęła w miejscu tuż przed drzwiami do swojego pokoju.
- Chcesz zginąć? – wycedziła – dostąpiłeś zaszczytu spania w jednym łóżku ze swoją panią, nie przeciągaj struny, SŁUGO– dodała – obok mnie, metr odległości – oznajmiła stanowczo.
- Jak tam chcesz-powiedział obojętnie, w złośliwości łaskocząc ja w brzuch ogonem.
- No to się rozumiemy – oznajmiła krótko. 

***

            Słońce nareszcie zaszło, a na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. Weszła do pokoju, zamykając drzwi za nimi. Była wykończona lataniem po całej szkole. Westchnęła.
- Och… Zapomniałam powiedzieć reszcie, że cię znalazłam… E tam, na pewno przestali już szukać – stwierdziła, stawiając go na swoim łóżku.
Nie przestali.
 – Idę się wykąpać, bądź grzeczny… kiciusiu – powiedziała i weszła do łazienki z koszulą nocną na ramieniu. Zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Co by tu robić...- mruknął do siebie chodząc sobie po jej łóżku. - Ech, czemu ja muszę mieć zawsze takie jebane szczęście? –mruknął, zwijając się na łóżku w kulkę. Kilka minut później Roza wyszła z łazienki w koszuli nocnej i ręczniku na głowie, spojrzała na niego i mimowolnie się uśmiechnęła. Skarciła się za to w myślach, potrząsając głową po czym podeszłą do niego i go pogłaskała.
- Swoją drogą… Jak teraz o tym myślę praktycznie nic dzisiaj nie jadłeś przez to zamieszanie... Znaczy poza...- otoczyła ją ponura aura -… moją krwią – dodała patrząc na niego wzorkiem niczym demon z piekła rodem. Mruknęła coś pod nosem. Wyciągnęła z szafki stojącej obok łóżka pakunek.
- Mam tylko to... Może być? – spytała, pokazując mu ciastka w kształcie ryby z nadzieniem – zjedz… Napiłeś się mojej krwi, a nie chce, abyś się na mnie rzucił w nocy po więcej, bo jesteś głodny – powiedziała obojętnie i usiadła na łóżku, susząc włosy ręcznikiem na głowie. Nie dając po sobie poznać współczucia czy jakichkolwiek uczuć. Celowo schowała swój wzrok pod ręcznikiem by go nie widział. Powoli suszyła włosy.
Spojrzał na ciastka i nie wiedzieć czemu, aż w duszy podskoczył z radości.
-"Co się ze mną, kurwa, dzieje" -warknął w myślach. Spokojnie podszedł a raczej, by bardziej "rozkochać" Rozę zaczął się do nich skradać, co wyglądało bardzo słodko i rozczulająco. Spojrzała na niego spod ręcznika rozczuliła się, widząc go, resztkami dumy i godności powstrzymując się przed rzuceniem się na niego, przytulenia i wygłaskania. Zdjęła ręcznik z głowy i weszła pod kołdrę.
- Dobranoc  - powiedziała spokojnie – kiciusiu – dodała wrednie, zamknęła oczy zasypiając, wtulona w poduszkę.

             Zjadł sobie spokojnie, a gdy zasnęła, uśmiechnął się wrednie, złapał ząbkami kołdrę i powoli ją z niej ściągnął po czym zaczął się jej przyglądać. Skuliła się lekko, czując że ktoś ukradł jej ciepło, które dawała jej miękka kołdra.
-Jest większa niż sądziłem-stwierdził obchodząc Rozę dookoła i przyglądając się jej tak uważnie. Na jego kocim pyszczku ukazał się wredny uśmiech
"Czas bym ją podręczył"- pomyślał wchodząc na jej nogę i lekko ogonkiem łaskocząc jej stopę. Wzdrygnęła się, mrużąc bardziej powieki. 
- Mh... przestań...- wymamrotała, podkulając bardziej nogi. Spała jak zabita. Po chwili wolno zaczął się kierować po jej nodze w górę ogonem łaskocząc ją po łydce, udzie i biodrze przyprawiając ją o dreszcze i lekkie podrygi niezadowolenia. Zadrżała lekko z uroczym niepokojem na twarzy. Cóż, nudziło mu się, więc wszedł na jej brzuch, a potem na biust.
-Ej, obudź się, nudzę się- powiedział, skacząc, a że był lekkim kotkiem, bardziej to łaskotało i sprawiało przyjemność niż wkurzało. Uśmiechnęła się uroczo we śnie. Lekko zachichotała zadowolona.
- Eee, ja się tak nie bawię-mruknął i znudzony zaczął ją lizać po ręce a czasem po policzku. W końcu kiedyś się powinna obudzić.
-Yhmm.. – wymamrotała, mrużąc brwi i przewróciła się na drugi bok, zgarniając go ranieniem i tuląc się do niego jak do pluszowego misia. Uśmiechnęła się we śnie -… miękkie..
- Ej, to moja kwestia-mruknął pod nosem gdy wtulała go w swoje piersi.
"I to mnie nazywa zboczonym kotem, ale jak mam nim nie być skoro sama się o to prosi?"- pomyślał i dla zabawy polizał ją lekko po dekolcie. Zmrużyła bardziej powieki i przytuliła go do siebie mocniej.
- Tsusen… przestań... – wymamrotała cicho, wtuliła go mocniej,  lekko się o niego ocierając -.. Tsusen… wybacz mi… nie chciałam… ja nie chciałam… - mamrotała we śnie, mrużąc brwi niespokojnie -...nie odchodź… - wyszeptała, błagalnym wręcz głosikiem. Na jej twarzy malował się niepokój i lekki lęk. Nagle pojawiła się niewielka chmura pyłu, a gdy zniknął mały kotek na jej łóżku pojawił się wampir. Ramieniem nadal lekko go do siebie tuliła nieświadoma. Ich twarze były zaledwie milimetry od siebie, gdyby miała otwarte oczy, ich wzrok by się spotkał. Stykali się lekko nosami, a on mógł czuć jej delikatny, cichy oddech na swoim policzku.
Zamiana w człowieka otumaniła  go lekko.  Spojrzał na osobę przed sobą.  Półprzytomny, nie rozpoznał osoby leżącej przed nim, uśmiechnął się lekko, cmoknął Roze w czoło, powodując tym delikatny i czuły uśmiech na jej śpiącej twarzy. Usnął, nieświadomy tego, kogo właśnie ucałował.  Jedna osoba bliska jego sercu miała dostać ten czuły, pełen uczuć całus.
                Niestety. Tej osoby, którą darzył takim szczerym i ciepłym uczuciem, już nie było. To jednak zostanie tajemnicą...

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział X

                Minęło kilka dni od ich powrotu do Akademii. Wszystko wróciło do starego porządku. Rozalia właśnie siedziała na krześle przy biurku, przeglądając  tony książek z zaklęciami. Ciągle nadrabiała stracone zajęcia. Zazwyczaj była do przodu z materiałem, pomimo braku talentu do używania normalnych zaklęć. Jednak przez ostatni czas nie była w nastroju do nauki i musiała wszystko nadgonić. Trzymała w dłoni różdżkę, przygryzając dolną wargę w skupieniu.
- To do niczego i tak nigdy tego nie użyję – westchnęła i odłożyła kolejną książkę. Bawiła się różdżką w dłoni, zastanawiając się nad jednym zaklęciem. Było to chyba jedyne zaklęcie, jakiego była w stanie użyć, a nie było ono magią otchłani.  Westchnęła.
- Co tam ciekawego wyczytałaś?- zapytał Tsusen, patrząc na nią ze słodką minką.
- A nic ciekawego, nadrabiałam zaległości – powiedziała kręcąc różdżką w dłoni.  Wstała. – Hm, dawno nie używałam tego zaklęcia, boję się że wyszłam z wprawy… – dodała w zastanowieniu – jak to szło… – zaczęła coś mruczeć pod nosem.  – Nie, to chyba nie to, cholera, jak to było!? – krzyknęła i niechcący machnęła różdżką. Rozległ się wybuch – ekh, ekh, ehem – zakrztusiła się dymem, a gdy opadł, zamarła – Tsusen…
-He?- zapytał, przekrzywiając głowę na bok. Wierzchem dłoni zaczął wycierać twarz z sadzy, miał białe kocie uszka na głowie, które poruszały się gdy coś usłyszał. Ledwo się powstrzymała przed parsknięciem śmiechem. Odchrząknęła, a po twarzy spłynęła jej kropla potu.
- N...nie wiem jak ci to powiedzieć delikatnie, ale...e…to..- zaśmiała się nerwowo – tak, przez przypadeczek, naprawdę niechcący, jakby to powiedzieć no… tego... zmieniłam cię i …masz kocie uszy.
- Eee… - mruknął i powoli przejechał palcami po swoich kocich uszach-wracając tu, nie pisałem się na bycie królikiem doświadczalnym dla twoich zaklęć -powiedział spokojnie, ale futro na jego uszach się najeżyło.
Zaśmiała się nerwowo. Widząc, że jest wkurzony, cofnęła się pod ścianę – t...to było niechcący! Miałam użyć tego na sobie, nie sądziłam że wceluje w ciebie! -  zawołała – n…naprawię to! Przysięgam! – dodała szybko, nie dając mu szansy na odpowiedź. Miała już okazję zobaczyć go zdenerwowanego, więcej nie miała ochoty na powtór.  - …Tylko jeszcze nie wiem jak.
                Westchnął w załamaniu.
- Ech, co ja się z tobą mam-powiedział spokojnie, kręcąc głową, na co ona zrobiła smutną i odrobinę obrażoną minę. 
- O! Już wiem! Chodźmy do Rachel! Powinna umieć to zdjąć, jest lepsza w magii! – zawołała z entuzjazmem i wstała, minęła go, po czym cofnęła się, by na niego spojrzeć.
- A jeśli ci to poprawi humor, wyglądasz naprawdę uroczo! – stwierdziła ze słodkim uśmieszkiem i pogłaskała go po głowie, mierzwiąc mu kocie uszka – ale kochany! Może tak zostaniesz? – spytała żartem i zaśmiała się chytrze by mu dopiec.
- A może chcesz by kotek pokazał pazurki i odebrał ci twój słodki smak krwi, co?- zapytał, ciekaw czy zrozumie, że chodzi mu o pozbawienie jej dziewictwa.  - Co  ty na to? -zapytał spokojnie, a uśmieszek zszedł jej z twarzy. Spojrzała na niego wzrokiem godnym porównania z demonem.
- Nie zrobisz tego – odparła pewna siebie, mierząc go kpiąco wzrokiem.
- Lepiej nie zmuszaj mnie, bym ci to udowodnił – odparł spokojnie.
- Nie wierzę ci, nie tkniesz mnie nawet palcem – odparła stanowczym głosem. – Nie boje się ciebie – dodała z chytrym uśmieszkiem. Wiedziała, że i tak jej nic nie zrobi.
                Pojawił się tuż przed nią tak, że ich usta prawie się stykały.
- Chcesz się przekonać? –zapytał, lekko pstrykając ją w czoło. Zmrużyła oczy i spojrzała na niego pewna siebie.
- No dalej koteczku – powiedziała, patrząc mu w oczy. -  Czego się boisz? Skoro jesteś taki zły to na co czekasz? – spytała pewna siebie, po czym prychnęła – i tak wiedziałam, że tego nie zrobisz – mruknęła, wymijając go i idąc spokojnie w stronę drzwi, daleko jednak nie zaszła, złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, po czym oparł ją o ścianę, trzymając jej dłonie nad jej głową, stał obok niej, więc nie miała jak go kopnąć -i co?  mam się tobą zabawić, hmm ? -zapytał bardzo blisko jej szyi tak, że mogła czuć jego oddech –chociaż, jeżeli bym zaczął pić twą krew, sama byś tego chciała -dodał z wrednym uśmiechem, wysuwając swoje kły i przejeżdżając nimi drażniąco po szyi dziewczyny aż zadrżała, spróbowała wyrwać nadgarstki z jego uścisku.
„Zbyt silny”
Zaklęła w duchu, zaczęła się szamotać, spojrzała na jego uszka i się uspokoiła, fajnie się poruszyły. Parsknęła śmiechem, nie mogąc się opanować, gdy widziała jak uroczo się poruszają.
- Możesz mówić co chcesz, ale to jest takie zabawne, do twarzy ci – zaczęła się śmiać rozbawiona.
- Sama tego chciałaś-powiedział, zatapiając powoli kły w jej szyi i bardzo wolno i powoli spijając niewielkie ilości jej krwi. Zamarła niedowierzając, przestała się śmiać. Szarpnęła dłońmi, próbując się wyrwać i znowu przestała. Spojrzała na niego i się uśmiechnęła.
- Skończ to, nie zrobisz tego – powiedziała spokojnie – nie skrzywdzisz mnie, nawet teraz, tylko troszkę, pijesz mojej krwi tylko troszkę aby nie zrobić mi krzywdy – wyszeptała spokojnie, choć rumieniła się przez uczucie wypływającej z niej krwi – nawet jeśli powiesz, że tylko się ze mną teraz bawisz, to.. jesteś pewny, że chcesz po tym wszystkim spojrzeć mi i mojemu ojcu w oczy..? – spytała – śmiało, jestem tylko człowiekiem choćbym nie wiem jak się starała nie powstrzymam cię, możesz zabrać mi wszystko co chcesz, nie mam z tobą szans – stwierdziła spokojnie do jego ucha – nie potrafisz skrzywdzić kogoś kto nie potrafi się bronić, nienawidzisz takich ludzi, ludzi którzy krzywdzą innych bez powodu, mam uwierzyć że osoba której ufam tutaj najbardziej, która nienawidzi i morduje właśnie takich ludzi, aby mi dopiec złamie wszystkie swoje zasady w które tak wierzy..? – spytała spokojnie, pozwalając mu pić swoją krew – jeśli tak, to chyba najwidoczniej się co do ciebie pomyliłam, miłej zabawy – powiedziała ostatnie słowa i zamknęła oczy, przestając protestować.
Wysunął powoli kły-po pierwsze, zabiłem swojego najbliższego przyjaciela wyrywając mu serce i zgniatając je na jego oczach tuż przed jego śmiercią-szepnął jej do ucha i dla zabawy lekko je liznął, zarumieniła się, nadal nie otwierając oczu -więc nie miałbym oporu zabawić się tobą- wyszeptał-zawsze mogę sprawić, że się upijesz nawet nie tykając alkoholu-oznajmił znowu zatapiając kiełki w tym samym miejscu, spijając o wiele więcej jej krwi wywołując tym samym większą przyjemność. Zadrżała bezradnie w jego uścisku. Po paru solidnych łykach wysunął kiełki i liznął jej szyję-uznaj to za ostatnie ostrzeżenie-powiedział lodowatym głosem-następnym razem sprawię ci ból, niesłychany ból jakiego nigdy nie doznałaś i nie doznasz-wyszeptał do jej ucha po czym puścił ją i zniknął pojawiając się na dachu szkoły. Upadła na ziemię roztrzęsiona. Podparła się dłońmi podłogi, wpatrując się w nią.
- A jednak tego nie zrobiłeś, co cię powstrzymuje..? – spytała samą siebie – w końcu byłam bezbronna, mogłeś śmiało mnie zgwałcić, idioto – mruknęła do siebie i wstała na odrobinę chwiejnych nogach, idąc w stronę okna, usiadła spokojnie na parapecie czekając aż wróci. Uśmiechnęła się lekko. Miała racje, nie zrobiłby tego.
                Położył się na dachu po czym zaśmiał się jak szaleniec zmienionym głosem 
"Ona naprawdę myślała, że bym to zrobił ,ale idiotka"- pomyślał, uśmiechając się wrednie pod nosem, czując a raczej słysząc co powiedziała przez bransoletkę, pokręcił głową w załamaniu
"raczej wątpię by uwierzyła w to, że wyrwałem serce przyjacielowi, chociaż nigdy nic nie wiadomo" -stwierdził w myślach.
-„Ech, szkoda tylko, że udawała, ciekawe jakby zareagowała naprawdę?” Zamknął oczy i sobie przysnął, podczas gdy Rozalia siedziała na parapecie, wpatrując się w widok za oknem.


***

                Obudził się przed zachodem słońca, przeciągnął jak kot i spokojnie zaczął iść w stronę pokoju, podczas gdy Rozalia znudzona czekaniem na niego, zaczęła czytać książkę na parapecie. Wszedł po jakimś czasie spokojnie do pokoju i jakby nigdy nic położył się na swoim posłaniu zamykając oczy.
- O, wróciłeś? Przyszedłeś błagać mnie na kolanach o zdjęcie zaklęcia czy może chcesz więcej..? – spytała, spokojnie przewracając stronę w książce, nawet na niego nie patrząc.
- He, mówiłaś coś? -zapytał otwierając jedno oko by na nią spojrzeć, zakrył usta ziewając. Zamknął z powrotem oko. Brew jej zadrgała nerwowo, odłożyła książkę.
- Tak, mówię do ciebie zboczony, kłamliwy i podstępny, wyglądający jak imitacja kota sługo – powiedziała na jednym wdechu, nawet nie mrugając. Wstała i podeszła do niego z założonymi na piersi rękami i mierzyła go wzrokiem.
- A więc „chciałeś się ze mną zabawić”, co? – wycedziła wściekle, zaśmiała się jak demon – czekałam aż wrócisz, nakopałabym ci za tę zniewagę, ale szkoda mojego wysiłku, głaz mógłby cię przygnieść a nawet by cię nie zarysowało – powiedziała i prychnęła w bezradności – no więc, nie udało ci się mnie przestraszyć, naprawdę sądziłeś, że ci uwierzę? Zabawne – parsknęła śmiechem, patrząc na niego – no a wracając do tematu, wróciłeś bo masz zamiar zabawić się ze mną raz a porządnie, zabić mnie a może spróbować zdjąć czar? – klasnęła w dłonie zadowolona ze swojej zabawy – a wiem! Przyszedłeś aby twoja pani cię troszkę popieściła, uroczy koteczku! Chodź do pańci to ci futerko wygłaszcze! – ukucnęła przy nim i zaczęła go w złośliwości tulić i mierzwić mu uszka na głowie – jaki uroczy! Może rzeczywiście cię takiego zostawię? Byłoby zabawnie, mama miała psa a ja będę mieć kiciusia! – dodała, nie przestając go denerwować, ciekawa czy zareaguje na te prowokacje.
Ostrzem zranił jej przedramię co wyglądało jakby ją zadrapał pazurkiem.
- Koty mają ostre pazurki, nie zapominaj-powiedział spokojnie. Spojrzała na zadrapanie i na niego, po czym się uśmiechnęła pod nosem.
-Nie dasz mi się nawet zemścić..? Okrutny.. – zrobiła smutna minkę i go puściła, tak, że spadł głową na zimną podłogę – zawsze można je podpiłować, mam ci może przypomnieć, że nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić..? – wstała jak gdyby nigdy nic i podeszła do biurka, wzięła różdżkę i wcelowała w niego, rozległ się wybuch, jednak gdy dym opadł nadal miał kocie uszy, które zamerdały uroczo. Westchnęła – jednak nie potrafię tego zdjąć – stwierdziła w załamaniu, przygryzła koniec różdżki w zamyśleniu – cholera, zazwyczaj tego zaklęcia używa się inaczej, jednak że użyłam go przypadkowo na tobie, bez przygotowania wyglądasz tak jak wyglądasz – mruknęła, patrząc na niego – nie mogę iść z  tym do Dyrektora, bo jak się dowie, że używam zakazanej magii to mnie załatwi a w najlepszym wypadku zawiesi – westchnęła w załamaniu – może Rachel albo Gilbert znają sposób aby się tego pozbyć, sprawdzimy to jutro a na razie się z tym prześpij, istnieje szansa, że samo zejdzie – powiedziała i ukucnęła przy nim, patrząc na niego. Uśmiechnęła się do niego – przepraszam za to – powiedziała bardzo szczerym głosem, po czym nie mogąc się powstrzymać wyciągnęła z kieszeni ciastko w kształcie ryby i mu pokazała – rybkę na zgodę..? – spytała niewinnym głosikiem.
Powęszył cicho.
- Nie mówcie mi, że u was też robią tayaki- powiedział spokojnie, patrząc na ciastko. Spojrzała na niego zaskoczona, że to zna, przypomniała sobie radość jej ojca gdy też to zobaczył.
- Macie takie też w waszym świecie..? No to masz podwójna radochę, koteczku – powiedziała z niewinnym uśmieszkiem – to chcesz rybkę..? – spytała, wymachując mu nią kusząco przed oczami.
-Niestety odmówię nie jestem głodny-powiedział spokojnie nieco obojętnym głosem, ułożył się na swoim łóżku i zamknął oczy. Uśmiechnęła się patrząc na niego i schowała smakołyk.
- Ładnie ci z tymi uszkami – szepnęła – nie martw się, zrobię wszystko aby to naprawić, tylko daj mi trochę czasu – powiedziała cicho, obwiniając się za to i wstała. Przebrała się w koszulę nocną i położyła się spać, było już bardzo późno.
- Dobranoc Tsusen! – zawołała i zamknęła oczy.
- Nie masz za co przepraszać- powiedział spokojnie -brakuje mi ogona i wyglądałbym jak mój i twojego ojca znajomy-powiedział z rozbawieniem -mam nadzieję, że jego siostra go nie zacałuje na śmierć-mruknął do siebie pod nosem.
- Kto powiedział, że przepraszam..? Sam wszedłeś na linię ognia – powiedziała z łóżka rozbawiona – wasz świat jest naprawdę ciekawy, chciałabym wiedzieć o nim więcej – powiedziała, wtulając się w poduszkę – niech ci się przyśnią rybki – zażartowała – słodkich  snów – dodała i po chwili zasnęła.
- Ta, siedząc podszedłem ci pod linię ognia-mruknął pod nosem, westchnął tylko w załamaniu i powoli zasnął.



***


                Myślała przez całą noc nad nieudanym zaklęciem, co chwile budząc się i zasypiając. Nie mogą wymyślić jak przywrócić Tsusena do pierwotnej postaci. Myślała  nad tym do tego stopnia, że w jednym ze swoich snów przyśnił jej się Tsusen goniący myszy, który z wielkim zapałem oznajmił jej, że to jest naturalne i że to jego obowiązek.
                Natomiast obudziła się dopiero rano i gdy wstała, podeszła do niego z zawiedzionym wyrazem twarzy stwierdziła, że jego kocie uszka nadal tam są.
- No to mamy problem, najwidoczniej jeszcze nie zniknęły – westchnęła i nie mogąc się powstrzymać sięgnęła do śpiącego Chowańca i dotknęła jego uroczych, kocich uszek i je pogładziła delikatnie.
- Specjalnie to zrobiła bym ją bardziej kusił-wybełkotał jak przez sen, przekręcił się na bok-ona chce by wszystkie mi nie dawały spokoju-dodał, chowając głowę w poduszce, nie spał od momentu w którym dotknęła jego uszek ale ćśś. Zarumieniła się i spojrzała na niego naburmuszona.
- To nie było celowo, głupku – powiedziała pod nosem myśląc że śpi – nadal uważam, że jesteś słodki z tymi uszkami – dodała i zachichotała pod nosem, pogłaskała go po głowie a on dla zabawy zamruczał, na co zachichotała i  wstała, idąc do łazienki a gdy do niej weszła, wstał spokojnie.



***


                Minęło kilka minut i była gotowa, wyszła z łazienki ubrana w mundurek i z włosami spiętymi w wysoki kucyk, schował różdżkę  i spojrzała na niego.
- O, już wstałeś? – spytała i umalowała się lekko, zerknęła na pocztę i otworzyła pierwszy z brzegu list.
- Jak ci twoja pani molestuje głowę we śnie to aż chce się szybko wstać- powiedział z wrednym uśmieszkiem a ona spłonęła rumieńcem i odwróciła się jego stronę jak oparzona.
- Nie spałeś wtedy…!? – wydukała, czerwieniąc się i niechcący skaleczyła się nożem do otwierania kopert, stróżka krwi spłynęła jej po palcu – aua – powiedziała cicho pod nosem – podaj mi apteczkę - poprosiła i westchnęła, patrząc na krew na palcu i niewielkie przecięcie – powinna być tam gdzie trzymam wino – dodała i przyłożyła chusteczkę do rany.
- To mnie nawet jak śpię już molestujesz? –zapytał, przekrzywiając na bok głowę, westchnął w załamaniu i dla zabawy opuścił uszy pokazując swój smutek.
- To nie prawda, nie smuć się! Tylko chciałam sprawdzić czy uszka ci zeszły i.. spałeś tak słodko.. – powiedziała cicho, patrząc się w zakrwawioną chusteczkę, podszedł spokojnie do niej, wziął jej dłoń i powoli przejechał językiem po jej skaleczonym palcu, spłonęła rumieńcem -i gotowe-powiedział po tym jak zaleczył jej rankę.
- Dz…dziękuje – wydukała cała czerwona na twarzy i szybko odsunęła się od niego, omal się nie potykając, podparła się dłońmi toaletki po czym szybko wzięła list i zaczęła czytać –t…tata chce abyśmy ich odwiedzili u mnie w domu – wydukała – za kilka dni wyjedziemy jeśli nic nas nie zatrzyma - dodała.
- No ciekawe co twój ojczulek powie jak zobaczy swojego przyjaciela w takim stanie-powiedział spokojnie-i mogę wiedzieć dlaczego się zarumieniłaś?- szepnął przy jej uszku, mogła zobaczyć jak jego uszka lekko i nieco kusząco się poruszają, znowu się zarumieniła. Nie wiedziała co powiedzieć, więc skorzystała z pierwszej lepszej wymówki jaka przyszła jej na myśl, dotknęła dłonią jego uszek.
- Uszka..! <3 – powiedziała z dziecięcym zafascynowaniem, miziając je w dłoni z uśmiechem – są takie słodkie, że aż się rumienie – zachichotała uroczo, cofając się na bezpieczną odległość.
-A ja myślę, że to dlatego iż ci się podobam-wyszeptał blisko jej ust, a ona spaliła buraka.
- N.. nie żartuj sobie! Niby z jakiej racji miałbyś mi się podobać..? – spytała, krzyżując ręce na piersi i patrząc w bok  – a, właśnie – popatrzyła na jego uszka –  nie wiem na razie jak się tego pozbyć, może Rachel albo Guishe będę wiedzieli – powiedziała w zastanowieniu – chodźmy najpierw do Rachel – powiedziała, idąc w stronę drzwi.
- A to dlatego, że cię kuszę? -szepnął jej za uszkiem, ciągnąc temat, którego tak bardzo chciała uniknąć  i  spokojnie  za nią idzie w stronę Rachel mając nadzieję ,że obie go nie zabiją . Brew jej zadrgała, chwyciła go za kocie ucho i przyciągnęła do siebie.
- Słuchaj kiciusiu, mnie wcale nie zależy, więc jeśli nie chcesz przez resztę życia mieć ten koci zestaw to lepiej daruj sobie takie docinki, bo ja wcale korzyć się przed tą wstrętną larwą nie chce, zrozumiano? – wycedziła – robię to tylko i wyłącznie dlatego, że przyrzekłam ci że to cofnę a ja danego słowa dotrzymuje, więc zrób coś dla mnie i zamknij się! – warknęła i go puściła, idąc wkurzona korytarzem i zaciskając pięści.
                 Nie powinien się jej dziwić, na myśl o proszeniu Rachel o przysługę, gotowało się w niej i nad sobą nie panowała, już słyszała jak się z niej nabija, że zawaliła zaklęcie i urządziła tak Tsusena. Prychnęła. Brew jej niebezpiecznie drgała ale starała się opanować.
- Ja ci nie karzę się przed nią korzyć-powiedział spokojnie, idąc dalej za nią.
-"zawsze mogę je sobie wyrwać tylko sporo bym krwawił"- stwierdził w myślach.
- To co zrobisz..? wyrwiesz je sobie..!? zapewne pojawią się znowu – mruknęła, jakby czytała mu w myślach, westchnęła – nienawidzę jej, prędzej bym ci buty wylizała niż prosiła ją o przysługę, ale … - zaklęła pod nosem – zna się lepiej na magii niż ja, oby wiedziała czego użyć – westchnęła w załamaniu – w razie jakbym chciała ją zabić gdy zacznie się nabijać, powstrzymaj mnie – mruknęła pod nosem i niechętnie zapukała do jej drzwi, krzyżując ręce na piersi, brew jej lekko drgała, tupała nogą ze zniecierpliwieniem i stukała palcem w łokieć zdenerwowana.
- Zawsze możesz to zwalić na mnie-powiedział i w razie czego aktywował bransoletkę by łatwiej mu było powstrzymać Rozę. Położył jej dłoń na ramieniu i lekko ją poklepał, przymknął oczy i zabrał dłoń z ramienia dziewczyny. Zarumieniła się lekko i uspokoiła. Westchnęła gdy drzwi pokoju Rachel się otworzyły i spojrzała na nią z wyższością.
- Hm.. nie często u mnie bywasz, co cię tu.. – spojrzała na Tsusena  - Kya! – zawołała i się na niego rzuciła, tuląc go do swojego wielkiego biustu i wciągając do pokoju – ale słodziak!- zaczęła go głaskać i mierzwić mu kocie uszy zauroczona. Lekko się zaśmiał
-Ty chcesz mnie udusić w swoich piersiach?- zapytał, próbując ją jakoś odsunąć, ale zrezygnował bo to mało możliwe- dlaczego tak molestujecie me uszy? -mruknął smutnym głosem, opuszczając uszy ku sobie, Roza tylko na to prychnęła.
- Mogłabyś przestać molestować mojego Chowańca!? –warknęła, odciągając go szybko od niej i  sadzając na ziemi przed nią, po czym opowiedziała jej wszystko a  ona zaczęła się śmiać, na co Rozie zaczęła niebezpiecznie drgać brew.
- Jakim cudem zmieniłaś go w kota..!? Nie mogę! – złapała się za brzuch i zaczęła jeszcze głośniej śmiać – z ciebie to naprawdę jest prawdziwa oferma! Żeby wcelować właśnie w niego..!? Nie mogę, trzymajcie mnie..! – śmiała się dalej, nie zwracając uwagi na coraz bardziej rosnącą wokół Rozy mroczna i groźną aurę oraz jej wzrok, który gdyby mógł zabijać byłby śmiertelną bronią. Wykorzystał swoją moc i przesłał Rozie trochę spokoju.
- Em, to też trochę moja wina-stwierdził z rozbawieniem -to jak, potrafisz to zdjąć?- zapytał ruszając lekko uszami patrząc na Rachel swoim złotym wzrokiem.
- Mogę spróbować, ale niczego nie obiecuje, moją specjalnością jest element ognia a nie zakazane zaklęcia – powiedziała, wyciągając różdżkę – choć na pewno nie będzie gorzej – zakpiła i zaczęła coś mruczeń pod nosem, wcelowała w Tsusena, ale cos poszło nie tak i po chwili wylądował na ziemi w chmurze dymu a gdy się rozwiał… machał za nim uroczy biały ogonek. Roza zatkała usta powstrzymują nagły atak śmiechu, ale nie trwało to długo ponieważ zaraz potem roześmiała się w najlepsze widząc Tsusena a Rachel widocznie zaczęła pulsować żyłka na czole, patrząc na jej radoche.
Gdy leżał na ziemi po chyba nieudanym zaklęciu Rachel zaczął kichać bo zakręciło mu się w nosie przez co na boki poruszał się kusząco jego biały ogonek oraz uszy aż się Roza i Rachel na to zarumieniły, był taki uroczy. Roza jednak postanowiła dobić te słodką istotkę.
- Muszę przyznać, że wyglądasz coraz ciekawiej – powiedziała, biorąc małe lusterko z biurka Rachel i podając mu go aby widział swój koci ogonek, nie mogła się oprzeć i zaśmiała się wrednie.
- Oho, cóż to? Wspaniała i wielka Rachel nie dała sobie rady z tak banalnym zaklęciem, co się stało..? – popatrzyła na nią wrednie z chytrym uśmieszkiem.
- Zamknij się, pewnie twoja beznadziejność jest zaraźliwa – mruknęła, krzyżując ręce na piersi i patrząc na nią kątem oka, aż Rozie zaczęła drgać brew.
- Coś ty powiedziała wstrętna larwo!?
- To co słyszałaś zerowy talencie.
- Szmata.
- Cnotka.
Kłóciły się na całego, a Rozie coraz bardziej drgała brew, sprawiały wrażenie jakby zaraz miały się pozabijać, warczały lekko na siebie z tej złości. W końcu przerwały i odwróciły się każda w swoją stronę.- Mówiłam, że moją specjalnością jest element ognia, jeśli chodzi o to badziewie zaklęcie pogadajcie z Gilbertem, jego specjalnością jest element ziemi, pewnie coś uda mu się wymyślić – mruknęła.
- Taki właśnie miałam zamiar – odparła Roza i obie prychnęły a Tsusen  westchnął w załamaniu.
- Wyglądam jak mój znajomy-mruknął do siebie i pomachał głową by mu włosy się roztrzepały, po czym powoli się podniósł i otrzepał ubranie.
-To ja tu jestem kotem, a wy się żrecie gorzej niż nie jedno zwierze-stwierdził spokojnie -jak nie będziecie się lepiej zachowywać obie zwiążę i będę torturował łaskotkami-zagroził i trzymając dłonie z tyłu głowy spokojnie skierował się do wyjścia z pokoju ruszając lekko na boki ogonem.
- Śmiało koteczku, nie mam łaskotek ale związać mnie możesz - zawarczała mu blisko uszka Rachel
- Kusząca myśl-powiedział z uśmiechem-ale łaskotki to nie jedyna prosta acz skuteczna tortura -oznajmił-jest jeszcze prostsza, a działa bardzo dobrze-powiedział dotykając palcem jej czoła, aż ta popatrzyła na niego jak na wariata - jak mnie zezłościsz to wykorzystam ją i będziesz miała wrażenie dziury w głowie-wyszeptał i odwracając się niechcący ogonem przejechał po jej piersiach, nie za bardzo panował nad nim. Po chwili wyszedł z pokoju. Rachel zawarczała cicho aczkolwiek niebezpiecznie. Nie minął moment a znalazła się tuż przed nim i musnęła seksownie palcem jego podbródek, kierując tak na siebie jego spojrzenie. Uśmiechnęła się dwuznacznie.
- Robiąc tak, sprawiasz że jeszcze bardziej chce cię ujarzmić, kotku, nie prowokuj mnie – wyszeptała, patrząc na niego zalotnym wzrokiem, który gdyby mógł rozebrałby go w całości. Westchnęła, spuszczając wzrok w dół, po czym spojrzała na niego śmiertelnie groźnym wzrokiem a jej czerwone paznokcie zacisnęły się lekko na jego podbródku, ujmując całkiem jego twarz w dłoni – a więc jestem tak zeszmacona jak moja krew, tak? – wycedziła i przyparła go do ściany, tuż obok drzwi.  Momentalnie uderzyła kolanem w ścianę tuż pod jego krokiem. Zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
- Nie jestem tak słaba jak ci się zdaje, wampirze – wycedziła – nie warto mnie denerwować – dodała po czym uśmiechnęła się kącikiem ust – czy Roza może wspomniała ci, że moja rodzina zajmuje się wydobyciem srebra..? – spytał z niewinną minką – pierścionki, bransoletki, łańcuszki, łańcuchy a także broń i inne rupiecie – wymieniła spokojnie, oglądając ostro czerwony lakier na swoich długich paznokciach – może kiedyś cię tak zabiorę..? Miło by było jakbyś pozwiedzał, cuchnie tam srebrem na kilometr, a twój zapach jest taki miły i słodki, byłbyś świetnym odświeżaczem powietrza podczas wizyty w tamtym miejscu – powiedziała, szepcąc mu kusząco do uszka, po czym go puściła i jak gdyby nigdy nic weszła z powrotem do swojego pokoju, oparła się o framugę drzwi.
                - Na razie koteczku, ty także  zerowcu – powiedziała z uroczym chichotem gdy Roza wręcz wyskoczyła z jej pokoju i podeszła do Tsusena, przekrzywiając nieco głowę w zastanowieniu, przyglądając się jego ogonkowi. – Uważaj na siebie Tsusen,  o takie ciało trzeba dbać – dodała, puszczając mu oczko, zawarczała seksownie i weszła do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
- No to.. idziemy dalej? – spytała, powstrzymując ledwo śmiech gdy patrzyła jak jego uszka i ogonek poruszają się niekontrolowanie, po czym nagle jej wzrok spoważniał i spojrzała mu w oczy – hm.. nie sądziłam, że ci o tym powie, no cóż w Germanii jest wysokie wydobycie srebra, którego ty tak nie cierpisz – oznajmiła i prychnęła –  a ona nienawidzi mnie, nie wiem czemu, odkąd tylko pojawiłam się w tej szkole gnębi mnie ile się da, też sobie znalazła hobby, nasze rody już o wielu lat nie są skłócone, więc cholera jasna czemu!? Grr! Nic jej nie zrobiłam! – brew jej drgała coraz bardziej, po czym westchnęła w załamaniu – chodź, idziemy – oznajmiła idąc dalej – Gilbert powinien być na dziedzińcu z dziewczynami – oznajmiła, schodząc powoli schodkami.
"To już wiem jakie miejsce będę musiał kiedyś zniszczyć"-  pomyślał
                - Cóż srebro może mnie zabić ale znam sposób jak się przed nim uchronić – powiedział spokojnie i oboje wyszli na dziedziniec – wystarczy, że pozbędę się zatrutej nim krwi – oznajmił, szli przed siebie aż spotkali Gilberta podrywającego jakąś młodą damę z klasy pierwszej.
- Porywam na chwile Romea – mruknęła i wytargała go za kołnierz i wyciągnęła aż za zamek, puszczając go przy ścianie – Gilbercie – spojrzała na niego zalotnym wzrokiem, uśmiechając się promiennie i życzliwie, co mogło aż przyprawić o dreszcze – mam do ciebie prośbę .
- Twe życzenie jest dla mnie rozkazem, jakże mógłbym odmówić twej pięknej prośbie, nie zasmuciłbym cię w żaden sposób aby tw..
- Do rzeczy – przerwała mu zirytowana – coś mi nie wyszło – zarumieniła się zawstydzona – czy umiałbyś to z niego zdjąć? – spytała – mam na myśli te uszka i ogon.
- Mogę spróbować – oznajmił – ale to nie będzie proste, nawet gdybym chciał to jest jedno z zakazanych zaklęć, nie wiem czy mój czar zadziałałby, jednak nic nie zmusi mnie bym nie spróbował ziścić twego życzenia, madame- wziął jej dłoń i ucałował a ona wpatrywała się w mury zamku z politowaniem, pytając losu co takiego złego uczyniła, że musi przez to przechodzić.
- Zbliż się wieśniaku! – rozkazał do Tsusena, wyciągając różdżkę – i nie ruszaj się najlepiej.
- Mam ci przypomnieć, że ten wieśniak pokonał cię z łatwością -powiedział spokojnie -i chyba zapomniałeś o drobnej umowie jaką ze mną zawarłeś, prawda?- zapytał, unosząc lekko kącik ust ukazując wampirzy kieł, schował dłonie do spodni i podszedł nieco do niego, strzelając dość przeraźliwie karkiem by go sobie rozgrzać, a Gilberta przeszedł przeraźliwy dreszcz aż po sam czubek głowy.
- Masz racje! Wybacz mi te złe uwagi! Nic złego nie zrobiłem tej panience! Gdzieżbym śmiał! – zawołał, roztrzęsionym i błagalnym głosem a Roza nieco się na to zaśmiała. Uniósł różdżkę i powiedział jakiś czar jedwabistym głosem, jednak nic się nie wydarzyło, poza tym że na ogonku Tsusena pojawił się ni stąd ni zowąd czerwona kokardka, na której widok Roza nie mogła się opanować i wybuchnęła głośnym śmiechem, opierając się o ścianę zamku.
- Nie mogę! To się robi z każdą chwilą coraz zabawniejsze! – zawołała, śmiejąc się w najlepsze.
- Wiem, wiem tylko po prostu nie łam im serca bo ja ci złamię ręce-powiedział wzruszając ramionami-a przynajmniej trochę obiję-stwierdził, spojrzał na swój ogon i westchnął -ja cię kiedyś zabiję Roza-powiedział na głos, zdejmując kokardkę i wiążąc ją specjalnie, dość mocno, na jej szyi, by ją lekko poddusić.  "Nieświadomie" jednak zrobił to odrobinę za mocno. Roza z trudem łapała oddech,  dusiła się chodź minimalne ilości tlenu które z trudem wywalczyła szarpiąc wstążkę pozwoliły jej zachować świadomość. Tsusen dotknął palcami wstążki -i proszę, prezent urodzinowy jak się patrzy- powiedział klaskając w dłonie i patrząc na Rozę z uroczą kokardką, uśmiechnął się wrednie i skierował spokojnie do zamku.
                 Gdy się oddalił nie czekała ani chwili i zerwała kokardkę z szyi, łapiąc głęboki oddech, kaszląc. Gdy się otrząsnęła  pobiegła za nim widocznie zdenerwowana.
„Co za idiota!”
                Dogoniła go.  Razem przeszła z nim aż znaleźli się w murach zamkowych. Stanęła przed nim zagradzając mu drogę.
- Chciałeś mnie udusić  idioto..!? – krzyknęła na niego
- Gdybym chciał cię udusić po prostu bym to zrobił-powiedział spokojnie –niestety nie potrafię za dobrze kontrolować swej siły jako kot-powiedział z wyczuwalną ironią i złośliwością a jej aż brew zadrgała ze złości.
- A mi się coś wydaje, ze świetnie sobie radzisz i najwidoczniej jeszcze cię to bawi! – rzuciła oskarżycielsko i zawiązała mu kokardkę na ogonie bardzo, bardzo mocno  w kokardę – ale ślicznie ci tak kotku! – dodała z niewinnym uśmiechem – tym razem to ja ci ją zawiązałam a nie zaklęcie Golberta, cieszysz się? – spytała z promiennym uśmiechem – mój śliczny kiciuś, jak będziesz grzeczny dam ci kocimiętki – oznajmił czochrając i mierzwiąc mu włosy i uszka,  widocznie zła. Chcąc go wkurzyć w ramach zemsty.
- Hmm- mruknął cicho-uważaj by ta kokardka niezwykłym trafem nie znalazła się na tobie, w dość..hm, ciekawej kompozycji -powiedział spokojnie z wyczuwalnym podtekstem ale i groźbę w głosie-udowodnić ci, że mogę to zrobić?- zapytał i nim Roza zdołała coś odpowiedzieć miała na głowie swój stanik.
- C..co, skąd to się tu.. kiedy!? - poróżowiała natychmiast gdy się spostrzegła. Rozwiązał wstążkę związując Rozie ręce za plecami i spokojnie zniknął pojawiając się na swoim posłaniu.
- T..ty!  - zawołała, kuląc się zawstydzona i cała czerwona. Udało jej się ściągnąć stanik i chwycić go za plecami w związane dłonie i pobiegła szybko do pokoju. Kopnęła drzwi, otwierając je na oścież i wparowała do pokoju -  ZBOCZENIEC! – krzyknęła na niego, zdyszana i cała czerwona, kuląc ramiona by spod rozpiętej koszuli nie było widać nagich piersi – rozwiąż to natychmiast! – warknęła groźnie.
- Wiesz, mogłem ściągnąć ci coś innego -powiedział spokojnie mając zamknięte oczy. Machnął ręką zamykając drzwi -i kto tu jest zboczeńcem skoro co chwila mnie molestujesz, hmm? –zapytał,
uchylając jedno oko i zerkając na nią -nie masz mnie czym zaskoczyć-powtórzył to po raz któryś. Spokojnie wstał i podszedł do niej-ostrzegałem cię byś mnie nie denerwowała, więc teraz cierp-szepnął jej blisko ucha nawet lekko je dotykając ustami przez co wypieki na jej twarzy stały się bardziej intensywne.  Szarpnęła bezradnie  wstążką.
-To była kara za to durne zaklęcie-warknął rozwiązując ją i wyrzucając tą wstążkę-dam ci ostatnią szansę na spróbowanie byś odczyniła ten czar bo inaczej pozbawię cię czegoś innego niż garderoby-stwierdził oczywiście w żartach. Dopiero udało jej się odrobinę uspokoić a na jego groźbę, znów spłonęła wstydliwym rumieńcem  otwierając szeroko oczy i nieruchomiejąc.
-  Ty.. – powiedziała cicho – zboczony wampirze z nadętym ego! – dodała mrocznym głosem, przepełniała ją ogromna złość i zażenowanie. Przewróciła go w tej złości na ziemię.
- Mówię ci po raz nie wiem który, ze to był przypadek, jasne!? – wycedziła – przez KOGOŚ muszę znowu założyć sta.. bieliznę .. – mruknęła, czerwieniąc się bardziej – oraz.. Jak mówiłam, że to naprawię to, to naprawię, więc z łaski swojej wielkiej nie denerwuj mnie bo nie ręczę za siebie! – zawołała, roztaczając wokół siebie pełną mroku aurę. Odwróciła się zażenowana do niego plecami i zsunęła sobie bluzkę, zawieszając ją w pasie.
- Nawet nie wiesz jaką mam ochotę w złośliwości zagwizdać-powiedział z lekkim rozbawieniem gdy zsuwała koszule. Westchnął tylko by się uspokoić a raczej okiełznać swoją wrodzoną, wredną naturę, a jej zadrgała niebezpiecznie brew gdy to powiedział i poczerwieniała  znowu. Zaczęła zakładać powoli stanik, poprawiła go na sobie. Założyła na siebie z powrotem koszulę i zaczęła powoli ją zapinać, mamrocząc coś pod nosem.
- Będę musiała jednak iść do Dyrektora, nie ma rady.. mam tylko nadzieje, ze mnie ze szkoły nie wyrzucą za używanie zakazanych zaklęć – mruknęła.
- W takim razie chodźmy do dyrektora, powiesz że przypadkiem cię wystraszyłem i dostałem zaklęciem, albo nie w sumie i tak co chwila mnie wysadzasz więc nie będzie różnicy-stwierdził spokojnie-w takim razie prowadź-dodał.
Westchnęła i wyszła z pokoju, kierując się do gabinetu Dyrektora.


***

                 Szedł spokojnie za nią w kierunku gabinetu Dyrektora z rękami w kieszeni. Macha spokojnie na boki ogonem. Roza zapukała do drzwi wpatrując się w wielkie mahoniowe drzwi. Westchnęła lekko.
-Wejść – rozległ się głos Dyrektora szkoły magii Tristtein.
Powoli uchyliła ciężkie drzwi, przełknęła ślinę chcąc uspokoić nerwy. Nie raz lądowała na dywaniku u dyrektora ale nigdy za używanie zaklęć zakazanych. Spokojnym, powolnym krokiem skierowali się na środek niewielkiego dyrektorskiego gabinetu. Jak zwykle w powietrzu roztaczał się zapach fajki, a gdzieś z kąta gabinetu dochodził cichy stukot na maszynie do pisania asystentki Dyrektora. Asystentka spojrzała czujnie na uczennicę spod gustownych okularów ze szkłami w kształcie półksiężyców, badając ją wzrokiem. Ciekawska jak zawsze. Podeszli razem do biurka z ciemnego drewna na którym stało parę dokumentów i wieczne pióro. Stosy ksiąg w biblioteczce w kącie pomieszczenia nadawały mu atmosfery skupienia, chodź sam Dyrektor nie należał raczej do najnormalniejszych.
- Dyrektorze, mam pewną sprawę – powiedziała.
- Tak? O co chodzi, Rozalio? Czy coś się stało? – spytał, odkładając swojego jakąś książkę na biurko.
- Niechcący użyłam złego zaklęcia i Tsusen teraz wygląda tak – oznajmiła, pokazując mu Tsusena z załamaniem – nie potrafię tego odwrócić – dodała, spuszczając głowę.
- Nie wolno używać zakazanych czarów, to twoje pierwsze takie wykroczenie więc przymknę na to oko.
„Właściwie to nie pierwszy raz..” – stwierdziła w myślach i niewinnie się zaśmiała.
Dyrektor wstał zza biurka i podszedł do nich, uniósł różdżkę.
- Powinno zadziałać – stwierdził i uniósł różdżkę, zaczynając jakąś inkantacje. Wcelował w Tsusena a gdy pył się rozszedł wyłonił się z niego mały kotek ze srebrną grzywą i złotych oczach.
- Ups.. nie udało się, to jeszcze raz – podciągnął rękawy do łokci gotów rzucić kolejne zaklęcie.
-Ej ja się nie pisałem na królika doświadczalnego. Spieprzam stąd!- wykrzyczał i wybiegł przez uchylone drzwi.
- Tsusen…! Znaczy, sługo!? – zawołała za nim, wyciągając dłoń w jego stronę, ale jego już nie było.
- Ohoho, uciekł, no cóż, z czasem ten efekt powinien sam minąć – stwierdził dyrektor przeczesując swoją długą, siwą brodę.
- Muszę go teraz złapać, dziękuje za wszystko Dyrektorze! – zawołała i pobiegła za nim. Jednak. Zatrzymała się w pewnej chwili. Uśmiechnęła się pod nosem, wiedziała gdzie prędzej czy później się schowa. Spokojnie poszła w tamtym kierunku.