sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział II


Weszli do średniej wielkości pokoju, po środku którego stało łóżko. Było ono masywne, stworzone z ciemnego drewna, a nad nim był piękny, ozdobny baldachim. Całość dopełniała satynowa, ciemnofioletowa pościel. Obok łóżka stała toaletka z okrągłym lustrem.
- Tu będziesz spał, sługo – mruknęła, wskazując na ogromną poduszkę przypominającą posłanie dla psa, która znajdowała się pod ścianą naprzeciwko łóżka. Była na tyle duża, że Tsusen mógł się na niej spokojnie wyłożyć.
- Skoro tak mówisz - powiedział spokojnie,  wzruszając lekko ramionami . - W takim razie, co mi rozkażesz pani? - spytał z lekką ironią .
Jego ironizowanie frustrowało ją coraz bardziej, co zdradzała niebezpiecznie drgająca brew. Stała przed nim z rękami buntowniczo skrzyżowanymi na piersi, przyglądając się mu. Po chwili westchnęła, załamana swoją aktualną sytuacją.
- Jedna rzecz mnie ciekawi, co właściwie łączy cię z moim ojcem? Skąd ty go w ogóle znasz, sługo? – mruknęła podejrzliwie. Zawsze była ciekawską osóbką, jednak teraz te pytania po prostu zżerały ją od środka.
-Zaprzyjaźniłem się z nim w naszym świecie, z którego  pochodzimy - powiedział spokojnie. -Można powiedzieć,  że uratowałem mu kiedyś życie - dodał spokojnie w zamyśleniu. - A on jako pierwszy nie bał się ze mną zaprzyjaźnić.
- Hm... Więc jesteś aż taki straszny...?- spytała, unosząc lekko jedną brew. Prychnęła. - Nie boje się ciebie - dodała dumnie, po czym wzięła koszulę nocną i weszła do łazienki, zatrzaskując głośno drzwi.
-To lepiej się bój - powiedział spokojnie, obserwując jak wchodzi do łazienki. Westchnął bezgłośnie i usiadł na swoim posłaniu.

***

Niedługo potem drzwi od łazienki otworzyły się z trzaskiem, a zza nich wyszła Roza, ubrana w jasnobeżową koszulę nocną z długimi rękawkami i ładnie wykrojonym dekoltem, zakończonym koronką, z czerwoną wstążeczką przyszytą po środku. Wstążka zwisała swobodnie niezawiązana. Weszła dumnym krokiem do pokoju i usiadła przed toaletką, nawet nie patrząc na swojego Chowańca.
- Rozczesz mi włosy, sługo- rozkazała dumnym głosem, wskazując palcem na szczotkę, leżącą na blacie.
- Jak każesz – powiedział – pani - dodał ironicznie, wstał, wziął szczotkę i zaczął rozczesywać jej włosy, jakby to było coś normalnego. Gdy skończył ową czynność odłożył szczotkę na miejsce.
-Gotowe- mruknął, siadając na swoim posłaniu .
 Usiadła na swoim łóżku, starając się zawiązać wstążkę na kokardkę, jednak nie wychodziło jej to i po pary minutach zamiast kokardki, ze wstążeczki zrobił się supeł. Starała się go rozplątać, ale efekt był jeszcze gorszy niż przedtem. W końcu się poddała i weszła pod kołdrę.
- Nawet nie waż się do mnie zbliżać, gdy będę spać – mruknęła – sługo - dodała, po czym ułożyła się w pościeli i zasnęła.
 -Jak bym miał ku temu powód-mruknął i zamknął oczy, chwilę potem zapadł w letarg.
Obudziła się rano i wstała, po czym podeszła do Tsusena i szturchnęła go nogą.
- Wstawaj, sługo i rozczesz mi włosy - mruknęła. Popatrzyła na niego i usiadła przed toaletką, czekając aż się obudzi i powoli tracąc cierpliwość.
-I po co mnie kopiesz?- zapytał spokojnie, otwierając oczy i wstając ze swojego posłania. Podszedł  do Rozy, stanął za nią i biorąc szczotkę,  zaczął czesać  jej włosy. Gdy  skończył, odłożył ją i usiadł na swoim miejscu . Roza zmierzyła go wzrokiem.
- więcej szacunku Tsu...Tsu..en... Jak ci tam było – mruknęła obojętnie. - Zaraz się spóźnię na śniadanie – dodała zimnym tonem, mecząc się z rozplątaniem wstążki. Zirytowana obróciła się na krześle w stronę Tsusena.
- Rozwiąż to, sługo - mruknęła, wskazując na wstążkę.
-Proszę, chyba by cię nie zabiło –stwierdził z nutką powątpiewania i chwycił kawałek wstążki.  Pociągnął go do góry, po czym przed jej oczami puścił, co spowodowało, że się rozwiązała.
-Zadowolona? -zapytał spokojnie. Patrzyła jak wstążeczka powoli opada, zszokowana jak tak szybko udało mu się ją rozwiązać. Kiwnęła głową.
- Tak, dobra robota, sługo - odparła, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale zniknął bardzo szybko, zastąpiony dumnym i pewnym wyrazem twarzy. Wstała. - Zaraz się przebiorę, bądź gotowy, sługo - oznajmiła, wzięła ubranie na zmianę i weszła z trzaskiem do łazienki.
-Niby na co mam być gotowy…?- mruknął do siebie w zamyśleniu, zerknął na nią, ciekaw o co chodzi, po chwili wzruszył ramionami, czekając na swoją "panią" .
Gdy dziewczyna wyszła z łazienki, miała na sobie mundurek oraz kapturek. Zabrała z szuflady swoją różdżkę i stanęła przed Tsusenem.
- Chyba czas wytłumaczyć ci kilka spraw, sługo - oznajmiła, trzymając w dłoniach różdżkę, jakby w pogotowiu. - Jesteś teraz w Królestwie Tristain, na kontynencie Halcheginia, a ja jestem studentką Akademii Magii  - oznajmiła spokojnie. - Dzisiaj nie ma zajęć dla drugiego roku, a cały dzień uczniowie mają spędzić na "budowaniu wzajemnych relacji z Chowańcami” - kontynuowała, po czym westchnęła. - Reszty dowiesz się w trakcie, a teraz za mną, czas na śniadanie, sługo – oznajmiła, chowając różdżkę.
 -Jakby mnie interesowało to,  gdzie jestem… -powiedział spokojnie . - Nawet bardziej podoba mi się tu niż w moim świecie,  tylko nie ma z kim walczyć – stwierdził, wstając.
Brew jej niebezpiecznie zadrgała, jednak puściła tę uwagę mimo uszu i szybko wyszła na korytarz.
- Pospiesz się! - warknęła zza drzwi. Chowaniec poszedł za dziewczyną , mrucząc coś pod nosem, ubrany w ten sam strój w jakim tu przybył.

***
Szeregi długich, mahoniowych,  obficie nakrytych stołów, stały w wielkiej sali do której prowadziły duże drzwi. Roza weszła do Sali z wysoko podniesionym podbródkiem. Nie rozglądała się na boki, po prostu szła dumnym, dynamicznym krokiem, nie zwracając uwagi na złośliwe docinki wszystkich wokół. Tsusen szedł posłusznie za nią. Gdy w końcu doszli do jednego ze stołów, dziewczyna stanęła przy wolnym krześle i posłała wymowne spojrzenie Tsusenowi, czekając, aż domyśli się, że ma odsunąć jej krzesło. Kiedy już to zrobił, usiadła i gestem głowy wskazała talerz z bochenkiem chleba i szklankę wody, leżące na ziemi.
- Czy ja jestem jakimś parszywym psem? – spytał ponuro sam siebie, wzruszając ramionami. Przykucnął, wziął szklankę i wyciągnął z kieszeni tajemniczy woreczek. Wyciągnął z niego kilka suszonych ziółek i wrzucił je do wody. Schował sakiewkę z powrotem do kieszeni i ruszył w ciemny kąt Sali, pijąc spokojnie swój napar. Roza zauważyła jego zachowania i zaczęła się zastanawiać czym były zioła, które wrzucił do napoju. Zaraz potem jednak zajęła się jedzeniem, wraz z innymi arystokratami.

***

Na placu jak co dzień odbywała się herbatka. To właśnie na niej studenci drugich klas mieli zawęzić swoje relacje z  Chowańcami. Nie brakowało tu jednak studentów z innych klas, którym usługiwała służba szkolna, złożona z prostych ludzi zatrudnionych w Akademii,  których zadaniem było podawanie szlachcicom herbaty i ciasta. Wśród zieleni otoczonej grubymi murami, panował spokojny nastrój. Studenci ochoczo ze sobą rozmawiali, opowiadając innym o swoich Chowańcach, siedząc przy okrągłych, białych stolikach. Roza i Tsusen oczywiście tez się tam udali.
- Idzie Roza Zero, ze swoim Chowańcem!- zawołał ktoś z tłumu, jednak wyraz twarzy dziewczyny się nie zmienił, zacisnęła tylko mocniej dłonie w pięści, idąc dalej, gdy usłyszała śmiech.
 – Nie ociągaj się - mruknęła do Tsusena, wciąż idąc przed siebie i ignorując przykre uwagi na swój i jego temat.
-A czyli ci z drugiego roku mają czarne peleryny,  a ci z pierwszego brązowe, tak?- zapytał, stojąc przy chłopaku,  który śmiał się z Rozy i z niego. - Zastanowiło mnie to wczoraj,  gdy twoja towarzyszka miała inny kolor peleryny -powiedział spokojnie w zamyśleniu. -Cóż,  teraz wiem nie co więcej,  co może być tu przydatne-stwierdził, powoli odszedł od tej parki.
-Jak szukasz swojego kochanego to jest tam-powiedział wskazując dziewczynie w brązowym płaszczu, która najwidoczniej szukała Gilbert, miejsce gdzie on się znajduje .
- K-Katie!?- zawołał zdezorientowany blondyn, oglądając się to na nią to na Emilien, blondynkę stojącą obok niego, zaczął się tłumaczyć, jednak skończyło się na bolesnym policzku. Roza patrzyła na to zszokowana a wszyscy wokół zaczęli się głośno śmiać, rozbawieni tą sytuacją.
- Chyba dostałeś kosza, Gilbert!- zawołał tęgi chłopiec – Prawdę mówiąc, zasłużyłeś sobie na to!- dodał, powodując swoim komentarzem jeszcze większy śmiech wśród innych studentów.
- Ty! - Gilbert wskazał na białowłosego Chowańca różą - wyzywam cię na pojedynek, najwidoczniej trzeba cię nauczyć szacunku wobec szlachty.
 -Osoba, którą należy nauczyć szacunku, jesteś ty -powiedział spokojnie, patrząc na niego. -A  dla twojej świadomości , tam skąd pochodzę, takie zachowanie wobec kobiet jest karane śmiercią albo utratą pewnej części ciała, więc uważaj, bym przypadkiem tego nie zrobił –oznajmił, patrząc na niego.- Przyjmuję twoje wyzwanie,  więc powiedz miejsce i czas, w którym mam ci skopać twoją niewyparzoną gębę -powiedział,  a jego wzrok powoli stawał się twardy i lodowaty.
Blondyn tylko uśmiechnął się perfidnie.
- Na polu Vestry - oznajmił i po chwili oboje już na nim byli, gotowi, by zacząć pojedynek.
- Więc zaczynajmy – oznajmił, unosząc swoją różdżkę, która wyglądała jak czerwona róża.
- Nie! Przestańcie!- krzyknęła Roza, stając między nimi, zasłaniając Tsusena swoim drobnym ciałem. -Gilbert, proszę, przestań! – zawołała, patrząc na niego błagalnie. - Odpuść mu! Wezmę pełną odpowiedzialność za jego czyny, tylko proszę… Nie rób mu krzywdy - poprosiła, nadal nie odsuwając się ani o milimetr. Stała uparcie i patrzyła na niego przenikliwym wzrokiem.
-Nie wtrącaj się, kobieto - powiedział Tsusen, tuż za nią, łapiąc dziewczynę  za ubranie i odciągając ją na bok - nie obchodzi mnie co ze mną później zrobisz , ale tej gnidzie należy się lekcja pokory- warknął i stanął  przed swoim przeciwnikiem.
- Sługo…- zaniemówiła.
 Aż tak bardzo mu na tym zależy…?
Pomyślała Roza, patrząc jak bardzo jest zdecydowany i pewny siebie.
„Nie wtrącaj się kobieto…!?”
Przypomniała sobie  jego uwagę i krew się w niej zagotowała ze  wściekłości , a brew zadrgała niebezpieczne, podczas gdy oni  zaczęli swój pojedynek.
Z różdżki Gilberta uleciał jeden płatek róży, po chwili spod ziemi,  tuż przed Tsusenem,  pojawił się dwumetrowy Golem, przypominający zbroje z włócznią w ręce, zadając mu bez ostrzeżenia cios w brzuch.
-Jesteś takim tchórzem,  że nie pozwolisz mi sie nawet przygotować?- warknął białowłosy, wycierając strużkę krwi z ust,  złapał zbroję za hełm i zniszczył go w mgnieniu oka.
- Niesamowite…- szepnęła do siebie Roza, pod wrażeniem  jego siły.
 Złotooki zaczął kręcić karkiem , rozgrzewając się. Pozwolił mu przywołać prawie 15 metrowego Golema. Roza zakryła usta dłonią w przerażeniu.
Już po nim… zabije go... On nie ma z nim szans…
Przeszło Rozie przez myśl, gdy patrzyła na to w osłupieniu.
-Będzie jazda -powiedział Tsusen,  zakładając słuchawki na uszy, by po chwili od razu wyciągnąć ręce przed siebie i  zablokować pięść lecącą w jego stronę , co spowodowało,  że powstała spora kurtyna z kurzu i piachu. Po kilku sekundach pył opadł, a po złotookim nie było widać śladu…