poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział IV


         Po południu pod bramą Akademii Magii Tristtein czekał już powóz. Elegancka karoca wykonana z jasnego , brązowego drewna przyozdobiona w niektórych miejscach frędzlowatymi wzorami. Na czele powozu siedział już przygotowany do drogi Ryshard – zaufany woźnica panienki Valliere, zajmujący się również jej osobistymi końmi w szkolnej stajni. Do wyruszenia na pierwszą w tym roku misję brakowało tylko… no właśnie – Panienki Valliere i jej Chowańca.
- Nie ociągaj się, sługo- zabrzmiał surowy głos Rozalii, która właśnie w tym momencie zabrała z biurka rozkaz od Królowej Henrietty oraz swoją różdżkę – dość niebezpieczną w jej rękach. - Zastanawia mnie miejsce, do którego mamy się udać- westchnęła.- Mam nadzieję, że nie będzie problemów…- mruknęła pod nosem w załamaniu. Nałożyła kapturek na głowę i ukryła oczy pod białym materiałem. Podeszła do drzwi.- Idziemy- rozkazała. Chowaniec mruknął tylko coś pod nosem, po czym ruszył za Rozą.


***

       Nie minęło kilka chwil, kiedy byli już przed powozem.
- Otwórz, sługo…- mruknęła do Tsusena, podchodząc do drzwiczek a on otworzył drzwi powozu, jak kazała.
-Proszę, Pani -mruknął, przewracając wzrokiem. Poczekał, aż wejdzie do środka, po czym zamknął drzwi. Usiadła na swoim miejscu. Zauważyła, że nie wsiadł.
- Wsiadaj…- mruknęła.- Czekasz na moje zaproszenie..!?- warknęła na niego z powozu.
- Czekam , aż powóz ruszy-powiedział, wzruszając ramionami. Westchnęła w załamaniu.
- Mam rozumieć, że masz zamiar wsiadać podczas jazdy…? Rzeczywiście lubisz wyzwania…- mruknęła.- A może wolisz biec za powozem..? Mnie to szczerze nie interesuje, jeśli chodzi o misję, i tak nie znam wszystkich szczegółów, tylko cel dojazdu…- dodała - rób co chcesz- oznajmiła, przewracając oczami . Zerknęła za okno czekając aż powóz ruszy.


 ***

       Gdy powóz ruszył, założył słuchawki i zaczął spokojnie biec obok. Roza po jakimś czasie zerknęła na niego przez okno z ciekawości.
- … On naprawdę biegnie za powozem… - stwierdziła w załamaniu. Tsusen zsunął jedną słuchawkę z ucha, biegnąc obok karety. Rozmawiał z woźnicą, tak jakby byli dobrymi przyjaciółmi, na co ukradkiem patrzyła Roza. Czas powoli mijał, było dość spokojnie. Przyjemne wiosenne słońce oświetlało powóz mijający piękne bory, z których od czasu do czasu wyłaniała się sarna lub inne leśne zwierzę. Niewielkie stawy i pagórki nadawały piękna temu światu,a w niektórych miejscach w spokoju pracowali wieśniacy zbierający zbiory typowe dla tej pory roku. Wszystko wydawało się takie spokojne. Pod wieczór dotarli wreszcie do celu podróży- niewielkiego baru, tętniącego życiem i zabawą. Na szyldzie widniał napis " Maid ". Roza wyszła przed powóz, który natychmiast odjechał ,aby nie rzucać się w oczy. Zwróciła uwagę na szyld.
- To tutaj…- oznajmiła, patrząc jeszcze raz na adres, napisany starannym pismem przez Królową Henriettę. Naciągnęła bardziej kaptur. - Nie rzucaj się w oczy… jesteśmy tutaj pod przykrywką, nikt nie może wiedzieć, że jestem szlachcianką. Rozumiesz…?- szepnęła i minęła go, kierując się w stronę wejścia do tawerny.
- Jak tam chcesz-mruknął obojętnie, jakby rozmawiał z przyjaciółką. Jego ubranie wyglądało na bardzo zniszczone, więc raczej nie rzucał się w oczy. Spokojnie wszedł za Rozą do budynku, który wyglądał jak każda inna gospoda. Drewniana, z wieloma filarami również z jasnego drewna. Jednak o tej porze oświetlone przez szeregi świec zawieszonych na ścianach i stojących na niewielkich, okrągłych stolikach, wnętrze tawerny wydawało się ciemne, dodając mroku temu miejscu. Przy każdym stoliku stało po kilka krzeseł zajętych przez mężczyzn: starych, w średnim wieku ale też i młodych, w kwiecie wieku. Mało jednak było kobiet… co zauważyła Roza, praktycznie jedna albo dwie…
- Tu są sami mężczyźni…- stwierdziła pod nosem i nagle odkryła dlaczego. - Już idę, Panie! ~ ♫ - zabrzmiały melodyjnie kobiece głosy wchodzących do pomieszczenia dziewczyn poprzebieranych w czarne, dość kuse stroje pokojówek z uroczymi nakryciami głowy, typowymi dla tego typu kelnerek. Przynosiły napoje, były na każde zawołanie klientów uśmiechnięte od ucha do ucha, innymi słowy… damy do towarzystwa. Bar pokojówek. Rozę zatkało. - To wiele wyjaśnia…- mruknęła. Skinęła na Tsusena dłonią i skierowała się na zaplecze. Czekała tam już na nich młoda kobieta, właścicielka gospody, widocznie zirytowana i zniecierpliwiona. Stała z rękami skrzyżowanymi na piersi. - Rozalia Valliere, przybyłam z rozkazu Królowej Henrietty, ten tutaj to mój Chowaniec, Tsusen.- oznajmiła, wskazując na niego od niechcenia.
- Nareszcie…- mruknęła kobieta.- Jestem Jessica- odparła krótko – właścicielka.- dodała.- Nie mam na to czasu, więc przejdźmy do rzeczy. Ostatnio jacyś mężczyźni źle traktują moje pracownice - odparła chłodno.- Molestują je, grożąc im, że zniszczą ich rodziny jeśli się sprzeciwią. Tak… chodzi o jakieś szlacheckie szumowiny. Nie pozwolę na to w mojej gospodzie. Straszą moje kelnerki, przez co te boją się przychodzić do pracy. Kilka z nich skrzywdzili, jak możecie się domyślić. Po tych słowach, nie słuchając sprzeciwów Rozy, chwyciła ją za nadgarstek, bardzo mocno i zaczęła ciągnąć do jakiegoś pokoju, wepchnęła ją tam.
- Ej..! Nie pozwalaj sobie! – mruknęła zirytowana Roza.
- Nie narzekaj, paniusiu, w mojej tawernie rządzę ja a nie ty. Będziesz udawać moją pracownicę, tylko nie przynieś wstydu mojej gospodzie - mruknęła.
- Będziesz mnie jeszcze błagać, abym ci wybaczyła te oszczerstwa…- wycedziła pod nosem.
- Możesz być klientem - dodała do Tsusena cieplejszym tonem i z promiennym uśmiechem, nie kryjąc tego, iż jej się spodobał.- Poczekaj momencik - dodała i weszła za Rozą do pomieszczenia. Kilka minut po tym wyszła, widocznie zirytowana, otwierając szeroko drzwi. Stanęła obok z rękami skrzyżowanymi na piersi… jednak Roza nie wyszła.
- Wyjdziesz wreszcie!?- warknęła na nią.
- Ten strój jest poniżający! – krzyknęła zza drzwi, ani myśląc o wyjściu tak ubranej.
- Hooo… a myślałam, że jesteś profesjonalistką. Najwidoczniej się myliłam – wzruszyła ramionami. Nie minęło kilka sekund, a Roza wyszła z pomieszczenia. Brew jej lekko drgała. Czarny strój pokojówki idealnie podkreślał jej kobiece walory. Miała odsłonięte ramiona i wyeksponowany biust. Gorset podkreślał jej figurę, a spódniczka była stanowczo za krótka. Wszystko było zakończone białą koronką, a głowę zdobiło typowe dla takiego stroju nakrycie głowy. Na długich, smukłych i pięknych nogach miała czarne zakolanówki, a na stopach cienkie, również czarne pantofelki. Z tyłu zawiązana była czarna wstążka, dodająca strojowi uroku, tak samo jak mały biały fartuszek. Natomiast włosy miała rozpuszczone, sięgały jej parę centymetrów za ramiona - teraz wydawały się tak ciemne, że aż prawie czarne.
- JESTEM profesjonalistką- wycedziła. Można było odnieść wrażenie, że między nimi sypią się iskry - mierzyły się groźnymi spojrzeniami, lepiej było nie wchodzić im w drogę. Roza naciągała rozpaczliwie spódniczkę, nadal jednak nie przerywając walki na spojrzenia z właścicielką. Prychnęła i odwróciła się do Tsusena. Automatycznie poczerwieniała. Czuła, że ten strój ją poniża, nie powinna się tak pokazywać , zwłaszcza słudze.
- Ani słowa- wycedziła. Patrzyła na niego groźnie, naciągając jeszcze bardziej spódniczkę.
- A czy ja coś mówię? -zapytał spokojnie, przekrzywiając głowę na bok. Skrzyżowała ręce na piersi i udając, że tego nie słyszała, spojrzała w stronę zapełnionego lokalu.
- Ja będę raczej udawał ochroniarza-powiedział, uśmiechając się lekko w stronę właścicielki lokalu. - Jeżeli to nie byłby problem, mogła by pani znaleźć jakiś pokój i przyprowadzić pojedynczo te skrzywdzone dziewczyny?- zapytał z miłym uśmiechem- Chciałbym im zadać kilka pytań-dodał.
- Z tym akurat może być problem…- odparła właścicielka, drapiąc się w tył głowy w zastanowieniu.- One boja się mówić o czymkolwiek. Nocują tutaj, mają przydzielone pokoje – wskazała na piętro i westchnęła.- Trudno było z nich cokolwiek wyciągnąć, nawet nie chciały powiedzieć , kto im to zrobił. Wiem tylko, że była to grupa szlachciców, jednak, jak widzicie, często tu tacy bywają, więc nie wiemy dokładnie, kto zastrasza moje pracownice - oznajmiła, po czym spojrzała z pogardą na Rozę. Najwidoczniej nie przepadała za szlachtą, co dziewczyna zauważyła, bo sama też nie pałała do kobiety sympatią. - A co do ciebie …- wycedziła.- Nie waż się zszargać dobrego imienia mojego lokalu, jest dzisiaj kilku stałych klientów- mruknęła do niej.
- Nie martw się o to - warknęła Roza, mierząc się z nią wzrokiem, po czym rozwiała sobie dłonią włosy, prychnęła i udała się na salę.
 -Rozumiem, w takim razie pod koniec zlecenia wykorzystam swój drobny talent, by zapomniały o tym incydencie, mam swoje sposoby-oznajmił Tsusen ,stając w rogu. Zupełnie zniknął w jego cieniu, jakby w ogóle go tam nie było. Zamknął oczy i nasłuchiwał. W tym samym czasie Roza wcieliła się w swoją rolę z niesamowitą precyzją. Poruszała się z gracją po sali, przynosząc klientom ich zamówienia z uroczym, pełnym ciepła uśmiechem na ustach. Nie trwało długo kiedy wszyscy polubili nową kelnerkę. Właścicielka patrzyła na nią z lekkim grymasem na twarzy, nie spodziewała się, że jest taka dobra.
 - Już idę, Panie..!- dało się słyszeć delikatny i uprzejmy głosik Rozy, chociaż w myślach przeklinała całą tę sytuację. Wiedziała jak rozkochać w sobie mężczyznę, co było bardzo przydatne w zdobywaniu informacji. Była bardzo dobrą aktorką. Spełnianie zachcianek klientów ją denerwowało, jednak nie mogła się poddać, o nie! Na pewno nie pokaże słabości przed tą kobietą! Zacisnęła dłoń w pięść, odreagowując frustrację. Z trudem powstrzymała drganie prawej brwi na myśl o właścicielce baru i tych mężczyznach. Gdy ochłonęła, odwróciła się z powrotem do gości gospody z życzliwym uśmiechem. Znowu dało się słyszeć brzdęk spadającego widelca i pstryknięcie. Klienci robili wszystko, aby choć na chwilę przywołać Rozę do siebie- rozlewali piwo, upuszczali sztućce, zamawiali coraz więcej alkoholu i innych rzeczy. Denerwowało ją to coraz bardziej, jednak nie mogła wyjść z roli, nadal uparcie w niej tkwiła, czekając aż zjawią się ci, dla których musi to znosić. Za wszelka cenę doprowadzi misję do końca, nie może zawieść Królowej. Ta myśl dawała jej siłę i opanowanie. W końcu dało się słyszeć kolejny już tego dnia dźwięk dzwonka u drzwi gospody i do zatłoczonego lokalu weszła grupa mężczyzn. Drogie ubrania i miecze podpięte do pasów dowodziły, że byli to szlachcice. Usiedli razem przy jednym ze stolików. Roza od razu wpadła im w oko - zawołali ją, a ona podeszła do nich z uśmiechem. - Co mogę dla was zrobić, Panie?- spytała z kobiecym urokiem i delikatnością. - Jest coś, co możesz dla nas zrobić, panienko- oznajmił, zaciągając ją do siebie i sadzając sobie na kolanach. Wyszczerzył zęby w chytrym, podejrzanym uśmiechu i przeczesał dłonią jej włosy. - Milcz i nie rób żadnych fałszywych ruchów, inaczej zniszczę ciebie i twoją rodzinę- szepnął jej do ucha, sprawiając, że zamarła w bezruchu.
" To są oni, to ich szukamy!" Zorientowała się szybko, jednak musiała mieć stuprocentową pewność, zanim wykona jakikolwiek ruch. Siedziała odwrócona tyłem do mężczyzny, czując jego ręce na swoich ramionach, bawiła go ta sytuacja. Nagle poczuła, że dłonią zmierza do dolnej części jej bielizny, sunąc palcami po wewnętrznej stronie jej ud. Drugą dłoń wsunął jej pod ubranie, sięgając do jej piersi. Było to dość łatwe pomimo gorsetu, gdyż w tej części materiał był luźny - gorset był zawiązany pod linia biustu. Ścisnął jej pierś, jednocześnie docierając dłonią pod spódniczkę i w tym momencie coś w niej pękło… Brew zaczęła jej niebezpiecznie drgać, przestała się kryć: była wkurzona – ten parszywy śmieć śmiał jej dotknąć.
- Weź… te… łapy- wycedziła przez zęby, gotowa w każdej chwili wyciągnąć różdżkę i wysadzić go w powietrze. Jednak zanim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, tuż obok niej i tych mężczyzn, znikąd pojawił się Tsusen. Złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie.
- To moja osobista pokojówka, więc łapy przy sobie-powiedział opanowanym głosem. Spojrzała zszokowana na niego.
"Kiedy on…?"
- Zgromadź ludzi w innej części pomieszczenia-szepnął Rozie wprost do ucha, chcąc ,by tylko ona to usłyszała. Kiwnęła głową, po czym coś sobie uświadomiła.
"Moja osobista pokojówka..!? … poczekaj, niech tylko misja się skończy!"
- No, zmiataj już- poklepał ja po plecach, jednak napastnicy mogli zobaczyć jak klepie ją w pośladek. Podeszła do zdezorientowanych gości z życzliwym uśmiechem. Zarumieniła się delikatnie, udając onieśmieloną. Nie trwało długo, jak oczarowani jej uroczym uśmiechem, bez pytań udali się w skazane przez nią miejsce. Lokal nie był duży, więc wszyscy musieli zmieścić się w kącie. Roza przygryzła lekko dolną wargę- tak nie zdoła ich odseparować, postanowiła więc w inny sposób odwrócić ich uwagę.
- Czy mogę w czymś pomóc, Panowie…? – spytała z lekkim rumieńcem, a wszystkie oczy zwróciły się na nią.- Wiem… przeze mnie znosicie niewygody… przepraszam… - w chwili gdy to powiedziała, nie wiedząc czemu, klienci dostali palpitacji serca, aż oczy im się zaświeciły- zawołali chórem:
- Nic nie szkodzi, Roza-chan <3
-Spać-wycedził przez zęby, a jego oczy zabłysły.
 Zasnęli . 
 Chwycił mężczyznę za ubranie i rzucił nim o ścianę. Złapał go za gardło i uniósł do góry. Mężczyzna zaczął się szarpać, starając się wyrwać z jego uścisku. Coś strzeliło w nadgarstku Tsusena.
– Tam skąd pochodzę za takie działanie mógłbyś mieć odcięte dłonie – to mówiąc, wbił ostrze sztyletu między nogi mężczyzny, zobaczył w jego ślepiach strach- i coś innego – dodał. - Jednak zamiast tego sprawię, że twoi towarzysze będą cię kochać jak kobietę -wycedził mu tuż przy uchu. Zacisnął pięść i uderzył go z całej siły w brzuch . Mężczyzna splunął krwią i zemdlał.
"Więc to jest siła wampira…" Pomyślała Roza, patrząc na śpiących na ziemi mężczyzn oraz nieprzytomnego szlachcica. Przyjrzała się dokładnie swojemu Chowańcowi. Prawą ręką wyciągnął ostrze i kopnął faceta z całej siły w kroczę. Opuścił go na ziemię. Schował sztylet i związał mężczyźnie ręce i nogi. Przeszukał go, wyciągając pieniądze. To samo zrobił z pozostałymi , po czym wrzucił ich wszystkich do jednego pokoju niedaleko zaplecza. Dał pieniądze właścicielce jako wynagrodzenie za „szkody”, jakie wyrządził. Zabrał skrzypce od jednego z grajków, zamknął oczy i zaczął grać . Melodia była tak piękna i czysta, że wszyscy zapomnieli o tym, co się wydarzyło. Oczarowani dźwiękiem skrzypiec przerwali swoje zajęcia i zatrzymali się, patrząc na Tsusena. Lewy rękaw nieco mu się zsunął, przez co było widać lekko spuchnięty nadgarstek. Roza patrzyła na niego jak zahipnotyzowana, nie sądziła, że potrafi tak pięknie grać na skrzypcach.
"Jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiem…" Przeszło jej przez myśl. Coś zwróciło jej uwagę, przyjrzała się bardziej jego nadgarstkowi. Gdy skończył grać, oddał skrzypce. - Użyj trochę oliwy na smyczku, by gładziej przesuwał się po strunach- doradził, lekko klepiąc mężczyznę po ramieniu, po czym, jak gdyby nigdy nic, usiadł przy jednym ze stolików. Schował ręce pod stół, spod którego słychać było tylko ciche strzelanie kości. Wziął szklankę wody stojącą na blacie i po prostu upił z niej delikatny łyk, nie zwracając zbytniej uwagi na ludzi. Roza podeszła do niego i uderzyła z całej siły pięścią w stół, widocznie wkurzona. Brew jej drgała. - „Moja osobista pokojówka..!?” – warknęła, wpatrując się w niego widocznie zirytowana. Spojrzał na Rozę kątem oka. - W końcu musiałem jakoś cię stamtąd wyciągnąć-powiedział spokojnie. - A co? Wolałabyś, bym nazwał cię swoją kochanką czy może dziewczyną?- zapytał, odstawiając szklankę . Roza spłonęła rumieńcem, nie wiedząc co mu na to odpowiedzieć -mamy czekać do przyjścia straży, by zabrali te śmiecie? –zapytał, wskazując na pokój, w którym ich zamknął . - Nie- oznajmiła chłodnym tonem, patrząc na drzwi do pokoju – Nie stanowią już zagrożenia, a strażnicy niedługo się zjawią ..- popatrzyła na jego opuchliznę, mówiąc coraz ciszej. Westchnęła. Chwyciła delikatnie jego nadgarstek, przyciągając lekko do siebie. Nie był już uszkodzony. Zauważyła, że go nastawił, jednak ciągle był spuchnięty, zapewne jeszcze bolał. Wyciągnęła mały pojemniczek i otworzyła go. W środku była ciemnoszara maść. Nałożyła odrobinę na palec i wtarła ostrożnie w spuchnięte miejsce. Zamknęła pojemniczek z maścią i schowała go z powrotem za dekolt, ponieważ w tym stroju to była jedyna możliwość. Odwróciła się do niego plecami, krzyżując ręce na piersi i patrząc w stronę zaplecza. Ból nadgarstka całkowicie ustał, a opuchlizna powoli zniknęła. Była to maść na siniaki i opuchlizny, której często używała. - Ile można czekać!?- mruknęła- poszła tylko po moje ubrania – prychnęła zirytowana. - Niestety nie mogłam znaleźć twoich ubrań, zapewne ktoś je ukradł. Zostało tylko to- powiedziała właścicielka z wrednym uśmiechem, trzymając w dłoniach tylko jej kapturek. - Co..!? Chyba żartujesz! – powiedziała w załamaniu, była pewna, że to ona stała za tym „zniknięciem”. Wzięła od niej kapturek, mierząc ją wzrokiem. - Ale nie martw się- machnęła ręką – pozwolę ci to zatrzymać, panienko szlachcianko- powiedziała z uśmiechem, wskazując na seksowny uniform pokojówki. - Co..!? Nie mogę tak wyjść!- zawołała widocznie załamana. Jeśli ktoś ją w tym zobaczy, dopiero stanie się pośmiewiskiem. "Szlachcianka z rodziny Vallier’ów w takim lubieżnym stroju…" Oparła się rękami o blat stolika w załamaniu. Jessica odeszła zadowolona. - Zamorduje tę wredną babę…- mruknęła, zakładając swój kapturek i naciągając go na oczy. - Ty to masz pecha –stwierdził Tsusen, zdjął swoją koszulę i zarzucił jej na ramiona. Spojrzała na koszulę zaskoczona. Była dość ciężka i miała ma sobie jego zapach. Naciągnęła ją bardziej na siebie. - Poczekaj chwilę-dodał i ruszył na zaplecze. Wymazał kobietom złe wspomnienia i wrócił do niej. - Możemy iść, Pani- powiedział, kłaniając się nisko przed Rozą, jego koszula wyglądała na niej jak płaszcz. Kiwnęła głową. - Idziemy- rozkazała i skierowała się w stronę drzwi. Przed lokalem czekał już na nich powóz. Tsusen ruszył spokojnie za Rozą, otworzył jej drzwi i wszedł za nią do środka, siadając w kącie, patrząc za okno. Roza zerknęła na niego zdziwiona. - O… widzę, że ci się odwidziało. Już nie biegniesz…?- spytała z wrednym uśmiechem. Popatrzyła mu w oczy, po czym spojrzała przez okno, naciągając bardziej kaptur. Powóz ruszył. - Dobra robota, sługo- powiedziała ,nie spuszczając wzroku z okna, wciąż kryjąc się za swoim kapturem. - Robota jak każda robota- stwierdził obojętnie. - Skoro tak mówisz – mruknęła pod nosem, nie spuszczając wzroku z okna. - Kiedy dojedziemy, zdradzę ci pewną informację o sobie, jakiej nikomu jeszcze nie zdradziłem- oznajmił spokojnie. Zaciekawiona Roza odwróciła głowę w jego stronę. - Hm.. jestem ciekawa, co mi powiesz – oznajmiła spokojnie, zawsze była ciekawa. – Mam nadzieję, że wszyscy w szkole już śpią- powiedziała, patrząc znowu przez okno. Powóz zatrzymał się na dziedzińcu szkoły. Roza naciągnęła bardziej kaptur i poprawiła koszulę Tsusena, gotowa do wyjścia z powozu. Chciała wreszcie zdjąć z siebie ten strój. Gdy otworzył jej drzwi i podał dłoń, by pomóc jej wyjść, chwyciła ją i wysiadła z powozu. Była spokojna i ciemna noc. Wszyscy najwidoczniej już spali. Skierowali się do pokoju. Roza od razu weszła do łazienki. Dość długo tam siedziała. Gdy w końcu wyszła, nie miała na sobie nakrycia głowy pokojówki, jednak nadal była w tym stroju, widocznie sfrustrowana. Spojrzała na siedzącego na swoim posłaniu Tsusena. Westchnęła. "Nie ma rady…" Podeszła bliżej i odwróciła się do niego plecami, pokazując ciasno zapięty gorset. - Nie mogę tego zdjąć, jest za ciasno, zaraz się uduszę. Zdejmij to ze mnie- rozkazała w desperacji, nie patrząc na niego. Podszedł do niej, sięgając do zapięcia gorsetu. - Jak za pierwszym razem…- powiedział pod nosem i zaśmiał się na to wspomnienie, po czym ugryzł się w język. - Mówiłeś coś…?- spytała, zerkając na niego przez ramię. - Nie, nic – odparł. Zwinnym ruchem rozwiązał gorset. W chwili gdy to zrobił, wzięła głęboki oddech, dotykając dekoltu, aby przytrzymać strój. - Proszę bardzo- powiedział, siadając z powrotem na swoim posłaniu. Nie miała już siły wchodzić do łazienki. - Wredna baba…- mruknęła pod nosem- chciała mnie w tym udusić- dodała i usiadła na łóżku, sięgając jedną ręką po koszulę nocną.- Odwróć się, sługo – mruknęła do niego. -Nie masz mnie czym zaskoczyć-powiedział spokojnie, kładąc się na swoim posłaniu i zamykając oczy. Pohamowała chęć zamordowania go na miejscu i wzięła głęboki oddech. - Nie prosiłam o komentarz, jako sługa masz mnie słuchać- wycedziła. Powoli ściągnęła strój, odsłaniając gładką skórę i piękne, młode ciało. Ubranie opadło na ziemię. Wzięła koszulę nocną i założyła ją na siebie. Wyciągnęła włosy spod ubrania i przeczesała je dłonią. Wstała i schowała fikuśny strój do kufra… bardzo głęboko. Zatrząsnęła z hukiem wieczko skrzyni i wstała z ziemi. Usiadła na łóżku ze skrzyżowanymi rękami na piersi i nogą założona na nogę. Spojrzała na niego. - Odwróć się, miałeś mi coś powiedzieć- oznajmiła. - Miałem-powiedział spokojnie, wstając i powoli do niej podchodząc. Złapał ją za policzki. Spojrzała na niego zdezorientowana, zaskoczona że podszedł do niej tak blisko. Odchylił jej głowę lekko na bok, nachylił się do jej ucha, jakby chciał jej coś powiedzieć , ale zamiast tego lekko ją w nie ugryzł i odsunął się, gdy zobaczył jej reakcję. Złapała się za ucho, oblała się rumieńcem, nie wiedząc co robić. - C-co ty r-robisz!?- spytała zdezorientowana. - Nabrałaś się-powiedział obojętnie. Poczerwieniała jeszcze bardziej, po czym spojrzała na niego widocznie wkurzona. - „N-nabrałaś się…?”- wycedziła, sięgając po różdżkę.- T-to był żart…?- podniosła na niego wzrok, z którego aż biła żądna mordu.- To twój koniec… sługo – brew jej drgała, uniosła różdżkę. Wcelowała w niego. Rozległ się wybuch. Spojrzała na niego i zdmuchnęła dymek z różdżki. - Dobranoc, sługo – powiedziała z promiennym uśmiechem i weszła do łóżka jak gdyby nigdy nic. Przykryła się kołdrą i zasnęła. -Jak chciałaś mnie rozebrać, wystarczyło powiedzieć-mruknął, patrząc na swoje całkowicie zniszczone ubranie. Westchnął tylko, wyszedł przez okno i położył się na dachu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz