niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział XXI



          -"Czyżbym trochę przesadził"- pomyślał, oblizując krew z wargi. Rozcięcie jak i policzek wróciły do swojego normalnego stanu. Wzruszył ramionami, mało się tym przejmując. Wypił jeszcze butelkę alkoholu, po czym jakby nigdy nic wyszedł z domu i udał się w swoją stronę, a dokładniej gdzieś w las. Gdzieś w głębi lasu wlazł na drzewo. Zawiesił się tak do góry nogami na jednej z gałęzi i poszedł spać. 
 
***

            Rozalia szła zdenerwowana korytarzem. Nie. Zdenerwowana to zdecydowanie za słabe słowo. Wkurzona do granic możliwości mknęła jak burza. Co chwile się czerwieniąc, zaciskając pięści mocno to znowu się czerwieniąc. Miotało nią zawstydzenie i pewnego rodzaju zafascynowanie oraz gniew i żądza mordu na pewnym wampirze. Po wczorajszym zajściu zamknęła się w pokoju i nie wyszła z niego aż do rana. Nie zeszła na śniadanie.  Jak na razie nie spotkała jeszcze dzisiaj Tsusena, ale na samą myśl dostawała dreszczy. Natomiast jej rodzina widząc jej dzisiejsze zachowanie wywnioskowała, że lepiej nie wchodzić jej dzisiaj w drogę. Louise zastanawiała się czy nie wezwać do niej psychiatry, zważywszy że cały czas odkąd wstała chodziła w kółko po posiadłości z wyrazem twarzy sugerującym, że zabije każdego kto wejdzie jej w drogę. Jednak Saito, który nic nie pamiętał z wczorajszego wieczoru i obawiał się, że maczał palce w podłym nastroju córki, wybił jej z głowy ten pomysł bojąc się późniejszych konsekwencji i kolejnej Vallierówny wytaczającej ścieżkę śmierci po domu. Nagle coś usłyszała. Rozalia zatrzymała się powoli i nasłuchiwała. Usłyszała chichot. Nie mogąc powstrzymać wrodzonej ciekawości cofnęła się kilka kroków w tył i podeszła do pokoju dla służby. Drzwi były lekko uchylone, już miała dyskretnie zajrzeć kiedy uświadomiła sobie, że jest Panią tego domu więc może sobie wchodzić do pokoju służby kiedy chce. Zaniechała szpiegowskich odruchów i z pełną premedytacją otworzyła drzwi i rozejrzała się po pokoju.
- Co tu się wyprawia!? – zawołała chwilę później, widząc podejrzane pudełko z proszkiem w ręce jednej ze służących, pokazującej je innej. Natychmiast schowała pudełko, co Rozalii wydało się podejrzane.
- T-to prezent dla pewnego chłopca, zresztą co Panienkę to obchodzi – oznajmiła zdecydowanie niegrzecznie, na co szturchnęła ją koleżanka -…Em..z całym szacunkiem Panienko – dodała szybko. Czwórka młodziutkich pokojówek siedziały blisko siebie niczym nastolatki za szkołą przyłapane na paleniu papierosów. Rozalii widocznie nie spodobała się ta reakcja. Dziewczyna zdecydowanie miała coś do ukrycia. Podeszła do niej i wyrwała jej pudełko. Przyjrzała się proszkowi i dostrzegła napis.
- Proszek miłosny!? Czy wyście na głowę upadły!? To zakazane. Kto wam w ogóle to sprzedał!? Zdajecie sobie w ogóle sprawę z tego co może się stać jak to się dostanie do czyjegoś organiz..- nie zdołała dokończyć bo dziewczyna wstała i wyrwała jej pudełko.
- Oczywiście! Eryk się we mnie zakocha i już wtedy nie będzie mógł oprzeć się moim wdziękom – zaćwierkała, będąc już  w krainie marzeń, nie chcąc słuchać swojej Pani. Rozalia roześmiała się głosem pełnym politowania. Ale cóż mogły wiedzieć dziewczyny z plebsu, które nigdy nie uczęszczały do szkoły magii. Rozalia znowu wyrwała jej pudełko.
- To, że się tobie nie oprze jest stuprocentowe, jednak miłości bym tego nie nazwała – oznajmiła surowym tonem –  ten proszek wywołuje u ofiary popęd seksualny niemożliwy do powstrzymania. Jest nazywany proszkiem miłosnym, ponieważ takie panienki jak ty wykorzystywały to żeby wrobić mężczyzn w dziecko. Nie zawsze jednak przemyślane plany kończyły się licznymi gwałtami więc proszku zakazano. Używają go bardzo zdesperowane prostytutki a przyłapanie z tym kończy się więzieniem. Konfiskuje to, już tego nie odzyskasz. Zaraz to zniszczę. – Oznajmiła wyciągając różdżkę. Dziewczyna prawie ze łzami w oczach usiłowała wyrwać jej pudełko.
- Nie wierze ci! Ta kobieta mówiła, że on się we mnie zakocha! Wydałam na to całe oszczędności, oddaj to! – wołała.
- Wytłumacz mi czemu niby miałabym cie okłamać? Chcesz skończyć w więzieniu? Opanuj się Elizabeth! – oznajmiła surowo ale ta nie ustępowała, złapała pudełko z drugiej strony i zaczęła ciągnąć.
- Czy wy szlachcice zawsze musicie postawić na swoim!? Zawsze byłaś rozpieszczona! – wyrwało jej się. Rozalie widocznie to dotknęło.
- Jeśli chodzi o pieniądze zwrócę ci je, nie chce żeby rodzice mieli przez was kłopoty – oznajmiła stanowczo, widząc jaka jest uparta w końcu się poddała. – To jakieś szaleństwo – oznajmiła puszczając pudełko i krzyżując ręce na piersi. Nie przewidziała jednak jednego. Dziewczyna poleciała w tył pudełko uniosło się w górę i wysypało zawartość na pokojówki. Rozalia zdążyła zakryć usta i nos rękawem. Jednak pokojówki nie wykazały się tą przezornością, której Roza nauczyła się na misjach. Zaczęły się krztusić, wciągając w nos i płuca proszek. Rozalia przeczekała aż chmura opadnie.
- Cholera… To się źle skończy – oznajmiła unosząc różdżkę chcąc je związać. Jednak pokojówka złapała ją za dłoń.
- Niech się panienka nie kłopocze. To nic takiego, proszek chyba nie zadziałał – oznajmiła.
- Możliwe, że sprzedała ci bubel – oznajmiła Rozalia biorąc pod uwagę taką sposobność, jednak dalej bacznie obserwując pokojówki. Ta jednak wyrwała jej różdżkę i przyciągnęła do siebie, unosząc jednocześnie wzrok na nią. Spod jej grzywki ujrzała jej oczy. Świeciły w nich maleńkie różowe ogniki.
- Byłam taka niegrzeczna, niech Panienka mnie ukarzę – oznajmiła widocznie odurzona, na co Rozalia była w stanie wydusić tylko jakiś bełkot zaskoczenia i zdezorientowania. Chwile później leżała na ziemi przyparta przez Lizzy do ziemi. Zbladła.
- O nie, błagam tylko nie to – oznajmiła, chcąc ją znokautować ale pozostałe dwie pokojówki złapały ją za nogi. W ich oczach świeciły również świetliki a ich miny definitywnie świadczyły o tym, że na głaskaniu raczej się nie skończy.
- Panienka jest taka piękna – wyćwierkała druga z nich i polizała dziewczynę po policzku. Rozę przeszedł dreszcz obrzydzenia od góry do dołu. Podskoczyła czując, że została ugryziona w udo stanowczo zbyt blisko jej dolnej partii bielizny. Wszystko działo się tak szybko, a że była „atakowana” z każdej strony nie wiedziała, którą usiłować nokautować najpierw.  Zebrała w sobie wszystkie swoje siły i usiłowała wstać. Jednak uwieszone na niej pokojówki były ciężkie i ściągnęły ją z powrotem na ziemie. Sięgnęła rozpaczliwie do drzwi.  Powtarzała sobie stale w myślach „ Co robić? Co robić!?” nie mogąc wpaść na logiczne wyjście z tej sytuacji. Nie chciała zrobić im krzywdy, nie planowała też swojego pierwszego razu z kobietą.  Czy też raczej – trzema. Miała ochotę się rozpłakać. Czuła jak jej duma rozsypuje się na drobne kawałeczki. Zarumieniła się, czując że została złapana za piersi. Przewrócono ją na plecy i złapano za ręce. Czuła pocałunki jednej z nich na swoim ramieniu i czyjąś dłoń w okolicach jej intymnego miejsca. Ta sama dłoń zaczęła ściągać dolną partię jej bielizny. Sparaliżowana tym co się działo zdobyła się w końcu na jedyne rozwiązania jakie przyszło jej do głowy i ze łzami w oczach zaczęła wołać o pomoc. Tak głośno jak chyba jeszcze nigdy nie krzyczała.
„Nie chcę. Tsusen, pomocy!”
Zaczęła płakać, jednocześnie ciągle walcząc ile miała tylko sił. Jej koszula została rozpięta. Poczuła kobiecą dłoń na swojej piersi, ściskającą ją pod  stanikiem.  Język jednej z nich sunął po jej nodze w górę a ona czuła że nie ma już bielizny w „tamtym miejscu”. Zaszlochała cicho.
- Tsusen! – zawołała rozpaczliwym głosem z załzawionymi oczyma.  Słyszała chichoty dziewcząt, które widocznie myślały teraz że okazuje im tak swoje zadowolenie.
- Panienka nigdy nie była szczera ze swoimi uczuciami – szepnięto jej do ucha.
- Rozkazuje wam mnie puścić, to rozkaz. To rozkaz!! – zaprotestowała na co one tylko zachichotały. Same się rozbierały gdy tylko miały okazje. Dwie z nich były już tylko w samej bieliźnie. Tylko Elizabeth nie, zbyt zafascynowana swoją Panią by pozwalać sobie na rozkojarzenia. Aktualnie całowała ją po gołym brzuchu schodząc niżej. Czuła, że dotykają ją w miejscach, w których zdecydowanie sobie tego nie życzyła – na szczęście lub też nieszczęście – celowo dookoła miejsc intymnych a nie ich dokładnie, bawiąc się widocznie odkładaniem „głównego dania” na później, drażniąc się z aktualnym obiektem ich pożądania . Nagle jednak pokojówki spojrzały na siebie i rzuciły się na siebie migdaląc się na podłodze obok, walcząc między sobą o dominacje. Lizzy natomiast spokojnie dawała sobie radę z biedną Rozalią, chociaż po utracie wsparcia musiała aktualnie skupić się na utrzymaniu jej przy podłodze, niechętnie rezygnując z pieszczot. 

***

            Tsusen wstał dość późno jak na niego. Zeskoczył z drzewa i po krótkiej rozgrzewce postanowił zapolować na swój posiłek. Cóż tym razem musiał się zadowolić krwią jakiegoś zwierzaka. Nie było tu dużo ludzi w okolicy, a wolał nie atakować służby Vallierów. Po skonsumowaniu jelenia postanowił udać się do pokoju, w którym zostawił swój szkicownik. Nie śpieszyło mu się zbytnio, mając nadzieje ze Roza gdzieś sobie pójdzie z domu. Gdy był blisko posiadłości usłyszał w głowie krzyk Rozy. Wytężył słuch chcąc ją zlokalizować, przeklinając w myślach swoje nieszczęście.
-"W co tym razem się ta durna baba wpakowała "-  pomyślał zirytowany, nie zbyt zadowolony z faktu, że musi spotkać się z osobą, której zamierzał dzisiaj unikać. Wzruszył ramionami w rezygnacji, jednak był dalej głodny wiec to była dobra okazja na posiłek. Pojawił się w tym pokoju gdzie "jego pani".
-SPAĆ –rozkazał donośnym głosem, a jego oczy zabłysły krwistą czerwienią. Dziewczyny popadały jak muchy, zapadając w głęboki sen. Rozalia wysupłała się z ich objęć i zasłoniła się dłońmi jak tylko mogła, kuląc się na podłodze. Wierzchem dłoni otarła łzy z kącików oczy, usiłując zachować spokój i elegancje. Mimo, że na to było już raczej za późno. Patrzyła jak Tsusen kładzie każdą z nich na ziemi, oczyszcza  ich ubrania z pyłku, który miał nawet dosyć ciekawy zapach by następnie dmuchnąć im w nosy by pozbyć się resztek proszku. Rozalia natomiast gdy miała pewność, że jej nie widzi odklejała od siebie dłonie, które tak kurczowo przy sobie trzymała i zakładała z powrotem swoje ubrania. Na końcu Tsusen napił się z każdej parę łyków pozbawiając je w ten sposób pamięci. Gdy Roza się przyglądała mogła dostrzec ze gryzie je jakoś inaczej w szyje. Próbowała poprawić potargane włosy i  otarła ostatni raz oczy dłonią, czując że nadal nie wygląda dobrze.  W pośpiechu pozapinała źle koszulę, myląc dziurki na guziki i nie dosunęła zamka spódniczki do samego końca. Cały czas siedziała prosto, usiłując wyglądać dostojnie w tej sytuacji, ale na pierwszy rzut oka było widać, że jest całkowicie rozbita po tym wszystkim.
-O, tu jest - stwierdził widząc swój szkicownik akurat w tym pokoju - widać zabrały go sprzątając -stwierdził sam do siebie i jakby nigdy podszedł do drzwi gotowy do wyjścia. Nie spojrzał nawet na Rozę, a  służące zostawił w stanie pełnego uniesienia jakby właśnie osiągnęły szczyt z ukochanym. Lekko oblizał wargi zlizując tak krew, w momencie kiedy dotknął ręką drzwi Rozalia zerwała się na równe nogi i podeszła do niego, łapiąc go za nadgarstek drugiej dłoni. Tsusen znieruchomiał, jednak nic nie powiedział. Rozalia  przez chwilę wyglądała jakby sama do końca nie wiedziała czemu to zrobiła. Utkwiła wzrok w podłodze. Czuł, że serce zaczęło jej bić szybciej. Denerwowała się jakby szukała odpowiedzi na własne zachowanie.
- Zachowaj to co widziałeś dla siebie – w końcu wydusiła, ciągle nie patrząc mu w oczy. Znał dumę Rozalii, wiedział że to wszystko mocno ją nadszarpnęło. Teraz jednak zdawało mu się, że nie tylko dlatego go zatrzymała. Ona jednak kontynuowała – to się nigdy nie wydarzyło, rozumiesz? Piśniesz komuś słówko o tym co się tutaj stało, a zapieczętuje cię gdzieś na kilka set lat. – Dodała już stanowczym głosem, jakby odzyskiwała wigor i pewność siebie. Celowo jednak unikała kontaktu wzrokowego.  Tsusen natomiast wysłuchał wszystkiego co miała mu do powiedzenia Roza po czym wyszarpnął nadgarstek z jej uchwytu i jakby nigdy nic wyszedł z pokoju i udał się w swoją stronę, a dokładniej kierował kroki do piwnicy. Dziewczyna chwilę patrzyła jak odchodzi.
- I pomyśleć, że to ja powinnam być na niego obrażona, a tym czasem latam za nim jak idiotka – westchnęła, kręcąc w załamaniu głową. – Dość tego, nie będę za nim szła, jak chce się zachowywać jak foszasta nastolatka, proszę bardzo! – zawołała sama do siebie i kopnęła w drzwi. Wzięła głęboki oddech żeby się uspokoić. – Wygląda na głodnego, to by wiele wyjaśniało – mruknęła do siebie, podnosząc z ziemi swoją różdżkę i kierując się w stronę swojego pokoju. Zamknęła drzwi za sobą i odłożyła różdżkę na swoje biurko, powoli podeszła do podłużnego lustra stojącego nieopodal. Spojrzała na swoje odbicie. – Rozalio, wyglądasz okropnie.- Westchnęła uroczyście i zaczęła skrupulatnie poprawiać swoje ubranie. Założyła świeżą koszulę, bo tamta była już pomięta, włożyła jej dół do niebieskiej spódnicy i zawiązała cienką, czarną wstążeczkę na szyi. Wyglądała bardzo elegancko. Podeszła spokojnie do toaletki, wyciągnęła szczotkę i delikatnie rozczesała rozwichrzone włosy. Jej wzrok padł na rysunek, który zostawiła przy lusterku toaletki. Odłożyła szczotkę i delikatnie opuszkami palców dotknęła zarysu twarzy postaci na rysunki, przedstawiającej jej towarzysza. Zaczęła się zastanawiać czemu jest dla niej taki ważny. Czy to dlatego, że zawsze była sama? Nie była w stanie wyobrazić sobie teraz swojego życia, jeśli jego już by tutaj nie było.  Pojedyncze łzy spłynęły jej po policzkach na samą myśl o tym. Szybko je wytarła.
- Oh, Rozalio, co ty wyprawiasz – powiedziała sama do siebie, biorąc się w garść. Spojrzała na portret swojej specyficznej rodziny na ścianie. Uśmiechnęła się, powtarzając sobie w duchu, że nie jest sama.