sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział XVI

               - A, więc tak to wyglądało…nieco inaczej to pamiętałem albo inaczej to sobie wyobraziłem…w sumie jebać jak to było naprawdę-pomyślał, gdy przypomniał sobie jak wszystko się potoczyło, gdy się tu znalazł. Uniósł odruchowo głowę do góry słysząc jak otwierając się drzwi, przez które przeszła osoba całkowicie zamaskowana. On sam klęczał na lodowatej posadce przykuty łańcuchami do niej. Posadzki zimnej jak lód. Światła padające ze ścian, były skierowane w stronę Tsusena tworząc wokół niego krąg światła a pod ścianami, pionowo, ciągnęły się czerwone lampy, dające nikłe czerwone światło – to światło, sprawiało, że gdy stało się między tymi lampami, osoba zdawała się niewidoczna, jakby znikała pochłonięta przez mrok.
-Byłeś bardzo interesującym obiektem-dało się słyszeć zniekształcony głos, który trudno było rozpoznać. Mógł usłyszeć cichy, zadowolony chichot. - Mam już wszystko, czego mi potrzeba, panie wampirze – mówiąc to skłonił się nisko w kpiącym geście. – Nie jesteś mi już potrzebny, przykro mi – oznajmił udając współczucie – moje nowe zabaweczki są już gotowe, dziękuje ci za użyczenie mi swojej krwi.
Jego wzrok obiegł jeszcze raz osłabione, bezwładne ciało Tsusena, kończąc na przeraźliwym spojrzeniu. Wzrok Tsusena zdawał się przeszywać duszę na wylot, krwiożercze, czerwone spojrzenie, przeniknięte grozą i groźbą. Znowu zabrzmiał zadowolony chichot.
- Teraz możesz być zagrożeniem..Żegnaj więc! – zawołał donośnie, odrobinę artystycznie, odwrócił się na pięcie. - Zabić go-rozkazał, bezdusznym, niskim głosem, odchodząc. Jego postać rozmyła się między lampami. Było słychać odgłos zamykanych, ogromnych i ciężkich drzwi. Tsu opuścił powoli głowę zamykając jednocześnie oczy, wolno dłońmi chwycił za łańcuchy. Napastnicy niespiesznie, wolnym krokiem, spod ścian podeszli do niego stając na krańcach kręgu światła.Co bardzo dziwne posiadali broń automatyczną, jaka była w momencie, gdyTsu został przyzwany do tego świata.Nagle zgasło światło i dało się słyszeć strzały. Na środku jednak nie było nikogo. Przez chwilę nic się nie działo, cisza ponownie ogarnęła pomieszczenie. Przerywały ją tylko powolne ruchy mechanicznych głów, w lewo… w prawo.Znikąd pojawiły się błyszczące dwie klingi oświetlając tak lekko miejsce, w którym się pojawiły. Żelazny strażnik ni stąd ni zowąd, rozciął się, jego części powoli rozsunęły się i z głośnym dźwiękiem upadły na ziemię, jego głowa przeturlała się po posadzce. Oczy Tsu rozbłysły żadne krwi, chytry uśmieszek odznaczył się w ciemności. Rzucili się na niego natarczywie, a irytujący dźwięk alarmu zaczął wyć w całym budynku.
- To ja dziękuje, za te kilka kropli krwi, które miałeś a ubraniu– oznajmił sam do siebie, jakby tajemniczy osobnik nadal stał przed nim. Spojrzał na swoją rękę, krople czerwonej pary wtopiły się w nią. – Mało skuteczna i pożywna metoda, ale z braku laku.. – powiedział w zamyśleniu, ignorując przeciwników wokół siebie, którzy patrzyli to na niego to na kawałki metalu na ziemi. Uniósł krwiożercze spojrzenie przed siebie. - Zapraszam – oznajmił, a kącik jego ust uniósł się lekko w kpinie. Napastnicy wcelowali w niego broń nim jednak zdołali wystrzelić, leżeli „martwi” na ziemi. Choć ciężko było przypisać czemuś takiemu cechę tak ludzką jak "śmierć". Został jeden, spojrzał na niego, a ten się cofnął by po chwili jak na rozkaz, znów unieść broń w jego stronę. Tsusen powoli wyszarpał broń z ciała przeciwnika. Było słychać dźwięk kumulującego się strzału. Strzelił w jego stronę, ale Tsusen odbił pocisk jeszcze żywego napastnika, powoli do niego podchodząc. Pocisk przeszedł na wylot ściany, burząc jedną z nich. Uniosła się chmura dymu. Tsusen był coraz bliżej. Znów strzelił. Kolejny pocisk odbił się od klingi, i kolejny. Nabój za nabojem, upadały na ziemie, niektóre trafiały w ściany, w podłogę. Ogromna chmura dymu uniosła się w gorę. Napastnik rozejrzał się w obie strony nic nie widząc i nagle. Świst przecinanego powietrza skrócił ciszę. Tsusen wbił w przeciwnika obie klingi i rozcinając go na kawałki. Chmura dymu powoli opadła na ziemię. Pusty wzrok Tsu spoczął na ciałach „puszek”, zauważył, że wycieka z nich krew…
- Jednak nie byli puści –chciał coś jeszcze powiedzieć, nie zdążył. Uskoczył w bok. Minimetr koło niego przeleciała …ściana.
- Co do chole..- jego wzrok spoczął na sypiącej się dziurze w ścianie. Osobą, która w niej stała, była.. Roza.


***


           Uniosła nogę, powoli przekraczając gruzowisko, ściskała w dłoni różdżkę, która jakby się dymiła. W drugiej dłoni trzymała miecz. Sadza lekko osadziła się na jej policzku. Tuż za nią malował się krajobraz gruzowiska i porozrzucanych strażników po kątach. Widząc go lekko parsknęła śmiechem.
- Spóźniłam się – powiedziała z lekkim uśmiechem, widząc porozrzucane fragmenty gruzów, ciał wokół niego, na ścianach widać było smugi krwi, a na jego nadgarstkach wciąż wisiały fragmenty łańcuchów. Podeszła do niego wolnym, zrezygnowanym krokiem. Stanęła tuż przed nim. Spuściła głowę, a jej wzrok zasłoniły jej włosy. Jej dłonie mocno, jakby ze wściekłości na samą siebie, zacisnęły się na mieczu i różdżce. - Spóźniłam się… – powtórzyła, jakby dobijała samą siebie. Uniosła powoli wzrok i spojrzała mu w oczy – nie zdołałam uratować najważniejszej dla mnie osoby, naprawdę jestem beznadziejna – powiedziała cicho, podczas gdy Tsusen przysłuchiwał się temu, co mówi ze spokojem. W kącikach jej oczu, widać było zbierające się łzy. Znowu opuściła wzrok, wpatrując się w ziemię, nie chcąc patrzeć mu w twarz.
„Zawiodłam go”
Widząc, to Tsusen poczochrał sobie włosy warcząc w duchu. Spojrzał gdzieś w bok, by następnie położyć dłoń z tyłu głowy Rozy i przysunąć ją tak do siebie, aby opierała głowę na jego torsie. Roza otworzyła szeroko oczy zaskoczona.
-I co z tego, że nie zdążyłaś? -zapytał spokojnie- ważne, że próbowałaś i jesteś tu-dodał głaszcząc ją tak lekko po włosach. Policzki Rozalii uroczo się zarumieniły, nie wiedziała, co mu na to odpowiedzieć.
„Starzeję się? Czy może zbyt dużo mi krwi upuścił?”-przeleciało mu przez myśl, bo od bardzo dawna niczego takiego nie zrobił. Roza powoli przymknęła powieki, mógł czuć jak delikatnie i nieśmiało wtuliła głowę w jego pierś.


***

           Stali tak dłuższą chwile.
- Powinniśmy wracać, tutaj nie jest bezpiecznie – powiedziała chowając miecz do pochwy i różdżkę, odsunęła się rozglądając się – coś jest nie tak, było ich więcej, czemu jest tak spokojnie? – spytała i spojrzała mu w oczy, a chwilę potem, gdy to powiedziała, budynek zaczął się trząść. - Chcą zatrzeć ślady, szybko Tsusen – powiedziała biorąc go za rękę i chcąc uciekać tą drogą, którą przyszła, była najkrótsza, ponieważ sama ją zrobiła, w linii prostej. - Możesz iść? – spytała, wzrokiem przejeżdżając po nim, wyglądał na bardzo słabego.
-Mogę, dlatego ty uciekaj, bo ja mam jeszcze coś tu do zrobienia-powiedział.
- Odmawiam, idziesz ze mną – zaprotestowała nie chcąc go zostawić, spojrzała mu w oczy, spostrzegła, co chce zrobić – nie rób tego, Tsusen, słyszysz!? – oznajmiła a on uniósł lekko rękę i przeniósł ją przed ich kryjówkę. - Ja go kiedyś uduszę, przysięgam – wycedziła zaciskając dłoń w pięść, spojrzał na budynek, który kilka minut później się zwalił. Serce stanęło jej w piersi, patrząc na zgliszcza budynku. Cicho wyszeptała jego imię, nagle poczuła czyjąś obecność, odwróciła się a parę metrów za nią stał Tsu z założonym płaszczem zasłaniającym całe jego ciało tak jak i twarz. Nic mu się nie stało.
-Wracamy?-zapytał jak gdyby nigdy nic, a ona bez ostrzeżenia rzuciła się mu w objęcia. Nim zdążył zareagować, przytuliła go tak mocno jak tylko umiała.
- Nienawidzę cię! – powiedziała ze łzami w oczach – czemu to zrobiłeś!? – zawołała, usiłując trzymać się w ryzach, była roztrzęsiona – myślałam, że przerobiło cie na miazgę – powiedziała a zapach jej krwi uderzył go w nozdrza. Spojrzała na jego ubrania. - Nie mów, że to co miałeś załatwić to zmiana ubrania… Naprawdę!? Ja tu omal zawału nie dostałam a ty chciałeś się przebrać!? – zawołała odsuwając się i dłońmi unosząc lekko skraje jego płaszcza ostentacyjnie. Przywaliła głową w jego klatę. Chwilę tak stała, usiłując się uspokoić. - Wracajmy…- w końcu odpowiedziała, widocznie zmęczona tym wszystkim, naprawdę się o niego martwiła. Nie była już w stanie nawet tego ukryć. – Wracajmy… Tsu – powiedziała znowu, trochę głośniej.
-Nie było to związane z przebraniem się-powiedział spokojnie-musiałem uratować parę stworzeń-dodał z lekkim uśmieszkiem, którego nie widziała-no to w drogę-dodał.
Roza złapała go za rękę cała czerwona.
- To po to żebyś znowu mnie gdzieś nie przeniósł – oznajmiła odwracając wzrok widocznie skrępowana. Wyciągnęła różdżkę zza płaszcza, uniosła ją przed siebie. Cicho wyszeptała jakieś niezrozumiałe słowa, rzucając na ziemię coś na rodzaj małego pudełeczka, które w chwili zetknięcia się z podłoga, rozprysnęło się na miliardy maleńkich kawałeczków, znikając i po chwili przed nimi pojawiło się koło, a w środku tego koła zmaterializował się jej pokój.
- Tędy, to zaklęcie mojej mamy, dała mi je na "specjalne okazje" - powiedziała z niewinnym uśmieszkiem. Sama nim weszła do środka, zagwizdała na palcach żeby jej koń wrócił sam do szkoły i przeszła przez ciasną pętle, powoli stawiając kroki w swoim pokoju.Tsusen przeszedł tuż za Rozą.



***


          Znów byli w "domu".
-A teraz łaskawie wypij to-powiedział podając jej buteleczkę z jakimś płynem, Roza wzięła ją oglądając ją z każdej strony, otworzyła ją i powąchała, ale ją odrzuciło -i łaskawie zrób to szybko-dodał czekając aż wypije. Zdziwił ją jego pośpiech, postanowiła mu zaufać, wypiła duszkiem płyn, krzywiąc się lekko.
- Co to jest? Paskudztwo – oznajmiła oddając mu buteleczkę lekko zniesmaczona.
-Najprościej mówiąc-zaczął powalając ją na łóżko-dzięki temu paskudztwu nie zginiesz, gdy będę pił twoją krew-gdy skończył mówić wgryzł się w jej szyję i zaczął pić bardzo szybko jej krew, przyciskał jej ręce do łóżka by nie mogła nic nimi zrobić. Wierzgała w pierwszej chwili, ale to było jak walka ze skałą. Czuła się jak na karuzeli, drżący głosem wyszeptywała jego imię.
„Mam wrażenie, że zapomniałem już jak ona smakuje”-pomyślał nieświadomie, dalej łapczywie pijąc jej krew. Czuła jak z każdym łykiem zachłanniej spijał jej krew, delikatna stróżka krwi spłynęła po jej szyi. Uspokoiła się, choć „uspokoiła się” było odrobinę za mocnym słowem, po prostu przestała wierzgać i krzyczeć, jej twarz zdecydowanie nie ukazywała spokoju. Przygryzła wargę, bardzo powoli przyzwyczaiła się do niezwykłego doznania, ale nadal drżała pod jego wpływem. Jej serce biło tak szybko, puls przyjemnie tańczył w jej żyłach, oddech też był szybki, to wszystko jeszcze bardziej ciągnęło wampira do swojej ofiary. Powoli przestała się opierać, jej ręce leżały bezwładnie na kołdrze. Oddech się stabilizował, odchyliła delikatnie głowę w tył, odsłaniając bardziej szyje. Była spokojna. Pił tak długo jej krew. Po kilku minutach zaczął pić bardzo wolno jej krew jakby się nią delektował. Gdy wypił ilość krwi równą dwóm ludziom oderwał się od jej szyi i zaleczył jej rankę. Podniósł się i spojrzał na Rozę. Jej wzrok zdawał się odległy, była bardzo blada, usta lekko posiniały, leżała bezwładnie nie będąc w stanie się ruszyć, powoli zamykała oczy i otwierała budząc się z otępienia, bardzo powoli przesunęła głowę do prosta, patrząc mu w oczy. Odwrócił wzrok.
-Sorki-powiedział wstając i siadając pod ścianą. Gdy wstawał delikatnie uniosła palec ręki, nawet tak drobny ruch sprawiał jej ogromną trudność, zahaczyła palcem o jego ubranie jakby nie chciała żeby wstawał.
- Tsu…sen – wyszeptała resztkami, sił. Powoli przymknęła powieki - sko..rowstałeś..dolna szuf..szuflada..po lewej..czer..ona fiolka , daj mi..ją – mówiła niezwykle cicho, ale spokojnie, głowę przesunęła w lewą stronę, kładąc się na drugim policzku, wskazując wzrokiem szafkę przy łóżku. Kiwnął tylko głową na znak, że rozumie i podał jej to, o co prosiła. Uniósł Rozę lekko jedną ręką i dał jej do wypicia ten środek. Wypiła eliksir i westchnęła cicho. - wzmacnia..produkcje.. krwinek i ..reg..eneracje, jak twój..ale trochę.. In..aczej, przygo..towałam się na tak..aką okoliczność – powiedziała spokojnie, spojrzała na niego i się uśmiechnęła czule – nie..od.wracaj ode mnie..wzroku – szepnęła, uniosła bladą dłoń, było jej tak ciężko to zrobić, że drżała jej cała ręka, dotknęła delikatnie jego policzka -..nie ugryzę cię – zażartowała z lekkim uśmiechem.
Tsusen zaśmiał się.
- Ugryźć może nie, ale wysadzić to na pewno-powiedział ze śmiechem-a teraz idź grzecznie spać abyś się zregenerowała szybko-powiedział przykrywając ją kołdrą.
- Nie będziesz.. mi mówić.. co mam robić – oznajmiła usiłując wyglądać stanowczo – zostań, wypiłeś moją krew, więc za karę musisz, choć raz wysłuchać mojego rozkazu jak należy – oznajmiła cicho, ale już łatwiej jej się mówiło. Trzymała go kurczowo za rękaw.Westchnął w załamaniu
– Mogę tu obok posiedzieć, ale nie dotykaj mnie, bo mam zamiar otoczyć się barierą-zaczął-bo raczej nie chciałabyś tego oglądać, co się będzie ze mną działo-dodał zerkając w sufit.
- Co się będzie z tobą działo? Czy moja krew ci nie pomogła? – spytała, czując, że oczy same jej się zamykają, siła woli powstrzymywała się od zaśnięcia.
–Twoja krew mi pomogła, ale za dużo straciłem swojej, więc będzie to dość drastyczny widok-powiedział-coś w stylu pewnej choroby, jaka jest w moim świecie-dodał-a teraz zaśnij albo cię uśpię-dodał z niewinnym uśmieszkiem.
- Zabrali ci aż tyle krwi? – spytała – to mnie niepokoi, do czego im twoja krew, czuje że to przyniesie na nas jakieś kłopoty – powiedziała cicho - ..muszę..ochronić..- urwała w pół zdania, jej powieki przymknęły się pod ciężarem snu, wciąż blada, usnęła bardzo głębokim snem.
„Ja się domyślam, do czego im mogła być moja krew”-pomyślał.
Gdy Roza zasnęła ułożył ją dokładniej na łóżku i przykrył kołdrą, po czym sam usiadł na swoim łóżku i osłonił się barierą. Kątem oka przypatrywał się jej badawczo, z jakiejś przyczyny powolny ruch jej klatki piersiowej, świadczący o powolnym oddechu, napawał go spokojem.

-------------------------------------------------------------------
Mam nadzieje, że po tym rozdziale nikt nie czuje niedosytu i jak na razie wszystko jest jasne. Następny rozdział może was zaskoczyć, a towarzyszyć mu będzie cichy plusk wody i.... TSUSEN!?