poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział I


Rozpoczął się drugi rok studiów w Akademii Magicznej. Tristtein i uczniowie zebrali się na placu szkoły, aby przyzwać swojego Chowańca – towarzysza, z którym mieli spędzić resztę życia. Nikt oczywiście nie wierzył w Rozę, której umiejętności.... No cóż, były równe zeru, stąd też wziął się jej przydomek "Roza Zero". Na ceremonię przywołania zjawili się rodzice niektórych z uczniów, w tym też osławieni rodzice Rozy. Musiała więc pokazać na co ją stać. Była zdeterminowana i zdenerwowana jednocześnie.        
Została już tylko ona.
-  Roza, powiedziałaś, że przywołasz coś potężniejszego, niż mój Chowaniec - przypomniała kpiąco Kirche.
- Naturalnie - odpowiedziała dumnie dziewczyna, idąc na środek placu. W myślach jednak błagała swojego przyszłego Chowańca, aby spełnił jej oczekiwania. Uniosła różdżkę do góry i zaczęła inkantację.
- Mój sługo, który żyjesz gdzieś we wszechświecie! Och święty, piękny i silny towarzyszu! Pragnę, proszę z całego serca! Odpowiedź na me wezwanie!
Nastał  ogromny wybuch, zasłaniający wszystkich w chmurze dymu i pyłu... Inkantacja Rozy wszystkich zaskoczyła, nie mogli dojść, co też chodzi jej po głowie. Stali osłupieni, bacznie obserwując powoli opadający pył.

***

Brązowy pył rozwiał się, wszyscy ze zniecierpliwieniem patrzyli na to, co wyłoni się zza dymnej zasłony. Ujrzeli człowieka, wyglądającego na około  19-20 lat. Roza spojrzała na niego z przerażeniem i załamaniem, a zewsząd rozbrzmiał śmiech.
- Roza Zero przywołała człowieka! – zakpił, dość tęgi chłopiec, wskazując na nią palcem. Na jej twarzy pojawił się grymas. Serce biło jej mocniej i chciała jedynie zapaść się pod ziemię. Ścisnęła mocniej różdżkę w dłoni, zastanawiając się, co teraz powinna zrobić. Przywołała zwykłego człowieka, człowieka! Nie salamandrę, smoka lub coś równie potężnego, a zwykłego człowieka! Tak przynajmniej jej się wydawało...
             Przywołany osobnik spojrzał na śmiejącego się chłopca morderczym wzrokiem. Nie rozumiał, co działo się wokół, jednak domyślił się, iż został obiektem jego drwin.
- Zobaczysz,  zabiję cię, ty gnido dworska - wycedził przez zęby. Nagle poczuł znajomy zapach. Natychmiast chwycił Saita za ubrania i przycisnął do jego gardła sztylet.
- Ładnie to tak, znikać na 7 lat, ty zasrana cholero? – wycedził.
- Wiesz,  po prostu coś mnie tu zatrzymało - stwierdził Saito. W tym momencie białowłosy spojrzał na jego dłoń.  Zauważył, że trzyma jakąś kobietę za rękę, schował więc ostrze do pochwy miecza i zaklaskał w dłonie.
- Nie sądziłem, że jakaś panna cię w końcu uziemi, a w dodatku nie będę musiał robić ci za haczyk – mruknął, krzywiąc się lekko - ale to nie zmienia faktu, że zostawiłeś swoich rodziców bez żadnej informacji o zniknięciu – dodał, patrząc na niego swoim morderczym wzrokiem.
- Wiesz, ja tu znalazłem się przypadkiem, tak samo jak ty. Przeszedłem przez jakiś portal - oznajmił Saito. Obaj mówili po japońsku.
-Dla mnie to było bardziej jak jakiś glut – stwierdził, wzruszając ramionami. - Powiesz mi, co tu się tak właściwie dzieje?  – zapytał.
- Cóż, zostałeś Chowańcem mojej córki - powiedział Saito, patrząc na Tsusena.
- Ty sobie ze mnie jaja robisz, prawda? – zapytał, patrząc na niego, jak na wariata.
- Ty - wycedziła dziewczyna, celując w niego różdżką - kim ty jesteś...?- spytała - Czego chcesz od mojego ojca? Rozumiesz co do ciebie mówię!? - dopytywała, sfrustrowana tą sytuacją.
Tsusen rozejrzał się spokojnie .
-Ktoś, coś do mnie mówił… - mruknął do siebie pod nosem, jednak nikogo nie znalazł, więc wzruszył ramionami i kontynuował rozmowę.
- Mówiłam coś do ciebie! - zawołała groźnie dziewczyna i przyciągnęła go za ubranie, aby na nią spojrzał. Rozbrzmiał śmiech czerwonowłosej dziewczyny, która podeszła bliżej, aby przyjrzeć się nowemu Chowańcowi Rozy.
- To wszystko na co cię stać? - spytała rozbawiona. - Nigdy bym nie przypuszczała, że zechcesz przywołać wieśniaka - zakpiła z niej, a tłum wtórował śmiechem.
- Taką właśnie Roze Zero znamy! Nigdy nie zawiedzie naszych oczekiwań! - zabrzmiał ten sam tęgi chłopiec.  Roza zacisnęła mocniej dłoń na jego ubraniu, nawet nie patrząc na niego, przyjmując kpiny ze spokojem i swoją wrodzoną dumą. Puściła go powoli, po czym zbierając się w sobie odwróciła w stronę tłumu z dumnym wyrazem twarzy i zdecydowaniem.
- To na pewno jakaś pomyłka profesorze, jestem pewna, że potrafię przyzwać innego Chowańca. Proszę o ponowną próbę - zażądała, już sama nie wiedząc, co począć. Przyzwała zwykłego człowieka...
- Saito, mogę zabić tego śmiecia? -zapytał Tsusen, wskazując na grubego chłopaka.
-Zabić nie, ale troszkę nastraszyć, tak – odpowiedział mu spokojnie. W ułamku sekundy białowłosy chłopak znalazł się przy otyłym chłopaku.
-Jeżeli jeszcze raz się będziesz ze mnie śmiał, zabiję cię, wyrywając powoli kawałki twego ciała –powiedział, czego owy chłopak na pewno nie mógł zrozumieć, ale mógł wyczuć groźny i jeszcze bardziej przerażający ton głosu. Po chwili ledwo dotykał ziemi stopami, trzymany za ubranie przez Tsusena.
- Nie warto marnować na niego czasu - oznajmił Saito, kładąc  dłoń na ramieniu wampira.
- Masz szczęście śmieciu – wycedził, puszczając go - to było ostrzeżenie - dodał i ruszył z Saitem na swoje miejsce, rozmawiając o czymś po japońsku.
- Co ty robisz!?  - warknęła i pociągnęła chłopaka za ubranie, patrząc na niego groźnie - znasz go, ojcze? – zapytała - znasz, czy nie znasz… On na pewno nie jest moim Chowańcem! To musiała być jakaś pomyłka, przecież ja... - mówiła coraz ciszej, po czym słysząc śmiech, odwróciła się i rzuciła Tsusana na ziemię, tuż przez profesorem - Profesorze Colbert! To na pewno jest jakaś pomyłka! Proszę pozwolić mi jeszcze raz przeprowadzić rytuał przywołania! – poprosiła w kacie desperacji.
-Odmawiam - odpowiedział nauczyciel.
- Jak to?
- Przywołanie Chowańca to święty rytuał, pozwolenie ci na ponowne przywołanie, byłoby świętokradztwem - oznajmił stanowczym tonem profesor Colbert. - A teraz kontynuuj rytuał - na co Roza omal nie zapadła się pod ziemię, a zewsząd znowu było słychać śmiech.
- Co!? Z nim!?- spytała, tracąc wszelką nadzieję na poprawę sytuacji.
- No dalej! W przeciwnym razie zostaniesz wyrzucona ze szkoły! - zagroził profesor, natomiast wszyscy dookoła zaczęli ją zachęcać w rozbawieniu.
- Zrozumiałam... - powiedziała załamanym głosem i podeszła do siedzącego na ziemi Tsusana, skrzywiła się, po czym uniosła różdżkę.
- Nazywam się Rozalia Karoline Le Violette de La Vallière - dotknęła końcem różdżki jego czoła i mówiła dalej - Pentagramie, strażniku pięciu żywiołów, pobłogosław go , niech stanie się mym Chowańcem - dokończyła i uklęknęła przy nim, biorąc jego twarz w dłonie, pocałowała go, po czym wstała jak gdyby nigdy nic.
- Kontrakt z Chowańcem został zawarty - oznajmił profesor,  a ciało Tsusana stało się gorące.
- Niedługo przestanie - powiedziała do chłopaka - runa Chowańca musi zostać wypalona.
Dziwiło go wszystko, co działo się wokół, więc po prostu się tym nie przejmował. Otarł usta, gdy dziewczyna go pocałowała, strzelił kilka razy głośno karkiem,  po czym wstał. Na jego nadgarstku pojawił się wąż z dwiema głowami. Głowy węża łączyły się na wewnętrznej stronie nadgarstka gdzie znajdowała się gwiazda.
-Ciekawe - mruknął do siebie.
- No to teraz przyjacielu,  jesteś Chowańcem mojej córki - powiedział Saito.
- Czyli mam rozumieć,  że mam robić wszystko co mi karze, tak? - zapytał spokojnie. Widząc, że jego przyjaciel kiwa potakująco głową,  westchnął cicho – Ech,  czuję się jak w jakimś zakichanym średniowieczu - mruknął pod nosem - ale może jak będzie tu trochę walki, to się nie będę nudzić -dodał obnażając swoje kły w przerażającym uśmiechu .
               Podczas gdy Tsusen dowiadywał się co go czeka, Roza stanęła za nim, krzyżując ręce na piersi. Brew jej lekko drgała, co oznaczało, że jest zirytowana lub wściekła. W tym przypadku uwzględniało obie te rzeczy.
- Co ty tam mamroczesz!? W ogóle cię nie rozumiem! Jakież to męczące... Skoro nie słuchasz swojego mistrza, mrucząc coś niezrozumiale, to równie dobrze, możesz nic nie mówić! – mruknęła, unosząc różdżkę do góry, wymawiając zaklęcie ciszy, jednak znowu coś nie wyszło, nastał wybuch, wywołujący kolejne kłęby dymu i powalając jej Chowańca na ziemie.
-Rany… Od dawna nie leżałem tyle na ziemi -mruknął do siebie, wstając na nogi. Otrzepał swoje ubranie i otarł twarz z sadzy.
-Powinienem cię zabić przyjacielu, za to że tak nagle zniknąłeś - powiedział złotooki,  patrząc się na Saito - ale z kim wtedy miał bym robić drobne psikusy? - powiedział z cichym śmiechem.
-Rany tu jest podobnie jak u nas,  tylko mniej  śmierdzi-stwierdził.
Otwarła szeroko oczy zszokowana i dotknęła palcem policzka chłopaka.
- Rozumiem cię - oznajmiła, mrugając oczami. - Co prawda, chciałam cię uciszyć, ale tak też jest dobrze... - dodała pod nosem, zabierając palec. - Jak się nazywasz? - spytała swojego Chowańca z dumnym wyrazem twarzy, patrząc na niego swoimi fiołkowymi, przenikliwymi oczami.
-Jestem Tsusen Hiraga - powiedział z lekkim ukłonem -  a twoje imię? - mruknął z lekką obojętnością i znudzeniem. - Mam nadzieję że nie będę miał tak, jak mówiłeś-powiedział patrząc na Saito .
- Więcej szacunku dla swojego mistrza, sługo - mruknęła, mierząc go wzrokiem - Nazywam się Rozalia Valliere - dodała po chwili, obojętnym i chłodnym tonem.
-Tia tia… - mruknął pod nosem - w takim razie co rozkażesz, o pani! - powiedział i ukłonił się jej ironicznie, na co dziewczyna omal nie wyszła z siebie.
- Zapowiada się ciekawa współpraca, prawda, kochanie?- spytała Loise swojego męża.
- Tak - westchnął Saito - Oby Tsusen dał radę naszej córce… - dodał, niezbyt entuzjastycznym tonem.
- Nie zapomniałeś, że mam dobry słuch? - powiedział spokojnie po japońsku, patrząc na swojego przyjaciela – problem, to prędzej będzie miała wasza córka, niż ja - powiedział spokojnie z lekkim rozbawieniem.
-Do zobaczenia niedługo - dodał, ściskając dłoń swojego przyjaciela.



[mała info...Czas na ziemi płynie inaczej dla tego Tsusen powiedział o 7 latach gdy tak naprawdę dla Saito minęło z 50]