sobota, 23 maja 2015

Rozdział XV



Cisza. Od tej ciszy można było oszaleć. Niekiedy słychać było przebieg malutkich łapek po kamiennej posadzce. Nawet wiatr starał się tu milczeć. Lekki powiew zdradzał nieszczelność grubych murów, otaczających go z każdej strony jak kamienna zbroja. A może to nie mury były nieszczelne? Może tylko mu się wydaje, że czuje powiew na twarzy? Może to tylko jego oddech.
- Ach..cholerne srebro – dało się słyszeć przekleństwo wydobywające się z ciemności. Nie wiedział już ile czasu spędził w tej celi.
- Idealne… koło… ktoś wypalił za dużo trawska lub bawi się w okrągły stół czy co? Ej ty! Będziesz tak stał jak kołek! To zaczyna się robić nudne…moglibyście, chociaż pogadać, bo się zanudzę na tym wygwizdowie.
Tsusen wyzywał ‘ich’, co jakiś czas. Teraz była kolej trzeciego od lewej. Tak z nudów. Siedział w samym środku okrągłej sali. Kolanami podpierał się zimnej jak lód posadzki. Łańcuchy trzymały jego ręce.
- Normalnie jakby połknęli kij od szczotki bądź im go w dupe wsadzili”-pomyślał i westchnął bezgłośnie, zmęczony już tą sytuacją.Wzdłuż ścian okrągłej sali, niczym podpierające ją filary, stali ustawieni w równych odległościach strażnicy. Nie wyczuwał w nich tętna, ani niczego, co wskazywałoby, że są ludźmi, lub czymś podobnym do człowieka. Od tak, puste puszki, bądź zniewolone dusze któż to wie. Miał jednak pewność, że się ruszają. Gdy pierwszy raz usiłował uciec, aż za nadto pokazali mu, że potrafią się ruszać. Puste puszki, pozbawione jakichkolwiek emocji. Na próżno usiłował ich wkurzyć.
- Zero zabawy. Nie macie nic innego do roboty jak posuwanie jakichś panienek lub oglądanie pornoli?–zapytał i prychnął a następnie splunął krwią pod nogi jednego z nich. Ktoś doskonale wiedział, kim a raczej, czym jest. Idealnie wyważona ilość srebra w łańcuchach, które go trzymały dowodziła tego. Było go na tyle dużo by nie było łatwo stąd uciec i na tyle mało żeby go nie zabić. Co ciekawe, w jego wypadku srebro tylko mogło pozbawić go pewnych umiejętności, które mogły spowodować jego śmierć w nieodpowiednim momencie. Kiedyś nawet sam się o tym przekonał, chociaż jakimś cudem nadal żył , co jego samego zastanawiało.
- Cholera.. to wszystko jest popieprzone.
„Chociaż intrygujące na swój pierdolony sposób” –nadmienił w myślach, uśmiechając się wrednie pod nosem.
Czuł, że ktoś upuszcza jego krew, kiedy jest nieprzytomny. Nie wiedział, po co im jego krew, chociaż miał pewne przypuszczenia, co do tego. Możliwe, że chcieli po prostu go osłabić. Ciężko było cokolwiek wymyślić na granicy świadomości.  Miał ciężki oddech. Nie żeby musiał oddychać, mimo iż robił to prawie non stop.  W stanie, w jakim aktualnie się znajdował nawet wampirowi wracały niektóre ludzkie odruchy.
- „Ta durna pani się pewnie martwi..heh..Ale prędzej całkiem już o mnie zapomniała, bo kto by chciał pamiętać o potworze”- pomyślał nieświadomie, a twarz Rozy przemknęła nieproszona przez jego umysł. Znowu cisza.

***
- Ach..ha..- ciężki oddech przeplatał się z świstem odgarnianych gałęzi i liści. Nie miała już siły. Biegła bez przerwy już jakiś czas. Była zmuszona zejść z konia, bo ta droga nie nadawała się do konnej przeprawy. O ile w ogóle można było nazwać głuchy las drogą. Potknęła się. Obolała po zaryciu o ziemię podniosła się i usiadła na kolanach.
- Tsusen..- szepnęła, jakby licząc na to, że jej odpowie. Był blisko, czuła to.
- Zaraz.. kompas..Gdzie jest kompas!?- spanikowana zaczęła przewalać liście i fragmenty ściółki leśnej. Czuła, że panikuje. Gdzieś go upuściła jak upadła.
- To jedyna nadzieja żeby go znaleźć.. gdzie on jest.. gdzie.. gdzie.. gdzie! ?– krzyknęła głosem jakby zaraz miała się rozpłakać przez swoją beznadzieje. Odetchnęła lekko i z obojętnością spojrzała w lewo. Kompas leżał sobie dumnie wśród liści.
- Bardzo zabawne – stwierdziła, ponieważ był na wyciągniecie jej ręki. Otarła go z ziemi. Mały okrągły kompas. Pokazywał miejsce gdzie znajdował się Chowaniec posiadacza. Drugi raz już go używa. Drugi raz zostali rozdzieleni. Westchnęła. Wstała, otrzepując się z ziemi. Spojrzała z determinacją przed siebie. Odgarnęła kolejną gałąź stojącą jej na drodze. Ruszyła naprzód.
- Chyba jestem beznadziejną Panią.. To wszystko moja wina.


***
- Gdzie ja jestem..- zadał sobie to pytanie już któryś raz, aby chociaż usłyszeć w własny głos w tej bezgłośnej ciszy, jaka tam panowała. Jedynie od czasu do czasu był w stanie wyczuć jakieś wibracje z innych pomieszczeń, lecz trudno mu było się skupić przez braki w krwi. Tsusen wpatrywał się obojętnym wzrokiem w podłogę.
- Jakim cudem się tu znalazłem. A może powinienem powiedzieć , kto za tym stoi? – Zastanawiał się, co się stało. W końcu fragmenty przeszłości zaczęły do niego wracać. Tamtego dnia..

***
Roza weszła do pokoju przeglądając pocztę. To był zwykły dzień, niczym się niewyróżniający.
- Miałeś zrobić pranie – rzuciła oskarżycielsko, patrząc na stertę brudnych ubrań, czekających żeby ktoś się w końcu nimi zajął. Leżała tu już od kilku dni.
-A co ja jestem?  Twoja zakichana gosposia?- zapytał, patrząc na nią obojętnym wzrokiem- gdybym był zwierzakiem sama byś to robiła, o pani- dodał, kończąc to zdanie słowami pełnymi ironii.
Zignorowała jego ciętą uwagę. Przez długi okres czasu, podczas którego mieszkali razem, zdołała się przyzwyczaić.
- Oh.. Ojciec cię pozdrawia – oznajmiła chwilę później, czytając list z domu -„trzymaj od niej łapy z daleka”- zacytowała – znaczy tradycyjnie – przewróciła oczami, odkładając list na biurko. Zauważyła pieczęć królewską.
- Nowa misja..? Zaraz…- zdziwiona spojrzała, dla kogo zaadresowana jest wiadomość – To.. do ciebie.- Stwierdziła zaskoczona wyciągając list w jego stronę.
-Możesz mi przeczytać, czego to chcą? –zapytał.
Pstryknął palcami, a jej ubrania były już świeże, ułożone ładnie, gotowe do włożenia do szafy.
- Właśnie, dlatego, TY robisz te wszystkie rzeczy, Puszku – oznajmiła z pełnym ironii, wdzięcznym uśmieszkiem, wskazując listem stertę czystych już ubrań.
- To teraz daj mi swoje ciałko do zabawy w nagrodę -dodał z wrednym uśmieszkiem. Wkurzanie jej było jego ulubioną rozrywką ostatnimi czasy, więc często tak mówił, gdy miał zamiar napić się jej krwi. Uwielbiał patrzeć na jej wybuchy złości. Bawiło go, iż uważa to za zboczone, w końcu nie mówił jak ma zamiar „bawić się jej ciałem”, więc ewidentnie jego pani miała niegrzeczne myśli, (co tylko bardziej sprawiało, iż uśmiechał się szerzej i wredniej pod nosem, zadowolony ze swojego psikusa.)
Dostał zwiniętym listem po głowie. Czerwone policzki Rozy idealnie odznaczały się na jej jasnej cerze.
- Zboczeniec – oznajmiła krótko i ponownie rozwinęła list, żeby go przeczytać.
-A co ja niby takiego zboczonego powiedziałem? -zapytał udając niewiniątko.  Roza zignorowała tą uwagę i zaczęła czytać na głos kolejno wszystkie barwne ozdobniki,stylowe dla pisma od królowej, po czym przeszła do konkretów.
- Królowa wzywa cię do siebie. Mówi, że to poufna misja, bardziej przysługa, nie chce żebym o tym wiedziała, dlatego nie napisała w liście szczegółów. Kiedy przyjedziesz na miejsce wszystko ci wyjaśni.
Skróciła długą wypowiedź władczyni, chwilę się zastanawiała nad treścią listu. Coś jej nie pasowało. Nie wiedziała jednak, co, zagłuszyła więc własne podejrzenia, uważając je za nieznaczące.
- To nietypowe, że królowa nie chce żebym o czymś wiedziała, zawsze myślałam, że mi ufa. Mówiła mi  o wszystkim, a teraz nie chce mojej pomocy.
Skomentowała lekko zawiedziona. Westchnęła.
- Tak czy inaczej. Napisała, że będzie czekać na ciebie w letniej rezydencji nad Jeziorem Izbrin. To blisko granicy. – Powiedziała spokojnym, znudzonym głosem podchodząc do półki. Wyciągnęła zwiniętą w rulonik, niewielką, mapę podręczną.  Rozwinęła ją przed nim.
- Tutaj – powiedziała wskazując mu miejsce na mapie.
- To trochę daleko, potrzebujesz czegoś? Ubrania, miecza, kopa w tyłek? – spytała, ostatnie dodając z wybitnie mściwym uśmieszkiem na twarzy - ..prowiant? Oh..- dokończyła swoją wypowiedź i od razu zamilkła. Zaczesała lekko włosy za ucho, usiłując ukryć zakłopotanie. Zapach jej czystej, pysznej krwi roztoczył się w powietrzu.
- Wybacz.. ciągle zapominam – przeprosiła lekko, w końcu nie jadł jak człowiek, bynajmniej nie musiał.  Czasem zapominała o tym, kim jest, dla niej – był to po prostu Tsusen. Ten sam wkurzający Chowaniec, którego widzi, na co dzień.
-Prowiant mogę sobie po drodze załatwić-powiedział spokojnie jakby to było coś normalnego.
-„Trochę dziwne, że nie kazała jej też przyjść. Zazwyczaj jak byliśmy razem to mówiła wtedy, że chce mojej pomocy,hmm” -pomyślał, ale się tym nie przejął, jak zawsze. Podszedł do swojej części pokoju i z kufra, jaki robił mu za szafę, wyciągnął czarno-czerwony płaszcz.  Założył go.
Uśmiechnął się wrednie pod nosem , podchodząc wolno do Rozalii.
-Kto się będzie tobą dziecinko zajmował, kiedy wyjadę?-zapytał,udając zatroskaną matkę na co Roza zareagowała zirytowaniem. -Nie potrafisz nawet ładnie złożyć swoich ubrań. Jak wrócę pewnie ten pokój będzie ruiną – dodał, udając, że płacze.
- Nie martw się, dam sobie doskonale radę – oznajmiła, chcąc go odepchnąć od siebie w odwecie jednak on zatrzymał bardzo łatwo jej ręce w powietrzu, po czym po prostu wgryzł się w jej szyję.Ledwo powstrzymała westchnienie, zagryzając wargę, zaskoczona. Ciągle nie mogła przyzwyczaić się do tego rozkosznego uczucia, jakie obiegało jej ciało, kiedy jego kły wgryzały się w jej delikatną skórę. Jej uniesione ręce opadły bezwładnie po jego ramionach. Czuła, że traci równowagę jak przy najwspanialszym pocałunku, kiedy nie wiesz, co się dzieje i chcesz po prostu oddać się chwili. Upił parę łyków jej krwi, delektując się każdym z nich. Standardowo zaleczył ranki po swoich kłach przejeżdżając po nich językiem. Roza cała w rumieńcach wróciła na ziemię. Zorientowała się, że w szale tego doznania, kurczowo chwyciła się jego ramion, przytulając się do niego. Jej policzki na nowo poczerwieniały. Natychmiast się odsunęła, odwracając wzrok w przeciwną stronę usiłując ukryć zawstydzenie. Odchrząknęła dyplomatycznie.
- Ile razy mam ci powtarzać, wole żeby bolało niż czuć to, co mi robisz. Nie mam nic przeciwko tego, żebyś żywił się moją krwią, ale te ekstra dodatki zachowaj dla siebie – oznajmiła stanowczo, krzyżując ręce na piersi.
-No to widzimy się niedługo-powiedział zabierając list i przed zniknięciem dźgnął ją lekko palcem w talię.  Nie zdążyła mu oddać, chodź zamachnęła się bardzo energicznie. Zniknął, pojawiając się tuż przed szkołą i spokojnie kieruje się w wyznaczonym kierunku.
- Co za idiota..! – zawołaładając tym upust złości.


***

- To chyba to miejsce – stwierdził, patrząc na mapę od Rozy wymiennie z budynkiem, przed którym stał. Piękna rezydencja, zdobiona kwitami, wybudowana z kamienia, ale zmodernizowana. To był jedyny budynek w odległości kilkudziesięciu kilometrów, więc nie było mowy o pomyłce. Jednak nie widział tu nawet służby. Przypuszczając, że wszyscy są zapewne w środku ruszył wzdłuż kwiecistych ogrodów do bram królewskiej samotni.
-„Trzeba przyznać, że ładnie tu”- pomyślał wolnym spojrzeniem obejmując cały królewski, skrupulatnie wypielęgnowany ogród – „Ale jak dla mnie zbyt kolorowo”- stwierdził, a jego usta mimowolnie uformowały się w wredny uśmiech. Przejechał delikatnie, leniwym ruchem dłoni po kwiatach, które w momencie, gdy to zrobił zwiędły i utworzyły pentagram. Uśmiechnął się lekko pod nosem widząc to.
-„Tak lepiej” – stwierdził, kończąc zabawę, wolnym krokiem kierując się w stronę drzwi frontowych. Gdy wszedł, zastał jednak głuchą pustkę. Nie było śladu człowieka. Coś tu nie pasowało. Ogród był zadbany, powinien, więc ktoś tu przebywać. Meble w salach pokryte były białym prześcieradłem, jakby nikt nie przygotował rezydencji na przyjazd władczyni. Gdyby Henrietta miała tu przyjechać, lub już by tu przebywała zapewne Ogrodnik albo Pokojówka, która w trakcie nieobecności dbała o rezydencje, zdjęłaby je i wysprzątała zakurzone, przez długi czas braku obecności człowieka, póki. Przejechał palcem po półce na książki w salonie zdejmując wart swe kurzu od razu ścierając ją z palców. Powoli kierując się w tylko jemu wiadomą stronę. Budynek wyglądał na niezamieszkiwany od dawna, jednak wyczuwał delikatny zapach Królowej ulatniający się z powietrza w pokojach, przez które przechodził.
-„Królowa niedawno tu była”
-przeszło mu przez myśl – „jest tu koś jeszcze,tylko, kto…chociaż leprze pytanie brzmiałoby - co­” - dodał w myślach i ruszył do głównego holu, w którym wyczuwał obecność Henrietty. Im bliżej podchodził, tym bardziej zdawało mu się, że ktoś go obserwuje.  Otworzył ogromne drzwi, wchodząc do wielkiego holu, który jednocześnie pełnił funkcje niewielkiej Sali bankietowej. Uśmiechnął się kącikiem ust. Zbyt oczywista pułapka. Henrietta siedziała na krześle. Nie ruszała się. Nie była związana, ale z jakiejś przyczyny zdawało się, że nie może ruszyć się z krzesła. Podszedł bliżej.
- Wasza Wysokość – skłonił się do połowy, kątem, oka obejmując całe pomieszczenie. Nie zareagowała, jej oczy były puste. Uniosła powoli głowę, unosząc na niego wzrok. Życie w sekundzie wróciło do jej oczy, jakby ktoś zdjął czar z jej oczu. Ożywiła się.
- Tsusen nie podchodź to pułapka! – zawołała wyciągając w jego stronę rozpaczliwie rękę, chcąc temu zapobiec i wtedy znikąd zaczęły wzdłuż Sali pojawiać się uzbrojeni przeciwnicy. Woń srebra uderzyła w jego nozdrza. Zaatakowali go w idealnej koordynacji, a Henriette przed podbiegnięciem do niego zatrzymała włócznia jednego z nich.
- Ten dramatyzm…klik…klik… Niech się Wasza Wysokość nie kłopocze…klik…klik, nie śmiałbym tknąć tak uroczej damy..klik…klik. Zależy mi na czymś zupełnie innym…klik…klik.. – rozległ się beznamiętny pusty głos bez żadnych emocji jakby nienależący do człowieka…tylko lalki. Tsusena otoczyła spora grupa tajemniczych stworzeń stworzonych z metalu oraz z bronią wykonaną z czystego srebra. Jednak nie to było źródłem największego „smrodu” srebra, od którego Tsusena aż paliło w oczy.
-To nie będzie zbyt przyjemny widok-powiedział zasłaniając jedną dłonią oczy królowej a po chwili dało się słyszeć dźwięk pękającego i trzeszczącego metalu. Gdy zabrał dłoń z oczu królowej stworzenia były powykręcane w różne dziwne zawijasy, które nawet trudno byłoby opisać, jaki kształt przedstawiają.
-Czyli to pewnie też nie królowa napisała list abym tu przyszedł-stwierdził i szybko odwrócił głowę w lewo patrząc na głowę jednego ze stworzeń, które zaczęło ruszać twarzą, jakby zaczęło samo z siebie naprostowywać powykręcane kończyny.
-„Tak jak myślałem…klik…klik…plotki o twojej mocy…klik…klik…i umiejętnościach nie pokazują prawdy…klik…klik- głos może i wydobywał się z tego stworzenia, lecz na pewno nie ono mówiło tylko ktoś inny.
 Otworzył szerzej oczy widząc pod nogami świecący dziwnie krąg, pchnął królową w bok i nagle nastąpił spory rozbłysk, który zniszczył budynek. Królowa znalazła się przed budynkiem w pentagramie ze zwiędłych kwiatów, które od razu wróciły do normy, gdy królowa się tam znalazła.
-Zajebię tego skurwiela-warknął Tsusen, unieruchomiony przez grubą warstwę srebra otaczającą jego ciało niczym zbroja. Niestety nie danemu było spełnić tej groźby, dziwne stwory stworzyły trumnę, zamykając go w niej.  Rozbłysło światło pochłaniając trumnę wraz z metalowym orszakiem.  Królowa podbiegła w jego stronę, ale było już za późno.
- Tsusen.. zniknął – szepnęła do siebie. Nie było po nich śladu. Tylko gruzy świadczyły o niedawnej walce. Usłyszała tupot konia za sobą, odwróciła się pośpiesznie gotowa do samoobronny, ale gdy tylko ujrzała osobę na koniu, uspokoiła się.
- Wasza Wysokość! – zawołała, blond włosa kobieta, zsiadająca z konia.
- Jak mnie znalazłaś!?
- Dostałam wiadomość, anonim, że znajdę tutaj Królową – powiedziała pomazując list, który samoistnie spłonął w jej rękach. Królowa przypomniała sobie słowa, metalowej zabawki „Nic Królowej nie zrobię, przyszedłem tutaj po coś innego”.
- A więc od samego początku chodziło o Tsusena – szepnęła sama do siebie.
- Słucham? – spytała zdezorientowana kapitan straży przybocznej, królowej Henrietty.
- Teraz to nie ważne, zaraz wszystko ci wyjaśnię, trzeba powiadomić Rozalie Valliere, jej Chowaniec został porwany. Bóg wie, co chcą z nim zrobić. – Oznajmiła stanowczo, wsiadając na konia bez pomocy.
- Tak jest! – zawołała blond włosa kobieta salutując i zabrała Królową w bezpieczne miejsce.

***
 
Tak oto Rozalia dowiedziała się o całym zajściu. Tajemniczy „lalkarz”, posiadający władze nad dziwnymi stworzeniami, znający sekrety jej Chowańca. Fałszywy list.
- Jakaż byłam głupia, gdybym tylko wtedy posłuchała sama siebie i sprawdziła to zlecenie – uderzyła pięścią w drzewo, czując jak narasta w niej wściekłość i gorycz. - Jeśli tylko mu coś zrobili..przysięgam..- syknęła. Nie uniosła różdżki a jej oczy spowił blask. Pulsowała w niej magia, wściekłość budziła ją od wewnątrz.
- Tsusen, uratuje cie. – Obiecała. Dłonią sięgnęła do różdżki, która aż zaiskrzyła wściekle od jej dotyku. - Enos san at deus domine, chaos ges um non Ga dha – mruczała pod nosem coraz mniej zrozumiała słowa kierując się w stronę frontowego wejścia.-„Nie mam zamiaru uciekać ani kulić się po kontach, choćbym miała zginąć, uwolnię go stąd. Nie potrzebuje się kontrolować. Niech moja moc rozniesie to w pył.”Strażnicy od razu ją zauważyli, chcieli podnieść alarm. Rzucili się na nią jeden po drugim. - Nas es da es – wysyczała wskazując w nich różdżką, spod jej nóg niczym fala tsunami przepłynęła po ziemi szeroka fala magicznej mocy, pulsująco, coraz bardziej zacieśniały się wokół niej kręgi.  Czuła jak jej ciało drży. Jej wzrok przepełniał gniew i determinacja. Strażnicy cofnęli się o krok. - Darujmy sobie te bezużyteczne zaklęcia – stwierdziła pod nosem. Otoczyło ją dwudziestu strażników. Kącik jej ust uniósł się kpiąco w uśmieszku. Zaledwie stojąc jak stała, trzymając różdżkę niczym od niechcenia, zwęziła swoje oczy a wszystko wokół niej wybuchło niczym bańki mydlane, unosząc w górę chmarę pyłu. - I to coś niby pokonało Tsu, chyba się chłopak starzeje – zakpiła sobie z niego tak dla zabawy i weszła przez rozniesioną w gruzy bramę, wchodząc pewnie jak do siebie. - Jest blisko – szepnęła i pobiegła przed siebie krętymi korytarzami.
Matura, matura i po maturze. Proszę o wybaczenie szlachetni czytelnicy za moja nie pracowitość.  Rozdział XV już z wami! Nie martwcie się, tym razem nie będzie tak długiej przerwy. Tylko was tak drażnię. Następny rozdział już w produkcji. Macie pozdrowienia od Wilka. Mam nadzieje, że nasza skomplikowana wizja artystyczna tego rozdziału nie namieszała wam za bardzo w głowię. Miało to zdynamizować akcje, nie wiem czy się udało. Pozdrawiam Roza, niewolnica wasza i Wilka.



-------------------------------------------------