sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział XII



               Sen powoli rozmył się w świetle porannego słońca padającego na nią zza jedwabnych, przezroczystych zasłon. Odetchnęła głęboko czystym i orzeźwiającym powietrzem i otworzyła powoli wciąż senne oczy. Chwile trwało,  zanim zorientowała się,  w jakiej znajduje się sytuacji. Skupiła bardziej wzrok na twarzy przed sobą. Zaraz.  Jakiej twarzy!? Otworzyła oczy szerzej, niedowierzając. Po chwili zaskoczenia uświadomiła sobie co się dzieje. Leżała. Obejmowała ramionami nikogo innego, tylko właśnie Tsusena… Co gorsza, nogami oplatała jego nogi, dotykając swoim udem lekko jego pasa. Jakby nie wiadomo co właśnie robili. Jego głowę tuliła lekko do swej piersi, wplatając delikatnie dłonie w jego srebrne włosy. Natychmiast poczerwieniała, nie wiedząc jak „wyplątać się” z tej kompromitującej sytuacji.
„Błagam… byleby tylko się nie obudził, zrobię wszystko, tylko niech ten idiota się teraz nie budzi!”
Zawołała rozpaczliwie w myślach, starając się, wysunąć ramie spod jego ramienia, podczas gdy jej serce sprawiało wrażenie jakby zaraz miało wyskoczyć jej z piersi i wylecieć przez okno. Nie wiedziała czy to przerażenie, zażenowanie czy może coś czego nie potrafiła jeszcze do końca wytłumaczyć. Nie wierzyła po prostu w to co się dzieje, a raczej chciała w to nie wierzyć. Nim kichnął znowu zamienił się w kotka który wylądował między piersiami Rozy.  Lekko uniósł powieki. Wstrzymała na moment oddech, nieruchomiejąc.
„Zaśnij, zaśnij, zaśnij.”
W tej postaci wyglądał bardzo słodko, poruszył lekko łapkami dotykając tak jej piersi, zawinął się w kulkę i znów zasnął. Zarumieniła się zaskoczona i zażenowana.
-„Z..z.. zboczeniec, ale..ale on..”
Pomyślała ze złością, która ustąpiła rozczuleniu. Był tak rozkoszny i słodki w tej postaci, że nie potrafiła się opanować. Przytuliła go znowu do siebie, mierzwiąc czule jego puchate i miękkie futerko
„On jest taki słodki!”
Pisnęła  w myślach, po czym zastygła na chwile w bez ruchu, wracając do rzeczywistości.
-„To nie kotek! To tylko twój głupi sługa! Opanuj się!” – skarciła się w myślach i znów rozluźniła uścisk, odsuwając  od niego i siadając na łóżku.  Założyła kosmyk za ucho, patrząc na mała kocią kulkę przed sobą. Nagle przypomniała sobie, ze to dzisiaj musieli stawić się przed Królową. Miała dla nich kolejne ważne zadanie, oraz chciała podziękować osobiście Tsusenowi za bezcenną pomoc podczas wojny między sąsiadującymi królestwami. Cicho wstała aby go nie obudzić i powoli przygotowała się do wyjścia. Założyła na głowę kapturek, zasłaniając pod nim oczy i znowu podeszłą do łóżka. Westchnęła, teraz już musiała go obudzić, nawet jeśli tak słodko i niewinnie spał.
- S..s..sługo, wstawaj – wybełkotała niezdarnie, lekko zdezorientowana przez jego tymczasową postać.
Zamiauczał leżąc na plecach z łapkami wyciągniętymi do góry, wyglądał tak bardziej słodko niż wcześniej. Po niecałej minucie kichnął zamieniając się z powrotem w człowieka tyle, że miał koci ogon i uszy oraz siedział po turecku z rozbrajająco słodką minką. Wierzchem dłoni zaczął przecierać oczy jak kot machając na boki ogonem co dodawało mu dodatkowego uroku.
- Co jest?- zamruczał, przeciągając się jak kot.
- Nie „co jest”, tylko wstawaj, Królowa nas wzywa – oznajmiła chłodnym i dumnym tonem i  odwróciła się do niego plecami, chowając różdżkę, tam gdzie zwykle i idąc w stronę drzwi, udając że jest odporna na jego urok. 
- No dobrze ale mogę się chociaż nieco odświeżyć, co? -zapytał i nie czekając na jej odpowiedź wszedł do łazienki gdzie szybko się umył i po wytarciu ubrany w swoje ciuchy ruszył za Rozą. Zajęło mu to wszystko z dwie minuty. Jego ogonek i uszka ruszają się lekko i kusząco.
- Ciekawe po co nas wzywa?- mruknął do siebie w zamyśleniu.
- Chce z tobą porozmawiać – powiedziała spokojnie, idąc korytarzem. Nie wzruszona na jego ciche pomruki, szła pewna siebie z widocznym opanowaniem i zdecydowaniem na twarzy, oraz spokojem.  Wszystko zaczęło wracać do normy.- I ze mną, oraz powierzyć „bardzo ważną i wyjątkową misją” – zacytowała, trzymała w rękach jakieś zawiniątko. Które nie rzucało się za bardzo w oczy. Kilka minut później byli już na dziedzińcu, gdzie czekał na nich powóz . Roza poczekała aż otworzy jej drzwi, poganiając go surowym i gniewnym spojrzeniem, by następnie wejść do powozu i usiąść na tym miejscu co zwykle.
- Chodź tutaj, mam coś dla ciebie, właściwie dwie rzeczy – oznajmiła spokojnie, opierając się o oparcie siedzenia i czekając aż wejdzie.  Wzruszył tylko ramionami na jej stwierdzenie i wszedł do środka patrząc się na nią.
- Aż się boję tej wyjątkowej misji-powiedział spokojnie kręcąc lekko na boki głową.
- Nie ty jeden – odparła zrezygnowanym głosem – proszę – powiedziała, podając mu kopertę – to list od mojego ojca do ciebie – dodała spokojnie wręczając mu list.
Tsusen wziął go i otworzył, przyglądał się przez chwilę listowi. Saito najwidoczniej z przyzwyczajenia napisał go w języku Tristtein.
 -Nie potrafię pisać i czytać w waszym języku-mruknął podając jej list.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Dziwne... spodziewałam się, że napisze w tym waszym dziwnym języku - przyznała i wzięła od niego list - przeczytam - dodała i spojrzała na list.
-" Kopę lat Tsusen. Mam nadzieje, ze moja córka nie daje ci tak w kość jak mi moja droga Louise. Ha ha. Jaka matka taka córka, cóż. Piszę aby was zaprosić do naszego domu, pogadamy jak za starych dobrych czasów.  Ciekaw jestem czy coś się zmieniło odkąd zniknąłem. 
PS: WARA OD MOJEJ CÓRKI ZBOCZEŃCU! ZNAJĄC CIĘ PEWNIE JUŻ SIĘ DOBRAŁEŚ DO MOJEJ MAŁEJ, ŚŁICZNEJ CÓRECZKI ZBOCZONY WAMPIRZE!”

Gdy przeczytała dopisek zamarła, nie zważając na to, ze to nie jest jej list, zgniotła go w dłoni, powstrzymując frustrację.
- Co on sobie do kurwy nędzy wyobraża..!? Że niby ja i ten zboczony, napalony na wszystko co się rusza, narwany wampir masochista...!? - wycedziła i mroczna aura aż zapłonęła wokół niej złowrogo.
-Zgadzam się z tym, że jestem masochistą ale narwany nie jestem. Bardziej ty jesteś narwana i zboczona- powiedział spokojnie a jej brew podskoczyła z wściekłości.
- Ten debil mnie załamuje- mruknął-nie widzę powodu dla którego miał bym się do ciebie dobierać-pomyślał, a jej znowu zadrgała brew.
- Masz jakiś problem?  Sugerujesz,  że nie jestem atrakcyjna!? – wycedziła, a wokół niej znów zapanował mrok. Oddała mu zmasakrowany  list, powstrzymując się przed zmienieniem go w coś jeszcze gorszego niż był teraz
– Sam jesteś zboczeńcem! Ja nie rozbieram ludzi z byle powodu, nie drażnię dziewczyn na lekcjach, nie wprawiam cię w jakieś dziwaczne uczucie, od którego aż miękną kolana, nie mówię zboczonych rzeczy i nie grożę co chwilę, że cię zgwałcę, więc daruj sobie te oszczerstwa na mój temat! – wycedziła wściekle, wpijając paznokcie w siedzenie aby się opanować, aż w końcu wbiła sobie drzazgę pod paznokieć i syknęła z bólu.
„Przynajmniej złość mi przeszła” – stwierdziła w myślach, wzdychając i przyłożyła palec do ust, aby wyciągnąć drzazgę spod paznokcia, z którego ściekała świeża, czerwona, soczysta  krew.
- A czy ja powiedziałem, że nie jesteś atrakcyjna? –zapytał i wzruszył ramionami, ignorując resztę jej wypowiedzi.
- Tak to zabrzmiało – mruknęła pod nosem , a on od niechcenia złapał jej dłoń, przysuwając ją do siebie i wargami delikatnie musnął jej delikatną skórę, a po ranie nie było śladu. Jak gdyby nigdy nic oparł się znów o siedzenie, a Rozalia zamarła na co najmniej minutę zdezorientowana.
- M...mam coś jeszcze dla ciebie…– mruknęła pod nosem, biorąc zawiniątko z siedzenia. Rozwinęła kawałek materiału ukazując stary, mocno używany sztylet. Jednak biła od niego jakaś moc, potężna magia. Wziął zawiniątko i chwycił sztylet. Omiótł go wzrokiem bez większego zainteresowania i przyczepił do paska.
- Nie wiem czemu mi go dajesz, ale dzięki - powiedział spokojnie i zamknął oczy, a ona westchnęła lekko.
- To nie jest zwykły sztylet, przyjrzyj się mu, emanuje magią… Kupiłam go niedawno, to bliźniacza broń, jak tamta należąca do twojego przyjaciela, może ci się przydać - powiedziała spokojnie - wiem, że jesteś silny… ale... chyba mogę czasem kupić jakąś broń mojemu Chowańcowi, prawda? - dodała ciszej i spojrzała przez okno, ukrywając zakłopotanie.
- Wiem, że emanuje od niego magia, bo jako wampir wyczuwam coś takiego-powiedział spokojnie
-po prostu mnie zaskoczyłaś tym , że go dla mnie kupiłaś –oznajmił -na pewno się przyda-dodał spokojnie.  Nic już nie powiedziała, po wyrazie jego twarzy zrozumiała, że to koniec ich rozmowy.
Spojrzała przez okno, patrząc jak krajobraz przewijał się po drugiej stronie, byli już niedaleko zamku. Westchnęła cicho, gdy wjechali za bramę i powóz się zatrzymał.
Tsusen wstał i wyszedł z powozu, pomagając wygramolić się zeń Rozie. Oboje ruszyli zamkowym korytarzem do sali audiencyjnej Królowej Henrietty. Skłoniła się nisko przed Królową i spojrzała na nią wzrokiem pełnym szacunku i oddania.
- Wzywałaś, Pani - powiedziała spokojnie.
- Och, Rozalia, Tsusen, miło mi was widzieć. Wybaczcie, że tak nagle was wezwałam, nie podając przyczyny. Tsusenie, chciałabym przedstawić ci moją córkę, Lalę. Bardzo chciała cię poznać, gdy opowiedziałam jej o twoich zasługach - oznajmiła z tak szczerym i pięknym uśmiechem, że każdy na tak urzekający widok straciłby dla niej serce. Roza otworzyła usta, wyciągając dłoń w stronę Królowej, jakby chciała coś powiedzieć. Widocznie coś przemknęło jej przez myśl, ale się powstrzymała, pamiętając o dobrych manierach.
- Nic takiego - powiedziała cicho, patrząc w innym kierunku i jakby spodziewając się zagłady.
Gdy usłyszał, że córka królowej chce go poznać skierował kocie uszka w jej stronę, lekko uniosło mu się futerko na ogonie przypominając sobie ostatnie takie wezwanie w swoim świecie.
- Nic takiego nie zrobiłem-powiedział kłaniając się nisko by po chwili wolno się wyprostować.
- Ależ twoja pomoc była nieoceniona, bez ciebie... nawet wolę nie myśleć, co by się stało. Bardzo ci dziękuję, ja i Królestwo. - Oznajmiła, zamykając oczy. Wciąż miała w pamięci szkody wyrządzone przez wojnę.
-  No tak, to moja córka, Lala - powiedziała i do sali tronowej weszła z pozoru ułożona i grzeczna dziewczyna, zamknięto za nią drzwi. Uniosła głowę by spojrzeć z pięknym, olśniewającym uśmiechem na wybawiciela jej matki i nagle... jej zachowanie diametralnie się zmieniło, a Roza westchnęła.
- KYAA! ON jest cudowny, matko! I taki seksowny – zawarczała, szczypiąc go w jędrny pośladek.
- Zaczęło się... – mruknęła cicho Roza pod nosem, z lekkim westchnieniem, masując sobie czoło jakby miała migrenę.
- Ty jesteś Tsusen, prawda? KYA! Mamo! Nie mówiłaś, że ma takie cudaśne... gadżeciki - dodała z chytrym uśmieszkiem i nawet nie próbując się powstrzymać, zaczęła mierzwić mu uszka i ciągnąć go zadziornie za ogonek.
- Wcześniej ich nie miał, właśnie miałam o to spytać, ale... - powiedziała cicho Królowa, której przerwała Roza, wyraźnie zmęczona już tą sytuacją, mówiąc:
- Długa historia... - z lekkim załamaniem, patrząc kątem oka na Lalę dręczącą jej chowańca. Zaśmiała się wrednie pod nosem, patrząc na jego sytuację.
"Wszechświat znów jest po mojej stronie" - zakpiła w myślach, patrząc na niego z wyższością.
Stał spokojnie, starając się powstrzymać przed wysunięciem pazurków i zadrapaniem dziewczyny w dłoń. Gdy tylko uniosła ręce, by drażnić go na nowo, ten zniknął i zawisł na żyrandolu.
"Oj Roza, Roza nie zapominaj, że ten kotek ma pazury"- pomyślał, uśmiechając się pod nosem sadystycznie.
- Ja naprawdę nic takiego wielkiego nie zrobiłem-powiedział, zerkając na królową.
- Ja tylko tro...-mówiąc to było widać lekki dymek i zamienił się w małego słodkiego kotka-...chę pomogłem-dodał. Lali aż oczy się zaświeciły na jego widok.
"Zaczyna mi się to podobać" – pomyślała Roza, zasłaniając usta dłonią z cichym, wrednym chichotem.
- KOTEK! - zawołała zachwycona Lala, patrząc na niego z blaskiem w oczach, niczym myśliwy który właśnie upolował zwierzynę. - Z każdą chwilą robisz się coraz ciekawszy - zawarczała lekko.
                Wampir się załamał. Świadczyć o tym mogły oklapnięte uszka i zwisający bezruchu ogon.
-"Zemszczę się Roza, oj zemszczę"- pomyślał, a Roza spojrzała na niego obojętnie.
" Może jednak powinnam zacząć interweniować? Jeszcze go zatula na śmierć. Choć kara definitywnie się mu należała…"- myślała -" nie no, nie mogę patrzeć jak się biedak męczy, już ja dobrze wiem jak Lala potrafi być upierdliwa" – stwierdziła, przypominając sobie przymus zabawiania Lali w dzieciństwie.  Przeszedł ją dreszcz i pokręciła głową, by się opanować. Odchrząknęła.
- Tsusen, zejdź na dół, zapomniałam ... - szybko się namyśliła -... wziąć leku na migrenę z powozu, strasznie boli mnie głowa a wiesz, ze ufam tylko własnym recepturom. Idź natychmiast po niego, bo zaraz zwariu...- Oznajmiła  z westchnieniem, masując sobie skroń. To oczywiście było kłamstwem, ale chciała by miał szanse na ucieczkę, a tylko tak nie naraziłby się Królowej i Lali.
- Och nie! Biedaczek! Ktoś go zaczarował! - Jednak Królowa jej przerwała, chyba po raz pierwszy nie zwracając na nią uwagi. Kompletnie zbiła ją z pantałyku. Machnęła różdżką, ściągając go z sufitu. Kiedy chwyciła go w dłonie, uniosła lekko, spoglądając na niego z wielkim współczuciem.  
Zdziwił się bardzo. Opuścił lekko lewe uszko i przekrzywił główkę w prawo, patrząc na królową w zdziwieniu.
- O co chodzi? –zapytał ciekawsko, czemu go trzyma.
- Och, nawet nie wiesz, co się dzieje - powiedziała niezwykle wzruszona - wiem! Saito opowiadał kiedyś historie ze swojego świata! Jeśli cię pocałuję pewnie czar pryśnie! Tak! Na pewno o to chodzi! - oznajmiła zdeterminowana i powoli zaczęła przybliżać do niego usta.
- K.. królowo Henrietto! To nie tak!- zawołała Roza, rumieniąc się i wyciągając dłoń w stronę monarchini, aby ją zatrzymać. Nie zdążyła. Tsusen zamarł zaskoczony, jakby co najmniej uderzył w niego meteoryt. Gdy Henrietta nachyliła się, aby pocałować go po raz drugi, nagle powrócił do swojej ludzkiej postaci, ubarwionej jednak o kocie uszy i ogon. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, zatoczył się, lecz po chwili odzyskał wzrok. Zobaczył leżącą na sobie królową. "Chyba się poślizgnąłem"- pomyślał,  leżąc bez ruchu tak dla swojego bezpieczeństwa.
 - C...c....c..c.co ty najlepszego wyprawiasz!? Zejdź z Królowej! Natychmiast! – rozkazała zażenowana.
- To nie fair! To ja miałam być twoją kochanką! A ty już dobierasz się do mojej matki! - powiedziała urażona Lala, zakładając ręce na piersi.
Uniósł zdziwiony wzrok na Rozę, jakby licząc, że wyjaśni jej jak znalazł się w takiej sytuacji.  Natychmiast chwycił królową za ramiona, odsuwając ją na bezpieczną odległość i zwinnym ruchem wstał z ziemi. Wplótł dłoń w swoje włosy, usiłując pozbierać myśli. Rozie drgała lekko brew. Podała dłoń Królowej Henrietcie i pomogła jej wstać.
- Bardzo przepraszam za mojego sługę, to przeze mnie tak teraz wygląda... niedługo powinno mu przejść - powiedziała spokojnie,  przepraszająco się kłaniając - czy wezwała nas Królowa jeszcze z jakiegoś innego powodu?.- Dodała po chwili, usiłując puścić w niepamięć całe to zdarzenie.
- Tak, mam do ciebie prośbę, Rozalio - powiedziała spokojnym i odrobinę zmartwionym głosem Henrietta, patrząc na swoją poddaną . - Chodzi o Lalę, proszę, dostałam bardzo niepokojącą wiadomość od moich informatorów. Zdaje się, ze wiele grup przestępczych może ją obrać jako cel, a ma teraz wyruszyć do księcia Williama - gdy to powiedział, a Lala zrobiła skwaszoną  minę, najwidoczniej nie uśmiechała jej się wizyta u księcia Willa. Zwłaszcza, że matka już od dawna usiłowała ją z nim wyswatać. Prychnęła lekko obrażona, a Henrietta westchnęła.
- Proszę, liczę na was - ta wiadomość spadła na Rozę jak grom z jasnego nie nieba. Niańczenie Lali, w dodatku zakochanej szalenie w jej Chowańcu, przerażało ją bardziej niż nie jedna misja… Zamilkła na chwilę, po czym zaczęła:
- Tak, pomogę Waszej Wysokości, to dla mnie wielkie zaszczyt, mam nadzieję, że podołamy tak ważnemu zadaniu - odparła spokojnie.
- Słyszałeś kochanie!? Spędzimy razem tak duuuuużo czasu razem! - zaćwierkała radośnie Lala, już się do niego tuląc, natarczywie wciskając mu swoje piersi w plecy. 
Stłumił westchnienie załamania, czując na plecach Lalę. "Mam nadzieję że Roza mnie jakoś ocali"- pomyślał, idąc do karety. Miał nadzieję, że nie będzie go molestować za bardzo, chociaż wątpił, by dała mu spokój. Rozalię natomiast zalewała krew. - Lala! Tak dawno cię nie wiedziałam! Musisz mi koniecznie opowiedzieć co się wydarzyło! - zawołała,  biorąc, ją pod ramię i siadając z nią na siedzeniu - Tsusen, biegnij za powozem. Musimy sobie pogadać - oznajmiła, pokazując mu gestem dłoni, aby zamknął drzwiczki.
- Co!? Aleee... myślałam, że mnie nie lubisz - burknęła, chciała siedzieć obok Tsusena.
- Ależ skąd ten pomysł? Tak bardzo się za tobą stęskniłam! - odparła z uśmiechem. Nie wiedziała czemu, ale jakoś perspektywa słuchania jej paplaniny była lepsza od patrzenia jak dobiera się do jej Chowańca. "Oj słono mi za to zapłacisz... już ja ci dam nauczkę jak wrócimy do szkoły" - wycedziła w myślach. 
- Skoro muszę - powiedział, zamykając drzwi -będę czasem wybiegał do przodu, by sprawdzić czy nikogo nie ma.
Po około pół godzinie słychać było jak ktoś mocno uderzył  pięścią w dach powozu. Woźnica natychmiast się zatrzymał a drzwi  otworzyły się z hukiem. Zirytowana Roza wyszła z karety, zaciskając dłonie w pięści.
- Czas na postój - wycedziła przez zęby, nawet nie siląc się na uśmiech. Mając już serdecznie dość towarzystwa księżniczki. 
 -Co  jest?- zapytał tak, by tylko Roza to usłyszała.
- Nie pytaj - wycedziła cicho przez zęby, a brew jej mocniej zadrgała, poszła lekko w las by odetchnąć i choć trochę się uspokoić. "Jeszcze kilka minut obok niej i szlak mnie trafi..."
- Przyniosę drewno na opał i rozstawię namiot –powiedział, znikając w lesie. Kiwnęła głową i znów się odwróciła. Po kilku minutach Tsusen przyniósł drewna na całą noc. Szybko rozstawił dwa namioty i zaczął rozpalać ognisko. Gdy ognisko się paliło, znowu zniknął by wrócić z rybami i mięsem. Roza była już wtedy odrobinę uspokojona.
- Nasza księżniczka działa mi na nerwy już od dzieciństwa. Jak TAKA OSOBA może być córką tak wspaniałej, dobrej i czułej osoby jak Królowa Henrietta!? - oznajmiła z lekkim załamaniem w głosie. Szanowała Henriettę równie jak matkę, jako osobę - nie królową. 
- Cóż, dzieci zazwyczaj są nieco inne-oznajmił po zastanowieniu. -Mój ojciec zabawiał się z każdą kobietą, pił i jadł na umór-powiedział spokojnie - a jak widzisz, ja taki nie jestem. Spojrzała na niego wymownoe, ale nic nie powiedziała.
-  Pojdę po Lalę, by coś zjadła-  powiedział spokojnie Tsusen, choć niechętnie i zapukał w drzwi powozu-chodź, posiłek jest gotowy.
Westchnęła, ciągle ostatnio o tym wspominał. Miała wrażenie, ze jest też bardziej rozdrażniony niż zwykle. "Może jednak się mylę..." - przeszło jej przez myśl.
- Tsusen! – zawołała rozweselona Lala i rzuciła mu się na szyję. Zachichotała. Westchnął załamany i ruszył spokojnym krokiem do ogniska, przy którym usiadł, wziął rybę i zaczął ją jeść.
- Czekaj! Czekaj! Pokarmię cię! Powiedź... AAAA! - oznajmiła i gdy przykładała mu jedzenie do ust...Ścisnęła jego interes przez spodnie, tak, że na sam widok nawet Rozę przeszły ciarki.
„To będzie długa misja..”
Pomyśleli oboje.