piątek, 14 kwietnia 2017

Rozdział XXIV

 Był piękny słoneczny dzień, wiał delikatny chłodny wiaterek. Tsusen aktualnie siedział sobie pod wodospadem trenując w ten sposób a raczej oczyszczając w tym momencie swój umysł ze wszystkich zbędnych myśli. Wcześniej trenował dość ciężko dodatkowo utrudniając sobie ten trening na swój własny sposób. Słońce leniwie przenikało przez korony drzew. Miejsce było magiczne. Roza często go tu odwiedzała. Sam nie wiedział czemu tu za nim przychodziła. Po kilkunastu minutach otworzył oczy i wyszedł spod wodospadu.
Rozalia siedziała na kocu pod dużym drzewem, które rosło najbliżej wodospadu. Obok niej stał koszyk piknikowy a ona czytała magiczną księgę co jakiś czas notując coś na kawałku pergaminu obok siebie. Obok niej stała dość spora góra książek. Miała bardzo duże zaległości przez ostatnie wydarzenia. Zbyt często opuszczała szkołę a egzaminy semestralne zbliżały się w szybkim tempie. Początkowo, kiedy pierwszy raz przyszła za Tsusenem nad wodospad nie myślała, że będzie się tutaj uczyć. Chciała po prostu być przy nim jak najwięcej. Nie zwracał na nią uwagi, więc stwierdziła, że kiedy on będzie trenował ona zajmie się sobą i nadrobi zaległości. Ciężko było jej się skupić z początku – ciało Tsusena wyglądało tak dobrze i hipnotycznie kiedy spływała po nim zimna woda wodospadu, że nie raz łapała się na tym, że zamiast na notatki gapiła się na niego. Z czasem nauczyła się ignorować otoczenie i uczyła się pilnie, szybko przyswajając materiał z zajęć. Zamknęła książkę i odłożyła ją na bok, zauważając że Tsusen skończył. Uśmiechnęła się nieświadomie widząc jak idzie w jej stronę. Chwyciła ręcznik i podeszła do niego zakładając mu go na szyję. Zarumieniła się i bardzo ostrożnie przysunęła do niego twarz, cofnęła się lekko po czym się odważyła i pocałowała go w usta delikatnie. Szybko się jednak odsunęła, jakby zawstydzona tym, że naprawdę to zrobiła.
- Rozumiem, że skończyłeś na dzisiaj – zaczęła – trenujesz tak dużo i intensywnie. Co cię opętało? Zawsze trenowałeś, ale teraz bijesz własne rekordy – stwierdziła rozbawionym głosem – może próbujesz zająć czymś umysł? – szepnęła nieświadomie kuszącym głosem, czując jak jakaś nieznana jej siła ciągnie ją do niego. Tsusen uśmiechnął się wrednie w duchu i złapał ją delikatnie za podbródek.
-Może chcę zająć czymś myśli maleńka-wyszeptał twierdząco, blisko jej usteczek patrząc jej prosto w oczy, tak jak zawsze to robił, i dalej z tym wrednym uśmiechem przysuwa się coraz bliżej jej ust. Serce dziewczyny biło bardzo szybko, wypieki pokryły jej policzki. Próbowała odwrócić wzrok od tych hipnotycznych oczu, ale jej nie pozwolił.
- Śpijmy dziś razem – poprosiła i nagle otworzyła szeroko oczy jakby dopiero teraz uświadomiła sobie znaczenie słów jakie powiedziała – w-w jednym łóżku! Nie...n-nie no wiesz! Za wcześnie i w ogóle! JEDNYM ŁÓŻKU, nie... – czerwieniła się jak pomidor – chce żebyś był blisko mnie, to wszystko - dodała usiłując ukryć wyraz swojej twarzy – uparcie śpisz na tej zimnej ziemi, obraziłeś się? – spytała –czuje się samotna kiedy nie ma cię tuż obok – spojrzała mu w oczy – c-co ja, czemu mówię takie rzeczy głośno, grr! – zawołała żałośnie po czym pocałowała go w usta, tak chcąc odwrócić jego uwagę od swoich żenujących według niej wypowiedzianych kwestii. Objęła jego szyje ramionami i wciągnęła go głębiej w cień drzewa blisko jej koca, nie chcąc żeby stał w słońcu.
-"A było tak blisko"- pomyślał Tsusen zawiedziony gdy Roza wspomniała o spaniu razem. W sumie i tak wiedział o jakie spanie jej chodziło więc za bardzo tym się nie przejął ale i tak było mu szkoda, co poradzić. Stłumił swój śmiech słysząc jak się znowu plącze w swojej wypowiedzi. Zaczął przyjemnie oddawać pocałunek, językiem pieszcząc jej języczek a dłońmi chwytając ją w talii i przytulając ją w ten sposób do siebie i jednocześnie przyciskając tak do drzewa. Rozalia spojrzała lekko w tył, czując nagły opór drzewa za plecami. Nie zauważyła nawet kiedy znaleźli się tutaj. Kiedy Tsusen zdążył zrobić taką odległość? Czuła, że serce wali jej jak dzwon w piersi. Czuła, że jego pocałunki stają się bardziej pasjonujące i wymagające, zupełnie jakby czuł, że na moment się rozkojarzyła i chciał przypomnieć jej czym powinna zająć myśli. Natychmiast spojrzała na jego twarz ledwo nadążając z przyjmowaniem jego pocałunków. Zamknęła oczy i pozwoliła się porwać emocjom. Czuła jakby się miała rozpłynąć pod wpływem tych miękkich, wilgotnych warg. Były zimne ale ich dotyk wyzwalał w niej płomień, napełniając jej ciało ciepłem i coraz większym pragnieniem ich. Zjechała dłońmi po jego torsie.
- Jesteś lodowaty – wyszeptała w pocałunku, czując jak coraz bardziej napiera ciałem na nią – hm..znaczy, bardziej niż zwykle – szeptała zaczepnie między pocałunkami. Dotknęła swoją ciepłą dłonią jego policzka, delikatnie przejechała po nim kciukiem. Kusząco i niezwykle namiętnie całowała jego usta, pieściła jego język. Tsusen nie wiedział gdzie nauczyła się tak dobrze całować. Przynajmniej nie od niego i jakby wstydziła się tej umiejętności. Tsusen był dla niej wyjątkowy, nigdy czegoś takiego nie czuła. Onieśmielał ją.
- Jestem cała mokra przez ciebie – szepnęła marudnie, czując że nawilgło jej ubranie od jego mokrego ciała. Usłyszała nagle skrzypnięcie, jakby ktoś zdzierał korę drzewa obok jej głowy. To Tsusen, położył dłonie na drzewie i zaczął wbijać w nie mocno pazury przez ten jej tekst. Kiedy odwróciła lekko wzrok zobaczyła, że Tsusen faktycznie wbił szpony w korę i mocno ciągnął w dół, zdzierając ją lekko jakby próbował się przed czymś powstrzymać.
- Ym... Tsusen, wszystko w porządku? – spytała zdezorientowana. Tsusen nie zaprzestawał pocałunków, całuje ją coraz lepiej i przyjemniej, przytulając ją do siebie bardziej.
-Tak, wszystko w porządku tylko ostrzę sobie pazurki-powiedział w żartach, całując i kąsając ją teraz przyjemnie po szyi. Czyżby powiedział to by przypomnieć jej, że zamieniła go kiedyś w kota? Któż to wie. Chyba tylko sam Tsu.
- Chyba raczej tępić pazurki...Ach! Tsusen przestań – wyszeptała w ucieczce opierając się mocniej o drzewo. Usłyszała głośniejsze skrzypnięcie. Aż podskoczyła lekko.
- Zaraz zetniesz drzewo – zażartowała, śmiejąc się lekko z jego zachowania. Złapała go za policzki i przysunęła jego twarz do siebie. Pocałowała go w nosek delikatnie i się uśmiechnęła do niego. Nagle z jej brzucha rozległo się ciche burczenie. Zarumieniła się zakłopotana, uświadamiając sobie, że nie jadła od paru godzin przez to, że zatraciła się w ilości materiału do wyuczenia. – Chyba jestem już głodna – przyznała szczerze, wiedząc, że nie może już tego zanegować – kazałam przygotować nam kanapki, wodę i sałatkę – westchnęła nagle przypominając coś sobie – i wino dla ciebie, uznałam że po treningu będziesz chciał czegoś mocniejszego – oznajmiła z uśmiechem – nie patrz tak na mnie, wiesz że nie pozwalają mi wchodzić do kuchni od...ostatniego „wypadku”, inaczej sama bym zrobiła ci kanapki – oznajmiła z dumą w głosie, a Tsusen w duchu podziękował, że szkolna obsługa się uparła. Rozalia była tragicznym przypadkiem całkowitego zera kulinarnego. Potrafiła zepsuć nawet kanapki, nie mówiąc już o tym że, Tsusen do dzisiaj nie wie jak tego dokonała, wysadziła połowę kuchni chcąc podgrzać zupę. Miała tyle „wypadków” w kuchni, że dostała zakaz zbliżania się do wszystkich obiektów kuchennych na terenie szkoły. Tsusenowi udało się stłumić dreszcz na samą myśl o gotującej Rozie.
- Mówi się trudno-powiedział spokojnie- to co, idziemy jeść?- zapytał by po chwili uśmiechnąć się wrednie, cmoknąć ją w dekolt i klepnąć w pośladek i jakby nigdy nic usiąść sobie spokojnie na kocu. Rozalia spojrzała na niego jak wryta. Ostatnio stawał się coraz odważniejszy. Czerwonej jak pomidor Rozie udało się „odwiesić” dopiero po chwili. Usiadła przy nim na kocu, schowała książki do torby i wyciągnęła wszystko co przygotowano im do jedzenia. Zwinnie otworzyła wino i nalała do kieliszka. Podała wino wampirowi, kiedy ich palce zetknęły się ze sobą na szkle zarumieniła się i uciekła wzrokiem. Czuła, że serce zaczęło jej znowu szybciej bić, zawstydzało ją to tym bardziej że wiedziała iż on to wyczuwa i pewnie chichocze w duchu. Sięgnęła po sałatkę i nałożyła sobie do małej miseczki. Spojrzała uważnie na Tsusena, przez chwilę jakby nie wiedząc co powinna zrobić.
- Yhm... jesz? – spytała nieśmiało, wiedząc że stosunek wampirów do jedzenia jest inny niż ludzki i że właściwie nie potrzebuje jeść. Aczkolwiek swoich wybuchowych wypieków po wypadku w kuchni nie omieszkała mu wcisnąć, sama aż była zdziwiona że to zjadł. – Jeśli wolisz, gdy zjem możesz napić się mojej krwi. Nie będę się już dzisiaj uczyć, mogę być trochę osłabiona – dodała i zjadła trochę sałaty chcąc uciszyć trochę żołądek i sięgnęła do koszyka aby wyciągnąć resztę.
-Mogę cię skonsumować w łóżku-wyszeptał jej wprost do uszka gdy schylała się by wyciągnąć resztę posiłków i dla zabawy tak ją cmoknął. Powiedział to dość dwuznacznie tak dla zabawy, po czym odsunął się i powoli wcina jakąś kanapkę patrząc się kątem oka na reakcję Rozy. Rozalia spłonęła jak pochodnia. Przewróciła miskę z sałatką i omal nie wylała reszty wina z butelki na koc.
- P-powiedziałeś to celowo T-ty ty! – wydukała jakby nie do końca wiedziała jak ma się odgryźć – lepiej wróć pod ten swój wodospad aby ci trochę język ostygł – prychnęła buntowniczo w końcu i zabrała mu kieliszek i wypiła duszkiem zawartość. Nalała znowu i mu go oddała jak gdyby nigdy nic i wpiła wzrok w swoją sałatkę usiłując jeść.
- Cóż, mógłbym go ostudzić w twoich ustach-powiedział z niewinnym uśmiechem i spokojnie sobie dalej wcina. Dostał w tył głowy.
- To było zbyt dwuznaczne, nawet jak na ciebie – odpyskowała Rozalia, czerwona aż po czubki uszu.
Spędzili tak razem udane popołudnie. Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi spokojnym i powolnym spacerem wrócili do szkoły. Weszli do pokoju. Okno było otwarte na oścież, firanka powiewała pod wpływem wiatru.
- Jestem pewna, że zamknęłam okno zanim wyszłam. – Oznajmiła konspiracyjnym szeptem do Tsusena, sięgając po różdżkę przypiętą do jej uda i powoli ją wyciągając.
- Kto tu jest? Radzę ci się pokazać. – Poradziła surowym i groźnym tonem. Usłyszała szelest i odwróciła się w jego stronę, w chwili gdy to zrobiła ktoś przemknął obok niej, podbiegł do Tsusena i złapał go za kołnierz przyciskając go do drzwi. Rozalia dostrzegła duży biust wciskający się w dekolt wampira. Zadrgała jej brew w zdenerwowaniu.
- Kobieta? – spytała samą siebie ze zdziwieniem. Postać miała kaptur od długiej peleryny na sobie, więc dopóki nie sięgnęła po Tsusena, Rozalia nie była w stanie rozpoznać tej postaci. Sytuacja była poważna, jednak dziewczyna nie była w stanie przestać myśleć, że ta kobieta wciska właśnie swoje kobiece walory w jej chłopaka.
- Puszczaj go bo ci wszystkie kończyny powyrywam. – Wycedziła stanowczo zbyt poirytowanym tonem ja na zaistniałą sytuacje.
- Nie puszczę go dopóki nie zgodzi się przyjąć mojego zlecenia. – Odezwała się w końcu nieznajoma kobieta. – Słyszałam, że jesteś najlepszy w całym Tristein. Chcę żebyś kogoś dla mnie odnalazł. – Oznajmiła stanowczo. – Zapłacę. – dodała rzeczowo. – Ale jeśli mi odmówisz, zabije cię. – Dodała groźnie przyciskając ostrze do jego szyi.
- Tknij go a cię wysadzę.– Dodała Rozalia na te groźbę.
- Naprawdę chcesz się przekonać co będzie szybsze? Mój sztylet, czy twoja magia? – zapytała głosem wykwalifikowanego zabójcy.
- Moja magia. – Oznajmiła pewna siebie Rozalia. – Zważywszy, że kiedy gadałaś zdążyłam rzucić czar na twoje ciało. Doprawdy jeszcze tego nie zauważyłaś? – Zapytała Roza a jej kąciki warg uniosły się w triumfalnym uśmiechu. Obca kobieta jakby westchnęła, coś sobie uświadamiając.
- Nieźle. – Przyznała. Rozalia szarpnęła różdżką a dziewczyna przesunęła się w tył jak nieruchoma figura z żelaza. Jej pozycja nie zmieniła się ani o milimetr, poza faktem że stała teraz znacznie dalej niż wcześniej. Nie mogła nawet drgnąć.
- Uprzejmie jest się przedstawić zanim poprosi się kogoś o przysługę. – Oznajmiła Rozalia i obca kobieta opuściła z widoczną ulgą ramiona w dół, powoli się prostując i otrząsając z odrętwienia.
- Ach, wybaczcie. Mama zawsze powtarza, że charakter mam po ojcu – oznajmiła i zdjęła powoli kaptur z głowy, ukazując krótkie blond włosy, ścięte na Bob’a i elfie uszy. Niebieskie oczy spojrzały w jej stronę. Ukłoniła się. - Layla Westwood, miło mi – oznajmiła uroczystym tonem.
- Westwood? – powtórzyła Roza w zastanowieniu – znam to nazwisko, przyjaciółka moich rodziców nazywa się Tiffania Westwood – przypomniała sobie, szybko kojarząc fakty.
- Tak, to moja matka, zdaje się że ktoś ją uprowadził. Chcę żeby Tsusen Hirage ją odnalazł. – Odrzekła i spojrzała w stronę wampira – zapłacę każdą cenę. – Dodała.
Cóż to co się działo było dosyć ciekawe. Wyczuł jak szli, że ktoś jest w ich pokoju...ale po co zdradzać niespodziankę, prawda?
- Muszę przyznać, że kogoś normalnego byś tym zaskoczyła i załatwiła-przyznał spokojnie Tsusen. Całą ostatnią sytuację przyjął ze stoickim spokojem, nie przejmują się wtedy ostrzem przy szyi. Był wtedy ciekawy jak rozwinie się akcja, nie mógł też za bardzo wyręczać Rozali aby nie spiłować jej instynktów. Postanowił dać się jej wykazać, zważywszy że ostrze elfki nie było ze srebra, więc nie groziło mu nic wielkiego.
- Dosyć znajome są te twoje ruchy-przyznał, znudzony, patrząc się w sufit gdy tak sobie dziewczyny "gadały". Przypomniał sobie w tym momencie pewien okres w swoim długim życiu, w którym zdobywał zabójcze umiejętności.
- Charakterek jak to się mówi podły-powiedział spokojnie-ale takie się ceni-dodał po czym uśmiechnął się wrednie pod nosem.- Każdą cenę, mówisz? –spytał, przyglądając się jej całemu ciału.
- Tkniesz ją w zbereźny sposób a urządzę ci takie piekło, że zwątpisz w swoje nędzne istnienie – wycedziła Roza, patrząc na niego wzrokiem który jeśliby posiadał magiczne zdolności z pewnością by zabijał. Tsusen zrobił to by wkurzyć dziewczyny, głównie Rozę a elfkę przy okazji. Oczywiście mu się to udało. Zatriumfował w myślach, uwielbiał patrzyć jak się złości niczym małe, sfrustrowane zwierzątko.
-Na pewno się z zapłatą jakoś dogadamy-stwierdził normalnie- Powiedz wpierw, czemu uważasz, że twoja matka została porwana? I jak dawno to się stało? -zaczął spokojnie- oraz gdzie była w dniu którym zniknęła? –dodał. Kobieta o blond włosach zastanowiła się chwilę.
-A tak z ciekawości nie przyszło ci może, że mogła zagadać się z jakąś starą znajomą, znajomym lub pójść się zabawić? -zapytał od tak z czystej ciekawości.
- Też tak z początku myślałam, matka często lubiła znikać bez ostrzeżenia, ale zwykle po tygodniu pisała do mnie list. Minął miesiąc a po niej ani śladu. Szukałam jej sama przez ten czas ale bez skutku. – Wyznała, widocznie zmartwiona. – Miałyśmy iść razem na Święto Księżyców do wioski elfów, rodzimej krainy mojego ojca. – Dodała chcąc dać mu pewność – matka lubiła znikać, ale nigdy bez uprzedzenia nie odwołałaby spotkania ze mną. – Ciągnęła dalej. – Mało tego, Święto Księżyców jest dla mojej matki bardzo ważne, podczas tego święta mój zmarły ojciec wyznał jej swoje uczucia, nigdy by go nie opuściła. – Zapewniła. – Powtórzę, zapłacę KAŻDĄ cenę za jej bezpieczny powrót do domu. – Oznajmiła uroczyście, składając przy tym przysięgę zapłaty – rozumiem, że się zgadzasz. Bierz się zatem do roboty. – Wycedziła gotowa do wyjścia.
- Tsusen, idę z tobą – oznajmiła Rozalia, patrząc na niego spojrzeniem nie znoszącym sprzeciwu. Wręcz kapryśnie. Nie mogła pozwolić na to aby był z tą piękną kobietą sam na sam, szukając innej kobiety która słynęła z największego biustu w Tristein. Spokojnie jej wysłuchał i obserwował jej mimikę. Cóż czasem miał do czynienia z podobną sytuacją tyle, że córka chciała odnaleźć matkę by ją zabić. W tym akurat momencie takich motywów nie wyczuł ani nie zaobserwował.
-Po pierwsze pamiętaj, że KAŻDA cena może też oznaczać, że ktoś mógłby zrobić z ciebie dziwkę i na tobie zarabiać, eksperymentować na tobie, torturować cię itp itd. Albo kazać ci w złośliwości zabić twoją matkę a później byś sama się zabiła-powiedział obojętnie patrząc na nią.
-Więc jak chcesz mówić, że zrobisz WSZYSTKO, bądź gotowa na dosłownie WSZYSTKO. Na twoim miejscu dałbym jakąś klauzule-oznajmił spokojnie-Zapłatę wezmę albo od Ciebie lub od twojej matki-powiedział spokojnie-i nie martw się nie będzie to nic z tych rzeczy-powiedział, lekko ukuł jej wnętrze dłoni, to samo zrobił ze swoją dłonią i tak uścisnął jej dłoń. -Mamy więc umowę-oznajmił spokojnie-Więc przypomniałaś sobie gdzie przed zniknięciem się udała?- zapytał ponownie-Tam zaczniemy szukać-dodał zabierając dłoń. -Tylko nie plącz mi się pod nogami, że tak powiem-dodał patrząc na Rozę. Dziewczyna spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
- Nagle ci przeszkadzam? – wycedziła zirytowana, chwytając za różdżkę.
Tsusen przewrócił tylko oczami na stwierdzenie Rozy o tym czy mu przeszkadza.
- Później się posprzeczacie – oznajmiła oschle dziewczyna i opowiedziała Tsusenowi wszystko co wiedziała, dbając o najmniejsze szczegóły.
- Mogłabym użyć zaklęcia lokalizującego, jeśli masz jakiś przedmiot należący do twojej matki. – Oznajmiła Rozalia – mój Chowaniec lubi mi się gubić, stwierdziłam więc, że warto nauczyć się tego zaklęcia. Opanowałam je już całkowicie, więc nie powinno być problemu. – Dodała. – To rodzaj czarnej magii, więc nie mówcie nikomu o tym, dobrze? – dodała z uśmieszkiem niewiniątka.
-Rany, raz uznają cię za martwego, kilka razy wyjdziesz na parę dni sobie pozwiedzać i od razu się gubisz-powiedział i westchnął ciężko. Rozalia przewróciła oczami, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Tylko Tsusen ze swoim czułym słuchem mógł usłyszeć ironicznie wypowiedziane „Kilka? Chyba kilkadziesiąt” .
-Jeżeli ktoś ją porwał to myślisz, że takie marne zaklęcie pozwoli ci ją odnaleźć?- zapytał, patrząc na nią-zapewne założył jakiś czar o ile nie wymyślił jakiegoś, które zablokuje możliwość jej zlokalizowania-dodał. Rozalia sie roześmiała tylko na jego insynuację.
- Widać, że nie znasz się na magii, Tsusen – oznajmiła z uśmieszkiem wyższości wypisanym na twarzy. – To czarna magia. – Oznajmiła z poważną miną. – Nie tak łatwo ją opanować czy też przewidzieć jej działania. Wątpię żeby znaleźli drugiego szaleńca który zdołałby użyć takiego rodzaju magii, ja mam do niej, hm...powiedźmy talent. – Oznajmiła chodź z dość pochmurniejszym uśmiechem. – Poza tym, na pewno warto spróbować. – Oznajmiła, wyciągając dłoń w stronę elfki.
- Mam to. – Oznajmiła blondynka podając jej swój wisiorek. – Dostałam go od matki niedawno. – Oznajmiła. Rozalia chwyciła przedmiot i swoją różdżkę skierowała w stronę przedmiotu. Tsusen mógł zauważyć, że dłoń którą trzymała różdżkę lekko jej drży. Rozalia zamknęła na chwilę oczy, zupełnie jakby chciała się uspokoić. Wzięła głęboki oddech i wyszeptała cicho słowa w starożytnym języku. Jej oczy na moment zrobiły się puste. Kompletnie puste. Były białe a ich wyraz przerażał. Nagle na ustach Rozy pojawił się uśmieszek ekscytacji. Tsusen czuł, że bicie jej serca gwałtownie przyspieszyło. Podniecenie objęło całe jej ciało. Nagle Rozalia spoważniała. Machnęła różdżką i spuściła głowę. Gdy włosy znów odsłoniły jej twarz jej oczy wróciły do normalności. Rozalia złapała się za dłoń, którą trzymała różdżkę. Tsusen czuł, że coś poszło nie tak, ale nie z zaklęciem. To Rozalia. Rozalia doprowadziła do czegoś czego nie chciała.
- Udało się. – Oznajmiła poważnym i zimnym tonem. Wypuściła z dłoni wisior, który zaczął się unosić w powietrzu. – Przywiązałam zaklęcie do Tsusena. Zaprowadzi go do twojej matki. – Oznajmiła. – Przez chwilę widziałam jej oczami. Żyję. Nie wiem jednak w jakim jest stanie. Naszyjnik będzie podróżował zawsze tuż przed Tsusenem, nie ważne w jakim tempie będzie podróżował. – Wyjaśniła. – Reszta należy do ciebie Tsusen. Przedmiot zaprowadzi cię do twojego celu. Rozalia uśmiechnęła się chytrze podchodząc do okna.
- Nie znam sie na magii? Mówisz to do kogoś kto został stworzony z czarnej magii i jest swego rodzaju nekromantą - powiedział ze spokojem.
- To że zostałeś z niej stworzony nie znaczy wcale, że się na niej znasz. – Oznajmiła oschle Rozalia.
-Ja posługuję sie inną magią. – Odpowiedział ignorując jej ton. Postanowił nie zareagować na zmianę w jej organizmie jaka wyczuł. -A ja miałem swój plan no nic - powiedział otwierając okno. Zagwizdał w specyficzny sposób a po chwili na jego przedramieniu wylądował sporych rozmiarów nietoperz. - Zanieś to do łatających. – Rozkazał, dając zwinięty list zwierzakowi tak, że złapał go pazurami. Rozgryzł po chwili sobie kciuk i zapieczętował tak go swoja krwią po czym zwierzak odleciał. - A wy za mną nadążycie? -zapytał i nim zdążyły odpowiedzieć wyskoczył przez okno lądując gładko na ziemi.
- Jesteś pewien, że chcesz abym skoczyła?- spytała Rozalia z chytrym uśmieszkiem na ustach - idę po konia, ty coś pewnie wymyślisz – zawołała do elfki i zbiegła po schodach do stajni. Szybko przygotowała konia, wskoczyła na jego grzbiet i spięła lejce galopując za Tsusenem. Elfka wskoczyła na ogromnego orła i poszybowała w górę. Szybko dogoniła Tsusena tak jak i Rozalia na swoim dzielnym koniu.
-Jak chcesz skoczyć to skacz najwyżej cię złapię ale nie polecam ci za bardzo tej opcji-powiedział spokojnie. Poczekał przed bramą aż nie usłyszał znajomego dźwięku galopującego konia i ruszył tak samo szybko jak rumak Rozy parę metrów przed nimi.


***


Gdy dojechali na miejsce Rozalia zeskoczyła z konia, poklepała Lozi po boku i szepnęła jej aby została w miejscu. Nie chciała pakować swojego konia w niebezpieczeństwo a wiedziała, że od teraz już będzie trudniej. Tuż obok niej wylądował ogromny, brązowy orzeł ze złotowłosą elfką na grzbiecie.
- Jesteście pewni, że to właściwe miejsce? Nic tu nie ma – oznajmiła rozglądając się dookoła. Otaczały ich góry i lasy. Elfka podeszła do drzewa i dotknęła jego kory z typową dla elfów czułością dla roślin. Wyglądała na przybitą, zupełnie jakby traciła nadzieję. Rozalia położyła jej dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, magia nie kłamie w przeciwieństwie do ludzi a czarną magię trudno zablokować. – Oznajmiła usiłując ją pocieszyć, ale nigdy nie była dobra w stosunkach z innymi osobami. Przedmiot unosił sie przed Tsusenem czekając, aż zrobi krok dalej, czekając na niego. Rozalia podeszła do Tsusena i przyjrzała się mu uważnie. Nieśmiało sięgnęła do jego dłoni, ale natychmiast ją cofnęła i w zmieszaniu chwyciła swoją rękę w łokciu. Obiecała nie przeszkadzać i nie zamierzała. Podejrzewała, że gdyby nie ona już dawno wykonałby zadanie. Ostatnio Tsusen urósł w siłę dzięki piciu jej krwi, jego moce stały się potężniejsze niż wcześniej a ona coraz bardziej czuła się przy nim jak zbędny balast na misjach. Oczywiście nie mówiła mu o tym jak się czuje, powtarzając sobie, że zachowuje się jak dziecko które żąda atencji.
„Gdybym tylko mogła... Nie. Wybij to sobie z głowy”
Szepnęła do siebie w myślach Rozalia.
- Wyczuwasz ją?- spytała czarodziejka swojego Chowańca. – Nie musisz na mnie czekać. Dogonię cię w swoim czasie. – Powiedziała spokojnym i opanowanym głosem.
-Tak, wyczuwam ją-powiedział spokojnie, patrząc się przed siebie. -Wyczuwam też parę innych osób-oznajmił i przymrużył oczy jakby czymś wkurzony- Więc nie pomyliłem się ze swoim osądem-mruknął bardziej do siebie niż do dziewczyn. -Jeszcze kawałek trzeba przejść-powiedział wskazując na dość sporą górkę z niecały kilometr przed nimi-a później zejść kilka kilometrów w głąb-dodał z lekkim uśmieszkiem-jest tam sieć niewielkich kopalń którą ktoś przyswoił sobie jako bazę a raczej przerobił sobie na "domek"- ostatnie powiedział robiąc w powietrzu cudzysłów- Radziłbym wam udać się do miasta-powiedział kierując dłoń kawałek w prawą stronę-tam hmm...-przerwał jakby szukał dobrego słowa-...doprowadzę naszą zgubę-zakończył chociaż i tak wiedział, że zrobią po swojemu i go nie posłuchają. -To lecę-dodał i zniknął. Jedyne co pozostało to przez chwilę bardzo mocny wiatr jaki wywołał przez swą szybkość i zapewne przez to potargał włosy owych niewiast. Elfka zamknęła oczy podobnie jak Rozalia. Czarodziejka uniosła wzrok za Tsusenem.
- Szpaner. – Mruknęła pod nosem. – Leć na orle, dogonię was. Nie mam zamiaru być więcej balastem. – Oznajmiła, patrząc na górę wzrokiem pełnym determinacji.
- Jesteś pewna? Możesz lecieć ze mną. – Oznajmiła elfka dosiadając orła.
- Tak, jestem pewna. – Odrzekła jej Rozalia, a na jej twarzy pojawił się niebezpieczny, chytry uśmieszek. – To kwestia honoru. Mam tu też coś do załatwienia – Dodała a złotowłosa elfka wzruszyła na to ramionami.
- Jak chcesz. – Oznajmiła i wzbiła się w powietrze.
Rozalia uniosła różdżkę w dłoni. Bardzo powoli, prostując ramię.
- Jak to mawiają: Jestem kobietą niezależną. – Mruknęła sama do siebie i zaczęła inkantacje. Jej oczy zaświeciły na fioletowo. Pod jej stopami pojawił się krąg magiczny, który zaczął się rozrastać. Jej włosy unosiły się w nieładzie a wokół jej ciała zalśniła powłoka z białego światła. Rozalia wolną ręką nasunęła kaptur na oczy. Przymknęła oczy i wypowiadając ostatnie słowo zaklęcia otworzyła je na nowo. Jej czoło skryte było w cieniu a oczy lśniły złotym światłem. Oczy czarodziejki zdawały się przybrać koci kształt. Uśmiech ekscytacji pojawił się na ustach dziewczyny.
- Jak ja dawno tego nie robiłam. Zapomniałam jakie to wspaniałe uczucie. – Oznajmiła. Spod jej spódniczki wyłonił się koci ogon, jej paznokcie były czarne i długie, ostro zakończone niczym szpony. Delikatnie uniosła pięty, odbijając się lekko od ziemi. Skoczyła na około dwadzieścia metrów nad ziemią wykonując obrót. Jedną dłonią ciągle trzymała kaptur jakby nie chciała aby spadł jej z głowy. W locie spojrzała na górę, odmierzając w głowie odległość. Wylądowała na gałęzi drzewa zwinnie jak kot. Przypięła różdżkę do nogi i spojrzała w dół.
- Tak myślałam. Magia nie kłamie. Nawet jeśli węch może cię okłamać, wampirze. – Wyszeptała sama do siebie patrząc na grupę zamaskowanych mężczyzn stojących pod drzewem na którym stała. Skoczyła zwinnie jak kotka, obracając się i kierując nogi w dół. Wylądowała na ziemi.
- Witam Panów. – Oznajmiła uprzejmie. – Kirk, Nerra, Karim i Ragnar. – Przeszła wzrokiem po mężczyznach, którzy byli widocznie w szoku, że ich rozpoznała. – Królowa przesyła pozdrowienia. Bardzo nie podobało jej się, że nie podporządkowaliście się jej rozkazom i uciekliście w góry. Podobno przyłączyliście się do jakiejś grupy przestępczej. Nie spodziewałam się jednak, że znajdę was tak szybko. Co za ułatwiający życie, niesamowity, zbieg okoliczności. Oszczędziliście mi sporo zachodu. – Oznajmiła i uśmiechnęła się chytrym uśmieszkiem. Skoczyła i nim zdążyli wyciągnąć różdżki zrobiła kilka zwinnych ruchów. Użyła pazurów celując w tętnice jednego z nich. Trysnęła krew. Niestety jego kompani nie zdążyli napatrzeć się jak martwe ciało pada na ziemię. Kolejny padł. Zaraz później kolejny a po chwili Rozalia wylądowała kawałek dalej. Machnęła dłonią schlapując krew ze szponów.
- Czarna magia jest niebezpieczna, chłopcy. – Oznajmiła ze stoickim spokojem po czym westchnęła. – Niestety to ona wychodzi mi najlepiej. – Mruknęła pod nosem. Jej oczy zalśniły niebezpiecznie spod kaptura. Uniosła wzrok. – Ciekawe co przegapiłam, na pewno już coś zmajstrował, wstrętny zboczeniec. – Mruknęła głosem pełnym irytacji. Odbiła się od ziemi i zwinnymi, kocimi skokami wspięła się trasą wskazaną przez Tsusena.


***


-W sumie mogłem zamienić się w dym-dopiero teraz sobie przypomniał o tym wampir. Jakby nie przejmując się ludźmi stojącymi za bardzo solidną stalową bramą przebił się przez nią rozdzierając ją równo na dwie połowy. Osoby stojące przed nią zostały odepchnięte nadziewając się na wystające kawałki. Osoby będące za nią zostały rozsmarowane po całej ścianie i jedynie było widać to plamy krwi wychodzące spod bramy i skapującej z góry teraz by można powiedzieć "drzwi" a nie bramy. Zatrzymał się po kilku minutach na pierwszym rozwidleniu -Iść od razu tam gdzie wskazuje mi ten naszyjnik czy troszkę się tu pobawić? Powinienem zdążyć nim dziewczyny przyjdą-pomyślał rozglądając się to na lewo, prawo to patrząc przed siebie.
-Hm-mruknął do siebie i spojrzał na wystający z miejsca gdzie ma serce metrowy kawałek klingi pochodzącej z półtora ręcznego miecza. Spojrzał kto jest za to odpowiedzialny i od niechcenia machnął ręką i pazurami odciął mu głowę.
-Ten metal będzie mnie wkurzał-mruknął do siebie sięgając do rękojeści. Gdy jej dotknął zabrał od razu dłoń z lekkim sykiem- poświęcona ech utrapienie-pomyślał odrywając rękojeść z kawałkiem ostrza, a resztę wyjmując sobie przodem.
-Nadasz się-stwierdził patrząc na martwe ciało, chlapnął na niego swoją krwią. Szybko coś wymamrotał. Osobnik zamienił się wpierw w jakąś czarną maź by następnie urosnąć tak że zajmował prawie cały korytarz. Do tego miał ogromną tarczę oraz miecz, niewielkie kawałki zbroi jaki i czarny poszarpany płaszcz. Zaś ciało wyglądało jak czarny szkielet pokryty skórą
-Zabij wszystkich. Nie ruszaj tylko 3 kobiet-oznajmił i przekazał mu do głowy obraz owych trzech kobiet. Po czym ruszył w stronę gdzie znajdował się obiekt poszukiwań. Postanowił też zostawić przy swoim stworku kulkę która gromadziła krew z poległych.


-Uwaga wchodzę-powiedział stojąc przed kolejnymi grubymi stalowymi drzwiami.
-Ta, to przynieś jeszcze kana..-Dało się słyszeć jakiś męski głos, który został przerwany przez przygniecenie drzwiami które wypadły razem z framugą.
-Pokażcie na co was stać-powiedział patrząc na trzech przeciwników i wyczuwając w nich coś co go intrygowało już od czasu przyjęcia tego zlecenia. Na jego ustach pojawił się uśmieszek widząc jak go atakują. Byli silniejsi niż normalni ludzie co mu się podobało bo dzięki temu miał nieco więcej zabawy. Bronił się spokojnie przed ich orężem pokrytym lekką warstewką srebra.
-P.poddaj się bo ją zabiję-powiedział trzeci przykładając ostrze do gardła Tiffy, w momencie gdy zabił jednego z jego towarzyszy. Przerażona Elfka o długich złotych włosach i obfitym biuście bała się nawet pisnąć. Stała nieruchomo. Spojrzała w oczy Tsusenowi i jej wyraz twarzy się załagodził gdy spostrzegła swoją córkę wbiegającą do pomieszczenia. Zrozumiała, że przyszedł jej pomóc na prośbę jej córki.
- Hmm- mruknął wyciągając w jego stronę dłoń-Nie ładnie-dodał gdy w jego drugą dłoń wbiło się do połowy ostrze-Wpierw ty- dodał- Miażdżyciel serc-mruknął, zaciskając dłoń z której pociekła krew jednak nie był ranny. Mężczyzna padł martwy na ziemię. Tą samą ręką załatwił ostatniego tak, że jego głowa poleciała w ścianę. Wyszarpał sobie ostrze z ręki i spokojnie uwolnił kobietę. W ostatniej chwili usłyszał kogoś za sobą. Odwrócił się ale dostał czymś mokrym po twarzy. Od razu odsunął się do tyłu zasłaniając ręką twarz i sycząc z bólu spowodowanym przez...poświęconą wodę. Z jego ust wydobył się pierwotny warkot. Wbił rękę w brzuch mężczyzny łapiąc go za kręgosłup i unosząc go tak do góry. Na twarzy nie miał fragmentu skóry a w niektórych miejscach widać było samą kość a dokładniej tak, że ukazywały jego kły z lewej strony.
-P.panie -wydukał mężczyzna szarpiąc się. Tsu rzucił nim o ścianę. W tym momencie dopiero spostrzegł znak na jego szyi. Błyskawicznie pojawił się obok niego łapiąc go za gardło.
-Kto ci dał to znamię!?-warknął zaciskając coraz mocniej dłoń i coraz bardziej przyciskając faceta do ściany. -GADAJ!-ryknął na niego.



***


Czarodziejka wbiegła na dziedziniec. Zdjęła kaptur z głowy. Ogon i pazury zniknęły a jej oczy wróciły do normalności. Zdjęcie kaptura z głowy powodowało zdjęcie czaru - to był powód dla którego Rozalia tak kurczowo trzymała go na głowię. Rozejrzała się po pobojowisku i westchnęła głęboko.
- Zostawić go na chwilę samego...- Mruknęła z politowaniem, kręcąc głową i dłonią masując sobie czoło. Niechcący nadepnęła na część zwłok. Skrzywiła się lekko. Obróciła się szukając wejścia, chcąc iść po śladach masakry za swoim Chowańcem. Tuż przed nią pojawił się znikąd dziwny stwór. Cofnęła się odruchowo o krok. Przestraszył ją. Uniosła różdżkę. Potwór rzucił mieczem w jej stronę. Stworzyła na szybko tarczę przed sobą. Jakież było jej zdziwienie kiedy miecz przeleciał tuż obok niej i wbił się w coś za nią. Odwróciła się. Usłyszała dźwięk upadania czegoś na ziemię. Spostrzegła tuż za sobą jednego z bandytów. Był martwy. Obróciła się w stronę szkielecianego rycerza.
- Pomogłeś mi?- Spytała zdziwiona i wtedy dostrzegła kule obok niego. Poznała ją od razu. Tsusen pokazał jej ją raz, czy dwa. – Więc jesteś wytworem Tsu...- Stwierdziła, przyglądając się mu badawczo.


- GADAJ!


Usłyszała krzyk z oddali.
- Tsu! – zawołała i rzuciła się pędem w stronę skąd słyszała jego głos


***



- GADAJ! – Zawołał wampir, zapominając całkowicie, że miażdży mu gardło. W taki sposób go zabił. Upuścił jego truchło na ziemię, klnąc pod nosem, po czym spojrzał na kobietę.
-Zapłatę odbiorę już teraz bo się przyda-stwierdził podchodząc do niej-nie będzie bolało-zapewnił. Tiffa spojrzała na swoją córkę, która skinęła twierdząco do matki dając jej znak że można mu ufać.
- Taki był układ. Elfia krew za pomoc. Moja albo twoja. – Oznajmiła do matki.
- Dobrze. – oznajmiła ze spokojem Tiffa. Nie protestując. Zdecydowanie wolała oszczędzić tego swojej córce. Tsusen zasłonił elfce oczy i wgryzł się w jej szyję, pijąc krew w taki sposób by nie czuła żadnych sensacji. Jej córka zacisnęła dłoń na mieczu. Powtarzając sobie, że to ona powinna być na miejscu matki. Jednak umowa to umowa. Wampir zdecydował.
Kilka sekund później do pomieszczenia wbiegła Rozalia. Ledwo łapiąc dech w piersi spojrzała przed siebie. Piękna, wyposażona kobieta o blond włosach stała w objęciach Tsusena. Dostrzegła, że pije jej krew. Nie mogła w to uwierzyć. Poczuła napływ zazdrości i smutku. Dolna warga jej zadrżała.
- Tsusen, co to ma znaczyć!? – Krzyknęła, nie wiedząc czemu poczuła się zdradzona i definitywnie była zazdrosna. – Już ci nie wystarczam?! – Krzyknęła w złości i wybiegła z pokoju. Tsusen zignorował to, wiedząc że w mgnieniu oka może ją dogonić. Po krótkiej chwili oderwał się od szyi elfki, zaleczając ją. Tiffa ze zdziwieniem dotknęła swojej szyi.
- To wszystko? – spytała, zaskoczona spodziewając się bólu a poczuła... Właściwie nic nie poczuła. – Dziękuje za pomoc i przepraszam za problem. Czy to...
Wampir nie odpowiedział gdy wskazała na Rozalię. Kobieta nagle spojrzała na młodą elfkę. Były do siebie bardzo podobne z wyglądu, chociaż ich postawa była zupełnie różna.
- Matko. – Oznajmiła oficjalnie dziewczyna. Tiffa uśmiechnęła się uroczo i podbiegła do niej, biorąc ją w objęcia.
- Myślałam, że już cię nie zobaczę. – Wyszeptała, głaszcząc ją po włosach i całując jakby odzyskała utracony skarb. Dziewczyna nie wytrzymała, z jej oczu pociekły łzy.
- Mamusiu! – zawołała i wtuliła się w nią, tonąc w jej objęciach. Tiffa zaśmiała się lekko.
- Jesteś jak ojciec. Udajesz silną a w środku jesteś taką delikatną osobą. – Oznajmiła rozbawionym głosem. Pogłaskała ją znowu.
-Przeniosę was teraz na zewnątrz— przerwał im Tsusenł, nie ukrywając nagłego pośpiechu, robiąc kilka ruchów dłońmi i przenosząc Tiffę i jej córkę przed górę. Po chwili sam zniknął pojawiając się przed Rozą, która zdążyła już wybiec na dziedziniec. Widząc go, rzuciła się biegiem w przeciwną stroną. Tsusen złapał ją jedną ręką w pasie, a drugą chwycił obie jej ręce gdy chciała go uderzyć i uchwycił je nad jej głową. Zdyszana Rozalia spojrzała na niego buntowniczo. Miała wypieki na twarzy i rozwichrzone włosy. Szybko oddychała.
-Czyżbyś byłą zazdrosna o to, że piłem inną krew niż twoją?- zapytał z uśmieszkiem a policzki Rozalii zarumieniły się jeszcze bardziej. Spojrzała na niego jeszcze bardziej buntowniczo. Szarpała się.
- Wcale nie jestem zazdrosna!– zaprzeczyła stanowczym tonem. Niestety efekt był mało przekonywujący. Miała łzy w kącikach oczu. Tsusen się roześmiał widząc ten rozkoszny wyraz twarzy. - Czy naprawdę musiałeś pić krew akurat... Ghy! Ona jest za ładna i zbyt... No wiesz!
- Jesteś zazdrosna. – Potwierdził z satysfakcją i z wyraźnym rozbawieniem-dla mnie krew jest jak dla ciebie woda lub pożywienie - wyjaśnił- a nim zapytasz czemu to zrobiłem to powiem, że po pierwsze potrzebowałem tego a po drugie byłem ciekaw jak smakuje elfia krew, bądź jej mieszanka-oznajmił z uśmieszkiem. Chwycił Rozę za biodro unosząc ją tak do góry i opierając o ścianę tak, że obejmowała go nogami a on dociskał ją tak do ściany w złośliwości. Nie wiedziała jak na to zareagować. Jej ciało przeszła fala gorąca. Znieruchomiała niczym sparaliżowana.
-Moja mała, zazdrosna, smakowita, ukochana -mówiąc to szeptał jej do uszka by na końcu pocałować ją namiętnie i gorąco z języczkiem by nie mogła nic powiedzieć i nic zrobić.
- Mhm! ...Hm..- Próbowała protestować w pierwszej chwili. Tsusen czuł jak pod wpływem namiętnego pocałunku się poddaje. Jej usta szukały jego ust. Jej język jego języka. Lata praktyki robiły swoje. Tak namiętnego i rozkosznego pocałunku Rozalia nigdy wcześniej nie doświadczyła. Czuła, że Tsusen dociska się do niej mocniej, chcąc poczuć dotyk jej ciała. Zadrżała czując jak jego ciało na nią reaguje Westchnęła lekko usiłując złapać oddech. Sama nie wiedziała ile czasu spędzili całując się, złaknieni siebie.

***


Po pewnym czasie Tsusen oderwał się powoli od ust Rozy.
-Resztę pocałunków dokończymy w pokoju-wyszeptał jej wprost do uszka muskając je delikatnie. -Dodatkowo będę musiał...-przerwał-...Hmm nie ma chyba dobrego słowa- stwierdził-po prostu będę musiał cię oznaczyć- powiedział-więc zacznij zastanawiać się nad symbolem. Ja bym ci zaproponował rozkwitającą różę- oznajmił- Jak wrócimy wyjaśnię ci dlaczego chcę to zrobić-dodał cmokając ją lekko w usta, a Rozalia uśmiechnęła się na ten czuły gest. -A teraz chodźmy do nich-dodał stawiając Rozę na ziemi i po chwili przenosząc się z nią przed górę. Rozalia złapała się za brzuch.
-Hm... Chyba wreszcie się przyzwyczaiłam. Nie chce mi się wymiotować. Swoją drogą to ciekawe, że miałam mdłości z tobą a kiedy przenoszę się za sprawą magii nigdy nic mi się nie dzieje. To pewnie kwestia przyzwyczajenia. Twoja „magia” nie jest do końca magią, więc mój organizm nie był do tego przyzwyczajony. Tak jak ciebie mdli gdy ja cię gdzieś przenoszę. Albo gdy przechodzimy przez portale na misjach.– Zauważyła i spojrzała elfią rodzinę przed nimi.
-Poczekajcie, powiedzmy że mam coś dla was- powiedział -Wyciągnijcie w moją stronę dłonie- powiedział-Może to trochę zaboleć lub nie to zależy od tego jak chcecie bym to wam dał-oznajmił spokojnie- Ech zanim zdecydujecie minie za dużo czasu-stwierdził. Rozgryzł sobie oba kciuki i lekko mazną krwią ich nadgarstki.
-Sprawiłem, że przez pewien czas nie będziecie czuły bólu-dodał po czym lekko paznokciami przejechał po wnętrzu ich dłoni tak że płynęła z nich krew. Uniósł ręce i zaczął poruszać palcami tak jakby zwijał sznurek bez poruszania nadgarstkiem. Krew jakby powoli szła do jego ręki. Gdy już do niej dotarła wziął tak jej trochę i zacisnął bardzo mocno ręce. Po niecałej minucie otworzył je ukazując małe czerwone kamyczki.
-To się nazywa krwawy kamień- zaczął- dzięki nim będziecie mogły komunikować się ze sobą na odległość, dodatkowo jeżeli ktoś chciałby za pomocą czaru włamać się do waszej głowy będziecie mogły przekazać mu tylko te informacje, które same chcecie mu pokazać lub dać błędne a on będzie uznawał je za prawdziwie-oznajmił kładąc kamyk z krwi Tiffy na dłoni jej córki i odwrotnie. Kamienie po chwili weszły w ich dłonie a rana się zasklepiła. Opaska z krwi Tsu również znikła. Rozalia przyglądała się na to z zafascynowaniem. Zawsze ciekawiły ją umiejętności Tsusena. Spojrzała na krwawą bransoletkę, którą stale nosiła na nadgarstku, a która zawsze dawała Tsusenowi znak, że grozi jej niebezpieczeństwo. Podejrzewała, że ta działa nieco inaczej niż „krwawy kamień”, ale wiedziała, że czuje się z nią bezpieczniej.
-Możecie mieć przez pewien czas wrażenie że coś was swędzi-stwierdził po czym znowu rozgryzł sobie kciuki i wysunął je w ich stronę-Napijcie się mojej krwi- oznajmił- Chyba nie chcecie przypadkiem aby druga widziała i słyszała jak zabawiacie się z kimś, prawda? Jak się napijecie kropli mojej krwi będziecie po prostu wiedziały jak to kontrolować i tyle-oznajmił spokojnie przewracając oczami. Rozalia nagle przybrała pełen konsternacji wyraz twarzy. Spojrzała na Tsusena podejrzliwie.
„To on ma takie zdolności...?”
Szybko zaczęła przypominać sobie różne sytuacje z ich misji. Między innymi jak swobodnie Tsu porozumiewa się z nią nieraz myślami.
„Czy to znaczy, że on kiedy chce może czytać mi w myślach?”
Jej twarz wykrzywiła się w gniewie.
„Ty podstępna kreaturo...”
Wycedziła w myślach, zaciskając ręce w pięści żeby powstrzymać się przed wywołaniem sceny przed Tiffą i jej córką.
- Dziękuje. To będzie bardzo pomocne. Nie wiem jak zdołam ci się odwdzięczyć. Zapłata którą wziąłeś była stanowczo zbyt mała. Mam w sobie większy pierwiastek elfa niż moja mama. Moja krew należy do ciebie. Proszę przyjmij ją. – Powiedziała córka Tiffy, rozpinając sobie koszulę u góry aby pokazać swoją szyje. Wtedy w Rozie przelała się szala gniewu.
- TSU-SEN. – Wycedziła przez zaciśnięte w przerażający uśmiech zęby. – TY TO PRZEWIDZIAŁEŚ, PRAWDA!? – Doszła do wniosku Roza i spojrzała na niego wzrokiem pełnym mordu. – Dorwałeś się wpierw do Tiffy, żeby jej córka poczuła się w obowiązku do zastąpienia jej miejsca i sama ofiarowała ci się jako wieczny wodopój! JUŻ CI NIE WYSTARCZAM TY ZBOCZONY WAMPIRZE!? – Wręcz wykrzyczała ostatnie słowa i rzuciła się z pięściami na Tsusena. Widząc jak Roza bezskutecznie usiłuje go dopaść, podczas gdy Tsusen robił zwinnie uniki definitywnie rozbawiony jej zachowaniem Tiffa zaczęła się śmiać.
-Nie przewidziałem tego-powiedział unikając spokojnie ataków Rozy -ale przypuszczałem, że może coś takiego zrobić-stwierdził- jeżeli uważasz że to co odebrałem to za mało-przerwał w zamyśleniu dając się uderzać Rozie pięściami w klatę-napełnij tą fiolkę coś czuję, że kiedyś mi się może przydać-stwierdził rzucając jej lekko niewielką fiolkę oraz małą maść. Po chwili jej córka też zaczęła się śmiać. Rozalia przestała szarpać Tsusena za koszulę i spojrzała na nie zdezorientowana.
- Wybacz Rozalia. – Powiedziała nadal nie mogąc powstrzymać śmiechu Tiffa – Jednak wasze zachowanie tak bardzo przypomina mi Louise i Saito. Jesteście uroczy. – Po tych słowach Tiffa przestała się śmiać a Roza zapłonęła wstydliwym rumieńcem i się uspokoiła.
- Myślę, że powinniśmy iść Tsusen. Dadzą sobie radę. – Oznajmiła oschle Rozalia odwracając się w przeciwną stronę i chcąc odejść. Tsusen widział, że chciała ukryć zawstydzenie w ten sposób. Bez pożegnania zaczęła iść w stronę miejsca gdzie zostawiła swojego konia. Córka Tiffy podeszła do wampira i podała mu fiolki ze swoją krwią.
- Proszę. Jeszcze raz dziękuje za pomoc. Chodźmy mamo. – Oznajmiła i razem z matką zniknęły w lesie.



***


Rozalia usiadła na łóżku. Widocznie zmęczona zdjęła wierzchnie ubranie i przetarła dłońmi twarz.
- Mówiłeś coś o jakimś znaku. Wytłumaczysz mi teraz o co chodzi? – Spytała i oboje usłyszeli burczenie jej brzucha. Rozalia zarumieniła się zakłopotana. – Może najpierw pójdę coś zjeść. Stołówka powinna być chyba jeszcze otwarta... – Zaczęła się zastanawiać na głos.
- Odpocznij, ja ci coś przygotuję i później wytłumaczę o co chodzi z tym oznaczeniem-stwierdził i spokojnie poszedł do kuchni by przygotować w posiłek dla Rozy.
- Dziękuje. – Oznajmiła i gdy zniknął za drzwiami położyła się na łóżku. Była wykończona. Przewróciła się na jeden bok i zamknęła oczy. Poczuła, że ktoś ją objął. Uśmiechnęła się lekko. – Szybko wróciłeś, mam nadzieje że w pośpiechu nie zrujnowałeś kuch... Ach! Tsusen!? – poczuła wkłucie w szyje i paraliżujące uczucie bólu mu towarzyszące. Tsusen nigdy nie ugryzł jej w taki sposób. Łapczywie zasysane łyki krwi przyprawiały ją o zawrót głowy. – Tsusen! Co w ciebie wstąpiło!? Przecież przed chwilą piłeś, opanuj się! – Nagle poczuła zimny dreszcz, który przeszedł przez całe jej ciało. Coś sobie uświadomiła. Zamilkła a jej twarz przybrała blady odcień. Powoli skierowała swoje spojrzenie w dół na rękę na swoim brzuchu. Ręka ta nie przypominała dłoni Tsusena. Czarne długie szpony napierały na jej brzuch. Przełknęła głośno ślinę.
„To nie jest jego zapach.”Poczuła, że ktoś siłą wdarł się do jej głowy.
- Już się zorientowałaś? Szkoda. Za szybko. Twoja strata, dziewczyno. – Usłyszała czyjś głos odbijający się echem po jej myślach. Patrzyła jak krwawa bransoletka jaką założył jej Tsusen rozpływa się na jej nadgarstku a czarne krople powoli upadają na pościel.
- Widzisz to? To twoja nadzieja na to, że cię odnajdzie, powolutku topnieje na twoich oczach. Nie martw się. Nic nie podejrzewa. Dowie się o tym gdy już będziesz w mojej mocy. Nie będziemy go niepotrzebnie stresować, prawda?
Rozalia usłyszała przerażający śmiech w swojej głowie po tych słowach. Obcy wampir założył w udawanie pieszczotliwym geście kosmyk włosów za jej ucho. Delektował się swoją ofiarą.
- Pewnie zauważyłaś już to drętwiejące uczucie rozchodzące się po twoim ciele. To chciałaś wyciągnąć, prawda? – Spytał machając jej różdżką przed twarzą. Podczas całej tej przemowy sączył powoli jej krew, czuła że wpuszcza coś w zamian.- Szkoda, że twoja ręka nie chciała cię słuchać kiedy próbowałaś wysilić mięśnie aby po nią sięgnąć. Nie żeby to coś dało. – Zakpił z niej, dobrze się przy tym bawiąc. Nagle znowu się roześmiał. – Nie wierzę. Naprawdę nigdy nie użył na tobie jadu. To jest dla ciebie zupełnie obce. Biedactwo. Byłoby dla ciebie lepiej gdyby jednak czasem go użył. Nie byłoby to dla ciebie takim szokiem. Szkoda, nie mamy czasu. Masz wygodne łóżko. Jednak jak się nie pospieszę Mistrz nas tak zastanie. A tego bardzo, ale to bardzo nie chcemy. Dokończymy u mnie.
W chwili gdy usłyszała ostatnie słowo jego wypowiedzi pociemniało jej przed oczami. Wampir wstał oblizując wargi.
- Nic szczególnego. Dziewica jak dziewica. Spodziewałem się czegoś bardziej zaskakującego w jej krwi. – Skomentował i zarzucił sobie dziewczynę na ramię.
- Hm... Myślę, że to wystarczy. Powodzenia... Mistrzu Tsusenie.
Szarlatański śmiech rozbrzmiał po pomieszczeniu. Wampir zniknął razem z Rozalią pozostawiając tylko jej „obecność” by zmylić jej ukochanego. Na śnieżnobiałej pościeli, na wielkim mahoniowym łóżku Rozy z baldachimem widniał krwawy napis wypisany pismem szaleńca, niczym cięcia nożem.

„Zawsze lubiłem cudze zabaweczki.”

Krew należała do Rozalii.